„Dwie głowy ptaka”
AKT I
W IZBIE PRZESŁUCHAŃ
WASZKOWSKI
Nazywam się Aleksander Waszkowski… Jestem naczelnikiem miasta Warszawy.
GRISZYN
Myśmy myśleli, że pan wygląda starzej. Cóż to za tragiczne przypadki rzucają nam takich ludzi, jak pan. Chciałoby się powiedzieć, że wcale nie pasujecie do swoich godności. Pan był, przepraszam…
WASZKOWSKI
Naczelnikiem miasta Warszawy.
GRISZYN
Proszę podpisać się pełnym imieniem i nazwiskiem. (do Protokolanta) Pióro, zapomnieli, łobuzy, o atramencie. Tu się jeszcze trochę znajdzie. Dużo ostatnio zapisujemy papieru, panie…
WASZKOWSKI
Waszkowski.
GRISZYN
Kto by się spodziewał! Proszę mi wybaczyć to porównanie: jeszcze niedawno matka odstawiała pana od piersi. Kiedy pan zaczynał dopiero raczkować, a i wielu, dodajmy, z pańskich przyjaciół, których mieliśmy już okazję poznać tutaj, ja zaczynałem jako młody kadet swoją służbę. Minęło trochę czasu. I oto pan doszedł do tak wysokiej pozycji: naczelnika tego ogromnego i niesfornego miasta, a ja… dochrapałem się zaledwie naramienników pułkownika. Jak pan widzi, młodość dawno, dzięki Bogu, minęła. Kiedy to sobie uprzytomnię, ogarnia mnie zawsze smutek. Widzi pan, odejdę na emeryturę najpewniej bez pięknych generalskich spodni z czerwonymi lampasami. Gdy mi doniesiono, że znalazł się pan w siódmym cyrkule[1], pospieszyłem natychmiast na spotkanie. Mówiłem sobie: ot, ciekawe, jak też wygląda nasz dostojny gość? A ja sporo ostatnio o panu słyszałem. Od pańskich rodziców. Proszę się o nich nie niepokoić, są w wyśmienitym zdrowiu… Od niejakich Bełdowskich[2], od pewnych dam…
WASZKOWSKI
Co z siostrą?
GRISZYN
A tego nie wiem. Ale dowiem się, dowiem i nie omieszkam donieść… Nie pyta pan, jakie to damy mam na myśli?
WASZKOWSKI
Słucham.
GRISZYN
Dobrze nam się rozmawia, prawda? Śmieszą mnie, proszę pana, ludzie, którzy rozpaczliwie podczas takich rozmów silą się na obojętność, a wiem przecież, że rozpiera ich ciekawość. Postępują tak z przyczyn konspiracyjnych. Taka jest przecież reguła gry. Ale natura bywa silniejsza, czyż nie mam racji? A więc słyszałem o panu miłe słowa od pani Ostrowskiej…[3] A tak! Niestety, ona sama aresztowana także. I siostrzyczka Domicela Opawska[4], której niezmierna słodycz bardziej pasowałaby w klasztorze aniżeli w izbie przesłuchań… Widzę, że pan zmęczony…
WASZKOWSKI
Owszem.
GRISZYN
Będziemy mieli okazję spotkać się niebawem. No i widzi pan, że traktujemy tutaj aresztantów po ludzku. My wszyscy jesteśmy już trochę zmęczeni. Dziś, kiedy płomień, który ten nieszczęsny kraj ogarnął, dogasa… (śmieje się) Widzi pan, jak się pięknie wyrażam, to wpływ waszych pism, które przyszło mi tutaj czytać, otóż dzisiaj, gdy ten płomień gaśnie…
WASZKOWSKI
Mam gorączkę.
GRISZYN
To już niedługo potrwa i odpocznie pan nareszcie. Nie wierzy pan, że nas wszystkich łączy dziś w pewnym sensie poczucie nieszczęścia, którego wy staliście się sprawcami? Pisywał pan do gazet?
WASZKOWSKI
Nie pisywałem do gazet, panie pułkowniku.
GRISZYN
Zostawmy ten drobiazg. Ktoś tam wspominał, że pisywał pan do Sabowskiego w „Wytrwałości”[5], ale to szczegół mało istotny… No, cóż, rzeczywiście dajmy panu odpocząć, panie Waszkowski. Mój przyjaciel, pułkownik Tuchołko, którego niebawem pan pozna, powiedział ostatnio, że przyłapuje się teraz – kiedy właśnie ten płomień ostatecznie dogasa – na dziwnym uczuciu. Widzę, pan się zmartwił. Tak, ten sam! Pułkownik Tuchołko, którego nazywacie oprawcą pozbawionym uczuć ludzkich. Chce pan wiedzieć, cóż to za stan? Otóż skarżył się na dwa serca, które w sobie niespodziewanie odkrył. Miękkie dla tych, którzy oceniają we właściwych wymiarach swoją winę, i twarde dla takich, którzy nie chcą się ugiąć, choć ich winy są oczywiste… A ja myślę sobie czasami, że powinniśmy – mówiąc o doskonałej sprawiedliwości – sądzić ducha. Co pan na to?… Och, niechże się pan nie uśmiecha. Powinniśmy skazywać duszę. Gdybyśmy kiedyś osiągnęli taki stopień doskonałości w sądzeniu naszych błądzących bliźnich, sprawiedliwość, którą wymierzamy, byłaby zupełna. Bicie zaś, torturowanie, męki, których doznaje człowiek uwięziony – nie twierdzę, że dzieje się tak u nas w każdym wypadku! – nie miałyby wówczas żadnego sensu.
WASZKOWSKI
Nie rozumiem, panie pułkowniku.
GRISZYN
A czyż możemy być szczęśliwi, posyłając na śmierć ludzi, o których wiemy, że ich duch buntuje się przeciwko nam do końca?… Teraz odprowadzą pana… W więzieniu niech pan przemyśli własne dzieje. I niech pan będzie rozważny…
PROTOKOLANT
Otwieramy teczkę, ekscelencjo?
GRISZYN
Pisz pan: sprawa Aleksandra Stanisławowicza Waszkowskiego.
W CELI
WIĘZIEŃ I
Podejdź bliżej! Słyszysz mnie?
WASZKOWSKI
Tak.
WIĘZIEŃ I
Najpierw zapamiętaj: o sobie trzeba milczeć. Weź z niego przykład. Siedzi ze mną już trzy miesiące. Nie usłyszałem dotąd ani jednego słowa.
WASZKOWSKI
Kto to?
WIĘZIEŃ I
Spytaj.
WASZKOWSKI
Nazywam się Waszkowski.
WIĘZIEŃ I
On ci nawet nie poda ręki.
WASZKOWSKI
Chory?
WIĘZIEŃ I
Spytaj.
WASZKOWSKI
Długo tu pan jesteś?
WIĘZIEŃ I
Długo.
WASZKOWSKI
Mam chyba gorączkę. Całe czoło w ogniu.
WIĘZIEŃ I
Tam jest woda. Weź sobie. On ci nie poda.
WASZKOWSKI
Może rzeczywiście nie słyszy… Co mówi lekarz?
WIĘZIEŃ I (śmieje się)
Lekarz? Sądzi, że obaj jesteśmy zdrowi.
WASZKOWSKI
Złapali mnie u Klotena[6].
WIĘZIEŃ I
Cicho.
WASZKOWSKI
Właściwie już stamtąd wychodziłem…
WIĘZIEŃ I
Przestań. Patrzy na nas przez judasza.
WASZKOWSKI
Czy to południe?
