„Dwie głowy ptaka”

 

AKT II

W IZBIE PRZESŁUCHAŃ

 

GRISZYN

Zadał pan sobie sporo trudu. Przeczytaliśmy te zapiski bardzo uważnie, panie Waszkowski.

TUCHOŁKO

I to z jaką niecierpliwością!

WASZKOWSKI

To wszystko, panowie, co mam do powiedzenia.

TUCHOŁKO

Tak pan sądzi? (sięga do teczki) Czytaliśmy także pańskie listy do Sikorskiego i do rodziców…

WASZKOWSKI

Więc jednak!

TUCHOŁKO

Mój Boże, pan jest jednak bardzo naiwny. A wie pan, te karteczki są co najmniej tak samo ciekawe, jak pańskie pisemne zeznania.

GRISZYN

Może nawet jest w nich więcej prawdy. Nie sądzi pan?

TUCHOŁKO

Czemu chciał pan nas oszukać? Sądził pan, że strażnik nie zawiedzie zaufania?

GRISZYN

Nie on pierwszy i nie ostatni.

TUCHOŁKO

Szkoda. Prowadzi pan ciągle podwójną grę. Nie warto, panie Waszkowski.

WASZKOWSKI

Chciałem mieć wiadomości z domu.

GRISZYN

Ludzka ciekawość. O zdrowie pana Sikorskiego także, widać, bardzo się pan niepokoił. A tymczasem on zupełnie zdrów.

WASZKOWSKI

Wiem.

TUCHOŁKO

Może więc skończymy już te zabawy? O zdrowie rodziców proszę nas w przyszłości pytać. Postaramy się, być może, zaspokoić pańską ciekawość.

GRISZYN

Czasu też poświęciliśmy panu sporo. A to czas urzędowy, proszę nie zapominać. Naciskają na nas z sądu, kiedy wreszcie ukończymy pańską sprawę?

WASZKOWSKI

Ona już jest skończona.

TUCHOŁKO

O, nie, mój panie! Najważniejsze czynności mamy jeszcze przed sobą.

WASZKOWSKI

Co to takiego?

GRISZYN

Czy to nie śmieszne, pułkowniku? Pan Waszkowski zadaje nam ciągle więcej pytań, niż my jemu.

TUCHOŁKO

Staramy się zaspokoić jego ciekawość, Iwanie Pawłowiczu.

WASZKOWSKI

Pytam, o jakich czynnościach mowa?

TUCHOŁKO

Śledczych, rzecz jasna. Interesuje nas napad na Bank Królestwa, w którym pan brał udział.

WASZKOWSKI

Wspomniałem o tym w zeznaniach. Nie mam już nic więcej do dodania.

GRISZYN

To się okaże, panie Waszkowski.

TUCHOŁKO

Niech pan nam nie przerywa! Interesuje nas napad, który zorganizował pan na Bank Królestwa. Kto był autorem planu?

WASZKOWSKI

Odmawiam odpowiedzi. Byłem jego wykonawcą i biorę za to odpowiedzialność.

GRISZYN

Doceniamy pańską szczerość.

TUCHOŁKO

Tym łatwiej ona przychodzi, że pozostali wspólnicy uszli na razie sprawiedliwości i pewnie nieźle się teraz bawią w Paryżu.

WASZKOWSKI

Nie wszyscy.

TUCHOŁKO

Myśli pan o tym, który się załamał? Jemu też nic nie grozi. Przecież powiesił się, nim dostarczył pan mu fałszywych dokumentów i zanim zdołał pan go odprowadzić na dworzec. No cóż? Zdarzają się i takie przypadki.

GRISZYN

A może przyczyną samobójstwa były wyrzuty sumienia?

TUCHOŁKO

Dla pana Waszkowskiego nie ma to z pewnością wielkiego znaczenia, Iwanie Pawłowiczu. Musiała to być chyba przykra niespodzianka? Widzi pan, niekiedy oto ludzie sami wymierzają sobie sprawiedliwość.

WASZKOWSKI

Nie wiem, czy ktoś, kto się wiesza, umierając ze strachu, myśli o sprawiedliwości, panie pułkowniku. To był strach.

TUCHOŁKO

Nie będę się sprzeczał. Wróćmy do faktów. Powstanie było wówczas w pełnym toku. Narzekaliście stale na brak pieniędzy.

WASZKOWSKI

Chodziło o zakup broni.

TUCHOŁKO

Podatki, które ściągaliście bezkarnie, już nie wystarczały?

