[Ochronka dla dziewcząt izraelskich w Lublinie]
Józef Goldschmidt

[W rubryce: Korespondencja]

Lublin, dnia 6 września 1866 roku

 

Ekonomia polityczna dowiodła, że do najpotężniejszych czynników dobrobytu należy podniesienie moralności i krzewienie nauki, a jako środki pomocnicze do tych celów wiodące wskazała zakłady opiekuńcze dla dzieci i naukowo-elementarne[1].

Przyczynianie się więc do rozwoju takich zakładów jest obowiązkiem obywatelskim ciążącym zarówno na wszystkich w miarę sił i możności każdego. Tych słów kilka nasunęła nam Ochronka dla dziewcząt Izraelskich w Lublinie[2]. Egzystencja jej niezbyt dawna, bo datuje od zaledwie lat 4, jednakże już przeszła koleje większej części tego rodzaju zakładów. Z początku zaszczycona czynną opieką blisko połowy Lublina, dziś ma prawo uskarżać się na zupełne prawie zaniedbanie i niepamięć.

Założona w 1862 roku staraniem pana Natana Müllera[3], który też jej prezesem został, Ochronka lubelska liczyła między swymi opiekunami i opiekunkami osoby z najznaczniejszych tu domów izraelskich.

Panny: Lichtenfeld, Margulies, Strauch, zajmowały się nauką czytania polskiego, pisania i robót ręcznych.

Dziś wszystko się zmieniło, dawny zapal minął, opiekunki istnieją już tylko de jure. Na kartach księgi wizytowej tylko nazwisko ordynującego lekarza, pana Edelsztejna, spotkać można. Z całego zastępu nauczycielek i opiekunek pozostała tylko zacna i światła pani Mejersohn[4], która od czasu do czasu odwiedzi i hojną ofiarą wesprze Ochronkę.

Szczupłymi też funduszami rozrządzać może instytucja nasza. Główny jej fundusz stanowią dobrowolne ofiary jednorazowe i miesięczne Opiekunek Ochronki i innych dobroczynnych osób, albowiem prócz 100 rs. rocznie otrzymywanych od Rady Głównej Opiekuńczej z etatu Królestwa[5] i 90 z wydzierżawienia posesji do gminy należącej, żadnych stałych funduszów nie posiada. Utrzymanie jej kosztuje przeszło 1000 rs. rocznie.

Lokalik Ochronki do jej możności zastosowany, przy ulicy niekoniecznie do pryncypalnych zaliczonej położony, składa się jednak z 3 pokoi i kuchni i odznacza się miłą czystością i porządkiem.

Wszedłem tam z rana koło godziny 10. Już zastałem dzieci zgromadzone w liczbie około 20 zajęte ręczną robotą. Na wesołych twarzyczkach igrał uśmiech swobody, zdrowia i zadowolenia, nie widać było przymusu i obawy surowości.

Za wejściem osoby obcej wszystkie grzecznie powstają.

Dozorująca wskazała mi drugą izbę stanowiącą spalnię i trzecią przeznaczoną zapewne na sesje, bo na środku stał pokryty zielonym suknem stół, a na nim księga dla wizytujących i listy dziewcząt co miesiąc sporządzane.

Niestety, listy te coraz szczuplejsze.

Ubożsi rodzice, widząc upadającą zwolna troskliwość o dobro Ochronki, coraz niechętniej umieszczają tam dzieci.

Fundusze zresztą coraz mniejsze nie dozwalają pomieścić tyle co dawniej dziewcząt.

Na widok tak smutnego decrescendo mimowolnie nasuwa się pytanie, czy nasz Lublin istotnie nie jest w stanie utrzymać nawet ochronki dla dzieci uboższej ludności, czy nie potrafi obmyśleć środków w tym celu[6], czy to, co dotąd zrobiono, nie jest wybrykiem fantazji, jakąś chwilową zachcianką, a nie rzeczywistym poczuciem ludzkości?

Miejmy nadzieję, iż tak nie jest, że dzisiejsza obojętność jest tylko czasową, krótkotrwałą, że dawniejsza czynność wróci; że wreszcie, jeżeli to nie za śmiała nadzieja, i niniejszy artykuł choć w części się do tego przyczyni.