WIĘZIEŃ I
Połóż się. Myśl o czymś innym. Opowiem ci o ojcu. Kiedyś czekałem na niego w ogrodzie. Dzień był upalny, chyba czerwiec. Przyplątał się naraz pewien starzec. Bredził coś o pałacu i kazał się tam prowadzić. Pamiętam jak przez mgłę. Mówił o szabli i o tym, jak chciał ciąć przez łeb pana Szczęsnego[7]. Potem po swoim powrocie ojciec wyjaśnił, że mówił prawdę. Miał kiedyś rzeczywiście taki zamiar. Przed wielu laty jemu także opowiadał te szczegóły. O jakimś przedstawieniu, które Potocki urządzał w swoim pałacu…
WASZKOWSKI
Czemu tu tak gorąco? Nie da się uchylić okna?
WIĘZIEŃ I
Nie. Okien otwierać nie wolno. Staraj się o tym nie myśleć.
WASZKOWSKI
Nie można oddychać.
WIĘZIEŃ I
Bywa gorzej. Słuchaj i nie przerywaj… Pan Szczęsny sprowadził podobno do pałacu trupę włoskich aktorów, których oglądał w Petersburgu. I ten, który przyplątał się wówczas w ogrodzie – stary, schorowany – chciał go za zdradę, podczas tego przedstawienia, ciąć przez łeb.
WASZKOWSKI
O czym mówisz?
WIĘZIEŃ I
Kiedy już kładł rękę na uchwycie szabli – stał blisko Potockiego, w odległości kilku kroków, zaledwie jednego dłuższego skoku, do którego się czaił – bo, jak mówił, krew z gniewu gęstą, ciemną strugą spłynęła mu na oczy i przestał słyszeć głosy stojących w pobliżu…
WASZKOWSKI
Stukają w ścianę…
WIĘZIEŃ I
Ktoś ciężką, niewidoczną ręką przytrzymał jego dłoń, nim dotknęła szabli. Nie mógł nawet drgnąć, ani rozprostować palców. Zobaczył, jak strop, pod którym stali, rozstępuje się, a na wełnistej chmurze, która nakryła wszystko, pokazują się ustawione w równych szeregach sylwetki. Wszyscy mieli twarze wzniesione ku górze, ręce złożone do pacierza i poruszali wargami jakby mnisi. Tam zaś, gdzie patrzyli, unosił się jedynie złoty obłok, z którego biła wielka jasność. Zobaczył też po jakimś czasie, że niektórzy z tych ludzi mieli na sobie krwawiące rany. Krew wsiąkała w ich stroje. Czuł, że narasta w nim strach coraz większy, i usłyszał gdzieś nad sobą wypowiedziane słowa: „Volenti non fit iniuria[8]…
WASZKOWSKI
Co takiego?
WIĘZIEŃ I
Nie sposób krzywdzić tego, kto chce swej krzywdy.
WASZKOWSKI
Volenti non fit iniuria.
WIĘZIEŃ I (śmieje się)
Potem chmura znikła. Jasność ustąpiła przed szarością, jak to bywa, przyjacielu. Czy ty jesteś rzeczywiście przyjacielem?
WASZKOWSKI
Co dalej?
WIĘZIEŃ I
Kiedy otworzył ponownie powieki, zobaczył, że ktoś naciera mu piersi chustką. Dostrzegł też, że leży na skrzyni w pałacowej sieni. Musieli go więc wytaszczyć z sali, kiedy miał widzenie. Przez uchylone drzwi dobiegała muzyka. „Tęgo się spiłeś, panie bracie!” – powiedział ten, który się nad nim pochylał… To wszystko. Spodziewałeś się czegoś jeszcze, panie Waszkowski, jeśli rzeczywiście tak się nazywasz?
WASZKOWSKI
Chciałbym zasnąć.
WIĘZIEŃ I
Zapamiętaj, co ci powiem. Nie ciągnij mnie nigdy za język, niczego się nie dowiesz. Ani od niego, ani ode mnie, choć on zupełnie milczy – ale uważnie słucha, możesz być pewien.
Otwarcie drzwi.
STRAŻNIK (w progu)
Waszkowski!
W IZBIE PRZESŁUCHAŃ
TUCHOŁKO
Tam jest krzesło, proszę, może pan sobie siadać. Dobrze, że przy aresztowaniu wymienił pan od razu prawdziwe nazwisko. Cenimy tu ludzi odważnych. Nie lubimy zaś zabawy w zgadywanki. Dzisiaj, kiedy wszystko jest już w naszych rękach – no, prawie wszystko! – takie zabawy do niczego nie prowadzą.
WASZKOWSKI
Być może.
TUCHOŁKO (do Protokolanta)
Odpowiada jak mądry polityk.
WASZKOWSKI
Nie jestem politykiem.
TUCHOŁKO
Jest pan. Jest pan z pewnością!
GRISZYN (wchodzi)
Nie daliśmy panu zbyt wiele czasu na odpoczynek, ale to pilna konieczność. Pułkownik Tuchołko…
TUCHOŁKO
Zgadza się pan ze mną, Iwanie Pawłowiczu, że mądrości politycznej nikt już dzisiaj nie mierzy wiekiem. Ten oto młody człowiek zdaje się być potwierdzeniem mojej tezy.
GRISZYN
Na towarzystwo pan nie narzeka?
WASZKOWSKI
Nie, proszę panów.
GRISZYN
Jeden więzień z łagodnym obłędem. Dużo mówi, prawda?
TUCHOŁKO
Ale niech go pan nie słucha. Być może udaje…
GRISZYN
Drugi natomiast milczy zupełnie – więc kłopotów z nim żadnych.
TUCHOŁKO
Zanim przystąpimy do rzeczy… Przed pana wejściem rozmawialiśmy na korytarzu z Iwanem Pawłowiczem o pewnym zagadnieniu, które i pana może zaciekawić.
WASZKOWSKI
Słucham.
TUCHOŁKO
Dotyczy ono ludzi w pańskim wieku zamieszkałych w tym kraju, doprowadzonym waszym nierozważnym działaniem na skraj przepaści. Jaka też ta młodzież będzie? Czego się na waszych błędach nauczy? Chce pan może wiedzieć, do jakich doszliśmy wniosków?… Iwan Pawłowicz jest pesymistą. Uważa, że raz wznieconego ognia nie da się tak łatwo – inna rzecz, moi panowie, czy to istotnie takie łatwe! – ugasić. Im mniej ma się doświadczenia, tym bardziej grzęźnie się w nierozważnych działaniach. Ten pesymizm wynika bardziej z pana osobistego usposobienia.
GRISZYN
Już to słyszałem.
TUCHOŁKO
Nie podzielam go. Źródła buntu przestają istnieć. A powstanie ostatecznie upadło. Czyż nie mam racji?
WASZKOWSKI
Owszem. Mogę się napić?
TUCHOŁKO
Proszę, niech pan pije… To, co jeszcze daje znać o swoim istnieniu, to garstka niedobitków. Bez sieci organizacyjnej, bez pieniędzy, bez nadziei…
GRISZYN
Pan Waszkowski jest już, zdaje się, o tym przekonany.
TUCHOŁKO
Zatem przystąpmy do rzeczy. Wprowadzić stróża.
Wprowadzają dozorcę.
GRISZYN
Podejdź tu bliżej, przyjacielu. Przyjrzyj mu się…
STRÓŻ
To panicz Aleksander, ekscelencjo…
TUCHOŁKO
Na pewno?
STRÓŻ
Przecie widzę… Niech pan mnie nie przeklina…
GRISZYN
Już dobrze, dobrze.
STRÓŻ
Każdemu skórka na karku miła.
GRISZYN
Możecie wracać.
STRÓŻ
Do domu?
Wyprowadzają dozorcę.
TUCHOŁKO
Ma się rozumieć… (po wyjściu Stróża) Szczerze mówiąc, nie mieliśmy zupełnie pewności, czy pan aby mówi prawdę. Musieliśmy się upewnić.
WASZKOWSKI
Rozumiem. Czy to długo potrwa?
TUCHOŁKO (ostro)
Co mianowicie?
WASZKOWSKI
Pragnę złożyć zeznania.
