„Czapa czyli Śmierć na raty”

 

SCENA 7

 

 

KUŹMA (cerując skarpetkę)

No i co ty na to powiesz, Oleś?

OLEŚ

Na co, Kuźma?

KUŹMA

No, na tę skarpetkę. Zgadnij tylko, ile ja już ją mam?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma. Skąd mogę wiedzieć, ile ją masz?

KUŹMA

Cztery lata. Nie, co ja mówię… Pięć. Pięć i pół roku. Przeszło dwa lata nosiłem w niej ciężarki. Ty wiesz, że wytrzymywała pięciokilowy odważnik. (demonstruje uderzenie) Ani razu nie omsknęła się. A teraz patrz… No niby na pięcie dziury i w palcach też, ale tak poza tym to całkiem dobra skarpetka. Daj no jeszcze trochę tej włóczki.

OLEŚ

Już się robi, Kuźma, już. (podciąga nogawkę, pruje własną skarpetkę i podaje nitkę Kuźmie)

KUŹMA

Pierwszorzędna włóczka. Dużo tam jeszcze jej masz?

OLEŚ

Już niedużo, Kuźma. Poniżej kostki. Ale starczy ci na jeszcze jeden raz.

KUŹMA

Cholera, no popatrz, taka skarpetka. Wysłużyła się, nie?

 

Stukanie z prawej.

 

KUŹMA

Ciara? Posłuchaj no, Oleś, czego on chce.

OLEŚ (przykłada ucho do ściany)

Mówi, że cholernie się nudzi. Pyta, czy nie znamy jakiejś ładnej piosenki. Chętnie by się jej nauczył. Chciałby, żeby to było coś o miłości. Nie znasz czegoś takiego, Kuźma, co?

KUŹMA

O miłości? O miłości chyba nie. W ogóle nie znam już żadnej piosenki. To co znam, to on też zna. Co można sobie przypomnieć po tylu latach. A może ty, Oleś, ułożyłbyś co?

OLEŚ

Ja, Kuźma?

KUŹMA

A dlaczego by nie? Masz taki ładny głos.

 

Stukanie.

 

KUŹMA

Czego on jeszcze chce?

OLEŚ

Nic. Mówi, że żałuje. Pośpiewałby… Aaa… i jeszcze raz dziękuje nam za szefa. Powiada, że to bardzo ładnie z naszej strony, że przypisaliśmy mu współudział w tym zabójstwie. Jest nam szczerze zobowiązany.

KUŹMA

No już dobrze, dobrze. Powiedz, że jak przypomnę sobie coś ładnego, to do niego zastukam.

OLEŚ

Tak jest, Kuźma. (po pauzie) …Kuźma…

KUŹMA

Co?

OLEŚ

To jednak był bardzo fajny gość.

KUŹMA

Kto taki?

OLEŚ

Szef.

KUŹMA

A czy ja mówię, że nie? Gdyby to ode mnie zależało, ogłosiłbym go świętym. Wyświadczył nam wielką przysługę. Nie wiesz, Oleś, czy był już świętym jakiś więzienny cieć?

OLEŚ

Nie wiem, Kuźma, chyba nie.

KUŹMA

No widzisz… A cieciom też się coś należy. Pomyśl tylko, jakie to by miało znaczenie dla naszego więziennictwa. Uważam, że jak już stąd wyjdziemy, to należałoby ogłosić to w tutejszej parafii. Oczywiście zimą. Może na taką okoliczność przyjechałby jaki biskup w gronostajach. (szarpie zmotaną nitkę) Cholera, urwało się. Daj no, Oleś, jeszcze tej włóczki…

 

Brzęk kluczy i szczękanie zamka.

 

OLEŚ

Zaraz, Kuźma, bo zdaje się, że otwierają drzwi.

 

Otwiera się krata i wchodzi trzeci skazaniec; jest to starszy pan, na pierwszy rzut oka wzbudzający szacunek; złote binokle na nosie, łysina okolona siwizną, wyraz skupienia na twarzy; tłomok z koca, który taszczy przed sobą, pełen jest książek.

 

SKAZANIEC (ponuro, lecz głosem pełnym godności i powagi)

No więc wszystko skończyło się.

