Słówko o ważności Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego w Warszawie
Jakub Goldszmit

[Fragmenty]

 

Wartość państwa stanowi zawsze wartość pojedynczych jednostek,

z których składa się całe społeczeństwo.

J.S. Mill[1]

 

 

Założycielowi

Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego w Warszawie[2],

w uznaniu jego pracy i zasług, niniejszych słów kilka ofiaruję

Jakób Goldszmit

 

Bez czynu świat by leżał jak rola bez plonu,

Myśl bez czynu podobna księdze jeszcze białej,

Słowo niebrzmiące czynem — to kościół bez dzwonów,

Miłość nie wsparta czynem — jest to łuk bez strzały.

Deotyma[3]

 

Przysięgam na niebo i na ziemię, że izraelita i poganin, mąż i niewiasta, niewolnik czy niewolnica — wszyscy sądzeni będą wedle dzieł ich, a na wszystkich nich, jako na Deborę, znijść może duch Boży. (Jalkut. Sędz. 9. a, słowa Pinchasa syna Eleazarowego)[4].

 

…Coś jest wspaniałego i przejmującego w tej myśli, powiada zacny Smiles[5] — że żaden uczynek, żadne nawet słowo człowieka nie ginie marnie, że ma swoje oznaczone skutki, których końca ostatecznego trudno przewidzieć, że nie ma uczynku lub słowa, które by nie nadawało jakiejś barwy własnemu naszemu istnieniu i choć nieznacznie nie wpływało na życie innych ludzi. Dobry uczynek i mowa żyje i działa nawet wtenczas, kiedy już tego dostrzec ani czuć, ani używać nie można. Duch bowiem ludzki nie umiera; żyje on i działa niewidzialnie pomiędzy nami.

W tym właśnie leży zarodek nieśmiertelności ludzkiego życia, nawet w naszym już doczesnym istnieniu. Żadna jednostka nie stoi osobno, oddzielnie, sama dla siebie; ona jest konieczną, integralną częścią składową zupełnego systemu wzajemnych stosunków i przez rozmaite swoje czynności powiększa albo pomniejsza sumę dobra i szlachetności na ziemi teraz i po wszystkie czasy. Jak teraźniejszość jest wypływem przeszłości, jak życie i przykłady przodków działają na nas w wysokim stopniu dziś jeszcze — tak i my codzienną swoją działalnością przyczyniamy się do ukształcenia charakteru i ugruntowania egzystencji naszych potomków.

Człowiek jest wytworem cywilizacji wszystkich poprzednich stuleci. Żyjąca generacja stanowi nowe tylko ogniwo wiecznego łańcucha i przeprowadza dalej, stosownie do sił swoich, magnetyczny prąd czynów i przykładów, prąd, którego przeznaczeniem jest połączenie najodleglejszej przeszłości z najdalszą przyszłością. Czyny żadnego człowieka — choć już od dawna ciało jego w zgniliznę i gaz się zamieniło — nie znikają bez pożytku i wpływu.

Tak więc każda czynność przez nas wykonywana, każde słowo wypowiadane przez nas, każdy uczynek, który spełnionym widzimy, i każda mowa, którą słyszymy, objawia oznaczone działanie — działanie rozszerzające się następnie nie tylko na całe przyszłe życie nasze, ale także na całą naszą rodzinę, pokolenie i współobywateli.

…Wiadomo wszak, że postawione w głębi światło nie mniej jasno świeci jak postawione na wysokości, z czego wynika ten pewnik, że zawód i stanowisko, choćby najniższe, mogą jednak uczynić człowieka pożytecznym swym ziomkom, współbraciom oraz społeczeństwu, z łona którego wyszedł.

Nadmienić nam tu jeszcze wypada, że nie dosyć jest innym mówić, co jest ich obowiązkiem i co jest słusznym działać, ale należy to im pokazać własnymi czynami. Wyrażać bowiem tylko słowami, co kto ma robić — jest to smutna i bezsilna wymowa, świadcząca, że jedynie mówić się umie. I dlatego to największym dobroczyńcą nie jest najlepszy mówca lub najgłębszy myśliciel, ale ten tylko, który przemawia — szlachetnymi uczynkami[6].

