„Czapa czyli Śmierć na raty”

 

SCENA 8

 

 

Skazaniec siedzi pośrodku celi na taborecie z namydloną twarzą; Kuźma wzburza pędzlem pianę na jego brodzie; po chwili odstawia pędzel, ostrzy brzytwę na pasku i zabiera się do golenia; Oleś modli się żarliwie, klęcząc na łóżku.

 

OLEŚ

Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków…

KUŹMA (ciągnąc brzytwę pod włos)

Może będziecie się śmiać… ale wam powiem. We fryzjerskim zawodzie to zupełnie jak w dyplomacji. No tak. Bo na przykład: Przychodzi do zakładu jakiś gość i zaczyna ci wylewnie… Na temat życia, na temat wolności… no i tak w ogóle. A ty golisz go i słuchasz… Oleś, nie ma tam już tego mydła? Wiesz, tego, co przyniósł ten pan.

OLEŚ (przerywając modlitwę)

Nie ma, Kuźma, zmydliło się.

KUŹMA

Szkoda, takie dobre mydło… No więc słuchasz, co on mówi, i myślisz sobie tak: Diabli wiedzą, co to za gość. Niby mówi szczerze, a w gruncie rzeczy licho go wie. Powiesz mu, że uważasz tak samo jak on, to albo mu schlebiasz, że niby jego poglądy potwierdzają się, albo na drugi dzień wyleją cię z pracy. A powiesz, że nie zgadzasz się z nim, to się obrazi i więcej nie przyjdzie. A już najgorzej to go zaciąć. Zaraz ci powie, że to na tle różnicy poglądów. Jak Boga kocham, że tak jest.

SKAZANIEC (rozbawiony)

Tak jest, tak jest… Kapitalne! Znakomicie pan to podchwycił. Jak w dyplomacji. Tylko że to już jest pesymizm. Sytuacja właściwie bezwyjściowa. Ale kto wie, czy nie jest najmądrzejszą rzeczą taka filozofia pesymizmu. „Na cóż tworzenie wieczne, na cóż uganianie, jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?!”[1]. Znacie, panowie, to?

KUŹMA

Niby co?

SKAZANIEC

No ten wiersz. Nicości otchłanie… Przejmujące. Do szpiku kości przejmujące. Ale prawdę mówiąc, to dzisiaj nie jestem nastrojony pesymistycznie. Miałem nawet optymistyczny sen. Śniło mi się, że wychodziłem z więzienia. Klucznik otwierający mi bramę ubrany był na biało. I nie dacie, panowie, wiary… Poruszał się lekko, jak majowy wiatr.

KUŹMA

Oleś, co to znaczy, jak się śni wiatr?

OLEŚ (przerywając modlitwę)

Nie wiem, Kuźma, nie wiem. To jakiś dziwny sen.

SKAZANIEC

Nader dziwny. Ale miły. A potem też wszystko na biało. Drzewa, łąki, mgła… Ale najpiękniejsze to było to, że kiedy zechciałem, mogłem zupełnie swobodnie unosić się w tej przejrzystej mgle.

OLEŚ (żarliwiej)

Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci…

KUŹMA (wygalając pod samą grdyką)

Tak się panu śniło? Ciekawe. Ciekawe, Oleś, nie?

SKAZANIEC

Prawda, że ciekawe? A wie pan, że ja wierzę w sny.

OLEŚ

Kuźma, nie mógłbyś skończyć już z tym goleniem?

KUŹMA

A bo co?

OLEŚ

Bo to zgrzyta. Wiesz przecież, jak nie lubię zgrzytów. (modli się)

KUŹMA

O rany, Oleś, a czy ja się wtrącam do twoich pacierzy? Wieczne odpoczywanie i wieczne odpoczywanie… Też przecież człowieka może trafić szlag.

SKAZANIEC

Bo pan goli pod włos. Naprawdę ledwo można usiedzieć. Nie ma pan zbyt lekkiej ręki.

KUŹMA

Ja? Ja nie mam lekkiej ręki?! Oleś, czy ja nie mam lekkiej ręki? No powiedz, Oleś, powiedz sam…

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma. To pewnie zależy od brody. Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie…

SKAZANIEC

Czego to kolega Oleś tak się dzisiaj modli?