TUCHOŁKO
Bez pośpiechu, mój panie. Cóż to znów za pośpiech?
GRISZYN
A może pan Waszkowski zechce najpierw spisać zeznania?
TUCHOŁKO
Cóż pan na to?
WASZKOWSKI
Zgadzam się.
TUCHOŁKO
W porządku. Dostanie pan więc papier, pióro i atrament.
GRISZYN
A tymczasem pora wracać do celi.
TUCHOŁKO
I niech pan, proszę, na przyszłość zapamięta, że my tu mamy dużo czasu.
W CELI
WIĘZIEŃ I
Tam leży twoja miska. Pewnie nie wszystko wystygło.
WASZKOWSKI
Nie będę jadł.
WIĘZIEŃ I
Nie gadaj głupstw. Bierz łyżkę.
WASZKOWSKI
Potem.
WIĘZIEŃ I
Potem wystygnie. Widzisz, on zjadł wszystko. A jakim okiem patrzy na twoje jedzenie.
WASZKOWSKI
Dobrze. Niech je…
WIĘZIEŃ I
Nie narzekaj. Jeśli masz rodzinę w mieście…
WASZKOWSKI
Mam.
WIĘZIEŃ I
Postaraj się, żeby ci jedzenie przynosili z restauracji. Nie smakuje?
WASZKOWSKI
Nie chce mi się jeść.
WIĘZIEŃ I
Trzeba to opanować, nie wolno ci stracić sił.
WASZKOWSKI
W porządku.
WIĘZIEŃ I
Wiesz, kto tu był? Pytał nawet o ciebie.
WASZKOWSKI
Kto?
WIĘZIEŃ I
Lekarz. On do nas co jakiś czas przychodzi. Mówi, że ma tu najlepszych pacjentów. Tamtego zawsze najczęściej bada, chce go zmusić, żeby powiedział choć jedno słowo: pić, boli… Siada i mówi, że nasze choroby są urojone. Mnie na przykład też nie uważa za chorego. Sądzi, że jestem na najlepszej drodze do zupełnego wyzdrowienia. „A wtedy – mówi mi – pojedziesz pan sobie na Wschód. Zaraz poczujesz się lepiej. Powietrze zdrowsze, nie pozwolimy też, żebyś tam zbyt ciężko pracował”…
WASZKOWSKI
Daje jakieś lekarstwa?
WIĘZIEŃ I
Po co? Powiada, że natura wymyśliła na to wszystko jeszcze jeden sposób obrony.
WASZKOWSKI
Cóż to takiego?
WIĘZIEŃ I
Obłęd… Ponieważ moja pamięć jest bardzo ścisła, nie jestem człowiekiem obłąkanym.
WASZKOWSKI
Z pewnością.
WIĘZIEŃ I
Nie umiem tylko poradzić sobie z czasem. Poznasz to uczucie, bądź pewien. Wtedy wszystko mi się przypomina. Na przykład opowieści ojca o tańcach włoskiej trupy, którą sprowadził sobie kiedyś pan Szczęsny Potocki. Balet podobno był świetny, przyjrzał mu się u carycy w Petersburgu. W pałacu – a to była zima – aktorzy nie mieli nic do roboty. Ćwiczyli godzinami. Zaglądał do nich podobno każdego dnia. Przynosił pudełko kandyzowanych owoców. Tancerka, którą sobie upatrzył, aby w tańcu uosabiała postać Ojczyzny, przytyła imponująco. Z trudem wykonywała swoje ruchy. Cieszył się na ten widok. Kazał opalać wszystkie gościnne pokoje w zabudowaniach, bo szykował na święta wielki zjazd. Stryjaszek w obwisłym fraku przymierzał przed lustrem orderowe szarfy. Nadeszły też gazetki z Warszawy. Podobno w okolicznych lasach ubito niedźwiedzia. Kazał go wyprawić i skórę wyprawioną dostarczyć do pałacu. Przynieśli pocztę z Pitra[9]. Sporo intrygujących wiadomości. Wypadki toczą się tak szybko, że łatwo dostać zadyszki. W sprawach konfederacji istotne novum. Wydawało się, kiedy ją zawiązywali, że działalność potrwa długo, może dłużej, niż oni sami żyć będą. Że to fundament dopiero pod budowę, którą ukończą przyszłe pokolenia. A tu wypada uznać inną konieczność. Konfederację, jednym słowem, trzeba rozwiązać.
Otwierają się drzwi.
STRAŻNIK
Pióro, atrament, papier. I pamiętaj, że każdy arkusz ponumerowany!
WIĘZIEŃ I
Po co?
WASZKOWSKI
Zostaw, to dla mnie.
Strażnik wychodzi.
WIĘZIEŃ I
Kazali ci? Nie mogą tego od nas wymagać.
WASZKOWSKI
Sam prosiłem.
WIĘZIEŃ I
Co chcesz robić? Uważaj, każde słowo będą w rękach obracać, niczego nie będziesz się mógł wyprzeć…
WASZKOWSKI
Człowieku, nie chcę się niczego zapierać.
WIĘZIEŃ I
Jakże to?
WASZKOWSKI
Wolę to wszystko spisać, rozumiesz?
WIĘZIEŃ I
Nie, nie rozumiem. Wylej atrament.
WASZKOWSKI
Odejdź.
WIĘZIEŃ I
Myślisz, że w ten sposób uda ci się ich zmylić i że potem zostawią cię w spokoju…
WASZKOWSKI
Uspokój się. Połóż się, odpocznij.
WIĘZIEŃ I
Chciałbym zobaczyć skórę tego niedźwiedzia.
WASZKOWSKI
Wody?
WIĘZIEŃ I
Daj spokój.
Drugi z więźniów podnosi się z pryczy, podchodzi do okna, zaczyna gimnastykę.
WIĘZIEŃ I
Powinniśmy brać z niego przykład.
WASZKOWSKI
O jakim niedźwiedziu mówiłeś?
WIĘZIEŃ I
O tym, którego pan Potocki kazał sobie wyprawić i dostarczyć do pałacu.
WASZKOWSKI
Słyszysz?
WIĘZIEŃ I
Stukają z góry. (po chwili) Pytają, kim jesteś?
WASZKOWSKI
Nie wiesz, kto tam jest?
WIĘZIEŃ I (nieufnie)
Nie obchodzi mnie to.
WASZKOWSKI
Spytaj, czy nie wiedzą, gdzie siedzi Sikorski[10]?
WIĘZIEŃ I
Sam się naucz alfabetu. Co odpowiedzieć?
WASZKOWSKI
Powiedz, że nazywam się Aleksander Waszkowski.
WIĘZIEŃ I (po chwili)
Pytają, czy to prawda, że byłeś naczelnikiem miasta.
WASZKOWSKI
Prawda.
WIĘZIEŃ I
Tego im nie powiem.
WASZKOWSKI
Proszę cię. Powiedz, że pytam o Sikorskiego.
WIĘZIEŃ I
Zbierają pewnie dowody. Tuchołko bardzo kręci się koło twojej sprawy. Proszą, abyś był dobrej myśli. Zdaje się, że ciągle niewiele wiedzą.
Gimnastykujący się więzień wraca na pryczę.
WASZKOWSKI
Niech pan uważa! Tu jest atrament.
WIĘZIEŃ I
On też miałby ochotę to wylać!
WASZKOWSKI
Co jeszcze?
WIĘZIEŃ I
Pyta o ciebie ten Sikorski. Podobno twój ojciec zwolniony.
Drzwi otwierają się. Wchodzi Oficerek.
OFICEREK
Ciemno tutaj. Zapalić świecę!
WIĘZIEŃ I
Oszczędzamy. Świec jeszcze nie wolno palić.
OFICEREK
Wolno. A to co?
WIĘZIEŃ I
Okno stuka.
OFICEREK
Wydawało mi się, że to ten wasz telegraf.
WIĘZIEŃ I
Myli się pan.
