Historia
Iwona Kurz (Uniwersytet Warszawski)

Historia
Iwona Kurz (Uniwersytet Warszawski)

Wierność biegowi narracji (zdrady nie wybaczyliby widzowie i tak zmuszeni do akceptacji koniecznych w filmie skrótów) oraz afektom przesłania tutaj kwestię wierności wobec historii – opowieść raz przedstawiona przez pisarza może zostać ponownie opowiedziana przez filmowca bez troski o skrupulatność faktograficzną. Film, przypomnijmy tę oczywistość, woła jednak o uwiarygodnienie detalu historycznego. Ogólne wyobrażenie „rycerza na koniu”, które niekoniecznie wymaga przywoływania szczegółów stroju czy uzbrojenia, na ekranie musi przybrać konkretną postać fizyczną i plastyczną. Dotyczy to rekwizytów, kostiumów, budynków, wnętrz i nawet krajobrazów, które w jakiejś mierze mogą pozostać niedopowiedziane w tekście, ale które trzeba pokazać w filmie. Muszą one być prawdopodobne – w rozumieniu Arystotelesowskim: zgodne z wewnętrzną logiką dzieła. Konwencja baśni rycerskiej nie wymaga historycznie wiarygodnego szczegółu i konsultacji, forma realistyczna zakłada filmowe uznanie dla detalu. Ciężki miecz może udawać miecz z epoki, ale musi sprawiać wrażenie ciężkiego – istotne jest, by ciężar ten mieścił się w wyobrażeniu (większości) widzów.

Nie chodzi tu o legendarne anegdoty o zegarku na ręce Jagiełły, o którym miał zapomnieć i aktor, Emil Karewicz, i wszyscy wokół, ale który dostrzegła i uwieczniła kamera[1]. Wobec Krzyżaków pojawiały się zarzuty dużo poważniejsze, bo dotyczące samej koncepcji odtworzenia realiów epoki w filmie.

Duże wątpliwości natomiast (mimo poręki najszacowniejszych autorytetów) budzi kostiumologia. Wiele ozdób i wzorów odznacza się podejrzanie cepeliowską elegancją, a już zupełnie szokująca jest faktura większości użytych materiałów. Plastikowe rzędy na konie, elastycznie uginające się hełmy i pancerze, kubraki z błyszczącej dermy rażą boleśnie poczucie historycznej rzeczywistości[…][2]

– zauważał recenzent „Tygodnika Powszechnego”. Inny znany krytyk, Jerzy Płażewski, pisał jednak o perswazyjnej sile obrazu, co znamienne – odwołując się właśnie do emocji:

Ci jezdni, z furią walący się z galopujących koni, ci woje, rąbiący z takim zapamiętaniem, jakby naprawdę o życie chodziło – rodzi to wręcz podejrzenie, że gdyby miecze rozdane przez Forda statystom nie były plastykowe, bez rozlewu krwi by się nie obeszło.[3]

Płażewskiemu nie przeszkadzało, że rycerz w pełnej zbroi po zrzuceniu z konia, szybko wstawał samodzielnie na nogi. Emocje widza dodawały blasku dermie i PCV, a przedstawienie wiru bitwy było tu podstawowym celem. Krytyk argumentował zresztą, że właśnie dynamiczna kompozycja plastyczna była celem innego artysty-historyka polskiej kultury: „Dziś człowiek o ambicjach mistrza Jana [Matejki – dop. I.K.] nie chwyci za pędzel: po prostu stanie za kamerą”. Pomijał tu jednak przemyślaną postawę historiograficzną Matejki, który dokonywał starannej rekonstrukcji archiwalnej przedstawianego wydarzenia, by w samym obrazie dokonać kondensacji biegu dziejów – pokazywał na przykład osoby, które nie mogły być obecne w określonym momencie, dając w ten sposób szerszą reprezentację postaw i motywacji bohaterów historii[4]. Jednocześnie przekraczał w ten sposób czasowość malarstwa, które w klasycznych ujęciach oferuje kompozycję przestrzenną i nie umie przedstawiać dynamiki czasowej[5]. Jego obrazy w zamierzeniu miały być narracyjne i w tym sensie antycypowały użycia kamery.

Co nie znaczy, że antycypowały jej użycia w ekranizacjach Sienkiewicza – ich twórcy raczej sięgali do Wojciecha Kossaka, który nie zajmował się w żaden sposób dyskursywizacją historii w malarstwie, i właściwie trudno ich podejrzewać o próbę przedstawienia komplikacji procesu historycznego. Wręcz przeciwnie. Właśnie za taki rodzaj aktualizacji krytykowano Władysława Ślesickiego. Jeszcze na długo przed rozpoczęciem zdjęć do W pustyni i w puszczy krytyk „Tygodnika Powszechnego” wyliczał wszystko to, co nie podobało się reżyserowi w powieści (a o czym mówił w wywiadach): „infantylizm, egzaltacja religijna, fantastyka i baśniowość”, „Staś nie jest wyposażony w bogactwo myśli”, Nel to „płaczliwość, bierność i nieporadność”. Stasia trzeba zatem „uczłowieczyć”, Mahdiego przedstawić jako „nieporadnego mędrca”; postać Chamisa staje się natomiast „piękna… – [jest – dop. I.K.] wrażliwy i dzielny, wyszedł z dna biedy i ciemnoty trwającej wieki”. Komentator, nie do końca bezzasadnie, pytał zatem: „Czy warto zatem było brać się do W pustyni i w puszczy? Nie lepiej od razu sfilmować Zielone wzgórza Afryki albo inną na wskroś realistyczną prozę?”[6].

