Mont Blanc
Dorota Siwicka IBL PAN, Marek Bieńczyk IBL PAN

Mont Blanc
Dorota Siwicka IBL PAN, Marek Bieńczyk IBL PAN

Sztuce wchodzenia na Mont Blanc towarzyszyła od początku sztuka opisywania. Dyskurs o Białej Górze – jak ją nazywał Antoni Malczewski, poeta i zarazem pierwszy polski alpinista – rozwijał się od końca lat siedemdziesiątych XVIII wieku, równolegle z dokonaniami wspinaczy. Uczeni, artyści, łowcy wrażeń i wyczynowcy ruszali w trasę już oczytani, a po powrocie sami zdawali relację. Tak jakby nie wystarczyło wejść na szczyt – by prawdziwie zdobyć Mont Blanc, należało go opisać. Było to niemal powinnością wspinacza, jeszcze jedną próbą do przejścia. Próbą, która zapewniała błyskawiczną sławę, gdyż opowieści o wyprawach szybko obiegały Europę, docierając i do Ameryki. Drukowano je też od razu w gazetach i czasopismach, tłumaczono, przedrukowywano w naukowych traktatach, dziennikach podróży, w zbiorach quasi-autentycznych listów. Co głośniejsi pisarze, jak Chateaubriand czy Hugo, podpisywali lukratywne umowy wydawnicze i ruszali w stronę Chamonix. Teksty te – zarówno dokumentarne, jak i artystyczne – zawsze odnosiły się do już znanych, stanowiły wspólne źródło obserwacji, ale też wielokrotnie powtarzanych cytatów, porównań, metafor. Dlatego też Mont Blanc jest jedynym miejscem alpejskim, które stało się tak wyjątkową sumą podejść – dosłownych i literackich. Tylko Jungfrau i Przełęcz św. Bernarda mają – choć o wiele słabiej udokumentowany – tak odrębny status.

Pierwszeństwo przysługuje publikacjom dwóch genewczyków, które ukazały się jeszcze przed zdobyciem szczytu. Były to: Desrciption des glaciers de la Savoie (1773) i Description des aspects du Mont Blanc (1776) Marca Théodore’a Bourrita (także autora rysunków i akwareli, m.in. pierwszych widoków Mont Blanc), oraz obszerne tomy Voyages dans les Alpes (t. I–IV: 1779–1796) profesora filozofii i nauk przyrodniczych Horacego-Bénédicta de Saussure’a, dzieła należącego do najbardziej „kultowych” lektur nadchodzącej epoki. (Goethe, znający pisma obu, w listopadzie 1779 przyszedł właśnie do de Saussure’a, by się upewnić, że o tej porze roku można jechać do Chamonix).
To Bourrit i de Saussure zwrócili oczy Europy na jej najwyższy szczyt. Wcześniej Mont Blanc nie wywoływał większego zainteresowania, badaczy Alp wabiła tajemnica lodowców, którym poświęcono szereg naukowych opisów – na przykład lodowiec Mer de Glace, zwłaszcza oglądany od strony Montenvers, budził powszechną fascynację. Potężna góra wznosząca się gdzieś za nim uchodziła za niedostępną, a przez to jakby nieistniejącą i niemą. Pierwszym wyprawom w jej okolice przewodził więc imperatyw przyrodoznawczy i nawet wówczas, gdy de Saussure podejmował próby dostania się wyżej, myślał przede wszystkim o pobraniu materiału do badań mineralogicznych. O tym, że początkowo kierowała nim ambicja naukowca, nie zaś wspinacza, świadczy fakt, że w 1760 roku wyznaczył nagrodę dla tego, kto znajdzie drogę na szczyt i obiecywał zapłatę za każdy dzień poświęcony próbom wejścia.