KUŹMA

To pan nie wie? On tak co rok. Oleś, odpowiedz panu na pytanie.

OLEŚ (wyrwany z modlitwy)

Co mam odpowiedzieć?

KUŹMA

No, dlaczego się tak modlisz.

OLEŚ

Aaa… Dlaczego się modlę? Dzisiaj Dzień Zaduszny. Kuźma, pomodliłbyś się i ty.

 

Otwiera się krata, staje w niej Strażnik.

 

STRAŻNIK

Tak sobie się golicie, a? A kto weźmie te miski, a? Myślicie, że będę sobie parzył palce, żeby takim jak wy dać jeść.

KUŹMA

Skocz no, Oleś! Widzisz przecież, że ja nie mogę. Co tam dzisiaj na obiad, panie szefie?

STRAŻNIK

A co to was obchodzi? Ja mam z wami w ogóle nie mówić. Skończyliście to golenie czy jeszcze nie?

KUŹMA

Już, panie szefie, już oddaję brzytwę. (wykonuje ostatnie ruchy przy goleniu, składa brzytwę i zbliża się do drzwi) Polecamy się na przyszły raz. Nie ma pan pojęcia, jak te brody rosną. A pan też powinien się ogolić. (Strażnik cofa się) Czego się pan tak wzdraga? Usiadłby pan na chwilę i załatwiłbym pana raz-dwa. Tamten szef golił się u mnie. No i stało mu się co? Ani razu go nie zaciąłem, a golił się tu parę lat.

STRAŻNIK

Nawet mi nie wspominajcie. Już wolałbym… Połóżcie tę brzytwę na stole. Wezmę sam.

KUŹMA (kładąc brzytwę)

Jak sobie pan chce. Ja tam nigdy się nie napraszałem.

SKAZANIEC (obmywając twarz w miednicy)

A ja rano zgłaszałem się do pana, nie? Nie wypuścił pan mnie. Ileż można czekać? Czy mam stąd wyjść siłą?

STRAŻNIK

Tylko bez gróźb! Tylko bez gróźb! Ale się tu dobrali. Co jeden, to lepszy gość. (do Skazańca) No to wychodźcie, wychodźcie już!

 

Skazaniec bez pośpiechu wyciera twarz w ręcznik, po czym rzuca go na łóżko i wychodzi z celi energicznym krokiem; Strażnik wycofuje się także, zamyka kratę. Kuźma i Oleś wydobywają łyżki i siadają na swoich łóżkach z miskami na kolanach; zupa Skazańca zostaje na stole.

 

KUŹMA (siorbiąc)

Taki drażliwy ten nowy szef. Nawet nie da powiedzieć do siebie słowa. Nie to co nasz dawny. Szkoda, że go zmienili, Oleś, co?

OLEŚ (z gorącą zupą w ustach)

Szkoda, Kuźma, oj tak…

KUŹMA

A wiesz, co myślę? Myślę, że zmienili też kucharza.

OLEŚ

Możliwe, Kuźma, możliwe.

KUŹMA

Jestem tego nawet pewny. Nie zauważyłeś, że od kilku dni znacznie polepszyło się? No, powiedz, jadłeś kiedy przedtem taką dobrą brukiew? Jaka zawiesista. O… i mięso jest. Co to jednak znaczy dobry kucharz. Oleś…

OLEŚ

Słucham cię, Kuźma.

KUŹMA

Wiesz, myślę także o naszym nowym koledze. Przyjemny gość. Tylko coś za często chodzi do lekarza. Żeby to czasem nie była jakaś poważniejsza sprawa. W tym wieku, Oleś, nigdy nie wiadomo. Byle wylew do mózgu, byle zawał… niebezpieczna rzecz.

OLEŚ

O Jezu, Kuźma!

KUŹMA

No właśnie. Niechby mu się tak przytrafiło gdzieś na korytarzu… Koniec. Idzie prosto na tamten świat. Bez naszej pomocy. Postaw mu, Oleś, zupę na kaloryferze. Niech się grzeje. Zimne jedzenie zabójcza rzecz.