Mówiąc o ochronkach, nie zawadzi słów parę poświęcić tutejszej szkole elementarnej naszego wyznania. Szkoła ta prawie jednocześnie z Ochroną założona, której najświetniejsze chwile zakończyły się z wyjazdem pierwotnego jej kierownika, pana Straucha, do Warszawy, dziś prowadzona przez pana Salonowicza przechodzi pod bezpośrednią opiekę rządu[7].

Zwiedzając tę Szkołę w celu przeświadczenia się, jak dalece odpowiada swemu przeznaczeniu, zadałem kilka pytań lepszym uczniom, a jakkolwiek z kilku pytań nie  podobna dostatecznie ocenić stopnia rozwinięcia uczniów, zawsze jednak zadowalniające odpowiedzi chlubnie świadczą o pracy i staranności pana Salonowicza.

Przypisy

  1. Ekonomia polityczna była ważnym przedmiotem nauczania wydziału prawa i administracji ówczesnej Szkoły Głównej. Cieszyła się ogromnym zainteresowaniem studentów. Jeden z nich, Stanisław Czarnowski (późniejszy autor wstępu do rozprawy Józefa Goldszmita Wykład prawa rozwodowego podług ustaw mojżeszowo-talmudycznych z ogólnym poglądem na ich rozwój z uwzględnieniem przepisów obowiązujących. Warszawa 1871) jeszcze w czasie studiów prowadził w „Gazecie Handlowej” osobną rubrykę poświęconą gospodarstwu krajowemu. Wielu z nich prenumerowało zagraniczne pisma ekonomiczne, czytano z zapałem książki uznanych ekonomistów, zwłaszcza te, które stawiały problem reform gospodarczych, specjalną uwagą cieszyły się pod tym względem prace Józefa Supińskiego, odbierane jako rodzaj katechizmu obywatelskiego.
  2. O wymienionej ochronce wiemy niewiele ponad to, co napisali o niej Józef i Jakub Goldszmitowie. Jeśli nie liczyć drobnych wzmianek w „Jutrzence” i „Izraelicie” o jej genezie. Podana data wskazuje, że myśl o jej założeniu zrodziła się w czasie liberalizacji prawa o Żydach (1862) i dalszego rozprzestrzeniania się Haskali w Królestwie. W tymże roku podobny zakład w Warszawie otworzyła Eleonora Pechkranz, co podała „Jutrzenka”, informując z satysfakcją o datkach, jakie napływały na ten cel, również od obywateli — chrześcijan (1862, nry 10 i 11). Ogłoszenie samej projektodawczyni, zamieszczone w „Gazecie Polskiej” (1862, nr 22), zawierało formułę „ochronka dla Polek wyznania mojżeszowego”. — Ochronki w ogóle jako instytucje opiekuńcze dla biednych dzieci wzbudzały wówczas szerokie zainteresowanie prasy i instytucji dobroczynnych (np. Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności). O żydowskich ochronkach pisano na przykład obszernie w „Przeglądzie Tygodniowym”, relacjonując z zadowoleniem odbywane tam wizytacje, egzaminy, konkursy, podkreślano też ich walor wychowawczy i pomocowy (zob. np. cykl Ochrony dla dzieci żydowskich, 1866 nr 28-30). — Dzieci przebywały w ochronkach w wieku od lat trzech do ośmiu (czasami nawet starsze), miały zapewnioną opiekę, ciepły posiłek i odzież, zajęcia przygotowywały do szkół elementarnych. Uczono czytać i pisać po polsku, niekiedy po rosyjsku, także rachunków, religii i śpiewu, prowadzono prace ręczne. Utrzymywały je osoby prywatne lub instytucje dobroczynne, kontrola urzędowa była ograniczona. Również opiekunki pełniły swoje funkcje honorowo, najczęściej rozmawiały z dziećmi po polsku, starały się je też uczyć polskiego patriotyzmu. Szkoły elementarne (ogólne i wyznaniowe) miały podobny, bardziej tylko rozszerzony, program ramowy, nauka trwała w nich trzy do czterech lat (typ szkoły jednoklasowej) i około pięć lat w szkołach dwuklasowych (stąd często nazywało się ochronki także „szkółkami”).