 

* * *

 

Miano takiego dobroczyńcy sui generis rzetelniej przyznać możemy skromnej a nieznanej prawie osobistości, na podstawie położonych przez nią zasług i przedsięwziętych prac, dla dobra swych współbraci — jednemu z tutejszych subiektów handlowych — panu Ignacemu Kaufmanowi. Pan Kaufman to wielce sympatyczna dla nas osobistość. Jest to członek owego, Bogu dzięki, dość licznego grona mężów żelaznej woli i niepospolitego hartu ducha, których żadne nie zrażają przeszkody, żadne nie zobojętniają przeciwności, którzy do wytkniętego przez się celu kroczą prosto, niezachwianie, niebaczni na podnoszące się zewsząd krzyki i wrzaski niechętnych, poparcie li-tylko moralne znajdując w tym wewnętrznym przekonaniu, że spełniają sumiennie obowiązki na nich ciążące. Hołd uznania należy się od nas ludziom takim za ich życia jeszcze.

By scharakteryzować, by określić dokładnie rodzaj zasług kaufmanowskich, należałoby nam przedtem naszkicować w tym miejscu łaskawym naszym czytelnikom monografię subiekta handlowego. Uważamy to jednak za zbyteczne. Komuż bowiem obcym jest, iż na 2000 — mniej więcej— subiektów w Warszawie zaledwie połowa z nich zapewnić zdolna rodzinie swej dostateczne utrzymanie i to w epoce, kiedy ich siły fizyczne dozwalają im na utrzymanie to w pocie zapracować czoła. A sądzicie może, że do rzadkości należy nędza w łonie rodzin subiektów? Nędza taka, o jakiej bogacze i pojęcia nawet mieć nie mogą, nędza, którą jeszcze ukrywać trzeba przed oczami ludzi, by uniknąć bezpotrzebnych a tyle przykrych litości objawów. Czy sądzicie, że gdy choroba nurtować pocznie w ich gronie rodzinnym, gdy na lekarzy i apteki ostatni grosz pójdzie, że w on czas mówię, nie nastaje smutna chwila, kiedy w ciasnych mieszkankach subiektów w całej swej okazałości rozgospodarowywać się pocznie owa ohydna larwa — głód, tak straszliwie potrząsająca wyschłymi piszczelami rąk i zanosząca się aż od śmiechu, co jak suchy, urywany szczek psa — rozlega się w pustych kątach izdebki. I gdzież wówczas biedny subiekt ma szukać pomocy i rady, komu pozostawi schorzałą swą żonę i dziatki zgłodniałe, gdy obowiązkom swym oddany cały dzień poza obrębem domu przebywać jest zniewolony?

Kto skuteczną pomoc wówczas mu ześle, kto balsam pociechy w on czas nań zleje, kto go stroskanego — pocieszy, kto zwątpiałego napoi odżywczym wiary promieniem? Kto ześle mu w końcu na pocieszenie serce prawdziwie współczujące? brata-bliźniego, któryby miał serce i umiał patrzeć w serce[7]?

 

Ten tylko — śmiało twierdzić możemy —

… z którego dłoni łask tylu my zlew

Na lenność wzięli, i ciało, i krew,

I duszę, i tchnienie, i życie —

Ten, co jasno widzi we wszystkich ciemnościach —

Bóg.

 

Drobne przykrości, kłujące tysiącami szpilek, gorsze nawet od rozpaczy. Znosić wszystkie drobiazgi niedoli, na każdym kroku walczyć z nieszczęściem — rzecz obmierzła. Taran nieszczęścia gdy padnie na cię, przyjmujesz, ale cię oburzają jego prochy. Ogół niedoli gnębi — ale szczegóły katują. Przed chwilą nieszczęście raziło cię piorunem, teraz — szczypie i drażni.