OLEŚ

Oj tak, Kuźma, oj tak… (bierze miskę ze stołu i stawia na żeberkach)

KUŹMA

I zamieszaj. Zobacz, czy nie ma jakich kości. I w ogóle. Pamiętasz, raz trafiło mi się szkło. Czego ty, Oleś, taki markotny?

OLEŚ (długo i uważnie miesza zupę)

Kuźma… Czy ty wiesz, za co on siedzi?

KUŹMA

Skąd mam wiedzieć? A co, mówił ci?

OLEŚ

No, zwierzał mi się wczoraj, jak ty żeś już spał.

KUŹMA

No i co?

OLEŚ

On siedzi za kontakty z obcymi mocarstwami.

KUŹMA

Nie?! Niemożliwe?! Nie okłamał cię?

OLEŚ

Nie, Kuźma, na pewno nie.

KUŹMA

A to skurczybyk szpieg!

OLEŚ

No, szpieg… Myślę sobie, Kuźma, że nie najlepiej żeśmy trafili. Gdyby tak udało nam się kiedyś stąd wyjść, to przez taką głupią sprawę moglibyśmy mieć duże kłopoty… z obcymi mocarstwami.

KUŹMA

Masz rację, masz rację, nieprzyjemna rzecz.

OLEŚ

Kuźma, a może by się tak wstrzymać…

KUŹMA

Ale zabiłeś mi, Oleś, klina. Cholera, nie mógł się trafić jakiś pierwszy lepszy gość, tylko od razu międzynarodowy szpieg. Diabli nadali… Masz rację. Już wtedy w kolejce wydawał mi się podejrzany. Bo niby skąd takie futro. Ale nie ma rady, Oleś, trzeba ryzykować. Na wolności zawsze łatwiej, a tu wykończą nas. Ty, a co to za kontakty? Nie powiedział ci?

OLEŚ

No, mówię… międzynarodowe.

KUŹMA

Tak, ale jakie, z kim? (Oleś milczy) Czego nic nie mówisz?

OLEŚ

Czekaj, przypominam sobie. Jak to on powiedział… A, już wiem. Mówił, że kontaktował się… drogą napięć psychicznych.

KUŹMA

Co? Co to znaczy?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma. Mówił tylko, że przekazywał wiadomości drogą napięć psychicznych i że ktoś mu się włączył na podsłuch i wtedy wpadł. Podobno to jakaś głośna afera.

KUŹMA

Oleś, to jest coś nie w porządku. Nie mówił o jakiejś krótkofalówce albo czymś?

OLEŚ

Nie, Kuźma, nie mówił nic. Powiedział tylko, że jak się napnie tak psychicznie, to prosto z głowy potrafi na dowolną odległość przekazać myśl.

KUŹMA

Jak to z głowy? Po prostu tak…? To niemożliwe, Oleś, czarował cię.

OLEŚ

Nie, Kuźma, nie czarował. Przecież skazali go. Mówił, że ten prokurator, co go oskarżał, to też potrafi tak… Znaczy, napiąć się i przekazać myśl. I on, to jest prokurator, nie miałby nic przeciwko temu napinaniu, tyle że nasz nowy kolega wykorzystywał to w celach wywiadowczych. I tylko dlatego skazali go. Nie, Kuźma, to prawda. Co my możemy wiedzieć, jakimi sposobami posługuje się taki międzynarodowy szpieg.

KUŹMA

Cholera, rzeczywiście… Mówił jeszcze co?

OLEŚ

Już nic. Powiedział tylko, że takich facetów, co to potrafią tak napinać się, jest na świecie niemało. I że oni zawsze kontaktują się. Czekaj, jak się nazywa taki facet… Jak to on mówił… Zaraz sobie przypomnę… O, już wiem! Teofil!… Nie… teozof czy jakoś tak.

 

Kroki na korytarzu, brzęk kluczy.

 

KUŹMA

Ciszej, Oleś, zdaje się, że wraca.

 

Otwiera się krata, wchodzi Skazaniec.