OFICEREK (do drugiego więźnia)
A cóż u pana, Piotrze Pawłowiczu?
Więzień II milczy.
OFICEREK
Cygaro?
WIĘZIEŃ I
On nie pali.
OFICEREK
Może któryś z panów? No, trudno… No, niechże mi pan wreszcie uwierzy. Naprawdę wiemy, kim pan jest. Milczenie niczego już nie utrudnia… Chciałem panu powiedzieć, że niebawem pojedzie pan do Modlina[11].
Wchodzi Strażnik.
OFICEREK
Pora na spacer?
STRAŻNIK
Zabierać się, jazda!
WASZKOWSKI
Jestem chory.
STRAŻNIK
Jazda, mówię.
OFICEREK
Zaczekaj… Czemu nie był u pana lekarz?
WASZKOWSKI
Był.
OFICEREK
No i cóż?
WASZKOWSKI
Nie zaczekał, aż wrócę z przesłuchania.
OFICEREK
Ach, tak… (do Strażnika) Zostaw go!… Życzę udanego spaceru, Iwanie Michajłowiczu.
Strażnik z więźniami wychodzą.
OFICEREK
Bardzo pan cierpi? Cóż to za dolegliwość?
WASZKOWSKI
Gorączka.
OFICEREK
No, tak… Nietrudno tu o coś takiego.
WASZKOWSKI
Dlaczego tu nie wolno otwierać okien?
OFICEREK
Przepisy. Nie znam się na przepisach więziennych. Nie jestem członkiem komisji. W wolnych chwilach poznaję miasto. Ale nie w zamiarach policyjnych. Rozczarowałem się, szczerze mówiąc. Wydawało mi się, że jest piękniejsze.
WASZKOWSKI
Nie najlepsza pora.
OFICEREK
Piękne miasta zachowują swój charakter niezależnie od pory. Domyślam się, co pan ma na myśli. Przecież nie porę roku, czyż tak?
WASZKOWSKI
Właśnie.
OFICEREK
Pozwoli pan, że tu zapalę?
WASZKOWSKI
Gdybym odmówił?
OFICEREK
Musiałbym wyjść z cygarem na korytarz. Tam też się dobrze rozmawia.
WASZKOWSKI
O czym?
OFICEREK
O rzekomych urokach tego miasta. (po chwili) Pan jest stale nieufny. Naprawdę nie interesuje mnie pańska sprawa. Nie wiem nawet, jak się pan nazywa.
WASZKOWSKI
Łatwo sprawdzić.
OFICEREK
Owszem. Jeśli się ma ochotę. I, być może, nabiorę takiej ciekawości. Aby rozwiać pańskie wątpliwości, powiem tymczasem coś jeszcze. Przyjechałem tu między innymi dla zbadania sprawy tego milczącego więźnia. Przez pewien czas udawało mu się nas zmylić. Nie wiedzieliśmy, kim on jest, choć podejrzewaliśmy – zaraz po ujęciu – że to jeden z rosyjskich oficerów. Złapano go rannego na polu bitwy, po jakiejś potyczce. Otóż mnie interesuje wyłącznie ten człowiek.
WASZKOWSKI
Wierzę.
OFICEREK
Badam wyłącznie sprawy dezerterów. Interesują mnie moi rodacy, którzy zdecydowali się na dezercję i którzy są – z naszego oczywiście punktu widzenia – zdrajcami narodowej sprawy. Każdy taki przypadek to osobna pasjonująca historia. Ten również wzbogaci niebawem moją wiedzę.
WASZKOWSKI
Domyślam się.
OFICEREK
Zdaje się jednak, że nie rozwiałem pańskich wątpliwości? A mnie naprawdę nie zajmuje pańska sprawa. Pan się tu urodził?
WASZKOWSKI
Tak.
OFICEREK
Nie podoba mi się to miasto.
WASZKOWSKI
Szkoda.
OFICEREK
No cóż, pomówimy o architekturze. (wyciąga zegarek) A może innym razem?
WASZKOWSKI
Wie pan, gdzie mnie szukać.
OFICEREK
Z pewnością. Żegnam.
Wychodzi, ale przedtem zapala świecę. Po chwili Waszkowski siada przy stole, zabiera się do pisania.
IZBA PRZESŁUCHAŃ
GRISZYN
Co też pan tu wypisuje? Podanie o przyjęcie do pracy na kolei?
WASZKOWSKI
To mój życiorys.
GRISZYN
Proszę nie żartować… Gdybyśmy mieli cokolwiek o panu sądzić na podstawie tej lektury, musielibyśmy uważać, że jest pan, czy raczej może, że pan był przed aresztowaniem – nic nie znaczącym biuralistą.
TUCHOŁKO (odkłada czytaną gazetę, „Moskiewskie Wiadomości”)
Panie Waszkowski, może tym razem zawiódł pana talent? Bo przecież pan umie pisać. No, choćby nekrolog, który zamieściliście po straceniu Traugutta. Poznać tam dobry styl…
WASZKOWSKI
Tak. Pisałem ten nekrolog.
TUCHOŁKO
A tu nagle talent zawodzi.
GRISZYN
Nikt nie domyśliłby się z tych papierów, jak ważną był pan figurą.
WASZKOWSKI
Powiedziałem: jestem ostatnim naczelnikiem miasta Warszawy.
TUCHOŁKO
Słusznie. Był pan nim. Do niedawna. Ostatnim.
GRISZYN
Wielu ludzi, z którymi tu rozmawialiśmy, mówiło o panu z najwyższym uznaniem. O pana odwadze i poświęceniu.
TUCHOŁKO
Jak sam pan widzi, to uznanie udzieliło się nawet pułkownikowi Griszynowi.
GRISZYN
Chcemy, aby pan dobrze zrozumiał nasze intencje. Zbliżamy się wszyscy do ostatniego rozdziału. Powstanie ostatecznie upadło. I my mamy pewne prawo do zmęczenia. Ma pan może wątpliwości, czy to koniec?
WASZKOWSKI (po chwili)
Nie mam.
TUCHOŁKO
A więc pan posiada zmysł polityczny, dzięki Bogu.
GRISZYN
Patrzył pan, jak ono dogasa. Doprawdy wszystko już legło w gruzach. Co zostało? Puste słowa. Wielka idea narodowa?… Ci, którzy mieli jeszcze za granicą złudzenia, pozbyli się ich również. Chcieliście więc rozniecić duży ogień. Zostało trochę dymu. Ale oto i on się rozwiewa po Europie.
WASZKOWSKI
Taki ogień rodzi się z iskry.
TUCHOŁKO
Powtarza pan wytarte zwroty.
GRISZYN
Ojciec pana, którego przesłuchiwaliśmy niedawno i który także w dobrej wierze sporo nam opowiedział, twierdził, że wykorzystano pańską wiarę i zdolności dla sprawy, która, jak sam mu pan ostatnio powiedział, skazana była na upadek.
TUCHOŁKO
Rzeczywiście mówił mu pan coś takiego?
WASZKOWSKI
Nie pamiętam.
GRISZYN
Mówi się, że tego kraju nie ma. To niezupełna prawda. Pan to wie! On jednak istnieje. W nieszczęściach, jakie ściągnęliście, w nadziei, że dobroduszność cesarska odmieni zło i nieszczęścia, w jakie naród został dzięki wam brutalnie wpędzony.
TUCHOŁKO
A ja jednak spytam. Sądzi pan, że istnieje możliwość, aby ta walka trwała nadal?
WASZKOWSKI
Nie. Nie ma takiej możliwości.
TUCHOŁKO
Otóż to! I od tego miejsca winniśmy rozmawiać.
GRISZYN
Tymczasem utwór, który pan napisał w celi, nie zadowala naszej ciekawości. Tu nawet nie ma kłamstwa. Ale kłamstwem może być również pominięcie prawdy, proszę o tym nie zapominać, jeśli łaska. Zależy nam właśnie na poznaniu prawdy.
