[Korespondencja z Lublina]
Jakób Goldszmit

[Korespondencja z Lublina]
Jakób Goldszmit

[W rubryce: Korespondencja]

Lublin, dnia 10 września 1869 roku

 

Sala Ochrony Lubelska. – Postęp oświaty. – Wieści pocieszne z dziedziny handlu. – Przemysł Lublina: fabryka Klinkowsztejna i Krasuckiego. – Chasydyzm stron tutejszych. – „Pchła i rebe” bajka A. Mickiewicza.

 

Postaram się zreasumować postęp Lublina, a raczej w ogólnym zarysie przedstawić Wam dodatnie i ujemne jego strony, tak jak mi się one przedstawiły po całorocznej niebytności mojej w tym starożytnym grodzie.

Najpierw obowiązkiem moim po przybyciu do Lublina było zwiedzenie tutejszej Sali Ochrony. Liczę to dlatego do najpierwszych obowiązków, że w ugruntowaniu gmachu pomyślności tej Ochrony, do wyrobienia między biedniejszą publiką Lublina zupełnego zaufania do tego zakładu – sam kiedyś czynną przykładałem rękę. Wiem zresztą, jakie dobrodziejstwa wyświadcza ta jedyna sui generis instytucja izraelska Lublina. Toteż i dzisiaj nie mogę przemilczeć i choć kilką słowami nie wspomnieć o zasłudze szanownych opiekunek i opiekunów Ochrony. Oby działalności swej coraz szerszy krąg zakreślać nie omieszkali.

Najbardziej na swoim miejscu po Ochronie będzie wzmianka o postępie lubelskiej młodzieży izraelskiej na polu… oświaty. Niestety! Rok upłyniony pod tym względem dodatniego rezultatu wcale nie przyniósł. Na poparcie naszego twierdzenia mamy dane statystyczne, a lżejsza o wiele jest sprawa, jak wiadomo, wydostać się z paszczy rozjuszonego lwa niż z… labiryntu liczb i cyfr. Otóż, na 29 uczniów miejscowego męskiego gimnazjum przejście do klas wyższych otrzymała zaledwie ¼ część. Fakt to dość bijący w oczy. Przeciwnie zaś zupełnie rzeczy się mają w żeńskim gimnazjum, gdzie z liczby 7 panien połowa pochwałami za wzorowe zachowanie się i pilność w naukach zaszczyconą została. Może Bóg da, że bieżący, czyli nowy rok szkolny bardziej zadowalające rezultaty przyniesie nam w dani.

Z pola naukowych wiadomości na pole przemysłowe przeskok, prawda, niemały. Uniewinnia nas to jedynie, iż i z tego pola pocieszne donieść wam wiadomości możemy. Rzecz dziwna, jak też to olbrzymim krokiem pod pewnym względem postęp posuwa się naprzód. Pamiętam, lat kilka zaledwie mija, kiedy przejście przez pryncypalniejsze ulice Lublina (Bramową i Grodzką na przykład) kompletnie uniemożebnionym było, dzięki – wyznajmy to otwarcie – pewnej koterii przekupniów żydowskich, którzy gwałtem przechodniów wciągali do swych sklepów, a w razie nieprzystania na podawaną przez nich, zbyt wygórowaną cenę – różnych dopuszczali się niegrzeczności. Stąd częste spory wytaczały się przed policję, która obmyślała nawet środki zaradcze niekiedy. Dziś, wszystko się to, dzięki Bogu, zmieniło na awantaż. Bez wdawania się, nota bene, w to władzy, bez środków przymusowych, bez naglenia nawet o porządek.

[…]

Nie możemy na zakończenie niniejszej korespondencji przemilczeć o szeroce rozgałęzionej w lubelskich stronach sekcie chasydów. Winszujemy szczerze „Izraelicie”, że sumiennie się zajął tą kwestią, jak również wyrażamy wdzięczność panu Izraelowi L. G., że nabyte własne doświadczenie spożytkowuje na korzyść tej zacofanej klasy. Wracając do chasydów lubelskich, nadmienić nam wypada, że nie drwić z nich, ale litować się nad nimi należy. Odbywają też nieustanne pielgrzymki do żydowskiej Medyny: do Iżbicy, Kocka, Uchań, Sochiża i Turzyska i u fałszywych proroków zostawiają ostatni w pocie czoła przez nieszczęsne ich żony zapracowany grosz. Doprawdy, przypomina się nam udatna bajeczka nieśmiertelnego Adama, dokładnie charakteryzująca działalność „krwiożerczą” tych oszustów, bałwochwalczo przez fanatyczną klasę ludzi czczonych. Komunikujemy ją łaskawym czytelnikom:

 

Pchła i rabin[1]

Pewien Rabin, w Talmudzie kąpiąc się po uszy,

Cierpiał, że go pchła gryzła; w końcu się obruszy:

Dalej czatować – złowił. Srodze przyciśnięta,

Kręcąc się, wyciągając główkę i nóżęta:

„Daruj, Rabinie, mądremu nie godzi się gniewać;

O święty synu Lewi, nie chciej krwi przelewać!”

„Krew za krew! – wrzasną Rabin – Beliala płodzie!

Filistynko, na cudzej wytuczona szkodzie!

Mrówki mają spichlerze, pracowite roje

Znoszą miody i woski, a truteń – napoje;

Ty się jedna śród ludzi z liwarem uwijasz,

Pijaczko, tym szkodliwsza, że cudze wypijasz.”

Zakończył; i gdy więźnia bez litości dławi,

Pchła konając, pisnęła: „A czym żyje Rabi!”

Sat sapienti!

Przypisy

  1. [Przypis autora:] Bajka ta odnalezioną została po raz pierwszy w 1862 roku w albumie pana Piotra Moszyńskiego i w żadnym z warszawskich wydań Mickiewicza pomieszczoną nie była. [Pierwodruk bajki Pchła i rabin na podstawie albumu Moszyńskiego nastąpił w wydaniu: A. Mickiewicz, Pisma. Wydanie zupełne, staraniem E. Januszkiewicza i J. Klaczki, Paryż 1861, t. 1, s. 197].

Bibliografia

„Izraelita” 1869 nr 37, s. 313-314.