O koniecznej potrzebie ochrony dla chłopców wyznania mojżeszowego w Warszawie
Józef Goldszmidt

Piękny zaiste był widok, kiedy niedawno zgromadziły się po raz pierwszy tłumy ubogiej izraelskiej ludności, łaknące zdrowego i taniego posiłku, i znajdowały go dzięki gorliwym staraniom zamożniejszej swej braci[1].

Lecz wobec tego co już zrobione, nie należy zapominać o tym, co do zrobienia pozostaje, co już od dawna zrobionym być by powinno. Pamiętamy o fizycznych potrzebach klas uboższych — to słusznie, to zacnie i uczciwie. Lecz czyliż na tym poprzestać można? Czyż natychmiast po kwestii dostarczania pokarmu dla ciała nie powinna wystąpić kwestia dostarczania pokarmu dla ducha? Mamy tu na myśli założenie ochronki dla chłopców wyznania mojżeszowego w Warszawie, której niezbędna potrzeba z dniem każdym coraz bardziej czuć się daje. Kwestia to już dawno podniesiona i niestety dawno już zapomniana także, a przecie jak nam wiadomo z pewnością pan Matias Berson, powziąwszy ten projekt, uzyskał dla niego zezwolenie Towarzystwa Dobroczynności, poczynił nawet odpowiednie kroki celem wprowadzenia go w życie, a nie poprzestając na tym, ofiarował na fundusz zakładowy 1500 egzemplarzy rozprawy przez siebie napisanej i własnym nakładem wydanej, a mieszczącej recenzję dzieła pana Neufelda, pt. Starożytne modły Izraelitów[2]. Czy rozprawa ta rozsprzedana całkowicie, czy tylko w części, i co się stało z funduszem stąd zebranym, a zwiększonym kilkakrotnie składkami — nie wiemy. Czyby pan Berson ustał w tak pięknym, tyle i tak ważnych skutków rokującym przedsięwzięciu; czy zniechęcił się brakiem poparcia ze strony gminy? W tym ostatnim razie niech nam wolno będzie mniemać, że jeśli w istocie przed kilku laty gmina tutejsza mniejszy okazywała zapał do tego przedsięwzięcia, to dziś, kiedy zaufanie publiczne obudzone zostało pomyślnym skutkiem nowo otwartej instytucji, można spodziewać się stanowczego zwrotu opinii na korzyść proponowanej ochrony[3].

Nie obawiamy się tu zarzutów ze strony ludzi lękliwych lub wstecznych, które w swoim czasie podnosiły się przeciwko ochronce. Słowa Redaktora „Izraelity” wyrzeczone wówczas (nr 33 rok 1866)[4], dziś tym większego znaczenia nabrały wobec powszechnego uznania dla postępu i cywilizacji, uznania coraz silniej rozbudzającego się nawet w najmniej ukształconych warstwach naszego społeczeństwa. Chętnie powtórzymy tu wyrazy, których doniosłość i prawdę oceni każdy bezstronny: „Nie możemy żadną miarą przypuścić, aby sam projekt nie zdołał pozyskać dla siebie uznania ogółu; przeciwnie, pięć ochron dla dziewcząt żydowskich, do których uczęszcza aż kilkaset dzieci uboższych klas naszych, nabywając tam zasad religii, moralności i innych nauk do życia potrzebnych, które, obok ulżenia rodzicom ciężaru utrzymania dzieci, nadają całemu życiu swych wychowanie korzystniejszy nierównie kierunek pod każdym względem, niźliby go otrzymać mogły w rodzicielskim domu — ochrony te, mówimy, dostatecznie już dowiodły i dowodzą ciągle dobroczynnej swej działalności w gminie, iżby pod względem ogólnej ich utylitarności mogła jeszcze zajść jakakolwiek wątpliwość. Szczególne zaś zarzuty czynione przez niektórych: iż rodzice żydowscy posyłający do ochron córki, wzbraniać się będą czynić to samo z synami dlatego, że pierwotne wychowanie chłopców u Żydów jest wyłącznie religijne, że sylabizowania i czytania po hebrajsku, odmawiania codziennych modlitw, zrozumienia kilku rozdziałów Biblii z komentarzem Rasze itp. nauczyć się mogą dzieci li tylko w chederze z wykładu belfra lub mełameda[5]  — o tyle są płonne, że mająca się założyć ochrona nie tylko nie wykluczałaby ze swego programu tych specjalności, ale owszem, mogłaby je w szerszym jeszcze zakresie i z systematyczniejszym nierównie wykładem u siebie zaprowadzić; a że nie koniecznie tylko zepsuta atmosfera chederowa i szwargotliwy wykład belfra mają dar uprzystępnienia dzieciom tych nauk, mieliśmy sposobność przekonać się na tegorocznych popisach w kilku ochronach żydowskich, gdzie ośmioletnie dziewczynki czysto, poprawnie a nawet dość płynnie czytały po hebrajsku i tłumaczyły ze zrozumieniem niektóre ustępy”[6].