TUCHOŁKO
Chciałbym o coś jeszcze spytać. Może pan sądzi, że powieszono zbyt mało winnych? Zbyt mała ich liczba powędrowała na zesłanie? Zbyt nieliczni zginęli w polu?
GRISZYN
Proszę wrócić do pisania. I niech pan tym razem dokładnie opisze swój udział w napadzie na Skarb Królestwa[12]. To bardzo ważne.
TUCHOŁKO
Nie chcielibyśmy stracić zaufania w pańskie rozeznanie sytuacji.
WASZKOWSKI
Wolałbym otrzymać samodzielną celę.
GRISZYN
Jak to? Nie chce pan towarzystwa?
TUCHOŁKO
Samotnikom tutaj bywa gorzej. Proszę się lepiej zastanowić.
GRISZYN
On ma rację! Postaramy się, aby pan mógł pisać swój memoriał w kancelaryjnym pomieszczeniu.
TUCHOŁKO
Wątpię, czy się uda. Tu jest wszędzie ciasno.
GRISZYN
Może jednak coś się da zrobić.
TUCHOŁKO
Nie mam nic przeciwko temu.
Wchodzi Oficerek. Trzyma dużą papierową teczkę z aktami, pochyla się nad Griszynem, coś mu szepce. Nie widzi w pierwszej chwili więźnia, dopiero, kiedy odbiera jakieś dokumenty wręczone mu przez Griszyna, patrzy na Waszkowskiego.
OFICEREK
Witam pana, panie…
TUCHOŁKO
Waszkowski. Zdążył go pan poznać?
OFICEREK
Owszem. (do Waszkowskiego) No i jak tam? Mój podopieczny milczy nadal?
WASZKOWSKI
Nie interesuje mnie to.
OFICEREK
Milczy, milczy z pewnością. Ale wkrótce rozwiąże mu się język.
TUCHOŁKO (zabierając się do wyjścia)
Jakże by mogło być inaczej, Kiryle Michajłowiczu. (z udaną zazdrością) Że też pan ma zawsze tak dużo czasu.
OFICEREK
Nie lubię się spieszyć, panie pułkowniku.
TUCHOŁKO (w progu)
Bóg z panem. (wychodzi)
GRISZYN
Będę musiał poszukać jeszcze pańskich papierów w kancelarii. Proszę poczekać. (do Waszkowskiego) Pana na razie nie odsyłam do celi. (wychodzi)
OFICEREK
Nie udała się, widzę, rozmowa?
WASZKOWSKI
Mam odpowiedzieć?
OFICEREK
Nie. To przecież widać. Oni również nie mieli zadowolonych min.
Waszkowski wybucha śmiechem.
OFICEREK
Źle się pan czuje?
WASZKOWSKI (spokojnie)
W porządku.
OFICEREK
Powiedziałem coś śmiesznego?
WASZKOWSKI
Nie.
OFICEREK
Tak mi się zdawało. (podchodzi do okna) Mokry, paskudny śnieg. Wczoraj wracałem pieszo do hotelu. Było już dość późno, bo zagadałem się z przyjaciółmi. Boże, jakie to ponure miasto!
WASZKOWSKI
Nie bał się pan?
OFICEREK
Czego?… Kręcą się przecież na każdym kroku patrole.
WASZKOWSKI
Zawsze tak było.
OFICEREK
Tyle się opowiada o tym, że to miasto tak wspaniale umiało się bawić.
WASZKOWSKI
Przyjechał pan się bawić?
OFICEREK
Żałoba nie może trwać wiecznie. Podczas wczorajszej rozmowy mój przyjaciel, który, podobnie jak ja, choć z innych powodów, interesuje się dziejami waszego ruchu…
WASZKOWSKI
Chciał pan powiedzieć: buntu.
OFICEREK
Właśnie! Opowiadał o rozmowie z pewnym tutejszym arystokratą, którego nikt nie podejrzewa o sprzyjanie waszej sprawie. Powiedział mu, że te tylko narody kończą swoją historię, które zatracają poczucie odrębności, i że nie ma sposobów materialnych, które mogłyby takiej amputacji dokonać. Niezmiernie rzadko zdarza się, aby w walce wyginął cały naród.
WASZKOWSKI
Zgłębia pan tajemnice historii?
OFICEREK
Inaczej bym to określił. Tajemnice staram się przed historią skutecznie ukryć… Dalej ten znajomy dowodził, że skuteczniejsze bywają środki, które do utraty poczucia narodowej odrębności prowadzą nie drogą rozwiązań gwałtownych.
WASZKOWSKI
Słucham.
OFICEREK
Zastanawiam się – a mój przyjaciel także – skąd u niektórych z was brało się to zdumiewające przeświadczenie, że cel narodowy – o którym marzyliście w swoim czasie – można pogodzić z wyobrażeniami wolności dostępnej wszystkim ludziom.
WASZKOWSKI
Bo to prawda.
OFICEREK
Ależ nie ma takiej wolności.
WASZKOWSKI
Cóż zatem myśleli pańscy rodacy, którzy się do nas przyłączyli?
OFICEREK
To idealiści lub szaleńcy. Śmierć stu powstańców nie ma dla nas takiego znaczenia, jak śmierć jednego z nich.
WASZKOWSKI
Wierzę.
OFICEREK
To prawdziwa tragedia. A tragedię wymyśliło złe sumienie człowieka. Wie pan, kto to powiedział?
WASZKOWSKI
Nie.
OFICEREK
Fryderyk Chrystian Hebbel[13]. Szkoda, że to nazwisko nic panu nie mówi. Niemcy mają szczególne wyczucie tragedii. Jeśli dla starożytnych Greków przyczyny tkwiły zawsze w woli bogów, Niemcy pragną je uczłowieczyć. Stąd ta masa niemieckich filozofów.
WASZKOWSKI
Pan jest także filozofem.
OFICEREK
Policjantem. I to tymczasem dość niskiego szczebla. Jestem pewnie pańskim rówieśnikiem.
WASZKOWSKI
Możliwe.
OFICEREK
Mój Boże, te lakoniczne odpowiedzi! Czy to ostrożność nakazuje tę powściągliwość, czy raczej cechy charakteru? W każdym razie może mi pan wierzyć: nie interesuje mnie pańska sprawa. Pańska konkretna sprawa, ale nie ukrywam, że pan sam mnie interesuje. Wyjaśnię dlaczego. Jest pan bowiem pierwszym człowiekiem, który do niedawna działał na tak wysokim stanowisku w waszej organizacji, którego tu poznałem… A pewnie i ostatnim.
WASZKOWSKI
Co jeszcze zdążył pan ustalić?
OFICEREK
Niewiele. Wie pan, czemu tak bardzo pragnąłem wiedzieć, co pan tam właściwie robił?
WASZKOWSKI
Słucham.
OFICEREK
Aby poznać motywy postępowania. Fakty nie mają dla mnie znaczenia. Tym zajmuje się pułkownik Tuchołko i pułkownik Griszyn.
WASZKOWSKI
Który teraz szuka dla pana papierów w kancelarii. Naprawdę sądzi pan, że jestem tak bardzo naiwny?
OFICEREK
Czemu? Dziwi się pan, że rozmawiają ze mną, jak z równym sobie? Przecież wspominałem, że przysłano mnie z Petersburga z określonym zadaniem. U nas istnieje niesłychany, jak pan wie doskonale, kult urzędu. Moja niska ranga nie przeszkadza tym panom w okazywaniu… no, powiedzmy, swojej życzliwości.
WASZKOWSKI
Rozumiem.
OFICEREK
Wracając do pańskiego postępowania – nie interesuje mnie również kara, jaka zostanie panu wymierzona.
WASZKOWSKI
Dobrze, że pan to powiedział.