WASZKOWSKI

Nie zajmowałem się tymi sprawami.

TUCHOŁKO

Ale o tym, że trzeba zorganizować napad, był pan przekonany, czy tak?

WASZKOWSKI

Otrzymałem taki rozkaz.

TUCHOŁKO

I tak dochodzimy do sedna sprawy. W banku mieliście swoich ludzi?

WASZKOWSKI

Mieliśmy ich wszędzie, panie pułkowniku.

TUCHOŁKO (z gniewem)

To nie zmniejsza winy, panie Waszkowski.

WASZKOWSKI

Domyślam się.

GRISZYN

A więc do rzeczy!

TUCHOŁKO

Nawiązał pan z nimi kontakt, aby ustalić niezbędne szczegóły?

WASZKOWSKI

Piszę i o tym w swoich zeznaniach.

TUCHOŁKO

Dziwiliśmy się niekiedy podczas przesłuchań, jak to było możliwe – innymi słowy: jaka była siła tamtej trucizny, którą zaszczepialiście ludziom – że nawet wzorowi urzędnicy, od lat sumiennie wykonujący swoje obowiązki, przyzwoici obywatele stawali się nagle, z dnia na dzień, przestępcami, przekreślając przestępczym postępowaniem całe swoje poprzednie, często nieskazitelne, życie?

GRISZYN

Skąd się brał taki upadek?

WASZKOWSKI

Z wiary w słuszność sprawy, którą wybrali.

TUCHOŁKO

Słowa!

WASZKOWSKI

Z czego zatem brała się ta sama potrzeba u obcych, którzy wstępowali w nasze szeregi?

GRISZYN

Kilku dezerterów rosyjskiego pochodzenia?

WASZKOWSKI

Francuzów, Włochów, Niemców…

GRISZYN

No, no… Niech nam pan tu nie opowiada o awanturnikach. To były szumowiny umykające przed prawem.

WASZKOWSKI

Nie musi pan ich w ten sposób dyskredytować. To nie byli awanturnicy.

GRISZYN

Proszę nas tutaj nie pouczać. Wiemy dobrze, jak ich nazywać.

TUCHOŁKO

Zostawmy lepiej te rozważania. A więc ustaliliście, jak najlepiej zorganizować napad i kiedy w banku znajduje się najwięcej pieniędzy…

WASZKOWSKI

Nie było to trudne do ustalenia.

TUCHOŁKO

To duże walory[1], panie Waszkowski. Złoto, pieniądze, listy zastawne.

WASZKOWSKI

Nie musieliśmy nikogo zawiadamiać o akcji. Zrobiliście to za nas, kiedy pieniądze były za granicą.

GRISZYN

Nie ukrywam, rabunek przeprowadzony został sprawnie. Nas jednak interesują dalsze dzieje zrabowanego skarbu.

WASZKOWSKI

Sprawdziliście to, panowie.

TUCHOŁKO

Owszem. Pieniądze znajdują się w banku angielskim. Nie zdołano ich wydać do końca.

WASZKOWSKI

To już nie moja sprawa.

TUCHOŁKO

Przeciwnie! Pańska. Chcieliśmy to też właśnie panu uprzytomnić.

GRISZYN

Proszę pomyśleć, co się teraz stanie z tymi pieniędzmi?

WASZKOWSKI

Panie pułkowniku, mam naprawdę inne zmartwienia.

GRISZYN

A jednak proszę, niech pan o tym pomyśli.

TUCHOŁKO

Bo widzi pan, sąd angielski nie zamierza nam ich wydać.

WASZKOWSKI

I cóż z tego?

TUCHOŁKO

Musimy im udowodnić, że zdeponowany w Londynie kapitał pochodzi z rabunku. Teraz już pan rozumie?

 

W CELI

 

Więzień milczący ćwiczy. Pierwszy, odwrócony do ściany, słucha alfabetu więziennego. W pewnej chwili ćwiczący słabnie, osuwa się na podłogę. Waszkowski podnosi go, kładzie na pryczy.

 

WASZKOWSKI

Lepiej?

 

Więzień II milczy.

 

WASZKOWSKI

Wezwać lekarza?

 

Więzień II milczy.

 

WASZKOWSKI

Czemu nie chcesz mówić, człowieku? Może moglibyśmy jakoś pomóc?

WIĘZIEŃ I (odwracając się od ściany)

Podobno szykują nowy transport. Jakaś duża grupa z wyrokami.

 

Waszkowski milczy.