Między biedniejszą ludnością izraelską u nas znajduje się już znaczna liczba takich, którzy by dostatecznie umieli ocenić dopiero co wspomniane korzyści. Wzgląd na to powinien zachęcić ludzi umiejących czuć i działać w interesie ogółu; od nich bowiem zależy rychłe wprowadzenie w czyn tego projektu, którego użyteczność raz faktycznie dowiedziona zachęci niewątpliwie innych do zajęcia się sprawą oświaty.

Ufny nie tyle w powagę mego słowa, ile w ogólne poczucie rzeczywistej potrzeby tej instytucji, mam nadzieję, że głos mój nie przebrzmi bez skutku, tym bardziej, iż opinia publiczna i prasa od dawna zachęcały gorąco tutejszą gminę izraelską do zajęcia się tą sprawą.

 

Przypisy

  1. Mowa tu o taniej kuchni powstałej z inicjatywy żydowskiej gminy w Warszawie. Jej uroczyste otwarcie nastąpiło w obecności Ber Meiselsa, nadrabina Warszawy; pierwszego dnia wydawano bezpłatnie obiady ubogim spośród wszystkich wyznań.
  2. Daniel Neufeld Modły starożytne Izraelitów. Z komentarzem Morech Derech przez…. T. 1 i 2, Warszawa 1865; omówienie tej publikacji w broszurze Mathiasa Bersohna Kilka uwag o dziele „Modły starożytne Izraelitów z komentarzem Morech Derech” przez Daniela Neufelda, Warszawa 1866, odb. z „Biblioteki Warszawskiej”. Także na stronie redakcyjnej broszury Jakuba Goldszmita Z życia żydowskiego. Obrazki i szkice (Warszawa 1870), czytamy: „Całkowity dochód ze sprzedaży dziełka niniejszego przeznacza się na rzecz ufundować się mającej Ochrony dla chłopców wyznania mojżeszowego w Warszawie”.
  3. Mathias Bersohn był jakiś czas członkiem zarządu Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, zasiadał też we władzach Warszawskiej Gminy Starozakonnych. Towarzystwo warszawskie popierało ochronki, Gmina zaś, jak wynikałoby z powyższych słów, była im raczej niechętna. Towarzystwo zarządzało szesnastoma ochronkami (zakładało je począwszy od 1861), utworzyło nawet osobny wydział dla nich. Czas jakiś myślano o placówkach wspólnych dla dzieci polskich i żydowskich, zrezygnowano z tego jednak ze względów praktycznych (trudności w prowadzeniu podwójnej kuchni). Za to wspierano usilnie działania na rzecz oddzielnych zakładów. Inicjatywa Bersohna przechodziła różne koleje, prasa „wałkowała” temat długo, ostatecznie placówka, o jakiej mówimy, powstała przy ul. Dzikiej (ok. 1870). Dodajmy, że polonizujący się Żydzi zasilali szeregi WTD mniej więcej od lat czterdziestych, około 1861 ich napływ się nasilił, po 1881 współpraca prawie ustała.
  4. Mowa o obronie takiej placówki (jej idei) w artykule Samuela Peltyna Ochrona dla chłopców wyznania mojżeszowego. „Izraelita” 1866, nr 33, s. 273-276. Znajdziemy tam też pewne informacje o losach wymienionej inicjatywy Bersohna: tej sprzed kilku lat miały przeszkodzić „wypadki ogólnokrajowe”, realizacja obecnej zaś przedłuża się z powodów finansowych. Do sprawy wracano potem jeszcze nieraz, w dyskusjach chodziło również o przełamanie oporu wobec posyłania chłopców do świeckich zakładów wychowawczych, silniejszego niż w przypadku dziewcząt (o właściwej strategii w tym względzie mowa w artykule, z którego fragment przytacza autor dalej).
  5. Mełamed to nauczyciel w świeckiej ochronce. — Komentarz Rasze, używane w chederach objaśnienie do ksiąg biblijnych i Talmudu autorstwa Raszi (skrót od Rabenu Szlomo ben Icchak, 1040-1105). W dyskusji o chederach, jaka się wówczas toczyła: reformować je, czy też likwidować, integracjoniści opowiadali się zdecydowanie za reformą — uczeniem także języka polskiego i rachunków. W rozbudowanym programie zajęć ochronek mieściła się nauka religii mojżeszowej, ale w mniejszym wymiarze godzin i prowadzona innymi metodami. Zob. np. Jeszcze słówko o ochronkach. „Izraelita” 1867, nr 21, Słówko o mającej się założyć ochronie dla chłopców wyznania mojżeszowego. Tamże 1868, nr 27.
  6. Ochronki dla dziewcząt, wspomniane w cytacie z Peltyna, to prywatne placówki, założone przez Eleonorę Pechkrantz i Amelię Natanson. Dwie inne utrzymywało Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności, jedna, pod patronatem gminy, istniała przy Głównym Domu Schronienia Ubogich i Sierot Starozakonnych (w założeniu koedukacyjna). Opiekunki i nauczyciele takich placówek rekrutowali się spośród ochotników.

Bibliografia

„Izraelita” 1869 nr 34, s. 285-286.