Srogie to upokorzenie — być w zgnębieniu. Jest to druga śmierć moralna a brzydka. Jednym stopniem niżej — spadasz w nicość. Po całunie – łachmany.

Nic smutniejszego nad to poniżenie.

Być przywiedzionym do nędzy — rzecz prosta. Cios gwałtowny, brutalstwo losu, katastrofa, która raz spotyka. Dobrze. Przyjmuje się ją. Wszystko się skończyło. Jestem przywiedziony do nędzy. Bardzo dobrze, umrę. Bynajmniej! Musisz żyć i zaraz nazajutrz przekonasz się o tym. Z czego? Z kłucia szpilkami. Ten lub ów przechodzień nie kłania się, udaje, że cię nie zna; inny patrzy na cię ze wzgardą, wierzyciele nasyłają na cię rachunki, nieprzyjaciele śmieją ci się w oczy. Upokorzenie twoje czytasz nawet w spojrzeniach ludzi obojętnych; ci co bywali u ciebie na obiadach, powiadają teraz, żeś się wysilał nad stan, dając trzy potrawy; twoje wady rażą wszystkich; niewdzięczność, nie spodziewając się już nic od ciebie, otwarcie się okazuje; złośliwi szarpią twoją sławę — gorsi od nich obłudnicy ubolewają nad tobą… A przy tym tysiące nędznych drobnostek!… Co do ubogich na przykład – nie trzeba o nich myśleć; alboż nie jesteś sam ubogim? Stroje — rzecz bolesna. Żałować żonie wstążki, co za męczarnie! Tej, co ci ofiarowała swą piękność, odmawiać błahej ozdoby! Mieć minę skąpca! Być może powie do ciebie: jak to, zabrałeś kwiaty z mego ogrodu i jeszcze zabierasz z mego kapelusza! Przy stole rodzina jest milczącą. Zdaje ci się, że wszyscy mają do ciebie urazę. Ożywione niegdyś lica — teraz są stroskane i posępne. Smutna rzecz — upadać. Zginąć, runąć, głupstwo — to jakby przegrać batalię pod Waterloo, to jakby wpaść w piec ognisty. Ale upadać, maleć i doznawać ciągłych upokorzeń, to jakby więzienie na wyspie Świętej Heleny, to jakby smażyć się na wolnym ogniu.

Złote to słowa znakomitego guernsejskiego mieszkańca[8].

 

Takich ustawicznych upokorzeń, o jakich wzmiankowaliśmy wyżej, przez takie powolne męczarnie przechodziła większa część subiektów handlowych w roku pańskim 1856. Powodem tego była dotkliwie podówczas czuć się w kraju dająca stagnacja handlowa. Pojawiła się ona niespodzianie, nagle, znienacka, i z szybkością iskry elektrycznej — owej przyrodniej siostry błyskawicy — rozszerzyła się w całym niemal świecie kupieckim, powodując upadek znacznej liczby rodzin kupieckich, w ślad za czym dążyła nędza licznych dziesiątek subiektów, pozbawionych miejsca, a tym samym kawałka, tyle potrzebnego dla wyżywienia dzieci chleba.

W owym to właśnie czasie wystąpił pan Kaufman celem zaradzenia ogólnemu niedostatkowi, ze swoim Stowarzyszeniem Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego. Śledząc bacznie za rozwojem jego w pismach periodycznych warszawskich, uważam się kompetentnym przedstawić malutkie zdanie sprawy z postępu jego. Utworzone w roku 1856 przy Bożej pomocy i poparciu szczupłej garstki ludzi dobrze myślących — Stowarzyszenie Subiektów Handlowych rozwijało się w samych zaczątkach swych bardzo powolnie. Piętrzyły się bowiem przeszkody jedne nad drugimi, a szkopuły do pokonania na każdym natrafiano kroku. Słowem — tysiące zwalczać należało przeciwności — ba! bo i szyderstwa nawet i zawiście i chichoty a śmiechy niechętnych, często gęsto dolatywały uszu założyciela. Czegóż jednak silna wola i niezłomna chęć pokonać nie potrafią?