OFICEREK
Szczerość za szczerość. Domorosłym wielbicielem filozofii, proszę pana, istotnie czasami bywam. Proszę mi powiedzieć, czy możemy przewidzieć, kiedy w historii zło staje się dobrem, a kiedy znów mamy do czynienia z odwróceniem takich pojęć?
WASZKOWSKI
Nie myślałem o tym.
OFICEREK
Czyż to, pana zdaniem, nieistotne pytanie?
WASZKOWSKI
Dla policjanta?
OFICEREK
Dla pana również, zapewniam… Może jeszcze znajdziemy czas, żeby dłużej porozmawiać.
WASZKOWSKI
O Fryderyku Chrystianie Hebblu?
OFICEREK
Ciekawy temat. Wie pan, że sporo się teraz o panu mówi w mieście?
WASZKOWSKI
Między pańskimi przyjaciółmi?
OFICEREK
Myślę o pana rodakach. Lubił pan podobno robić sobie portrety fotograficzne?
WASZKOWSKI
I to już udało się sprawdzić?
OFICEREK
Jak pan widzi, nie staram się niczego ukrywać. Te fotografie to drobiazg świadczący o próżności. Ja też jestem próżny.
WASZKOWSKI
Niewiele będę mógł powiedzieć o swoich motywach.
OFICEREK
A wie pan, interesuje się panem także konsul angielski, pan White. O mnie nie słyszał dotąd żaden konsul angielski.
Wchodzi Griszyn.
GRISZYN
Oto akta, Kiryle Michajłowiczu. No i co? Ciekawą rozmowę prowadziliście panowie?
WASZKOWSKI
Bardzo.
OFICEREK
To był raczej monolog, panie pułkowniku.
Oficerek wychodzi.
GRISZYN
Teraz sam pan chyba widzi, że umiemy postępować z więźniami szlachetnie, kiedy na to zasługują. O czym to rozprawialiście panowie, jeśli wolno spytać?
WASZKOWSKI
O konsulu angielskim.
GRISZYN
Hm… Tymczasem może pan tutaj pisać. (z uśmiechem) My nie pozostawiamy ważnych dokumentów w takich pomieszczeniach. Strażnik nie będzie chyba przeszkadzał? Powiem zresztą, żeby nie palił machorki. Gdyby jednak było panu zbyt duszno – tutaj można otworzyć okno.
WASZKOWSKI
Dziękuję.
GRISZYN
I niech pan, proszę, tym razem nie zawiedzie naszych oczekiwań. Nie spodziewamy się, że pan będzie sypał, wymieniał nazwiska ludzi, których następnie na skutek tych oświadczeń będziemy męczyć i skazywać…
WASZKOWSKI
Nie ma ich już na wolności. Jestem ostatnim naczelnikiem miasta. Już dawno straciłem swoich współpracowników.
GRISZYN
To się da ustalić i bez pańskich wyjaśnień.
WASZKOWSKI
Zostali aresztowani albo wyjechali za granicę.
GRISZYN
Uciekli… Oczekujemy natomiast, że będzie pan mówił o sobie. Bez fałszywej skromności. Że będzie pan miał odwagę ujawnienia swoich czynów. Dodajmy: w chwili, która jest dla pana najtrudniejsza. Kiedy stanął pan oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem.
WASZKOWSKI
To nie jest dla mnie zaskoczenie, panie pułkowniku.
GRISZYN
Domyślam się. Ale jest jeszcze jeden powód, o którym radzę nie zapominać. Być może, ważniejszy od pańskich osobistych losów.
WASZKOWSKI
Cóż to za powód?
GRISZYN
Niech pan zatem pomyśli o tych, którym przyjdzie zajmować wasze miejsce. Gdzie ono będzie? Pod szubienicą? W kopalniach, na zsyłce, w rawelinach[14]?
WASZKOWSKI
Czeka pan na odpowiedź?
GRISZYN
Nie teraz. Chciałbym tylko, żeby pan o tym pamiętał, pisząc te zeznania. (otwiera drzwi na korytarz, przywołuje Strażnika) Pilnuj go. (do Waszkowskiego) I niechże się pan nie śpieszy. Mamy czas. (wychodzi)
Strażnik siada na stołku, przygląda się, jak więzień rozkłada papier, zabiera się do pisania. Po chwili Waszkowski wstaje, zbliża się do okna.
STRAŻNIK
Dokąd?
WASZKOWSKI
Duszno. Otworzę okno.
STRAŻNIK
Nie wolno.
Waszkowski otwiera okno, odgłosy z dziedzińca, na którym przepędzają więźniów.
STRAŻNIK
Zamknij!
Odtrąca więźnia, zamyka okno. Waszkowski wraca na swoje miejsce.
STRAŻNIK (spokojnie)
Nie wolno. Mogą zobaczyć na dole.
WASZKOWSKI
Dawno służysz?
Strażnik milczy.
WASZKOWSKI
Czemu, do licha, nie otworzysz gęby? Przecież nikt nie słucha.
STRAŻNIK
Lepiej za dużo nie mówić.
WASZKOWSKI
Masz rację. Chciałbyś zarobić trochę grosza?
Strażnik milczy.
WASZKOWSKI
Nie bój się. Dobrze ci z oczu patrzy. Znajdź na górze celę, w której siedzi Sikorski.
Strażnik milczy.
WASZKOWSKI
To nic trudnego. Oddasz kartkę. Nic więcej.
Strażnik milczy.
WASZKOWSKI
Nie będziesz żałował. Jeśli zrobisz, co mówię, dam ci potem wiadomość do rodziny. Napiszę, żeby cię nagrodzili.
Strażnik milczy.
WASZKOWSKI
Jak będzie?
STRAŻNIK
Pilnuj swojej skóry.
WASZKOWSKI
Nie bój się. Odbierzesz kartkę od Sikorskiego…
STRAŻNIK
Co dostanę?
WASZKOWSKI
Wystarczy, żebyś mnie zapamiętał. (pisze coś) Weź, to dla niego.
W CELI
Więzień II gimnastykuje się. Waszkowski pod piecem. Więzień I na pryczy.
WIĘZIEŃ I
Co tam jest?
WASZKOWSKI
Pada. Deszcz ze śniegiem.
WIĘZIEŃ I
Bili?
WASZKOWSKI
Nie.
WIĘZIEŃ I
Nic nie słychać. Dlaczego nie pukają w ścianę?
WASZKOWSKI
Zaczną.
WIĘZIEŃ I
Podejdź bliżej.
Waszkowski bierze stołek, siada przy pryczy.
WIĘZIEŃ I
Uważaj! Nie wiedzą jeszcze, jak cię podejść.
WASZKOWSKI
Wiem.
WIĘZIEŃ I
Tego się nigdy nie wie do końca, człowieku.
WASZKOWSKI
Rzucałeś się w nocy.
WIĘZIEŃ I
Śniło mi się znów przedstawienie z włoskimi tancerzami na dworze pana Szczęsnego… Poczucie siły – musiał sobie wtedy myśleć pan Szczęsny – z prawdziwie możnych przechodzi też, widać, na maluczkich. Pijany szlachciura, który chciał go ciąć szablą, został wyprowadzony do sieni, leży tam na skrzyni i cucą go lokaje. Pan Szczęsny myśli, że nie ma właściwie jednej ojczyzny. Raduje go to, ale i napawa lękiem. Wychowani w tej samej łacinie, którą szlachciura umie się jako tako posługiwać w koślawych jej odmianach, oddychający tym samym – mój Boże, prawie tym samym, bo z tego samego nieba lejącym się – powietrzem, różne przecież mają wyobrażenia o ojczyźnie.
WASZKOWSKI
Leż spokojnie.
WIĘZIEŃ I
I wie już, że to tak musi być wymieszane.
WASZKOWSKI
Uspokój się. Prosiłem, żeby przysłali lekarza.
WIĘZIEŃ I
Do czego mi on potrzebny? Tobie by się on bardziej przydał… Posłuchaj, pałac oświetlony, okna się jarzą wielkim światłem…
Otwierają się drzwi, wchodzi Lekarz.