OLEŚ (szeptem, zaniepokojony)

Co się skończyło, Kuźma?

KUŹMA

Albo ja wiem…

SKAZANIEC

Wszystko. Wszystko, panowie. Skazano mnie.

OLEŚ

O Jezu!

SKAZANIEC

Tak. A jeszcze przed godziną łudziłem się. Człowiek łudzi się do ostatniej chwili. Teraz jest już po wszystkim. Zapadł wyrok… Skończyło się. (rozgląda się nieporadnie, gdzie postawić tłomok) Wybaczcie, panowie, moje zachowanie. Jestem trochę załamany. Czy można by prosić odrobinę wody? (kładzie tłomok na stole)

KUŹMA

Oleś, daj no panu kubek.

OLEŚ

O Jezu, Kuźma, a gdzie on jest?

KUŹMA

A skąd ja mogę wiedzieć, gdzie go znowu zapchałeś?

OLEŚ

Już wiem, Kuźma, już wiem… (odbiera Kuźmie skarpetkę i wyciąga z niej kubek; następnie biegnie do wiadra, zaczerpuje wody i podaje Skazańcowi)

SKAZANIEC

Jak to dobrze, że zamknięto mnie razem z wami. (stawia kubek na stole) Bałem się, że wsadzą mnie do osobnej celi. Chyba nie zniósłbym samotności.

KUŹMA

A tak, tak… samotność straszna rzecz. Bóg pana strzegł. A i nam nie poskąpił. Od dawna marzyliśmy o nowym towarzyszu niedoli. Czy nie tak, Oleś?

OLEŚ

Jasne, Kuźma, jasne, że tak. Zawsze pragnąłem, żeby przyszedł ktoś, kto by nas podtrzymał na duchu.

SKAZANIEC

Bez przesady, panie kolego. Kogo może podtrzymać na duchu człowiek tak zgnębiony jak ja?

KUŹMA

E, co za różnica, zgnębiony czy nie zgnębiony. Najważniejsze, że pan tu jest.

SKAZANIEC (wyjmuje z kieszeni sporą buteleczkę z lekarstwem i przytyka do ust; następnie szybko zapija lekarstwo wodą)

To zawsze przynosi mi chwilową ulgę. Jestem w niezłej komitywie z więziennym lekarzem. Złoto, nie człowiek. Przez cały okres śledztwa ratował mnie tym. Zawdzięczam mu naprawdę niemało. A panowie tu od dawna?

KUŹMA

No, już parę ładnych dni. Tak paramy się z życiem we dwóch. Ale to ciężko. Teraz, jak pan przyszedł, będzie znacznie lżej.

OLEŚ

Przynajmniej przez jakiś czas.

SKAZANIEC

Oj, panowie, żebyście się nie zawiedli. W każdym razie z góry ostrzegam. Ze mną niełatwa sprawa. Jestem trudny w pożyciu.

KUŹMA

Drobiazg. Jakoś się załatwi. (bierze ze stołu skarpetkę i bawi się nią)

OLEŚ (zaniepokojony)

Kuźma, ale chyba nie już?

SKAZANIEC

Co nie już? (do Kuźmy) Dlaczego pan mi się tak przygląda?

KUŹMA (podchodzi do Skazańca, bawiąc się skarpetką; z pewnym też trudem poszukuje czegoś w pamięci)

Ja pana skądś znam.

SKAZANIEC

Mnie?…

KUŹMA (jakby kojarząc już coś)

No jasne, że znam.

SKAZANIEC

Chyba niemożliwe.

OLEŚ (już mocno zaniepokojony)

Nie, Kuźma, to nie może być.

KUŹMA

O rany boskie, jak mówię, że znam, to znam. Nie pozwolisz mi, Oleś, poznać człowieka?! (bierze Skazańca za ramiona)

OLEŚ

Kuźma, co ty robisz? Przecież mamy jeszcze całego szefa. Przez ten pośpiech zaprzepaścisz go! A pan kolega i tak zostaje z nami. Czy nie lepiej… Kuźma, w tej chwili to naprawdę nie ma sensu. Trzeba się wstrzymać te pięćdziesiąt parę dni.