Ani wysokość, ani niedostępna natura długo nie stanowiły dla turystów wyzwania, górale zaś wchodzili tylko tam, gdzie znaleźć mogli kryształy bądź dokąd zapędzili się za owcami. Jednak szczegółowe opisy Voyage dans les Alpes czy poruszające wyobraźnię relacje Bourrita miały swoją siłę: alpejscy podróżnicy powoli zaczęli zdawać sobie sprawę, że ponad jęzorami lodowców, malowniczymi dolinami, wąwozami i wodospadami wznosi się szczyt (wyższy niż Etna i Wezuwiusz – cele popularnych wycieczek), na który nikt jeszcze nie dotarł. Wolno zatem sądzić, że góra mogła się ukazać ludziom, wtargnąć w świadomość epoki, dopiero wtedy, gdy o niej opowiedziano. Opisy, relacje, rysunki (bardziej niż ogłoszony konkurs) wykreowały Mont Blanc jako szczyt do zdobycia – miejsce skupiające pragnienie. Rozpoczęła się rywalizacja o to, kto pierwszy stanie na górze.

W roku 1783 doktor Michel-Gabriel Paccard z Chamonix i Bourrit dochodzą z przewodnikami do Montagne de la Cote. Rok później Paccard próbuje wejścia na Aiguille du Gouter (3835), lecz tuż przed szczytem musi zrezygnować. Kolejna grupa, tym razem prowadzona przez Bourrita, zdobywa ten szczyt, a dwóch przewodników dociera trawersem jeszcze wyżej, aż na Col du Dôme (4237 m). Duża wyprawa prowadzona przez de Saussure’a tą samą drogą w roku 1785 kończy się fiaskiem. Dwie równoległe wyprawy ruszają 8 czerwca 1786 roku. Jedną z nich prowadzi Paccard, drugą przewodnik Pierre Balmat. Obie idą różnymi drogami i spotykają się na Dôme du Goûter (4303). Towarzyszący Paccardowi przewodnik Jaques Balmat gubi się w drodze powrotnej, samotnie spędza noc na dużej wysokości, udowadniając możliwość przedłużenia wyprawy do dwóch dni. Dwa miesiące później Paccard i Jacques Balmat ruszają ponownie, jednak krótszą drogą, przez Grand Plateau (ten fragment drogi nazwano Dolnym Ancien Passage). 8 sierpnia 1786 zdobywają Mont-Blanc. Z Chamonix, przy pięknym, słonecznym dniu, ostatnie metry wyprawy obserwuje przez lunetę kilka osób, co nie zapobiega jednak późniejszym sporom o pierwszeństwo. To Jaques Balmat (który zostanie legendarnym góralem-zdobywcą) otrzymał nagrodę genewskiego profesora, choć wszedł razem z Paccardem. De Saussure stanął na szczycie rok później, przebywszy wraz ze słynnym już guidem oraz z 17 innymi przewodnikami i lokajem drogę nieco krótszą (Górny Ancien Passage, odkryty przez Balmata). Uczynił przy tym wiele, by wspinający się tegoż dnia Bourrit musiał się wycofać (i nigdy na szczyt nie dotarł).

Piętnastoletni Wawrzyniec Dzieduszycki, przebywający wówczas w Chamonix, widział tę wyprawę, rozmawiał z jej uczestnikami i zaraz opisał ją w swym dzienniku (notatkę – jako pierwszą o tym wydarzeniu – odnotowują historycy alpinizmu). De Saussure uczynił to kilka dni później, po powrocie do Genewy. Opisy jego wędrówek były nie tylko sławne, ale i narzuciły „naukowy” styl wchodzenia (a więc i opowiadania) kolejnym wyprawom: przedstawiano szczegółowo trasę i techniczne trudności wędrówki, rodzaj skał, roślinność, temperaturę śniegu, zmiany powietrza i wahania ludzkiego pulsu oraz wszelkie prowadzone w trakcie doświadczenia. Owe eksperymenty na wysokościach oraz zbieranie próbek do dalszego badania na dole jeszcze przez wiele lat było przyjętym, „oficjalnym” uzasadnieniem wspinaczki. Wnoszono zatem na górę najrozmaitsze narzędzia do pomiarów, zwłaszcza barometry i pryzmaty. Nawet dźwigania butelek wina nie tłumaczono chęcią wypicia toastu po zdobyciu szczytu, lecz koniecznością analizy percepcji smaku na tak dużej wysokości. Szkot John Auldjo, zdobywca Mont Blanc w roku 1827, wyznaje rozbrajająco w swej relacji, że choć nie ma temperamentu ani wiedzy naukowca, zabiera ze sobą przyrządy, żeby „czymkolwiek przysłużyć się ludzkości”.