 

WIĘZIEŃ I

Zostaw go. Zaraz wróci do siebie.

WASZKOWSKI

Wezwać lekarza?

WIĘZIEŃ I

Nie rób tego.

WASZKOWSKI

Podobno w sąsiedniej celi podpalił się więzień?

WIĘZIEŃ I

Dawno.

WASZKOWSKI

Nikt nie mógł go uratować?

WIĘZIEŃ I

Może dołączą mnie do tego transportu, jak sądzisz?

WASZKOWSKI

Przecież ledwo trzymasz się na nogach.

WIĘZIEŃ I

Nie myślisz o ucieczce? Dawniej myślałem o tym stale. Teraz jakoś to osłabło.

WASZKOWSKI

Myślę.

WIĘZIEŃ I

Z transportu czasami uciekają.

WASZKOWSKI

Musiałbyś mieć więcej siły. Nie, na pewno cię zostawią.

WIĘZIEŃ I

A co z twoją sprawą?

WASZKOWSKI

Nic.

WIĘZIEŃ I

Wysłali akta do sądu?

WASZKOWSKI

Nie wiem.

WIĘZIEŃ I

Mówili, co cię czeka?

WASZKOWSKI

Tak. Nie muszą mi zresztą niczego mówić. Wiem o tym dobrze.

WIĘZIEŃ I

Straszą. To jest jeszcze pora – zanim akta nie znajdą się w sądzie – aby się z tobą pobawić. Oni zawsze w takich wypadkach straszą. Co powiedzieli?

WASZKOWSKI

Śmierć, przyjacielu.

WIĘZIEŃ I

Nie wierz! Zawsze to mówią. Teraz nie będą wieszać. Są ostrożniejsi. Nie zapominaj, że oni też się boją.

WASZKOWSKI

Czego?

WIĘZIEŃ I

Za kilka tygodni walka wybuchnie od nowa.

WASZKOWSKI

Nie.

WIĘZIEŃ I

To był tylko zimowy zastój. Należało przeczekać. Doskonale o tym wiedzą.

WASZKOWSKI

Nie ma żadnych oddziałów, człowieku, lasy są puste, organizacja rozbita…

WIĘZIEŃ I

Ciszej!… Pokaż ręce… Delikatne.

 

Wchodzi Strażnik.

 

STRAŻNIK

Spacer. (do Waszkowskiego) Ty tu zostań. (szarpie leżącego) Jazda! Ruszaj się!

 

Wychodzą. Waszkowski podchodzi do ściany, zaczyna stukać. W progu Oficerek.

 

OFICEREK

Telegraf?

WASZKOWSKI

To pan.

OFICEREK

Dawno się nie widzieliśmy. Pracowałem poza Cytadelą. Przeglądałem rozmaite akta, aby wyrobić sobie zdanie o paru ważnych sprawach. (patrzy na pryczę) A ten? Widzę, że tu jeszcze jest? To nawet dobrze. Porozmawiam sobie z nim. To zdolny oficer z dobrej moskiewskiej rodziny. Ma zasługi z wojny na Kaukazie. No cóż, musiał już dawniej związać się z anarchistami. A ci panowie nie widzą różnic narodowościowych. I tak trafił do was. Bardzo jestem ciekaw, co też powie, kiedy wreszcie do nas przemówi.

WASZKOWSKI

Nic nie powie.

OFICEREK

Powie, powie. Wiemy już i tak o nim sporo, może mi pan wierzyć. Cygaro?

WASZKOWSKI

Proszę.

OFICEREK

Miał pan przykrą przygodę.

WASZKOWSKI

Można tu mieć inne? Nie wie pan, czemu nie wyprowadzono mnie dziś na spacer?

OFICEREK

Nie moglibyśmy porozmawiać, ale spacer pana nie ominie. Przechwycono podobno pańskie listy?

WASZKOWSKI

A więc już pan je czytał?

OFICEREK

Owszem. I niektóre pańskie zeznania również.

WASZKOWSKI

Choć nie interesuje pana moja sprawa.

OFICEREK

Sprawa nie – ale pan – owszem… Dlaczego pan napisał te zeznania? Pułkownik Tuchołko nie może się do dziś nadziwić pańskiej szczerości. To rzeczywiście bardzo ciekawy dokument. Myślał pan o historii?

WASZKOWSKI

Co w mieście?

OFICEREK

O, upłynie z pewnością dużo czasu, zanim zagoją się wszystkie rany.

WASZKOWSKI

Pamiętają o nas?