 

Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego, zatwierdzone przez JW. Hrabiego Namiestnika Królestwa 11 (23) grudnia 1867 roku[9], rozwija się obecnie bardzo pięknie i działalności swej obfite plony w niedługiej przyszłości wydać obiecuje. Postawiło ono sobie rozległe, piękne i zaszczytne zadanie. Zadanie to da się streścić w następnych słowach: Stowarzyszenie ma za ceł główny: wspomaganie i możebne polepszenie bytu subiektów handlowych. By dopiąć celu tego, Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy zapewnia bezpłatnie chorym członkom swoim doktora, felczera, lekarstwa, wody mineralne — co więcej, z grona swego co noc wysyła po dwóch dyżurnych kolegów dla czuwania przy chorym i ścisłego przestrzegania przepisów lekarza. Mało tego — stowarzyszenie udziela jeszcze potrzebującym tego członkom swym bezpowrotne zapomogi, niemniej udziela pożyczki do 50 rs. jednej osobie na wypłatę całoroczną ratami częściowymi. Nie potrzebujemy wcale rozwodzić się nad wielkim znaczeniem dwóch powyższych punktów. Uważamy również za zbyteczne nadmienić tutaj, że datki, czyli wsparcia, udzielają się w sposób jak najdelikatniejszy, w niczym poczuciu osobistej nieuwłaczający godności. I często się zdarza nawet, iż otrzymujący nie wie wcale, skąd się wziął datek, i zanim się spostrzeże, już pieniądze na zaspokojenie potrzeb jego obrócone zostaną. Ostatni ten punkt szczególniej dobitnie przedstawia zasady, jakie stowarzyszenie wyznaje. Kogo bowiem ręka losu dotknęła, kto się nieszczęściem pod presją nieprzyjaznych zoczył okoliczności – temu jawnie udzielona pomoc centnarowym zaważyłaby ciężarem. I dlaczegóżby nieco nie zwolnić więzów losu bliźniemu, kiedy sposobność po temu w naszym jest ręku?

 

* * *

 

Ostatnimi czasy stowarzyszenie poruszyło kilka jeszcze kwestii pierwszorzędnej ważności. I tak: otwarto kantor informacyjny, by móc subiektom bez zajęcia — miejsca wyszukiwać. Udzielając pomocnika firmie kupieckiej, stowarzyszenie gwarantuje niejako za czynności jego — co też niemało przyczynia się do podniesienia moralnej strony członków. Z drugiej zaś strony, kupcy subiektów lub buchalterów potrzebujący wolą wszak udawać się z żądaniami w pewne miejsce, aniżeli wchodzić w stosunki z ludźmi podejrzanej moralności, u których jedynie zysk własny na pierwszym stoi planie. Toteż kantor informacyjny prędzej czy później potrafi wyrobić sobie zaufanie ogółu, na które słusznie zasługuje.

W związku z podniesieniem moralnej strony subiektów stoi projekt świeżo przez pana Kaufmana podany: udarowywania kilkuset- a nawet i tysiączłotowym premium subiekta, który przez lat dziesięć na jednym miejscu nieposzlakowanie pełnił swe obowiązki. Ma być wybierany co rok inny kandydat. Wspomniane premium użyte by być mogło na wyposażenie córki członka lub też bodaj i użyte na kamień węgielny do założenia procederu jakiego.

Dalej, ma być wkrótce urządzona szkółka wieczorna dla dzieci członków stowarzyszenia; niemniej w założyć się mającym klubie mają być urządzone odczyty z przedmiotów potrzebnych subiektom celem obznajmienia ich z podstawowymi chociaż wiadomościami z dziedziny handlu i higieny szczególniej.

