„Czapa czyli Śmierć na raty”

 

SCENA 2

 

 

Noc. Wszyscy trzej w swoich łóżkach.

 

SKAZANIEC (przez sen)

Eureka! Eureka!

OLEŚ (szeptem)

Kuźma…

KUŹMA (zaspanym głosem)

Czego chcesz?

OLEŚ

Jemu się coś śni.

KUŹMA

A niech mu się śni.

OLEŚ

Ale jemu śni się jakaś kobieta. Taki stary i śni mu się kobieta.

SKAZANIEC

Eureka! Eureka!

OLEŚ

Słyszysz, Kuźma? Ciekaw jestem, ile ona może mieć lat?

KUŹMA

Pewnie ze sześćdziesiątkę.

OLEŚ

Nie, Kuźma. To musi być jakaś młoda dziewczyna. Taki starszy gość przy forsie to czasem znajdzie sobie… Kuźma, widziałem przecież nie raz.

KUŹMA

O rany boskie, Oleś, dajże mi spać.

OLEŚ

A czy ja ci przeszkadzam? Mówię tylko, że on ma jakiś piękny sen.

 

Dłuższa chwila ciszy.

 

SKAZANIEC (przez sen)

Jutro… więc jutro… (zdecydowanie) Jutro wychodzę.

OLEŚ (gwałtownie)

Kuźma! Kuźma!

KUŹMA

Czego znowu chcesz?

OLEŚ

On mówi, że jutro wychodzi.

KUŹMA

Kto?

OLEŚ

No on. Powiada, że jutro… Czy mówił ci coś o tym?

KUŹMA

Nie, nie mówił. Jak to jutro? Bredzi pewnie przez sen.

OLEŚ

Nie, Kuźma, przysięgam ci, że nie.

SKAZANIEC

Genialna… Genialna myśl! No więc jutro… Cześć!

OLEŚ

Słyszysz?

KUŹMA

A to skurwiel! A tak przypuszczałem, że coś knuje. Jutro, he… jutro. Oleś, to musi być jakiś szatański plan.

OLEŚ

Ciszej, nie przerywaj mu.

SKAZANIEC

Eureka! Eureka! Genialna myśl!

KUŹMA

Ty, a, co ma do tego ta Eureka?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma. Pewnie chce do niej wyjść. Jakbyś miał taką na wolności, to też by ci się do niej spieszyło.

KUŹMA

Masz, rację, Oleś. Czekaj… Ale jak stąd można wyjść?

OLEŚ

Nie mam pojęcia, Kuźma. Wiem tylko, że to nieprzeciętnie mądry gość. Widziałeś, ile on przeczytał książek?

KUŹMA

Iiiii… książek. Myślisz, że tam pisze, jak się wydostać z kryminału.

OLEŚ

Nic nie myślę, Kuźma, ale kto wie. Przecież nie czytałeś.

KUŹMA

Nie.

OLEŚ

No widzisz, a ja czytałem raz. I wiesz, co tam pisało? Pisało, jak jeden facet uciekł z takiego więzienia, co to nikt z niego nie mógł się wydostać. Jak Boga kocham, tak pisało.

SKAZANIEC (bełkocze przez sen)

OLEŚ

O Jezu, Kuźma…

KUŹMA

Ciszej, Oleś, może powie, jak stąd wyjść.

 

Nasłuchują. Skazaniec chrapie.

 

KUŹMA

A to skurwiel, chrapie. Porusz go, Oleś, może jeszcze coś z siebie wydusi.

OLEŚ (porusza śpiącego, bez skutku)

Nie da rady, Kuźma. On sobie już wszystko obmyślił i śpi.

KUŹMA (zagląda w twarz Skazańcowi)

Śpi, rzeczywiście, śpi. Jaki to skryty, skurwiel, co? No już go zostaw, zostaw go. Jutro rano zrobimy mu, Oleś, przesłuchanie. Połóż się, połóż… Tylko pilnuj, żeby czasem nie chciał nam zwiać.

 

Układają się na powrót do snu; nagle Skazaniec zrywa się z łóżka i jak widmo zaczyna krążyć po celi.

 

OLEŚ

O Jezu, Kuźma! Kuźma, on wstał!

 

Skazaniec zatrzymuje się i lunatycznym ruchem wyciąga z łóżka deskę; chwilę obraca ją w rękach, po czym zaczyna przymierzać ją w najrozmaitszy sposób do ściany.

 

OLEŚ (szeptem)

O Jezu, Kuźma, co on robi?

KUŹMA

Nie wiem, Oleś, coś kombinuje, ale niech skonam, jeśli domyślam się co. To jakaś piekielnie wymyślna rzecz.