Wydaje się jednak, że Ślesicki, którego prowadził w dużym stopniu temperament dokumentalisty wrażliwego na ludzkie emocje i doświadczenie,[7] przemyślał nie tylko dzieło Sienkiewicza, ale też jego współczesne odczytania, jak na przykład reportaż Mariana Brandysa: Śladami Stasia i Nel (1961). Brandys polemizował z Sienkiewiczem subtelnie, także dzięki temu, że mógł się skupić na współczesnej sytuacji w Afryce Północnej. Trudno jednak ukryć, że miała ona ścisłe historyczne związki z pierwszymi ruchami antykolonizatorskimi, w tym z powstaniem Mahdiego. Ślesicki podjął kwestię kolonialną, przede wszystkim przepisując postać Chamisa, którego przedstawia jako powstańca, ale zarazem osobę lojalną wobec dzieci. Podjął też decyzję o nakręceniu części dialogów w języku arabskim[8].

W niewielkim stopniu wzbudziło to jednak zainteresowanie – w centrum pozostawała „nasza” historia, w której nastolatek wychowywany był do przyszłego czynu. Problemy Trzeciego Świata pozostawały poza zainteresowaniami większości odbiorców, którzy pozostawali na poziomie tego, co pamiętali z powieści, oraz zachwytu dla egzotycznego krajobrazu – albo też wywoływały wątpliwości, jak w przypadku recenzenta „Tygodnika Powszechnego”:

Aktualizowanie światopoglądowej świadomości Sienkiewicza wydaje mi się przedsięwzięciem i niezbyt poważnym i zbytecznym — a w tym głównie kierunku poszły adaptacyjne wysiłki reżysera. Rezultatem tych zabiegów miało być przede wszystkim wzbogacenie postaci Stasia Tarkowskiego rysami bohatera ruchów ludowo-wyzwoleńczych Trzeciego Świata. Przyczyniło się to do znacznego rozbudowania akcji, ale poza tym efekty tych zabiegów są dosyć wątpliwe. Od powieści przygodowej trudno wymagać spłacenia wszystkich historycznych i ideologicznych długów. Na przykładzie W pustyni i w puszczy widać, że bywa to wręcz niewykonalne.[9]

Przypisy

  1. Legenda ta nie znalazła potwierdzenia podczas cyfrowej rekonstrukcji filmu. Odrestaurowany film pokazano na zamku w Malborku 10 lipca 2010 roku podczas obchodów 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. „– Za to natrafiliśmy na coś innego. Zarówno upiorny Zygfryd de Löwe, jak i Jurand ze Spychowa w różnych scenach chwytają za metalową rękojeść rozgrzanego do czerwoności miecza bez żadnej szkody dla siebie. Ignorują prawa fizyki jak święci na średniowiecznych obrazach – śmieje się Grzegorz Molewski”. Por. J. S. Majewski, Znacie? To zobaczcie!, „Gazeta Wyborcza”,14 lipca 2010, http://wyborcza.pl/1,76842,8128620,Znacie__To_zobaczcie_.html [dostęp 2018–05–01]. W opisie rekonstrukcji – pomijając powtórkę samej rocznicy – zwraca uwagę retoryka wielkich liczb – „Ekipa rekonstruktorów odświeżyła 240 tysięcy klatek negatywu klatka po klatce” – będąca powtórzeniem retoryki „sukcesu nowoczesności”, towarzyszącej wielkim Sienkiewiczowskim realizacjom.
  2. JJS [J.J. Szczepański], Krzyżacy, „Tygodnik Powszechny” 1960, nr 40. „Taniość” materiałów, z których zrobiono kostiumy, przywoływali też w swoich wspomnieniach aktorzy Mieczysław Kalenik (Zbyszko) i Emil Karewicz (Jagiełło). Por. J. Gajda-Zadworna, Lato piękne, zbroje się topiły ,„Rzeczpospolita”, 8 lipca 2010, http://archiwum.rp.pl/artykul/961746-Lato-piekne-zbroje-sie-topily.html [dostęp: 2018–05–01]. Twórcy filmowej Trylogii odrobili tę lekcję i podobne zarzuty niemal nie pojawiały się w recenzjach z Pana WołodyjowskiegoPotopu, choć na przykład w tym ostatni puchary, które dumne rycerstwo polskie rozbija sobie na głowach, zrobione były z cukru, a nie ze szkła. Rekwizyty obejmowały także około tysiąca sztuk broni różnej, w tym uzbrojenie plastykowe – „przede wszystkim dla husarii”.
  3. J. Płażewski, Grunwald Sienkiewicza i Forda, „Przegląd Kulturalny” 1960, nr 36.
  4. Por. m.in. J. Krawczyk, Matejko i historia, Warszawa 1990, zwłaszcza rozdział Matejko – historyk.
  5. Por. G.E. Lessing, Laokoon, czyli o granicach malarstwa i poezji, przeł. H. Zyman-Dębicki, Kraków 2012.
  6. A.H., Sienkiewicz „pogłębiony”, „Tygodnik Powszechny” 1970, nr 8.
  7. Jego najbardziej znanym dziełem pozostaje Rodzina człowiecza (1966), kontemplacyjny dokument zainspirowany wystawą fotografii „The Family of Man” z nowojorskiej MoMA, pokazywaną także w Polsce. Ślesicki zarejestrował w surowym, a zarazem poetyckim stylu jeden dzień z życia chłopskiej rodziny z okolic Augustowa.
  8. Inaczej niż w realizacji z 2001 roku, w reżyserii Gavina Hooda. Zob. M. Rogoż, Adaptacje filmowe „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza, w: Wokół „W pustyni i w puszczy”. W stulecie pierwodruku powieści, red. J. Axer, T. Bujnicki, Kraków 2012, s. 501–516.
  9. JSS [J.J. Szczepański], W pustyni i w puszczy, „Tygodnik Powszechny” 1973, nr 45.