OFICEREK

O kim?

WASZKOWSKI

O nas, z Cytadeli.

OFICEREK

Zapewne. Ale nie jestem pewien, czy to wdzięczna pamięć. Są i tacy, którzy was przeklinają.

WASZKOWSKI

Z rozpaczy.

OFICEREK

Czy to nie wszystko jedno? Pułkownik Tuchołko sądzi, że liczy pan na względy sądu. Stąd, jego zdaniem, bierze się u pana ta szczerość.

WASZKOWSKI

A pan?

OFICEREK

Uważam, że on się myli. Kierowały panem inne motywy, czy tak?

WASZKOWSKI

Długo jeszcze pan tu zabawi?

OFICEREK

Nie wiem. To zależy od wyników mojej pracy. Nie dysponuję swoją osobą.

WASZKOWSKI

Doczeka pan więc mojego sądu?

OFICEREK

Dlaczego pan pyta?

WASZKOWSKI

Bez powodu.

OFICEREK

Sądzę, że rzeczywiście myślał pan o historii, pisząc to wszystko. Chciał pan pewnie jakoś utrwalić ślad swojej obecności. O, to zrozumiałe. Tu przecież nie ma innych możliwości.

WASZKOWSKI

Są.

OFICEREK

Jakie?

WASZKOWSKI

W celi obok spalił się żywcem pewien więzień.

OFICEREK

Chory?… Te nasze zawsze przepełnione szpitale więzienne! Ale przecież pawilon nie był budowany z myślą o takiej liczbie więźniów… Wie pan, co mi przyszło do głowy, kiedy czytałem pańskie wyjaśnienia?

WASZKOWSKI

Nie jestem tego ciekaw.

OFICEREK

A jednak panu powiem… Myślę, że na pewno łatwiej giną ci, którzy padają na początku.

WASZKOWSKI

Musiała to być straszna śmierć…

OFICEREK

O tak… Wracając do pana. Najciężej musi być tym, co giną ostatni. Pierwsi umierają z nadzieją, że ich wysiłek nie idzie na marne i że to, co zaczęli, zostanie uwieńczone bliskim zwycięstwem. Pan jednak nie może już mieć takich złudzeń. Nie ma czego zazdrościć, panie Waszkowski. Pułkownik Tuchołko sądzi, że pan walczy o życie. Myli się. Pan chce umierać…

WASZKOWSKI

Ma pan odwagę stawiać takie pytania?

OFICEREK

To nie jest pytanie. Wiem, że tak jest. Wiem też, dlaczego opisał pan to wszystko tak dokładnie: całą swoją karierę, wszystkie swoje czynności w buncie, no, wszystko, jednym słowem, co rzeczywiście było dla pana ważne…

WASZKOWSKI

Dlaczego?

OFICEREK

Bo pan był ostatni. Gdzie są ci następni? Musiał pan stawiać sobie takie pytania. Pod szubienicami? W więzieniach, na zsyłce? To są ci, którzy, jak pan, przegrali. Ale gdzie następni? Nie widać.

WASZKOWSKI

I co jeszcze?

OFICEREK

Z pewnością jednak musiał pan sobie postawić i to pytanie: czy zjawią się jeszcze kiedykolwiek? Aby powtórzyć pański czyn? Skazywać się na szubienice, więzienia i zsyłki? O, to trudne pytania! Może jednak naród musi żyć ponad takimi pytaniami? Na przekór marzeniom, które wam się kiedyś przyśniły? Może to wystarczająca lekcja i może historia nie powinna już dostarczać podobnych doświadczeń nigdy więcej? Oto jedyne sensowne pytanie, jakie wreszcie mógł pan sobie tu postawić. I które pan postawił. Wiem też, że pan się nie boi własnej śmierci. I że nie ma pan złudzeń co do kary. Opisane przewinienia wystarczą z pewnością do wydania najbardziej surowego wyroku. Taka jest prawda… Obawia się pan czegoś stokroć gorszego.

WASZKOWSKI

Słucham. Niechże pan mówi.

OFICEREK

Zagłady narodu. Stanęliście bowiem na niebezpiecznej granicy. Narody giną również. Pańscy poprzednicy nie byli jeszcze świadomi takiego końca. Pan znalazł się w znacznie gorszym położeniu. Bo oto zamyka pan ten długi pochód. A następcy? Mogliby tylko strącić pański naród w tę przepaść, nad którą los was zatrzymał.

WASZKOWSKI

Los?