 

Skazaniec odchodzi od ściany i staje z deską na środku celi.

 

SKAZANIEC

Ja… (wskazuje siebie) ja sam w sobie. Początek wynikania. Wszystko, co jest, wynika z mojego ja. Z mojego we mnie wnikania. Wszystko więc jest ja. Wszystko.

KUŹMA

Jak to ja?

OLEŚ

Csiii!…

SKAZANIEC

To… (wskazuje deskę) to też ja. Ja uzupełnione wnikaniem. I to też… (wskazuje ścianę) to też ja. Uzupełnienie uzupełnienia. Jest, co wnika we mnie. Co nie wnika, nie istnieje. Nie, nie. Nie tak. (próbuje od nowa) Ja… Ja sam w sobie. (wyciąga przed siebie ręce, przymyka oczy)

KUŹMA

Tyyy… To wariat.

OLEŚ

Nie, Kuźma, nie…

KUŹMA

No to czego się wygłupia?

OLEŚ

On się nie wygłupia.

KUŹMA

A co?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma, może zbiera myśli albo się skupia… Myślisz, że tak łatwo stąd wyjść. (po chwili) Ty, Kuźma, to może być prorok!

KUŹMA

Prorok? O rany, Oleś, wolałbym, żeby to był jakiś inny, cwańszy gość.

OLEŚ

Ciszej, Kuźma, csiii…!

SKAZANIEC

Ja… (wskazuje siebie) początek wynikania. Tak, dobrze. Dobrze było, tak… Nie wnikniętego nie ma. Jest tylko to, co wniknięte… I tylko to. Tak, właśnie tak… (stanowczo) Nie wnikać w siebie nic! Nie wniknięte przeze mnie… zanika. (znowu stanowczo) Zaniknąć sobą wszystko, co nie jest ja. (ze skupioną uwagą) Wszystko z wyjątkiem. Dobrze… dobrze… już! (najwyższy moment skupienia) Rrraaz… dwaaa… trzy… Nie! Nie! Zanikło gdzieś cztery! Zanikło… Wróć! (przymierza deskę do ściany coraz to inną krawędzią, licząc każdy ruch) Rrraaaz… dwaaa… trzy… No i znowu. Gdzie jest cztery? Wynikło już przecież z poprzedniego wnikania. (w podnieceniu) Jest…! Jest…! Jest…! (pauza) Nie… Zanikło.

KUŹMA

Coś mu nie wychodzi.

OLEŚ

O Jezu, Kuźma, musi wyjść! A może by tak mu pomóc? Ja skoczę, co? Przytrzymam mu tę deskę. Kuźma, no, powiedz, przytrzymać mu?

KUŹMA

Nie wiem, Oleś. Możesz spróbować. Jak chcesz.

 

Oleś złazi z łóżka; po drodze przewraca taboret; taboret upada z łoskotem.

 

OLEŚ

O Jezu mój.

SKAZANIEC (wyrwany z transu)

Kto tam?

OLEŚ

To ja. Chciałem panu pomóc.

SKAZANIEC

Mnie? W czym?

OLEŚ

Nie wiem… w ogóle. Coś pan mówił, że ma pan jakąś niezgorszą myśl.

SKAZANIEC

Mówiłem? Kiedy mówiłem?

OLEŚ

Przez sen.

SKAZANIEC

A, przez sen… Potworne drewno. (odkłada deskę na stół) Tak, miałem, miałem myśl. Uciekła przed samym obudzeniem. No i jeszcze pan z tym taboretem. A byłem już na najlepszej drodze. Jeszcze chwila skupienia i można by stąd wyjść. Teraz wszystko przepadło. Bezpowrotnie.

KUŹMA

Jak to bezpowrotnie? Koncept jest koncept. Wpadł pan na koncept i zapomniał go pan?

SKAZANIEC

Zapomniałem. Pozostał mi w pamięci tylko szkielet pomysłu. Koncepcja filozoficzna.

KUŹMA

A co to za różnica. Aby tylko udało się wyjść.

SKAZANIEC

Teraz to już jest niemożliwe. Chociaż właściwie to najprostsza w świecie rzecz.

OLEŚ

Zawsze najlepsze są proste pomysły, no nie tak, Kuźma? Pamiętasz, mówiłeś mi to nie raz.

KUŹMA

Jasne, Oleś. No i co? Każdy z nas mógłby stąd wyjść?

SKAZANIEC

Każdy… każdy z nas. To straszne, panowie, zaprzepaścić taką myśl.

KUŹMA

Zaraz, zaraz… Czekaj no pan, bo to zaczyna mi się podobać. Znaczy się wszyscy trzej? Po jednemu czy najpierw jeden, a potem, powiedzmy, dwóch?