LEKARZ (do Więźnia II)
Jak tam ćwiczenia, Piotrze Porfirowiczu? (rzuca płaszcz na wolną pryczę) No, no, niech się pan tak nie złości, Iwanie Iwanowiczu[15]. Pytam po przyjacielsku. (do Więźnia I) Co tam znowu?
WASZKOWSKI
Gorączkuje.
LEKARZ
Jego pytam! (pochyla się nad leżącym) To tak… Nie jest dobrze. Boli?
WIĘZIEŃ I
Od patrzenia na pana nie przechodzi.
LEKARZ
Szkoda. Bo ja jestem właściwie jedynym lekarstwem na te cierpienia. Jeśli to nie brzmi jak bluźnierstwo. Pana tu jeszcze nie widziałem.
WASZKOWSKI
Zgadza się.
LEKARZ
Ale to i owo słyszałem. (do chorego) Klimat niedobry. Z wiosną przyjść musi polepszenie. Ale trzeba jej doczekać.
WIĘZIEŃ I
Z pana pomocą.
LEKARZ
Ma się rozumieć. Mówiłem już: trzeba mieć wolę przetrwania. Bez niej moja pomoc nic ci nie da.
WASZKOWSKI
Jemu jest potrzebny szpital, doktorze!
LEKARZ
Ja wiem, co mu jest potrzebne…
WIĘZIEŃ I
Pada?
LEKARZ
Bez przerwy. Ale przyjdzie słońce – śnieg zniknie szybko.
WASZKOWSKI
Dlaczego pan go nie chce leczyć?
LEKARZ
Leczę go, leczę, mój panie.
WASZKOWSKI
Z miłosierdzia chrześcijańskiego?
LEKARZ
A co? Stracił pan wiarę? Owszem, z miłosierdzia. Bo ja mocno wierzę, że boskie prawo winno pozostawać w zgodzie z obyczajem państwowym.
WIĘZIEŃ I
Wspaniały humor, doktorze.
LEKARZ
Tobie też radzę, abyś nie tracił humoru.
Lekarz podchodzi do drzwi, stuka, po chwili otwiera je Strażnik.
LEKARZ (do II Więźnia)
Żegnam panów. A ty mógłbyś się uśmiechnąć przynajmniej, Piotrze Piotrowiczu… (wychodzi)
Więzień II wraca do swoich ćwiczeń.
WIĘZIEŃ I
Wierz mi, to porządny człowiek.
WASZKOWSKI
Ten lekarz?
WIĘZIEŃ I
Szkoda, że jest sam właściwie, bo pozostali dobrali się jak w korcu maku.
W IZBIE PRZESŁUCHAŃ
OFICEREK
Jeszcze przed wybuchem mieliśmy wiadomości, że wśród spiskowców w Warszawie zdarzają się oficerowie tutejszego garnizonu i że, niestety, są to również Rosjanie.
WASZKOWSKI
Może sobie coś jeszcze wyjaśnimy, poruczniku. Proszę słuchać: niczego się pan nie dowie ode mnie.
OFICEREK
Ile razy mam powtarzać, że nie jest mi pan potrzebny przy poznawaniu spraw, które tutaj badam. Wcale nie podejrzewam, że utrzymywał pan z nimi jakiś kontakt. Dzisiaj znamy już wszystkie nazwiska… Chcę natomiast poznać pański sposób myślenia. I od początku tego nie ukrywam. Spodziewam się też, że i pana również interesować mogą motywy, jakimi się kieruję, choć stoimy przecież po różnych stronach barykady.
WASZKOWSKI
Nie ma już żadnej barykady.
OFICEREK
Wynikałoby z tego, że nie jesteśmy wrogami, ale to przecież nieprawda. Jesteśmy nimi, niech pan nie zaprzecza…
WASZKOWSKI
Nie usiłuję, poruczniku.
OFICEREK
No to w porządku… Wiedzieliśmy więc, że owi oficerowie zamieszani byli w przygotowania zamachu na hrabiego Berga[16]. Musiało upłynąć dużo czasu – aby poznać dalsze szczegóły. Okazało się, że zanim jeszcze doszło do wybuchu waszego powstania – jeden z organizatorów zamachu w Ogrodzie Saskim został dość przypadkowo aresztowany. Zna pan oczywiście jego nazwisko?
WASZKOWSKI
Przypuśćmy. Nie wymienię go.
OFICEREK
Został już skazany. Na karę śmierci. Wzięto pod uwagę poprzednie jego zasługi i wyrok zamieniony został na dożywotnie roboty.
WASZKOWSKI
A więc śmierć rozłożona na raty?
OFICEREK
Cóż my możemy o tym wiedzieć! Dla niego pewnie najważniejsza jest nadzieja. Może mu się marzy ucieczka? Bardzo to zdolny i odważny człowiek. Tacy również wpadają w nasze sieci.
WASZKOWSKI
Uważa pan, że to powód do dumy?
OFICEREK
Może to zbyt dużo powiedziane. Od razu duma! Zadowolenie raczej, którego doświadczamy, dobrze wykonując powierzone zadania.
WASZKOWSKI
Przeciwstawiając ściganemu tak potężną maszynę?
OFICEREK
Sam pan wie najlepiej, że ta potężna maszyna bywa niekiedy bezradna. Dajmy lepiej temu spokój. Przypuśćmy, że nasz bohater dotrze w końcu do miejsca swojego przeznaczenia. Będzie to istotnie śmierć rozłożona na raty. Stamtąd, dokąd jedzie, nikt nie wraca, to prawda. Przyjmijmy jednak, że zdarzy się coś jeszcze.
WASZKOWSKI
Co?
OFICEREK
Ucieczka. Zdarzają się – co prawda niezbyt często – ucieczki z etapowego więzienia. Co nastąpi w takim wypadku?
WASZKOWSKI
Mam odpowiadać?
OFICEREK
Pan? Po cóż? Sam stawiam sobie to pytanie. Bo przecież naprawdę zdarzają się podobne fakty. Jeśli więc ów kapitan ucieknie?
WASZKOWSKI
Po co te rozmyślania?
OFICEREK
Ma pan rację. Zostawmy to. Nie warto, aby zastanawiał się pan nad takimi pytaniami. Mogą mieć pewien sens tylko dla mnie.
WASZKOWSKI
Nie rozumiem.
OFICEREK
No, widzi pan. Udało mi się pana zaciekawić… Zapisał pan już sporo kartek?
WASZKOWSKI
Mam jeszcze dużo do pisania.
OFICEREK
Więcej z pewnością, niż się pan domyśla. Ale przerwa w pisaniu dobrze zrobi. Wypogodzi się, widzi pan? Śnieg nie sypie.
WASZKOWSKI
Tak.
OFICEREK
Mam pewne podstawy, aby sądzić, że milczek, z którym dzieli pan celę, był właśnie jednym ze wspólników tamtego skazanego na katorgę kapitana. Niebawem odeślemy go do Modlina.
WASZKOWSKI
Przecież to człowiek chory.
OFICEREK
Kto to powiedział? Sprytny gracz, mój panie, nic więcej. Ale spryt nie może go uratować. To też forma walki, jaką niektórzy ludzie przeciwstawiają naszej potężnej maszynie. Jeśli nawet utrzymują swoje pozy do końca – inni, proszę mi wierzyć, świetnie wyręczają ich w mówieniu. Tego spotka taki sam los.
WASZKOWSKI
Jaki?
OFICEREK
Otrzyma to, na co zasłużył. Żałuję, że jest uparty. Obawia się, być może, że będziemy go męczyć szczegółowymi badaniami. To już dziś nie jest potrzebne.
WASZKOWSKI
Inaczej niż w mojej sprawie?
OFICEREK
Musiałbym o to spytać pułkownika Tuchołki, ale podobno przeziębił się i leży w domu.