Jednak lektura tekstów de Saussure’a wskazuje, że Góra objawiła mu coś znacznie więcej, niż mogły wskazać instrumenty. W Voyages dans les Alpes (t. II, s. 562) czytamy: „Spokój i głęboka cisza panujące w tej wielkiej przestrzeni, powiększonej jeszcze przez imaginację, napawały mnie pewnego rodzaju przerażeniem; zdawało mi się, że ja jeden przeżyłem świat i że widziałem jego trupa rozciągniętego u moich stóp. Jakkolwiek smutne są myśli tego rodzaju, wywierają pewien urok, któremu trudno się oprzeć”. Warto te słowa porównać z tatrzański relacjami Stanisława Staszica (czytelnika Voyages) z jego dzieła O ziemiorództwie Karpatów (1815), w którym pisał: „Niezadługo straciliśmy wszystko z oczu, znikło nawet i skalisko, co nas na tej wysokości unosiło. Została się tylko groza nicości. Jest ona tu okropna. Jeszcze bardziej przeraża jak przepaść otwarta” (Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej, s. 30). Staszic chodził także wcześniej po Alpach, a podobieństwo jego narracji do stronic genewczyka jest uderzające (co zauważył Jacek Kolbuszewski, badacz obrazu Tatr w literaturze polskiej). De Saussure i Staszic – wzorem Rousseau – zwracali uwagę również na uczucia człowieka postawionego wobec skał, pustki i ciszy. Obaj zatem wskazywali na „trwogę geologiczną”, przerażenie martwotą i nikłością świata oglądanego z górskich wysokości oraz na to szczególne doznanie, w którym metafizyczna groza łączy się z uniesieniem.

Najdonioślejszy ślad lektury Voyage stanowi Kantowska Analityka wzniosłości (wyd. oryg. 1790; wyd. pol. 1964). Dwoisty charakter alpejskiego przeżycia, „odstraszającego i pociągającego zarazem”, wsparł teorię o wzniosłym charakterze ogromu natury, który stawia ludzkie „ja” wobec idei nieskończoności. De Saussure – zdaniem Kanta – miał uświadomić współczesnym wzniosłość gór. Jakkolwiek – pisał filozof – intencją uczonego było „oświecanie ludzi”, to „podnoszące duszę uczucie posiadał ów znakomity mąż i udzielił go ponadto czytelnikom opisów swej podróży” (§ 29). Historia romantycznej kreacji Mont Blanc potwierdza słuszność tego zdania. W XVIII-wiecznym dyskursie można bowiem dostrzec wyraźną zapowiedź nowego doświadczenia Alp, które będzie łączyło dosłowną, fizyczną wysokość z obrazem mentalnego uniesienia ponad ziemię. W odróżnieniu od wycieczek po dolinach, wyprawy wysokogórskie przynosiły konfrontację z pionowym, transcendentnym wymiarem istnienia, coraz częściej obrazowanym przez doświadczenie wzniosłości – przerażenia i poczucia wyobcowania połączonych z fascynacją życia „na wysokościach”. Jednym z nielicznych podróżników okazujących w tym względzie wstrzemięźliwość był Chateaubriand, w swym Voyage au Mont Blanc (1805) krytykujący – jak pisał – świeży zwyczaj łączenia gór z wzniosłymi doznaniami.

„Prace Bourrita i de Saussure’a przyciągnęły uwagę publiczności do tego stopnia, że w latach 1780–1792 w Chamonix widziano od 800 do 1200 cudzoziemców rocznie” – informował turystyczny przewodnik po Szwajcarii Johanna Gottfrieda Ebela (wydany po niemiecku w roku 1793, a wkrótce po francusku i angielsku). Liczby odwiedzających rosły potem szybko, bo Mont Blanc już przyciągał, i to nie tylko amatorów wspinaczki czy sportowej rywalizacji (tę cenili szczególnie Anglicy). Przyciągał, bo stawał się faktem kulturowym – zmaterializowaniem wzniosłości, której pragnęła epoka. Kształtem ogromnym, nieforemnym i nie do ogarnięcia, tak różnym od ideałów harmonijnego piękna, a przez to zdającym się uosabiać istotę nadchodzących czasów. Był „niezmożoną potęgą” (Percy Shelley), monarchą „w lodowej koronie i śnieżnym płaszczu” (Victor Hugo), „bielą absolutną” (Teofil Gautier), „sławnym samotnikiem” (Jules Michelet). Literatura podsuwała coraz to inne określenia – były ich krocie – próbując wyrazić jego fenomen.