OFICEREK

Może pan to sobie nazywać inaczej. Siła, konieczność, historia – bo ja wiem zresztą, co jeszcze. Jeśli siła – to rozumiem, że musi pan odczuwać do mnie odrazę. Jestem przecież kimś, kto ją tworzy i umacnia.

WASZKOWSKI

Jest pan bliski prawdy.

OFICEREK

Uważam, że motywy wroga należy poznawać do końca. Nawet wtedy, gdy przeciwnik jest już powalony. A przy tym nie ukrywam, że darzę pana szacunkiem.

WASZKOWSKI

Chce pan, widzę, żebym gardził samym sobą? Może mi pan wierzyć, że to, co tu wybrałem – nie było lżejsze od moich wcześniejszych wyborów.

OFICEREK

Nie mogło takie być, panie Waszkowski.

 

Wracają więźniowie ze Strażnikiem.

 

OFICEREK

No i porozmawialiśmy sobie. (do Więźnia II) Pawle Porfirowiczu! Pora zabierać się z tych pieleszy. Czas jechać do Modlina. Smutna stacja przeznaczenia dla takich, jak pan, dezerterów… (wychodzi)

 

Więzień II siada na pryczy, potem odwraca się, podnosi ręce do twarzy, wstrząsa nim niemy płacz.

 

IZBA PRZESŁUCHAŃ

 

Starannie wysprzątana. Firanki w oknach. Nowe meble, fotele. Stół, na nim samowar. Wprowadzają Waszkowskiego. Czysta koszula, garnitur wyprasowany.

 

ROZWADOWSKI

Dziwi się pan, cóż to za nowe porządki?

GRISZYN

Nie sądzicie, panowie, że należy w przyszłości odświeżyć te pomieszczenia?

ROZWADOWSKI

Żebyśmy mieli tylko takie kłopoty.

GRISZYN

Może jednak wyjaśnimy najpierw panu Waszkowskiemu, skąd owe porządki? Widzę, że to go ciekawi, czyż nie mam racji?

ROZWADOWSKI

Niech pan słucha. Zgodnie z pana wolą postanowiliśmy, aby to, co pan napisał, w złożonych przed komisją zeznaniach, zostało niejako uwierzytelnione…

TUCHOŁKO

Iwanie Pawłowiczu, niechże pan mówi po ludzku. Zaprosiliśmy konsula White’a.

ROZWADOWSKI

Chwileczkę, panowie! Wyjaśnijmy wreszcie…

TUCHOŁKO

Niczego nie trzeba wyjaśniać. Pan Waszkowski wie doskonale, do czego zmierzamy.

WASZKOWSKI

Domyślam się.

TUCHOŁKO

No, proszę. Otóż chcemy, aby poczciwy Anglik usłyszał potwierdzenie tego, co nam pan napisał.

ROZWADOWSKI

I to wszystko.

GRISZYN

Spodziewamy się, że tak jak do tej pory, zachowa pan rozwagę. Nie prosimy o nic, czego pan już dotychczas nie uczynił.

ROZWADOWSKI

Dla dobra sprawy.

WASZKOWSKI

O czym pan mówił, panie pułkowniku?

ROZWADOWSKI

O pańskiej sprawie, ma się rozumieć. Sąd oceni tę pańską rzetelność.

GRISZYN

Na to jeszcze przyjdzie pora. Jak pan się czuje?

WASZKOWSKI

Staram się przewidzieć, kiedy to się stanie.

ROZWADOWSKI

Co?

WASZKOWSKI

Kiedy mnie powiesicie.

GRISZYN

Co za czarne myśli!

TUCHOŁKO

Nie ma pan nadziei?

ROZWADOWSKI

Na miłość boską! Po co teraz wyręczać sąd, moi panowie. Sprawa pańska jest co prawda trudna…

WASZKOWSKI

Beznadziejna.

ROZWADOWSKI

Tego ja nie powiedziałem.

TUCHOŁKO

Panie Waszkowski, nikt z nas nie potrzebuje pańskiej śmierci. Niech pan, proszę, nie zapomina choćby o łasce cesarza.

WASZKOWSKI

Liczyłby pan na nią, będąc na moim miejscu?

GRISZYN

No, wiecie, panowie…

TUCHOŁKO (twardo)

Nie.

ROZWADOWSKI

Anglik coś się spóźnia. Zarządziliśmy przecież, żeby mu po drodze nie robili kłopotów.

GRISZYN (przy oknie)

Jest. Przyjechał dorożką. Myślałem, że wynajmie sobie powóz… Rozgląda się, grubasek.