 

SKAZANIEC

Słowo daję, panowie, samo serce. Bez przesady… wielkie złote serce na dłoni. Cudowny wprost fenomen. Widać to zresztą od pierwszego wejrzenia. W każdym ruchu, w każdym geście. I to spojrzenie, panowie… To spojrzenie dobrego, rozumiejącego życie mędrca. Naprawdę jestem nim oczarowany. Ze świecą szukać takiego drugiego człowieka.

OLEŚ (zachwycony samym przemówieniem)

Słyszysz, Kuźma?

KUŹMA

Słyszę. Czy można wiedzieć, o kim mowa?

SKAZANIEC

O kim by, jeśli nie o naszym lekarzu. Geniusz dobroci. Prostota połączona z nieprzeciętnym intelektem. Współczucie dla człowieka w niedoli… Sumienność i ofiarność. Kolego Oleś, czy można by prosić pana o trochę wody?

OLEŚ

Proszę, proszę, proszę bardzo… (podaje)

SKAZANIEC

Kto to powiedział, że lekarz filozof równy jest bogom?

OLEŚ

Ja nie wiem. Kuźma, ty nie wiesz kto?

SKAZANIEC

Lekarz filozof. Tylko on trzyma mnie przy życiu. (wyjmuje z kieszeni buteleczkę z lekarstwem) Życie… życie, panowie. Czy nie zastanawia was, że czasem postępujemy tak, jakby ono było czymś naprawdę rzeczywistym? Jak gdyby ono było zupełnie nie tym, czym w istocie swej jest? A przecież to tylko niezbyt wyrazisty majak Absolutu. Przedmiot jego bezustannie zmieniającego się snu. (wyciąga papierowy korek) A my, jak te bezrozumne istoty, staramy się je podtrzymywać, przedłużać je. Co za bezsensowne działanie! (podnosi flaszkę do ust, pociąga z niej i prędko zapija wodą) Pfy… ohyda!

KUŹMA

Czy można wiedzieć, co szanowny kolega pije?

SKAZANIEC

Lekarstwo.

OLEŚ (jak echo)

Lekarstwo…

KUŹMA

Wiemy, że lekarstwo, ale co to jest?

SKAZANIEC (spogląda pod światło na buteleczkę)

To? Spirytus.

KUŹMAOLEŚ (jednocześnie)

Spirytus?

SKAZANIEC

Tak, salicylowy. Chcecie skosztować?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma, nie wiem sam.

KUŹMA

No, jeden łyk. (wyciąga rękę)

SKAZANIEC

To ma wprost zbawienny wpływ. Potęguje magnetyzm psychofluidów, przywraca trzeźwość umysłu.

KUŹMA (popija)

To jest pierwszorzędne!… Oleś, pycha!… Nawet nie spodziewałem się. Chcesz łyk?

OLEŚ

Tylko jeden. (pije)

KUŹMA

No i co?

OLEŚ

W sam raz, Kuźma. W sam raz.

KUŹMA

No właśnie… (rozważa coś) Oleś…

OLEŚ

Słucham cię, Kuźma…

KUŹMA

Poczekaj no, bo właśnie przyszła mi taka myśl. Czy ty, Oleś… Jesteś taki wątły… Czy ty nie zgodziłbyś się czasem do tego lekarza?

SKAZANIEC

Obawiam się…

KUŹMA

Czego się pan obawia? Jak ma dać, to da. Co to, nie wystarczy na was dwóch?

SKAZANIEC

Wystarczyć to wystarczy. Tylko czy mu się to nie wyda podejrzane? A zresztą, to naprawdę człowiek wielkiego serca. Nie, nie, nie sądzę. Chyba nie odmówiłby. (siada przy stole i zabiera się do czytania)

KUŹMA

No widzisz, Oleś, jaki z naszego kolegi pierwszorzędny gość.

OLEŚ

Zawsze to mówiłem, Kuźma. Międzynarodowy gość to zawsze pierwszorzędny gość. (do Skazańca całkiem już pogrążonego w czytaniu) Tutaj jest pańska zupa. Na kaloryferze, żeby nie wystygła.

SKAZANIEC (nie odrywając wzroku od książki)

Zupa? Aaa… zupa. Nie, nie będę jadł.

KUŹMA (zaniepokojony)

Jak to nie będzie pan jadł? Dlaczego?

