„Czapa czyli Śmierć na raty”

 

SCENA 3

 

 

KUŹMA (nuci)

Dwunasta wybiła na miejskim zegarze,

więźniowie cichym snem śpią,

ale nie wszyscy, bo jeden z nich marzy…

OLEŚ (stoi na taborecie)

Patrz, patrz, Kuźma! Wychodzi jakiś facet!

KUŹMA

Jak to wychodzi?

OLEŚ

No zwyczajnie. Skończyło mu się i wychodzi. O, otwierają mu bramę. Idzie sobie sam. W kapeluszu, z walizeczką. Naczelnik przy wyjściu. Żegna się z nim. Musieli go zgarnąć zimą.

KUŹMA

Skąd wiesz, że zimą?

OLEŚ

Widzę przecież. W futrze. Gorąco mu. Rozpiął się.

KUŹMA

W futrze? (podchodzi prędko do okna, wspina się) E, co tam takie futro. Facet siedział widać z dziesięć lat.

OLEŚ

Ja nie mówię, że futro. Mówię tylko, że wychodzi. Zawsze przyjemnie popatrzeć, jak ktoś idzie w świat.

KUŹMA (mruczy z niezadowoleniem)

 OLEŚ

Co mówisz, Kuźma?

KUŹMA

Nic, na odległość śmierdzi naftaliną.

 

Kroki Strażnika, brzęk kluczy, otwieranie drzwi.

 

STRAŻNIK

Okno! Okno! Zamykajcie okno! Diabli nadali te przeciągi. Ledwie odsuniesz zasuwę, to mało łba nie urwie. Zabierajcie to…! (stawia na stole miskę, Kuźma zagląda do niej zdegustowany)

KUŹMA

Co to, marmolada?

STRAŻNIK

Marmolada.

KUŹMA

Ph, tyle tego, co kot napłakał. I to ma być na dwóch?

STRAŻNIK

Na dwóch. Jak mi zostanie, przyniosę jeszcze.

KUŹMA

Obejdzie się. Nie znoszę marmolady. (próbuje) E, ta nawet nie jest taka zła. Daj no, Oleś, kawałek chleba. (Oleś podaje spiesznie, Kuźma zagryza) Co pan taki markotny, panie szefie? Patrzy pan na nas, jakby pan nad grobem stał.

STRAŻNIK

Ja? Nie… Tak tylko sobie obliczam… Ile to wam już stuknęło od ostatniego wyroku?

KUŹMA

Dziesięć. A bo co?

STRAŻNIK

Dziesięć. Dziesięć dni to jeszcze nie tak wiele. Ale czas, chłopcy, leci. Nawet się nie obejrzycie, jak minie te sześćdziesiąt i… i wszystko się skończy.

KUŹMA

Szef to zawsze wpada w popłoch.

STRAŻNIK

Ja nie wpadam w popłoch. Myślę tylko, że jakby wam kiedy zabrakło tych waszych zwłok…

OLEŚ

To co?…

STRAŻNIK

To można by jeszcze wypożyczyć z cmentarza.

KUŹMA

E, też pan wpadł na pomysł. Jak żyję, od nikogo nie wypożyczałem nieboszczyków.

STRAŻNIK

A co w tym złego, Kuźma? Można by wyjąć i zakopać gdzie indziej. Trup byłby co prawda bez nazwiska, ale sąd lubi takie niezidentyfikowane zwłoki.

OLEŚ

Kuźma, to wcale nie jest taka zła myśl.

KUŹMA

Może i nie taka zła. Ale kto ci coś takiego zrobi?

STRAŻNIK

Nie macie nikogo? Zupełnie nikogo?

KUŹMA

Nikogo. (po namyśle) Lola, ona mogłaby. Ale już pan wie. Właśnie za nią prolongujemy wyrok.

OLEŚ

Zdzisio, Zdzisio też by mógł.

STRAŻNIK

Zdzisio? Jaki Zdzisio? Chcecie, to mogę z nim pogadać.

KUŹMA

Ze Zdzisiem?

STRAŻNIK

A dlaczego by nie?

KUŹMA

Też już nie żyje.

OLEŚ

To był nasz serdeczny przyjaciel.

KUŹMA

Tak, ale ostatnio miał wygórowane żądania. Bujał gdzieś w obłokach i uważał, że zawsze należy mu się najwięcej z podziału. Trzeba go było sprowadzić jakoś na ziemię. Leży nawet niedaleko stąd.

OLEŚ

Z początku było nam trochę żal, ale właściwie dobrze, że się tak stało.

KUŹMA

Jasne, zagwarantuje nam następne sześćdziesiąt dni.

STRAŻNIK

No to, chłopcy, cieszę się. Ale jak z tymi zwłokami, chcecie czy nie?

KUŹMA

A przeniósłby je pan?

STRAŻNIK

Ja? Nie, ja to nie.

KUŹMA (wymazując miskę chlebem)

No to nie ma o czym gadać. Zresztą skończcie już z tym tematem. Widzicie przecież, że jem.