
03.
Rozbudowane na kształt porównania homeryckiego nawiązanie do mitu o kreteńskim Labiryncie, wzniesionym przez Dedala dla Minotaura („chłopobyka”), do nici Ariadny i ucieczki Dedala i Ikara z Krety, służy rzecz jasna Kochanowskiemu do scharakteryzowania zarówno procesu twórczego, a więc owego kładzenia we fraszki autorskich tajemnic, tworzących finalnie splątany gmach, jak i do sytuacji czytelnika, który stawia sobie za cel tajemnic tych wyinterpretowanie i zrozumienie. Zwróćmy uwagę, nieco na wyrost stosując kategorie dzisiejszej teorii literatury, że projektuje się tutaj, stawiając to jako przypuszczenie i postulat teoretyczny („Obrałliby się kiedy kto tak pracowity […]”), kogoś na kształt czytelnika modelowego, dociekliwego na tyle, że mógłby na podstawie samych fraszek prześwietlić umysł poety („wyczerpać”, co może znaczyć zarówno „wyrozumieć”, jak i „czerpiąc, niczym wodę, dojść do samego sedna”), ostatecznie zaś – stworzyć jego mapę. Od razu jednak obie te możliwości zostają zakwestionowane – tj. zarówno możliwość interpretacji, jak i rekonstrukcji psychologii piszącego podmiotu, czy może raczej jego tekstowej kreacji. Niemniej wydaje się, że faktycznie mówimy tutaj o jednej i tej samej czynności: mianowicie o rekonstrukcji umysłu i tajemnicy przez interpretację. Byłoby zapewne sporym nadużyciem twierdzić, że zdaniem Kochanowskiego tej czy innej fraszki nie da się zrozumieć; czym innym jest jednak próba wydarcia z fraszek owych „wszytkich tajemnic”, a finalnie – odsłonięcie ukrytego za nimi umysłu. Sensowny wydaje się w każdym razie domysł, że poeta, mówiąc zbiorczo o fraszkach, przestrzega przed traktowaniem ich jak lustra, w którym on sam się w sposób nienaganny uwidacznia. Jeśli już, to fraszki raczej tworzą labiryntowy gmach krzywych zwierciadeł, z których niewiele można roztropnie i trafnie wymiarkować. Może się wydawać, że uderza tu poeta w renesansową wiarę w istnienie porządku podobieństw i korespondencji, w similitudo rzeczy, zjawisk i idei: wprawdzie fraszki są złożone z autorskich sekretów, ale nie tworzą żadnego autoportretu, a gdyby nawet tworzyły – jest on niezrozumiały i niewyczerpany. Innymi słowy, labirynt znaków pisma nie przekłada się na żadną zrozumiałą psychologiczną głębię, nie istnieje podobieństwo znaku i rzeczy. Przypomnijmy sobie jednak znane słowa Pieśni IX z Ksiąg pierwszych: „A kto by chciał rozumem wszystkiego dochodzić, / I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić”[1] – jakże zbliżone do tego, co czytamy we fraszce – a zauważymy od razu podobieństwo wyższego rzędu: tak jak świat Boskiej kreacji jest tym, w którym „wszystko się dziwnie plecie”, tak świat kreacji poetyckiej jest areną niekończącego się błądzenia.