KUŹMA (cofa ręce z ramion Skazańca)

No, widzi pan, jak tu wytrzymać z takim człowiekiem? Przecież kiedyś go uduszę. Stale mu to powtarzam. I wcale nie żartuję. Naprawdę zrobię to. Czy ty, Oleś, nie rozumiesz, co mówię? Wyrażam się chyba jasno. Mówię, że pana kolegę znam. A wiesz dobrze, że ręka i pamięć nigdy mnie nie zawodzą.

OLEŚ

Tak jest, Kuźma, tak jest! Przepraszam cię. To ta cholerna skarpetka tak mnie wprowadziła w błąd.

KUŹMA

No więc, pan sobie mnie przypomina?

SKAZANIEC

Usiłuję, panie kolego, usiłuję, ale doprawdy nie. Może jakby pan powiedział, w jakich okolicznościach, może gdyby pan przypomniał, gdzie…

KUŹMA (z pełnym życzliwości uśmiechem)

Kolejka… elektryczna kolejka. Na trasie… No już pan wie… Co wieczór przecież pan jeździł… No nie tak?

SKAZANIEC

Jeździłem istotnie… Jeździłem, fakt…

KUŹMA

O to, to… A właśnie kolega Ciara, ten co tu obok, i ja… parokrotnie jeździliśmy z panem. W jednym przedziale. Pamięta pan? (Skazaniec kręci głową) Miał pan na sobie takie futro. Pamiętam jak dziś. Elki.

SKAZANIEC

Tak, miałem, tak…

KUŹMA

No widzisz, Oleś! Nie mówiłem, że pana znam?

OLEŚ

Aaa… to pan! To pan jest z tej kolejki. Teraz to i ja już wiem. Kuźma dużo mi o panu opowiadał. Pamiętam, był panem zachwycony. A potem, jak mu pan gdzieś znikł, to pół roku wspominał z żalem. Zresztą nam wszystkim trzem było pana ogromnie żal.

SKAZANIEC

Panowie, doprawdy nie rozumiem, czym sobie zasłużyłem…

KUŹMA

Ściślej mówiąc, żal nam było nie tyle pana, ile pańskich elek. Miałem możność obejrzeć je raz w szatni. To było bezkonkurencyjne futro. Oleś mówi prawdę. Bezdenny żal. A chodziliśmy za panem ładne kilka dni. Parę razy miało już dojść do konfiskaty, ale… No po prostu nie było jakoś okazji. Nie nadarzyła się. Potem przestał pan już jeździć tą kolejką i w ogóle znikł. Ale nie ma tego złego, co by na lepsze nie wyszło. Gdyby wówczas udało się przeprowadzić tę konfiskatę – dziś nie byłoby pana między nami. A sam pan widzi, jak bardzo potrzebujemy pańskiego towarzystwa. No nieprawda, Oleś?

OLEŚ

Prawda, Kuźma, prawda. O Jezu, jeszcze jak…

SKAZANIEC (niezbyt zachwycony)

He, świetne! Świetne, panowie!… Znakomite! Uwielbiam takie niesamowite żarty. Ale że też panowie tak dobrze pamiętają to futro… Nie, nieprawda. Przecież nie kazalibyście mi go zdjąć…

KUŹMA

Zdjąć? Nie, ależ skąd? Czy myśmy kazali kiedy zdejmować komu futro, Oleś?

OLEŚ

Nie, Kuźma, nigdy. Nie…

KUŹMA

No właśnie, Boże uchowaj! Czyżbyśmy śmieli fatygować klienta? Zawsze staraliśmy się obsłużyć go sami. Ale mniejsza z tym. Cieszę się, że pana widzę. Zawsze to jakaś znajoma twarz.

SKAZANIEC (nieco nienaturalnie)

I ja również… I ja też…

KUŹMA

Oleś, no daj mi tę nitkę i zastukaj do Ciary. Powiedz, że jest tutaj z nami ten pan z elektrycznej kolejki. Zastukaj, zastukaj, zobaczysz, jak się Ciara ucieszy.

 

Oleś podbiega do ściany.

 

KUŹMA

Albo nie, Oleś, albo nie!… Ciara jest sam i zaraz będzie chciał wejść z nami w spółkę. A to przecież niemożliwe. Nie, Oleś, nie stukaj. To tylko popsuje stosunki między nami, rozdrażni go.