 

* * *

 

W prześlicznym poemacie Wincentego Pola pn. Senatorska zgoda poeta w błyszczącym wystawia nam świetle piękne obrazy dawnego życia rodzinnego. Szczególniej ustęp, w którym autor opisuje ten urok, jakim przodków naszych przejmowały wdowa i sierota — odznacza się prawdziwie ewangelicznym wyrazem. Cytujemy go łaskawym czytelnikom:

 

Jeżeli cześć się w życiu oddawała cnocie,

To nieszczęście uczczono w wdowie i sierocie.

Wdowa — to słowo było pobudką czułości,

I jak we łzach się zlewa żal wszystkich żałości:

Tak w tym słowie leżała serdeczna wymowa —

I było to zaklęciem, gdy kto wyrzekł: „wdowa!”

Wdowie w pomoc pospieszyć, nie było zasługą,

Bo z jej błogosławieństwem biegło szczęście strugą.

Ale wdowę ucisnąć — to więcej niż zbrodnia,

I już za życia w sercu piekielna pochodnia.

Tak samo też wierzono, że gdzie jest sierota,

Tam chleba nie zabraknie — choć nie będzie złota,

I takiemu domowi pan Bóg błogosławi:

Co sieroty ode drzwi swoich nie odprawi;

Lecz do serca przytuli, podejmie od proga

I nauczy miłości i bojaźni Boga…[10]

 

Jakby kierując się myślą zawartą w powyższych wierszach — stowarzyszenie utworzyło kasę wsparcia podupadłych wdów i biednych sierot pozostałych po subiektach handlowych. Już sama nazwa dokładnie rzecz określa. Pozostałe wdowy po subiektach, pozbawione dostatecznego funduszu utrzymania się, otrzymują wsparcie, radę, słowem – pomoc czynną lub moralną. Sieroty zaś ojcowskiej prawdziwie doznają opieki od członków stowarzyszenia.

 

* * *

 

Nadmienić nam tu należy o jeszcze jednym projekcie urzeczywistniającym się obecnie – myślimy tu o interesie rabatowym. Wprowadza go w życie pan Kaufman, który też wyjednał u kilkunastu kupców tutejszych odstępstwa od cen handlowych na artykułach żywności, oraz na wszelkich innych sprawunkach, jak: towarach kolonialnych itd. Interes rabatowy wielkie może wyświadczyć usługi członkom stowarzyszenia. Każdy z nich bowiem ma przecież różnorodne potrzeby, które zaspokoić jest zmuszony.

Otóż wydatkując, kapitał swój za stracony zupełnie uważać może. Tymczasem interes rabatowy przynosi mu w każdym razie zysk widoczny. Tak na przykład kto wydaje rocznie 1000 rubli, ma czystego zarobku 40 rs. Któż nie wie – ile by tymi pieniędzmi dobrego zdziałać można? lub też w najgorszym razie – jak ważną one kiedyś, zaoszczędzane zwłaszcza, grać mogą rolę w ekonomii domowej?

 

* * *

 

Reasumując nasze zdania, powiemy: że Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych przy umiejętnym i nadal zarządzie coraz bardziej rozszerzać może szranki swej działalności.

Wzrost ciągły stowarzyszenia dorozumiewać nam się każe, że zrozumiano już istotną, ważność jego. Należałoby jeszcze, aby członkowie dokładnym wypełnianiem swych obowiązków przyczyniali się do ustawicznego jego wzrostu i aby każdy — wedle swych sił i możności — choć skromną cegiełką, swą przyczynił się do utrwalenia pomyślności jego.