ROZWADOWSKI

Jaki musi być zmartwiony.

TUCHOŁKO

Czemu?

ROZWADOWSKI

Nie widać upiorów. Na pewno drżą mu z wrażenia łydki. A przecież nie bijemy więźniów…

GRISZYN

Na ogół.

ROZWADOWSKI

Takie wypadki należą do zupełnych wyjątków. Pan sam może to potwierdzić.

WASZKOWSKI

Anglikowi?

TUCHOŁKO

Nie sądzę, aby o to pytał, panie Waszkowski.

 

Wchodzi konsul White. Jest zdenerwowany. Wita się z zebranymi.

 

ROZWADOWSKI

A to, ekscelencjo, pan Waszkowski.

 

Anglik wita się z Waszkowskim, przez dłuższą chwilę trzyma jego dłoń.

 

ROZWADOWSKI

Jak pan widzi, wszystkie stosowne warunki zostały zachowane.

KONSUL

Pan się nazywa Aleksander Waszkowski?

WASZKOWSKI

Tak, proszę pana.

KONSUL

Nazywam się Arthur White. Jestem konsulem angielskim, przedstawicielem królowej Wiktorii w Warszawie.

GRISZYN

Nie zechciałby pan najpierw napić się herbaty?

KONSUL

Dziękuję, panie pułkowniku.

ROZWADOWSKI

Wyjaśniliśmy już panu Waszkowskiemu, że chodzi o drobną formalność.

KONSUL

Chciałbym z tym panem porozmawiać dłużej.

ROZWADOWSKI

Nie będziemy przeszkadzać, ekscelencjo.

 

Oficerowie gromadzą się w końcu sali, nie zwracając jakby uwagi na toczącą się pośrodku sceny rozmowę.

 

KONSUL

Wie pan zatem, dlaczego mnie tu zaproszono?

WASZKOWSKI

Owszem.

KONSUL

Ma pan złożyć bardzo istotne zeznanie.

WASZKOWSKI

Uprzedzono mnie.

KONSUL

Proszę pamiętać! Nie musi pan czynić niczego pod przymusem.

WASZKOWSKI

Nie chodzi o przymus.

KONSUL

Zeznanie ma być dobrowolne. Całkowicie dobrowolne.

WASZKOWSKI

Rozumiem.

KONSUL

Jeśli nie ma go pan ochoty składać – proszę odmówić.

WASZKOWSKI

Nie skorzystam z tego prawa.

KONSUL (zdumiony)

Pańskie zeznanie posłuży sądowi mego kraju do wydania pieniędzy, które pańscy rodacy zdeponowali w Londynie.

WASZKOWSKI

Mam tego pełną świadomość.

KONSUL

Jak to? Chce pan więc, abyśmy je im wydali?

WASZKOWSKI

Tak, ekscelencjo.

KONSUL

Oskarża się pana, o ile wiem, o zrabowanie – o przejęcie – w swoim czasie tych pieniędzy…

WASZKOWSKI

Wyjaśniłem te okoliczności.

KONSUL

Nawet bardzo dokładnie. I teraz oto godzi się pan na ich zwrot? Jeśli w mojej obecności potwierdzi pan wszystko – sąd angielski nie będzie miał innej możliwości. Zarządzi natychmiastowy zwrot zdeponowanych pieniędzy tutejszym władzom.

WASZKOWSKI

Tego właśnie pragnę.

KONSUL

Na miłość boską! Czy pan zdaje sobie z wszystkiego do końca sprawę?

WASZKOWSKI

Do jakiego końca? Powieszą mnie, ekscelencjo.

KONSUL

Spodziewa się pan, że zeznanie to wpłynie na łagodniejszy wyrok… Rozumiem i współczuję.

WASZKOWSKI

Nie, nie rozumie pan. Oni mnie powieszą.

KONSUL

W takim razie…

WASZKOWSKI

Niech pan teraz coś zrozumie. Przegraliśmy wszystko. Pan to widzi na własne oczy. Choćby pan tylko jeździł po tym mieście dorożką lub wcale nie opuszczał mieszkania.

KONSUL

Proszę mnie nie oskarżać o obojętność.

WASZKOWSKI

Nie… Nie pana… Otóż nie może być żadnego dalszego ciągu. Czy teraz mnie pan rozumie?

KONSUL

Niezupełnie, proszę pana.