SKAZANIEC (czyta coś półgłosem)

Bo dzisiaj poniedziałek.

KUŹMA

No to co?

SKAZANIEC

Zwykle w poniedziałki w ogóle nie jadam. Robię sobie przerwę. (ślini palec i przekłada kartkę) Do piątku. W piątek znowu zaczynam jeść.

OLEŚ

Przerwę? Dlaczego?

SKAZANIEC

Takie mam zasady. I bardzo ściśle ich przestrzegam. To pozwala mi skupić się.

OLEŚ

Aha…

KUŹMA

Zaraz, zaraz… (liczy na palcach) Poniedziałek, wtorek, środa… Nie, to nie może być. Oleś, czy to możliwe, żeby ktoś wytrzymywał bez jedzenia cztery dni?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma, chyba nie.

SKAZANIEC (podnosi głowę znad książki)

Gdybyście, panowie, czytywali przynajmniej gazety, wiedzielibyście, że Gandhi wytrzymywał dni czterdzieści. I dlatego był najzdrowszym człowiekiem na świecie. (ponownie pogrąża się w czytaniu)

OLEŚ

To prawda, Kuźma, to prawda. Czytałem sam.

KUŹMA (nieco rozdrażniony)

Gandhi… Gandhi mógł sobie jeść albo nie. To jego rzecz. Ale tu jest więzienie, a nie zwykła stołówka. Tutaj nie ma żadnych przywilejów. Szpieg, nie szpieg… Daj no, Oleś, tutaj tę zupę. Co to znaczy, żeby facet nie chciał jeść?!

 

Oleś podaje Kuźmie miskę; Kuźma stawia ją głośno tuż przed czytającym.

 

SKAZANIEC (oschle)

Kto powiedział „szpieg”?! To pan, panie Kuźma? Pan mnie obraża. Nie jestem żadnym szpiegiem. Jestem teozofem, a teozof to nie to samo co szpieg. Proszę to przyjąć do wiadomości. Zresztą wyłączam się. (wyjmuje z kieszeni dwa woskowe czopki i wtyka sobie w uszy)

OLEŚ

Ojej, Kuźma, co on robi?

KUŹMA (cofa się zbity z tropu)

Zatyka sobie uszy, żeby nas nie słyszeć.

 

Skazaniec odkłada książkę, przymyka oczy i zastyga niby posąg Buddy.

 

OLEŚ

Ojej! Ojejej!

KUŹMA

Czego jęczysz?

OLEŚ

Kuźma, on się napina!

KUŹMA

Jak to napina?

OLEŚ

No, tak… psychicznie.

KUŹMA (zaniepokojony)

Napina? I co, myślisz, że będzie się z kimś kontaktował?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma, ale chyba tak. O Jezu kochany, ale też trafił nam się gość.

 

Wpatrują się znieruchomiali w zastygłego teozofa; po paru chwilach tego metapsychicznego napięcia rozlega się gwałtowne stukanie z prawej.

 

OLEŚ (wyrwany nagle z pełnego metafizycznych niepokojów nastroju)

Ciara!

KUŹMA

Czego on tam chce?

 

Oleś podbiega do ściany.

 

OLEŚ (słuchając stukania)

On mówi, że już wszystko wie. Powiada, że przed nim nic się nie ukryje. Dowiedział się, że jest tu z nami jakiś trzeci gość, i gratuluje nam. Ale też i ostrzega. Powiada, że jak nie dopuścimy go do spółki, to on nas urządzi. Mówi, że postara się, żeby go nam zabrali. Na razie, powiada, możemy być spokojni, ale w ciągu najbliższych dni wolałby już wiedzieć, w jaki sposób zechcemy to załatwić. Gorąco odradza nam działanie na własną rękę. O Jezu, Kuźma! On naprawdę gotów urządzić nas…

KUŹMA (mocno zaniepokojony)

Co ty powiesz, Oleś?! Tak się wyraził? Dosłownie tak?… A cóż to za podejście do sprawy? Czy on zwariował? To przecież zupełnie niemożliwa rzecz.

Strona: 12345678910111213

Przypisy

  1. Fragment II części Fausta Johanna Wolfganga Goethego w przekładzie Emila Zegadłowicza.