Kończymy niniejszą szczupłą wzmiankę naszą o działalności stowarzyszenia słowami Smilesa i zwracamy się w tym miejscu do szanownych obywateli warszawskich. Jeżeli tylko wyjdziemy poza zakres familii i wstąpimy w granicę miasta lub państwa —  powiada Smiles — ileż tu się nadarzy dla majętnego sposobności zrobienia dobrze i wspomożenia swoich współobywateli! Miasto, państwo, nie może częstokroć tymi środkami, które mu sterowanie ludem nadaje, wszystkiego obmyślić, wszystkiemu zaradzić — nie może zanieść pomocy wszędzie tam, gdzie ta pomoc potrzebna, nie może zaprowadzić wszystkich zbawiennych ulepszeń, których czas i postęp wymaga. Jakże to niezmierne pole dla działalności osób prywatnych, dla dobrej woli obywateli! Wiele to dobroczynnych zakładów, koniecznych dla dobra społeczeństwa, instytutów wszelkiego rodzaju, miejsc dla przemysłu, sztuk i umiejętności czeka, by być powołanymi do życia, na wspaniałomyślność i szczodrość ludzi, którzy zdobyli sobie majątek i są dość szlachetni, ażeby pozwolić korzystać z niego swoim współbraciom[11].

Popierajmy zacne usiłowania, nie uchylajmy się — w imię miłości bliźniego — od niesienia pomocy współbraciom naszym — słowem: służmy zawsze poczciwej sprawie, i każdy z nas po szczególe:

jako kto może, Ku powszechnemu dobru niechaj dopomoże[12].

 

[…]

 