WASZKOWSKI

Pieniądze, przerzucone do Londynu, miały być przeznaczone na prowadzenie dalszej walki. Ona już się skończyła. I – niech pan słucha – nie może mieć dalszego ciągu.

KONSUL

Bili pana?

 

Podchodzi Rozwadowski.

 

ROZWADOWSKI

Przepraszam. Wyjaśnił pan, zdaje się, swoje wątpliwości?

WASZKOWSKI

Nie bito mnie, ekscelencjo.

ROZWADOWSKI

Czemu wy, panowie, podejrzewacie nas o wszystkie największe przewinienia?

KONSUL

Przepraszam. Być może, nie powinienem w ogóle stawiać tego pytania.

ROZWADOWSKI

Ależ nie o pytania idzie, ekscelencjo. Dlaczego tak bardzo zależy wam zawsze na tym, aby w nas widzieć barbarzyńców?

KONSUL

Odpowiadam za siebie, panie pułkowniku.

ROZWADOWSKI

I w pewnym sensie za królową Wiktorię. Otóż nie biliśmy pana Waszkowskiego. Tak, jak nie bijemy innych więźniów…

WASZKOWSKI

Nie powiedziałem czegoś takiego, panie pułkowniku!

ROZWADOWSKI

Dajmy już temu spokój. Powiedział pan, że nie biliśmy pana i że swoje wyjaśnienia złożył pan, wyłącznie kierując się poczuciem prawdy. Chcę powiedzieć, że to właśnie jest możliwe, ekscelencjo. Pan Waszkowski po prostu mówi prawdę. Bo nie ma od niej ucieczki.

GRISZYN

Trzeba tylko mądrego człowieka, aby to dobrze zrozumieć. Pan Waszkowski – choć to nasz przeciwnik polityczny – to właśnie zrozumiał. I dlatego zasługuje na nasz szacunek.

TUCHOŁKO

Zadowolony pan, ekscelencjo?

KONSUL

Raz jeszcze pytam – i nie oczekuję natychmiastowej odpowiedzi… czy potwierdza pan swoje zeznania złożone przed Komisją Śledczą?

WASZKOWSKI

Tak, ekscelencjo.

TUCHOŁKO

Zdaje się, że byłoby najlepiej, gdyby pan Waszkowski własnoręcznie, w obecności pana konsula, napisał podobne oświadczenie.

WASZKOWSKI

Jestem gotów.

TUCHOŁKO

A zatem niech pan siada przy stoliku. Pióro, atrament i papier już tam leżą.

 

Waszkowski dochodzi do stolika.

 

GRISZYN

Wielu osobom, które przyglądają się z pewnego dystansu…

TUCHOŁKO

Z boku, mówiąc po prostu…

GRISZYN

Wydaje się, że między tymi, którzy, prowadząc jakieś śledztwo, dążą do ustalenia prawdy – a ich więźniami wykluczone jest wszelkie głębsze porozumienie. Że tu się liczy jedynie strach, kara, no i czasami… bicie.

ROZWADOWSKI

Wyjaśniliśmy sobie to nieporozumienie.

GRISZYN

Chyba jednak nie, prawda, ekscelencjo?

KONSUL

Niewiele wyjaśniliśmy sobie, moi panowie.

GRISZYN

No, właśnie. Pan konsul jest na przykład zdumiony, widząc, jak postępujemy z podejrzanym Waszkowskim. I zapewne nie może uwierzyć, że doszliśmy z nim do takiego porozumienia i to bez posługiwania się strachem, bez grożenia karami…

KONSUL

Trudno w to uwierzyć, pułkowniku. Choć osobiście podobnego zdania na temat stosowania niedozwolonych środków represji w formie kategorycznej tu nie wypowiadałem…

ROZWADOWSKI

Wypowiadał pan, panie konsulu.

KONSUL

Musieliśmy się nie zrozumieć.

GRISZYN

Otóż wyjaśniam: pan Waszkowski działa dobrowolnie. Dodam więcej: nie oczekuje wyrozumiałości sądu, ma na sumieniu poważne przewinienia. Ten młody człowiek był przecież ostatnim naczelnikiem miasta, jak oni to sobie nazywali…

ROZWADOWSKI

Zdolny, pewny siebie.

GRISZYN

Mówi prawdę, bo przekonała go do tego sama rzeczywistość. Nie pałki i nie kraty. Ten człowiek, ekscelencjo, wie, że rozpętał – on i jego dawni przyjaciele – burzę, która mogła zniszczyć jego naród. O, to wielkie słowa. Ale przecież zdarzały się już takie wypadki w dziejach. Doznał klęski. Poznał ciężar ofiar, jakimi przyszło płacić. Nie widzi więc innego końca… To tylko angielskie gazety mogą swobodnie, bo to nie kosztuje, wyrażać nadzieję, że walka nie jest tutaj na zawsze przegrana.