Słowom z Wędrówek Czajld Harolda: „Jak wiecznie czysty śnieg, co Alp krawędzie / Otula, spraw padołu nie mając na względzie”, towarzyszy odautorski komentarz: „Zwrotka ta pisana była w obliczu Mont-Blanc (3 czerwca 1816), który nawet w tym oddaleniu oślepiające wywiera wrażenie. Przyglądałem się przez pewien czas różnorodnym odbiciom Mont Blanc i gór Argentières w spokojnym jeziorze, po którym pływałem w swej łodzi”(pieśń IV). Byron na Mont Blanc nie wszedł. Antoni Malczewski, jego wierny czytelnik, pojawił się nad Jeziorem Lemańskim krótko po nim – około roku 1817. W liście do profesora Marc-Augusta Picteta (pisanym po zdobyciu Mont Blanc) Malczewski wspominał: „brzegi Genewskiego Jeziora nade wszystko mi się podobały. Przypatrywałem się stamtąd lodowym wierzchołkom Gór Szumańskich i ubolewałem, gdym przy zachodzie słońca nie mógł już ich widzieć lub gdy obłoki skrywały ich wierzchołki przed moim wzrokiem. Na koniec, podczas pięknego jednego wieczora w lipcu, tak mię wspaniały widok Góry Białej zachwycił, żem postanowił przypatrzeć się jej z bliska” (Gacowa, 1974, s. 138).

Do Chamonix przybył pod koniec lipca 1818. Wieś była już wtedy głośnym centrum turystycznym. Przyjeżdżało się tu, by zwiedzać okolice, wejść choćby na Montenvers, wzniesienie mające ledwie 1800 metrów, ale wystarczające do powiedzenia, że było się „au Mont Blanc” (tylko dotąd dotarł Chateaubriand). Tu także można było nasłuchać się do woli o wyprawach śmiałków, niektórych nawet zobaczyć w akcji, a przynajmniej porozmawiać z przewodnikami, chętnymi, bo liczącymi na nowych klientów. Désir Raoul-Rochette przedstawiał Chamonix w pisanych wówczas Lettres sur la Suisse (1823) jako świątynię mody i narzekał, że odkąd wprowadzono powozy dla wizytujących, da się już docierać na lodowce, „niemal nie opuszczając Paryża”. Organizowano dla nich także oczekiwaną grozę, prowadząc w miejsca dostarczające mocnych wrażeń, informatory zaś wskazywały szlaki, które były „wystarczająco przerażające”, a zatem „dość atrakcyjne dla turystów”.

Strona: 12

Bibliografia

1. Auldjo John, Narrative of an Ascent to the Summit of Mont Blanc, London 1828.
2. Baillie Marianne, First impression on a Tour upon the Continent in the Summer of 1818, London 1819.
3. Chwaściński Bolesław, Mont Blanc. Zdobycie szczytu, „Wierchy” 1963.
4. Clisold Fredric, Narrative of an Ascent to the Summit of Mont Blanc, London 1823.
5. Dernałowicz Maria, Antoni Malczewski, Warszawa 1967.
6. Ebel Johann Gottfried, Manuel du voyageur en Suisse, Zurich 1810.
7. Engel Claire Eliane, A History of Mountaineering in the Alp, London 1950.
8. Gagacowa Halina, «Maria» i Antoni Malczewski. Kompendium Źródłowe, Wrocław 1974.
9. Howard William, Narrative of a Journey to the Summit of Mont Blanc made in July 1819, Baltimore 1821.
10. Kolbuszewski Jacek, Tatry w literaturze polskiej (1805–1889), Kraków 1982.
11. Matthews Henry, The Diary of an Invalid. The Journal of a Tour in Portugal, Switzerland and France in the Years 1817, 1818 and 1819, London 1820.
12. Raoul-Rochette Désiré, Lettres sur la Suisse, Paris 1823.
13. Saussure Horace Bénédicte de, Voyages dans les Alpes, Genève 1786.
14. „Taternik” 1925, nr 1–2.