Przypisy

  1. Zdanie Johna Stuarta Milla (z dzieła O wolności) położone jako motto pierwszego rozdziału książki Samuela Smilesa Self-Help, zob. niżej w przyp. 5. Figuruje ono tam obok uwagi Beniamina Disraelego: „Za bardzo wierzymy w system, za mało poświęcamy uwagi ludziom”.
  2. Stowarzyszenie wzajemnej pomocy subiektów handlowych wyznania mojżeszowego powstało w 1856 roku jako organizacja samopomocowa, założona przez Ignacego Kauffmana, żydowskiego subiekta, w czasie, gdy Żydom broniono udziału w korporacjach chrześcijańskich. Budziła ogromne zainteresowanie w środowisku i na łamach prasy. Pisano o niej w obu „Kalendarzach dla Izraelitów”: Izaaka Kramsztyka (1870/71 i 1871/72) i Fabiana Straucha (1878/79). W „Izraelicie” w licznych artykułach oraz notkach z lat 1867-1882 donoszono o zebraniach zarządu, apelowano o datki, omawiano sprawozdania, poruszano palącą kwestię niedostatku osób pracujących w handlu oraz problem równouprawnienia w zrzeszeniach zawodowych (w niektórych latach informowano, że do stowarzyszenia przyjmuje się też pracowników chrześcijańskich i jest ono wspólne dla obu grup, co stawiano za wzór). Nieco wcześniej, w czasach reform Wielopolskiego, Zgromadzenie Kupców uchwaliło, że w miejsce prowadzonych dotąd dwóch oddzielnych list kupców chrześcijańskich i żydowskich wprowadza się wspólną listę członków tej korporacji, a Zgromadzenie Rzemieślnicze po raz pierwszy dopuściło żydowskich rzemieślników do cechów. Obie uchwały władze próbowały realizować, ale nie wiadomo, z jakim skutkiem; późniejsze przepisy carskie zmieniały się jak w kalejdoskopie. Warto dodać, że Józef Goldszmit był członkiem honorowym i jednocześnie radcą prawnym tego stowarzyszenia.
  3. Deotyma (Jadwiga Łuszczewska, 1834-1908), poetka i powieściopisarka. Cytat pochodzi z wiersza Oda do czynu z tomu Improwizacje i poezje. Poczet drugi. Warszawa 1858.
  4. Jalkut — część Talmudu.
  5. Samuel Smiles (1812-1904), szkocki pisarz filozoficzny i moralista, autor książki Self-Help with illustrations of charakter and conduct, 1859 (popularny wykład liberalizmu, zalecający poleganie na sobie jednostek i grup), wyd. polskie pt. Pomoc własna, 1867, nakładem „Przeglądu Tygodniowego”. Następne akapity (do gwiazdki włącznie) to wykład poglądów Smilesa z XII rozdziału tej książki. Pismo reklamowało tę publikację z dużym rozmachem: opublikowało recenzję (1866 nr 39-40), na usilne prośby czytelników wydrukowało jeden z rozdziałów (nr 50-52), ogłosiło subskrypcję. Prenumerata wywołała ogromny odzew — wśród osób chętnych znajdziemy też nazwisko Jakuba Goldszmita („Self-Help został zaprenumerowany dla Pana”). Informację tę poprzedza następujący passus: „Serdecznie dziękujemy za słowa sympatii, potrzebujemy jej bardzo, walcząc z obojętnością publiki. Korespondencję Pańską z maleńką modyfikacją wydrukujemy, ale dopiero po Nowym Roku z powodów czysto technicznych”. (Korespondencja od Redakcji. 1866, nr 52). Książka stała się programową lekturą pokolenia.
  6. [Przypis autora: Samuela Smilesa Self-Help seria 2, z niemieckiego obrobienia Kolenfelda]. Polska wersja książki zawierała przykłady działań samopomocowych, zaczerpnięte z biografii polskich uczonych i wynalazców. Przygotowali te dodatki i tłumaczyli (z wydania niemieckiego zawierającego również niemieckie przykłady) m.in. Aleksander Kraushar, Józef Kirszrot, Piotr Chmielowski. Udało się dotrzeć do trzeciego wydania książki z podtytułem: Seria 1 z niemieckiego obrobienia Józefa Boyesa spolszczona i wydana staraniem „Przeglądu Tygodniowego”. Warszawa 1879. „Przegląd Tygodniowy” traktował publikację jako formę promocji własnego programu, pisano tam wprost: [stanowi ona] „dalsze rozwinięcie myśli kierującej naszym wydawnictwem” (1866, nr 52).
  7. Nawiązanie do ballady Adama Mickiewicza Romantyczność: „Martwe znasz prawdy, nie znane dla ludu, / Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce; / Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!/ Miej serce i patrzał w serce!” (w. 8).
  8. Od Guernsey (jedna z Wysp Normandzkich). Chodzi o słowa Smilesa z cytowanej książki: rozdz. III. Pomoc własna i stowarzyszenia, podrozdz. Nędza robotników.
  9. Funkcję namiestnika cara w Królestwie Polskim pełnił wówczas hr. Fiodor Berg. Zaraz na początku urzędowania, w 1863 roku, stłumił powstanie. Później, w ramach restrykcyjnej polityki wewnętrznej, dławił aktywność obywatelską, ograniczył prawo do zakładania stowarzyszeń i organizacji, legalnie istniały wówczas tylko: towarzystwa dobroczynności (w różnych miastach, także w Lublinie, wyróżniało się towarzystwo warszawskie), towarzystwa kredytowe, kasy pożyczkowo-zaliczkowe, ochotnicza straż ogniowa. W innych przypadkach potrzebne były specjalne starania, które zależały od dobrej woli centrali i „widzi mi się” miejscowych urzędników. W 1874 roku stanowisko, jakie pełnił Berg, zastąpił urząd generał-gubernatora Warszawy — z jeszcze szerszymi uprawnieniami do niweczenia konstytucyjnej autonomii Królestwa.
  10. Wincenty Pol Senatorska zgoda. Tradycje szlacheckie z Sanockiego. Kraków 1852, wyd. następne w: Pamiętniki J.P. Benedykta Winnickiego. Gawędy, t. 2 Senatorska zgoda. Petersburg 1854.
  11. Powyższy akapit to streszczenie uwag Smilesa, zawartych w pierwszym rozdziale książki pt. Self-Help. Narodowe i indywidualne.
  12. Swobodne przytoczenie fragmentu utworu Jana Kochanowskiego Pieśń XIX, w. 11-12: „Służmy poczciwej sławie, a jako kto może,/ Niech ku pożytku dobra spólnego pomoże”.

Bibliografia

Słówko o ważności Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego w Warszawie skreślone przez Jakuba Goldszmita, Warszawa 1870.

Dochód ze sprzedaży tej broszurki przeznacza się na korzyść kasy stowarzyszenia subiektów handlowych.