„Czapa czyli Śmierć na raty”
SCENA 6
Kuźma siedzi na łóżku i, nucąc „Dwunasta wybiła…”, z namaszczeniem poleruje pistolet.
OLEŚ
Kuźma, czy my naprawdę nie mamy już innego wyjścia?
KUŹMA
A dlaczego pytasz?
OLEŚ
Bo z tym rewolwerem to wydaje mi się bardzo ryzykowne. Szef na pewno pozna, że to z chleba.
KUŹMA
Nie sądzę, Oleś. Tak odrobiony rewolwer mógłbyś nawet sprzedać u rusznikarza. Zobaczysz, że szef ustosunkuje się do niego bardzo poważnie.
OLEŚ
Być może, Kuźma. Ale co potem?
KUŹMA
Potem weźmiemy klucze, wypuścimy Ciarę i każemy sobie otworzyć bramę.
OLEŚ
Jesteś pewny, że nam się to uda?
KUŹMA
Niczego nie jestem pewny. Może nam się na przykład złamać klucz. (nuci)
OLEŚ
Kuźma…
KUŹMA
Czego chcesz?
OLEŚ
Dajmy temu spokój. Miałem dzisiaj niedobry sen. Nie wierzę, żeby udało nam się dojść chociażby do bramy. Zobaczą nas z wieżyczki… Nie, Kuźma… Ja nie chcę… Zabiją nas.
KUŹMA
Aleś ty dziecinny, Oleś. Jutro czy tak, czy owak zrobią z nami to samo.
OLEŚ
Wiem, Kuźma, ale do jutra to jeszcze cały dzień.
Kroki na korytarzu.
KUŹMA (chowa za siebie pistolet)
No, idzie szef.
OLEŚ
Kuźma, proszę cię, to naprawdę skończy się bardzo źle.
KUŹMA
Weź się, Oleś, w garść. I jak szef otworzy, to żebyś nie zapomniał, co do ciebie należy.
STRAŻNIK (otwiera drzwi)
Wpędzicie mnie do grobu tymi przeciągami.
KUŹMA
Zamknij, Oleś, okno. Po co ma być słychać hałas.
Oleś zamyka.
STRAŻNIK
Co to ja chciałem powiedzieć? Aha… Pytałem wczoraj wszystkich znajomych, czy nie wiedzą czasem o jakichś leżących gdzieś luzem zwłokach. Bo to przecież żadna zbrodnia, gdybyście się tak do nich przyznali.
OLEŚ
Słyszysz, Kuźma?
KUŹMA
Słyszę. No i co? Co znajomi?
STRAŻNIK
No i nic. Mówią, że tu są gdzieś jedne w pobliżu, ale to sprzed stu lat. Nie wiem, czy takie na coś by się wam zdały.
KUŹMA
Chyba nie, szefie. Zresztą my już mamy zupełnie inne plany. Jak Bóg da, to jakoś wyjdziemy z tych opresji.
STRAŻNIK
Pięknie mówisz, Kuźma. A ja już myślałem, że z ciebie zupełny niedowiarek. Wyjdziecie… Na pewno wyjdziecie. Wszystko przecież jest w rękach Boga.
KUŹMA (nagłym ruchem wyciąga przed siebie pistolet)
Z wyjątkiem kluczy. Nieprawda, Oleś?
STRAŻNIK (z nagłym przerażeniem)
Co ty, Kuźma?! Skąd ty masz ten rewolwer?! Czego ty ode mnie chcesz?!
KUŹMA
Klucze! (odbiera klucze od Strażnika)
Oleś uderza szefa taboretem. Uderzony osuwa się z jękiem.
OLEŚ
Poczekaj, Kuźma. Idę z tobą. Nie zostawiaj mnie.
KUŹMA
No to wychodź! Pospiesz się! (podaje klucze Olesiowi) Otwórz Ciarze.
Wybiegają na korytarz. W celi chwila ciszy, po czym gwałtowne walenie pięścią w prawą ścianę.
OLEŚ (wracając zdyszany do celi)
Matko Najświętsza, co ja zrobiłem!
KUŹMA (także wpada zdyszany i zdenerwowany)
Co ty tu robisz?! Dlaczego nie wypuszczasz Ciary?!
Walenie w prawą ścianę powtarza się.
OLEŚ
Nie mogę, Kuźma. Nijak nie mogę.
KUŹMA
Dlaczego nie możesz? Dawaj klucze!
OLEŚ
Kuźma, zabijesz mnie. (cofa się przed Kuźmą)
KUŹMA (łapie go za klapy, potrząsa)
Dawaj klucze!
OLEŚ
Kiedy nie mam…
KUŹMA
Nie masz?! Jak to nie masz? Przecież ci dałem. Miałeś wypuścić Ciarę.
OLEŚ
Nie mam. Wyrzuciłem przez okno. W korytarzu.
KUŹMA
Wyrzuciłeś?! Klucze! Dlaczego?!
OLEŚ
Mówię, Kuźma, że mnie zabijesz. Ty w to nie wierzysz, ale ten czarny kot…
KUŹMA
Kot?! Jaki kot?!
OLEŚ
Ten czarny, co tu stale łazi, przeleciał mi drogę. Kuźma, zrób ze mną, co chcesz, ale jak czarny kot przetnie drogę… Przysięgam ci, Kuźma, że zabiliby nas…
KUŹMA
Gdzie klucze?!
OLEŚ
Już ci mówiłem. Leżą na podwórzu.
KUŹMA
Ty bydlaku! To ja po to pootwierałem wszystkie kraty, żebyś ty przy ostatniej wyrzucił je przez okno!…
OLEŚ
Przysięgam ci, Kuźma, że nie wyrzuciłbym nigdy, gdyby nie ten czarny kot…
KUŹMA
Ech, ty wisielcu, ty… (popycha go na ścianę)
Gwałtowne stukanie z prawej.
KUŹMA (uspokoiwszy się nieco)
Powiedz Ciarze, żeby przestał się dobijać. On myśli, że wyszliśmy bez niego. Uspokój go i powiedz, że klucze połamały się w zamku. I niech się przygotuje do zmiany miejsca. Jutro wszyscy trzej spotkamy się na powieszalni.
Oleś stuka, jednocześnie odzywa się stukanie z lewej.
KUŹMA
Tam znowu ktoś jest? Czego on chce? No, czy nie można zwariować od tego cholernego pukania…
OLEŚ (pochyla się nad Strażnikiem, przygląda mu się, po czym radośnie)
Kuźma! Kuźma! O rany boskie, Kuźma!
KUŹMA
Co się stało?
OLEŚ
Kuźma, jak pragnę wolności, zdaje się, że uderzyłem za mocno. Szef nie żyje. Nie żyje, o ile się na tym znam.
KUŹMA
Szef? Nie żyje? (bierze Strażnika za rękę, puszcza, ręka opada bezwładnie) Chyba nie żyje. Trzeba natychmiast zawiadomić o tym wydział śledczy. Skocz no, Oleś, na korytarz. Ale to na jednej nodze.
OLEŚ
Już się robi, Kuźma. Już się robi. A widzisz, zawsze mówiłem, że ten strażnik przyniesie nam kiedyś szczęście.
Wybiega na korytarz.