WASZKOWSKI
To dlatego mam trochę spokoju.
OFICEREK
Tak to pan nazywa?… Nie powinna pana cieszyć dolegliwość swego prześladowcy. Szczerze mówiąc, niezbyt mi się on podoba i dużo mnie kosztuje trudu, żeby ukryć jakoś to uczucie.
WASZKOWSKI
Najgorliwszy oprawca.
OFICEREK
Brzydkie słowo. Strażnik porządku. Odpowiada panu? (śmieje się) Dość powszechny typ urzędnika wymiaru sprawiedliwości. Istotnie, gorliwy, ba, dobrze wykonujący swoje zadania, uparty przy tym, nieprzebierający w środkach, jeśli tylko prowadzą do celu…
WASZKOWSKI
Czemu pan mi to mówi?
OFICEREK
Tak sobie. Uzupełni pan własnymi doświadczeniami tę charakterystykę w odpowiednim czasie. Ale mimo to w pewien szczególny sposób – bywa ograniczony. Tacy zdolni są do działania w sytuacji nagłego zagrożenia, kiedy nie ma ucieczki od represji. Ale świat rozwija się nie tylko poprzez prześladowania, prawda?
WASZKOWSKI
Proszę spytać o to pana Tuchołkę.
OFICEREK
Znalazłby natychmiastową odpowiedź. Stosowanie ostatecznych środków najskuteczniej gwarantuje spokój. Podobni do niego nie są zdolni do myślenia o przyszłości. Chciałoby się po prostu powiedzieć, że stoją nad grobem…
WASZKOWSKI
Co mu pan przeciwstawia?
OFICEREK
Inne środki… Kiedyś to dokładniej wyjaśnię. Czy pan wie, że nie zmieniłem dotychczas swojej opinii o tym mieście? Jaki tu panuje straszliwy smutek. I proszę, żeby pan mnie nie przekonywał, że nasza to zasługa… Kobiety w czarnych strojach, z żałobą na twarzach. Mężczyźni, w których spojrzeniach czyta się na każdym kroku rozpacz, młodzi ludzie utrudzeni jakimś niemożliwym do udźwignięcia ciężarem…
WASZKOWSKI
Nadal dużo pan spaceruje?
OFICEREK
Owszem, i nie opuszczają mnie te myśli.
WASZKOWSKI
Taki widok z pewnością musi radować oczy pułkownika Tuchołki.
OFICEREK
Nie pytałem, co czuje w czasie spacerów.
WASZKOWSKI
Och, jest na pewno ostrożniejszy od pana.
OFICEREK
Mnie tutaj jeszcze nikt dobrze nie zna. A kiedy już dam się poznać – wrócę do Petersburga, nie pozostawiając zbyt wielu wspomnień.
WASZKOWSKI
Co jeszcze?
OFICEREK
Koniec na dziś. Nie chciałem, żeby się pan zmęczył naszą rozmową.
Oficerek wychodzi. Waszkowski podchodzi do okna, otwiera je, słychać nawoływania strażników, którzy poganiają spacerujących na dziedzińcu więźniów. Drzwi otwierają się, wchodzi Strażnik.
STRAŻNIK
Nie rób tego!
Strażnik zamyka okno, rozgląda się, wraca do drzwi, otwiera je nagle, nikogo nie ma, wtedy ponownie zamyka drzwi, sięga do kieszeni płaszcza, podaje kartkę.
STRAŻNIK
Jest odpowiedź. Zniszcz zaraz po przeczytaniu.
WASZKOWSKI
W porządku.
STRAŻNIK
Co z zapłatą?
WASZKOWSKI
Tu masz list do rodziny. Na wierzchu jest adres. Tam dostaniesz swoją zapłatę.
STRAŻNIK
To niebezpieczne.
WASZKOWSKI
Nic ci nie grozi, pamiętaj. Jeśli będziesz ostrożny.
Strażnik odbiera list, chowa. Podchodzi do okna, otwiera je.
STRAŻNIK
Duszno. Odetchnij sobie, ale nie podchodź tutaj blisko.
Krzyk z dziedzińca.
Przypisy
- Cyrkuł – tu w znaczeniu: komisariat policji w zaborze rosyjskim.
- Bełdowscy – znajomi Aleksandra Waszkowskiego, u których w czasie powstania jadał obiady. Podobnie jak rodzice Waszkowskiego, byli przesłuchiwani jeszcze przed jego aresztowaniem. Wynajmowali pokój wspomnianej dalej w tekście Helenie Ostrowskiej.
- Helena Ostrowska – kurierka Waszkowskiego.
- Domicela (Domicella) Opawska – siostra zakonna, opiekowała się chorymi w Szpitalu Św. Ducha w Warszawie. Dzięki jej pomocy ukrywał się tam i pełnił swoje obowiązki sekretarz Waszkowskiego.
- „Wytrwałość. Dziennik Narodowy, Polityczny i Literacki” – pismo emigracyjne wydawane w Brukseli od 1864 roku. Jego redaktorem naczelnym był Władysław Sabowski (1837–1888) – pisarz, dziennikarz prasy konspiracyjnej, późniejszy redaktor naczelny „Kuriera Warszawskiego” i „Kuriera Codziennego”.
- Andrzej Kloten – właściciel cukierni mieszczącej się w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu 27. W czasie powstania styczniowego zbierali się tam konspiratorzy, później bywał tam Waszkowski, aby czytać prasę i spotykać się ze swoim łącznikiem.
- Szczęsny Potocki (1751–1805) – polski magnat i polityk, marszałek konfederacji targowickiej 1792 roku w Koronie. Po II rozbiorze lojalny wobec Rosji. Powszechnie uznawany za zdrajcę.
- Volenti non fit iniuria (łac.) – chcącemu nie dzieje się krzywda. Rzymska zasada prawna stwierdzająca, że ten, kto świadomie wystawił się na szkodę, nie może dochodzić roszczeń z tego tytułu. Używana także w znaczeniu: jeśli ktoś decyduje się na ryzyko, konsekwencje nie są dla niego karą.
- Piter – potoczna nazwa Sankt Petersburga.
- Kazimierz Sikorski (1842–po 1865) – bliski współpracownik Waszkowskiego, zastępca naczelnika prasy. Po aresztowaniu i ciężkich przesłuchaniach złożył zeznania, które obciążyły później Waszkowskiego. Skazany na 12 lat ciężkich robót na Syberii.
- Twierdza Modlin w czasie powstania styczniowego była jednym z głównych więzień carskich. Panowały w niej bardzo ciężkie warunki; wykonywano tam także wyroki śmierci.
- Skarb Królestwa Polskiego – instytucja reprezentująca Królestwo Polskie jako właściciela majątku państwowego. Także w znaczeniu: zasoby finansowe Królestwa Polskiego.
- Christian Friedrich Hebbel (1813–1863) – dramaturg, poeta, teoretyk teatru. Przywołane w tekście zdanie pochodzi z jego Dzienników (w tłumaczeniu Karola Irzykowskiego brzmi ono: „Tragedię wynalazło złe sumienie człowieka”, zob. Ch. F. Hebbel: Dzienniki. Warszawa: Czytelnik 1958, s. 185).
- Rawelin – element fortyfikacji wysunięty przed główną linię umocnień. Griszyn nawiązuje do jednego ze sposobów karania powstańców – przez osadzenie w twierdzy lub wykonanie tam wyroku śmierci.
- Lekarz oraz Oficerek nazywają Więźnia II różnymi imionami i otczestwami. Rozbieżność ta jest zamierzona: śledczy początkowo nie znali tożsamości milczącego więźnia, a jedynie jego różne konspiracyjne nazwiska.
- Fiodor Berg (1794[?]–1874) – namiestnik Królestwa Polskiego w latach1863-1874, odpowiedzialny za krwawe tłumienie powstania styczniowego; 19 września 1863 roku dokonano na niego nieudanego zamachu.