  3. Natan Müller, działacz oświatowy i gminny, kilkakrotnie wybierany do lubelskiego Dozoru Bożniczego (w 1862 z zadaniem zreformowania miejscowej szkółki Talmud Tora, zaprowadzenia w niej m. in. nauki języka polskiego i rachunków), od 1861 członek Rady Wybieralnej Lubelskiego Towarzystwa Dobroczynności, kurator miejscowego szpitala żydowskiego, jeden ze współzałożycieli lubelskiej ochronki. Za rządów Aleksandra Wielopolskiego zasiadał także w Radzie Miejskiej (zezwalało na to ówczesne prawo wybierania kandydatów bez różnicy stanu i wyznania; do rad miejskich wybrano wtedy 15,2 % odsetek Żydów, do powiatowych 4,4 %, do Rady Stanu powołano Mathiasa Rosena; prawo to władze carskie wkrótce okroiły i ograniczały w praktyce). W „Kurierze Lubelskim” (1875 nr 85) ukazało się wspomnienie Müllera o lubelskim radnym, Pliszczyńskim, napisane wspólnie z Jakubem Goldszmitem.
  4. Malwina Mejersohn (Mejerson; 1839-1921), jedna z pierwszych powieściopisarek żydowskich piszących po polsku, matka filozofa, Emila Meyersona i poetki Franciszki Arnsztajnowej. Jej mąż Bernard (Ber) był znanym finansistą lubelskim, czas jakiś stał na czele miejscowego Towarzystwa Kredytowego.
  5. Rada Główna Opiekuńcza Zakładów Dobroczynnych w Królestwie Polskim powstała w 1832 z przekształcenia wcześniej istniejących Rad Szpitalnych. Funkcjonowała przy ówczesnej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych, Duchownych i Oświecenia Publicznego. Składała się z osób powołanych przez Komisję Rządową (w tym członków Komisji Lekarskiej, opiekunów szpitali, osób duchownych), którzy pracowali honorowo. Nie dysponowała dużym budżetem. Na przestrzeni lat jej funkcje zmieniały się.
  6. [Przyp. autora: Mówiąc o środkach, przypomniał mi się piękny przykład, jaki dała pod tym względem jedna ze znajomych mi panienek, która będąc corocznie obsypywaną podarkami w dzień swoich imienin i widząc, że rodzice i znajomi mają znowu zamiar tęż przyjemną niespodziankę jej zrobić, prosiła, aby wydatki na ten cel poniesione na zakładającą się Ochronkę użyto. — Gdy jednak ucieszeni tym objawem szlachetnego serca rodzice nie zaniedbali obok dobroczynnego datku prezentów zakupić, urządziła z nich małą fantową zabawę, do której bilety rozebrali zgromadzeni goście, i tak obok zabawy Ochronka nową otrzymała kwotkę].
  7. O szkole założonej z inicjatywy grona miejscowych działaczy liberalnych (około 1862) informowała „Jutrzenka”, wymieniając ich nazwiska (Gmina żydowska w Lublinie, 1862, nr 25); wśród nich nie znajdujemy jednak nazwiska Straucha. W tym samym czasie istniała też w mieście (od około 1844 roku) szkoła elementarna utrzymywana i kontrolowana przez gminę. Przechodziła różne koleje zanim stała się — jak się tu powiada — szkołą rządową, czyli lekcje prowadził nauczyciel nie z wyboru, lecz z nadania władz, z programem ustalanym odgórnie. Być może, to ona właśnie należała w pewnym momencie do Fabiana Straucha. Fabian (Fejwel) Strauch (daty życia nieznane), nauczyciel, działacz oświatowy, sporadycznie — autor „Izraelity”. Wydał też „Kalendarz dla Izraelitów na rok przestępny 1877/78 od Stworzenia Świata 5638” z równoległym datownikiem chrześcijańskim i żydowskim. O jego lubelskiej szkole nic bliżej nie wiadomo. W 1866 kierował w Warszawie prywatną szkołą mieszczącą się przy ulicy Dzikiej, przeniesioną później na Nalewki (zbieg z ulicą Franciszkańską, gdzie prowadził również bursę dla zamiejscowych uczniów), potem na Pawią. Szkoła istniała chyba do 1869 roku. „Obszerny wykład przedmiotów religijnych mógł zaspokoić wymagania wielu rodziców” — zapewniał Strauch w ogłoszeniu. Dodajmy, że szkoły rządowe, choć bezpłatne, i tak utrzymywali rodzice, przynajmniej w części, bo płacili na nie osobny podatek — oprócz podatku na szkoły ogólne i szkółki gminne.- O Strauchu w Warszawie wiemy jeszcze, że uczył religii i języka hebrajskiego w ochronce Eleonory Pechkrantz.

Bibliografia

„Izraelita” 1866 nr 24, s. 206-207.