SKAZANIEC

Obojętne. To jest zupełnie obojętne. Może być każdy sam. Trudność polega tylko na tym…

KUŹMA

No… no…

SKAZANIEC

…że najpierw trzeba znaleźć czwarty wymiar.

KUŹMA

Co takiego?

SKAZANIEC

Czwarty wymiar. Bez niego ani rusz.

KUŹMA

Czwarty wymiar… czwarty wymiar… No dobrze, ale skąd go wziąć? Nie znajdziemy go chyba tutaj w celi?

SKAZANIEC

Kiedy właśnie… on tu jest.

KUŹMA

Jest?

SKAZANIEC

Jest. On jest w ogóle wszędzie.

OLEŚ

O Jezu, Kuźma, zdaje się, że to nie na nasze głowy.

KUŹMA

Dlaczego, Oleś? Skoro on tu jest, to nie ma żadnego kłopotu.

SKAZANIEC

Kłopot, panowie, jest z samym znalezieniem. Jeden Einstein go znalazł. Gdyby to tak nam się udało, bylibyśmy uratowani.

KUŹMA

A dlaczego miałoby nam się nie udać?

OLEŚ

Kuźma, nie byłbym taki pewny.

KUŹMA

Oleś, aleś ty dziecinny. Jak go znalazł ten, jak mu tam… Ajsztajn, to my go nie znajdziemy? Tylko zaraz… Do czego on nam jest potrzebny?

SKAZANIEC

Właśnie do wyjścia.

KUŹMA

Jasne, że do wyjścia. Ale co mamy z nim zrobić?

SKAZANIEC

Znaleźć go. Potem reszta jest już oczywista. Każdy z nas może przeniknąć nawet przez dziurkę od klucza, jak dym.

KUŹMA

Zaraz. Dlaczego, na przykład, jak dym?

OLEŚ

Mówiłem ci, Kuźma, że to nie na nasze głowy.

SKAZANIEC

Nieważne, panowie, dym czy nie dym. Chodzi o to, że ta deska (bierze ją) ma trzy wymiary. A przypuśćmy, że wie tylko o dwóch. I że nawet nie podejrzewa istnienia najmniejszego swojego wymiaru, to jest swojej grubości. Nic o niej nie wiedząc – posuwa się w sposób następujący. (przykłada deskę poprzecznie do kraty) Oczywiście nie przejdzie. Ani tak… (zmienia jej położenie: równoległe do prętów kraty, lecz na płask całą szerokością deski) Ani tak…

OLEŚ

No nie, wykluczone, Kuźma, nie przejdzie.

SKAZANIEC

Tak jest, wykluczone. Nie przeciśnie się między kratami. Co więc powinna zrobić, żeby wyjść z tej celi?

OLEŚ

Nie wiem… Nie wiem… Chyba odwrócić się.

SKAZANIEC

Oczywiście. Kolega Oleś spekuluje poprawnie. Tylko w ten sposób może ona wyjść.

OLEŚ (uradowany)

Tak, tylko tak…

KUŹMA

Zaraz, zaraz… spokojnie, Oleś, najpierw ja. Więc co ma zrobić ta deska?

SKAZANIEC

To, co powiedział kolega Oleś. Domyślić się swojego trzeciego wymiaru, to znaczy swojej grubości, i… odwrócić się. (odwraca deskę i wsuwa między kraty)

KUŹMA

No, to przecież oczywiste. Ale co to ma wspólnego z naszym planem?

SKAZANIEC

Panowie, gdyby ta deska odkryła nagle swój czwarty wymiar – który przecież posiada – potrafiłaby odwrócić się tak, że bez najmniejszego trudu przeszłaby przez najgrubszy nawet mur. Podobnie my… Poznawszy swój czwarty wymiar, jesteśmy w stanie odwrócić się i… (demonstruje ów przedziwny sposób odwracania się) Wtedy to już naprawdę bagatela, panowie. Wtedy można przeniknąć przez najszczelniej zamknięte drzwi.

KUŹMA

No nie… No nie, do jasnej cholery, nie róbcie ze mnie wariata! Żaden człowiek nie przejdzie przez zamknięte drzwi.

SKAZANIEC

Niepotrzebnie się pan unosi. Ma pan rację. Żaden człowiek, nie znając swojego czwartego wymiaru, nie jest w stanie…

KUŹMA

No to po jaką cholerę to całe zawracanie trąby?! Nie dajesz pan ludziom spać?

SKAZANIEC

Panowie, przecież to nie ja… Zresztą przysięgam, we śnie miałem już wszystko przemyślane. Byłem o jeden tylko krok od wolności. Naprawdę, o jeden tylko krok.

 

Wracają do łóżek.

