O stancjach uczniowskich
Jakób Goldschmidt

O stancjach uczniowskich
Jakób Goldschmidt

Kwestia stancji uczniowskich, czyli inaczej kwestia lokowania uczniów, jest jedną z owych bardzo ważnych na dziennym porządku będących i równie jak kwestia rzemieślników naszych […] śmiało może być zaliczoną do rzędu owych przez Francuzów nazywanych questione flagrante.
W numerze 61 „Kuriera Lubelskiego” zamieszczonym już był treściwy i dobrze opracowany artykuł o stancjach uczniowskich, którego autorowi tylko to zarzucić by można, że ją traktował zbyt specjalnie, jednostronnie. Chciał, prawda, pan Pustelnik z ulicy P.M.[1] stancje uczniowskie podciągnąć pod rubrykę porządku, pragnął postawić je na właściwej stopie, tylko że niestety chęci jego w czyn zamienione nie zostały, projekt jego nie urzeczywistnił się. Zastanówmy się nieco obszerniej nad owym artykułem. Przede wszystkim najzupełniej zgadzamy się z panem Pustelnikiem co do szkodliwych skutków wynikających z obierania dla dzieci stancji na proste wskazanie faktora, który, jak tu trafnie wyrzekł Pustelnik, tym wymowniej ją rekomenduje, im większe za każdego ucznia ma wynagrodzenie. Radzi więc autor owego artykułu, aby pod tym względem jedynie szkoła była wskazówką rodzicom. I rzeczywiście trudno nie przyznać słuszności tym słowom. Projektuje, aby należyty dozór mógł być nad stancjami rozciągniętym, aby dla nieprzepełniania stancji liczba uczniów najwyżej wynosiła 10 na stancjach pod opieką gospodarzy, a 5 pod opieką gospodyń pozostających. Dalej radzi, aby gospodarz, „niejako ochmistrz i pan w domu, na nic nie pozwalał, co by się sprzeciwiało przepisom obyczajowym, religijnym i szkolnym”. I temu nic zarzucić nie można.
Na jedną tylko zgodzić się trudno propozycję, aby gospodarz co kwartał zgłaszać się był obowiązany do zwierzchnika zakładu, celem udzielenia opinii o stojących u niego na stancji uczniach, a zwłaszcza o ich pilności, nałogach etc.
Każdy gospodarz i każda gospodyni starają się być pobłażliwymi i starają się zjednać sobie uczniów, zatem z tego powodu żaden z gospodarzy lub gospodyni złej opinii o swym wychowańcu by nie dali, a więc że opinia udzielana nie zawsze by sprawiedliwą była.
Tyle o artykule 61 numeru, który jak widzieliśmy zbyt jednostronnie obrobiony, bo w nim Autor podał tylko parę swych uwag, wyjawił kilka zdań i zaprowadził nas niejako do progu owych uczniowskich stancji, nie będą wcale ciekawym zaglądnąć do ich środka, rozpatrzeć się w nich i dopiero wtenczas, jeżeli nie o wszystkich, co by przypuśćmy niepodobieństwem było, to o większości z nich przynajmniej wydać swe zdanie.
Posuńmy się zatem do wnętrza owych […] mieszkań, gdzie młodzież przez cały ciąg pobytu w szkołach przebywać jest zmuszona – uczniowska stancja! Któż nie przypomina sobie własnej z lat młodocianych, któż nie przywołuje sobie na pamięć owych klitek przepełnionych mnóstwem kufrów, ławek, stolików i stołków, klitek mieszczących się przy tym najczęściej pod strychem, a przynajmniej na jednej z niekoniecznie pryncypalnych, a koniecznie obficie błotnistych, dla umniejszenia kosztu lokalu, ulic, gdzie skutkiem zupełnego braku miejsca, a bardziej jeszcze skutkiem zupełnego niedoglądania ze strony gospodarza porządku, w harmonijnym nieładzie często chleb obok zadawniale zabłoconych butów a świece łojową obok lub nawet na seksternach widzieć można.
Dodajmy do tego rozmaitego wzrostu i wieku po owej stancji kręcące się postaci, karmione byle jaką (wyrażenie wcale nie przesadzone) strawą, a najczęściej łaknące kawałka chleba (autentyczne), ubarwmy to jeszcze nieustannym koncertem (ale wcale nie amatorskim) mającym swe źródło w basowych głosach uczących się, z których każdy z osobna chce drugiego przekrzyczeć, a sam nie może nawet z powodu owego nieustannego hałasu czytanego przedmiotu dobrze zrozumieć, a będziemy mieli wierny, choć słaby obraz większej części, bo jak wiadomo nulla regula sine exeptione, obraz większości, mówię, naszych uczniowskich stancji. Tak się rozpatrzywszy w owych stancjach, wywodzimy następujące wnioski:

  1. że stancje te, po większej części, chybiają założonego celu, gromadząc bowiem wielu uczniów w miejscu ciasnym i niedbale utrzymanym, nie tylko że nie podają sposobności sumiennego, przy najszczerszej nawet chęci, zajęcia się nauką, ale że z powodu karmienia uczniów nie zawsze zdrowymi i pożywnymi pokarmami, częstokroć stają się powodem chorób.
  2. że gospodarz lub gospodyni przyjmując ucznia na stancję za liche pieniądze, przy obecnej drożyźnie wiktuałów, zmuszonym się widzi albo oddając wet za wet karmić ich jako tako, lub co również się zdarza, morzyć ich prawie głodem, co także niekoniecznie sprzyjającym jest nauce warunkiem.
  3. że wina stąd spływa widocznie nie na rodziców, którzy by chociaż najbiedniejsi nie żałowali, nie wahali się o kilka, a nawet kilkanaście rubli płacę podwyższyć roczną, gdyby pewni byli, że tym dziecku swemu w zupełności dogodzić potrafią, a wina ta spada najoczywiściej na utrzymujących stancje, którzy w chęci zapewnienia sobie jak największej liczby uczniów przyrzekają rodzicom złote góry, przyjmują na siebie warunki, o spełnieniu których po upływie dwóch pierwszych tygodni szkolnego roku ani im się zamarzy. I na koniec:
  4. że jedynym lekarstwem na wydźwignięcie uczniów z tej, że tak powiem, niedoli, jedynym środkiem do naprawienia istniejącego złego, do sprostowania wadliwego ustroju teraźniejszych stancji, jest wdanie się w to władzy szkolnej, która rozpatrzywszy się w istniejącym porządku rzeczy, zapewne stosownych użyłaby ku temu środków.

 

Przypisy

  1. Do artykułu tego autor nawiązuje także w korespondencji na ten temat nadesłanej do „Izraelity” 1867 nr 1, s. 6-7.

Bibliografia

„Kurier Lubelski” 1866 nr 91, s. 429-430.