 

OLEŚ (układając się)

Kuźma, a może by jednak pomyśleć o tym, co?

KUŹMA

O czym?

OLEŚ

O Jezu, już lepiej nie powiem, bo znowu rozzłościsz się.

 

Dłuższa chwila nocnej ciszy; Skazaniec podnosi się po raz drugi, tym razem jednak z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.

 

OLEŚ

Kuźma! Kuźma! On znowu wstał!

KUŹMA

A diabli z nim. Zostaw go, Oleś, w spokoju.

OLEŚ

Kuźma, ja nie mogę. A jak on sobie to przypomniał?…

KUŹMA

Co?

OLEŚ

No ten czwarty wymiar…

KUŹMA

A niech sobie przypomina. Powiedz mu, żeby się na nim powiesił.

OLEŚ

Co ty mówisz, Kuźma, powiesił? Nie daj Bóg!

 

Skazaniec zdziera z łóżka prześcieradło i idzie w stronę kraty.

 

OLEŚ

O Jezu, Kuźma, z nim coś jest nie w porządku. On naprawdę idzie się powiesić.

KUŹMA (nieco zaniepokojony)

Nie, Oleś, to nie może być. Do tego już nie wolno nam dopuścić. (przypatruje się zabiegom Skazańca) Trzeba będzie coś z nim zrobić. To zupełnie złamany gość. Który to już jutro mamy dzień?

OLEŚ

Od szefa? Pięćdziesiąty piąty.

KUŹMA

No to i dość. Nie wolno nam ryzykować za wiele. Poprosisz jutro tego nowego szefa o przybory do golenia i zawiadomisz Ciarę. Niech spróbuje, może zdąży się przebić. A teraz zabierz mu to prześcieradło i dopilnuj, żeby nie powiesił się w nocy. Tylko uważaj, żebyś nie zasnął. Samobójcy nie zaliczą nam. A sądu nie wprowadzisz w błąd. No, podskocz tam, Oleś, bo jeszcze naprawdę udusi się i będziemy mieli kram.

 

Oleś wstaje, podchodzi do kraty i odbiera Skazańcowi prześcieradło  – szamoczą się w milczeniu.

 

SKAZANIEC (wracając zrezygnowany do łóżka)

Nie macie prawa! Kto wam pozwolił się wtrącać?! Wolno mi dysponować własnym życiem! (kładzie się i nakrywa na głowę kocem)

KUŹMA

Jak Boga kocham, co za facet… Będzie mi tu dysponować… Jakbym to ja sam nie wiedział, jak i co. Życie to jest życie, trzeba je umieć cenić. Trzeba wiedzieć, co z nim zrobić, żeby go nie zmarnować.

 

Odwraca się na drugi bok, następuje dłuższa chwila ciszy, po czym zbliżające się kroki na korytarzu.

 

OLEŚ (głosem pełnym przerażenia)

Kuźma! Kuźma!

KUŹMA

Czego znowu się drzesz?

OLEŚ

Idzie ktoś! Idzie tu!

KUŹMA

Jak to idzie? Tu?… Tak skoro świt?

OLEŚ

Kuźma, może lepiej podnieść się?

KUŹMA (mocno zaniepokojony)

Leż, Oleś, leż… Jak będzie trzeba, to sami każą wstać.

 

Otwierają się drzwi, staje w nich Strażnik.

 

STRAŻNIK

Śpicie sobie tak, a?… I nawet nie wiecie, co wam się szykuje, a?… Koniec. Dosyć tego próżnowania. Trzeba będzie stąd iść. No, czego stoicie? Ubierajcie się!

OLEŚ (rozpaczliwie)

Ja nie chcę! Ja nieee…!

STRAŻNIK

A kto mówi, że wy? Czego podnosicie taki wrzask?! (zwraca się do Skazańca) No, ojczulku, co to, sparaliżowało was? Wychodźcie, tam już na was czekają.

SKAZANIEC (zdrętwiały ze strachu)

Na mnie?

STRAŻNIK

Na was, na was… Cała rodzina się zjechała. Mieliście wyjątkowe szczęście. Sąd zaocznie rozpatrzył wczoraj waszą sprawę i stwierdził brak podstaw do skazania was. Zostaliście uniewinnieni. Jesteście już czyści przed prawem. No co, nie cieszycie się?

SKAZANIEC (obiema rękami chwyta się za serce, szeroko otwarte usta, z trudem łapie oddech)

Aaaa!… Aaaa! (osuwa się)

OLEŚ (podbiega do Skazańca, pochyla się nad nim)

Umarł, Kuźma, on umarł!

KUŹMA

A to skurwiel! Bez naszego udziału.

Strona: 12345678910111213