KONSUL

Angielskie gazety piszą prawdę, panie pułkowniku.

GRISZYN

Tak, jak ją widzą u siebie, nad Tamizą. Tu wygląda ona inaczej.

TUCHOŁKO

Gazety też zmienią niebawem temat. A tu zapanuje, Bogu dzięki, spokój. Jest pan zadowolony z tutejszego klimatu?

KONSUL

Angielski bywa gorszy. Ale nie jestem zadowolony.

WASZKOWSKI (wraca)

Oto tekst.

KONSUL

Dziękuję, panie Waszkowski.

WASZKOWSKI

Choć wolałby pan nie składać tego podziękowania.

 

Konsul rozkłada ręce.

 

WASZKOWSKI

Niech więc pan pamięta. Nie chcemy śmierci, ran, szubienic i zsyłek…

ROZWADOWSKI

Sam pan to słyszy, ekscelencjo.

WASZKOWSKI

Nie chcemy tego z innych powodów niż ci panowie.

TUCHOŁKO

Cel się liczy. Nie motywy.

WASZKOWSKI

Bo to jest nam potrzebne do życia.

KONSUL

Pan mi mówił niedawno o śmierci.

WASZKOWSKI

Ona też jest potrzebna.

ROZWADOWSKI

Przecież już mówiliśmy, że nie wolno upadać na duchu!

WASZKOWSKI

Nie będę prosił o łaskę.

TUCHOŁKO

To nie interesuje z pewnością pana konsula. Można więźnia odprowadzić do celi!

WASZKOWSKI (podaje rękę Konsulowi)

Żegnam, ekscelencjo.

KONSUL

Niech Bóg ma pana w swojej opiece.

 

Waszkowski wychodzi.

 

ROZWADOWSKI

Jest coś w jego zachowaniu z pozera, prawda?

KONSUL

Rzeczywiście grozi mu kara śmierci?

GRISZYN

My nie jesteśmy sądem, ekscelencjo. Nie wydajemy wyroków.

 

W CELI

 

Wieczór. Pali się jedna świeczka wetknięta w misę z piaskiem. Więźniowie na swoich pryczach. Cisza. Po chwili odryglowują drzwi do celi.

 

WIĘZIEŃ I

Co ich tu znowu nosi?

 

Wchodzi Oficerek.

 

OFICEREK

Panie Waszkowski!

WASZKOWSKI (nie podnosi się z pryczy)

O co chodzi!

OFICEREK

Mówię do pana! Niechże pan wstanie.

WASZKOWSKI (podnosząc się powoli)

Słucham.

OFICEREK (zdenerwowany)

Nie mam dla pana dobrych wiadomości.

WASZKOWSKI

Spodziewam się. A jakie pan mógłby mieć?

OFICEREK

To są naprawdę złe wiadomości. Przed chwilą skończyło się posiedzenie sądu w pańskiej sprawie. Jutro odczytają panu wyrok.

WASZKOWSKI

Wiem.

OFICEREK (ze złością)

Co pan wie?

WASZKOWSKI

Co mi odczytają. Czy kogoś jeszcze skazano, czy będę sam…

OFICEREK

To pana martwi? Tak, skazano. Pański podwładny, sztyletnik.

WASZKOWSKI

Kara śmierci.

OFICEREK

Niech pan przemyśli swoją sytuację. Wyrok musi być jeszcze zatwierdzony.

WASZKOWSKI

Trzeba zachować urzędową staranność. To wszystko? Śpiący jestem, poruczniku.

OFICEREK

Wszystko. Niech pan pamięta, co mówiłem. Trzeba ostatecznie przemyśleć swoją sytuację. Wrócę tu do pana.

WASZKOWSKI

Niepotrzebnie.

OFICEREK (wskazuje na milczącego więźnia)

Woli pan towarzystwo Iwana Porfirowicza? No, ten nie będzie wisiał. Czeka go kula w łeb. (wychodzi, trzaskając drzwiami)

 

Waszkowski kładzie się na pryczy.

 

WIĘZIEŃ I

Co on ci powiedział?

WASZKOWSKI (niechętnie)

Mówił o sądzie.

WIĘZIEŃ I

Nie wierz mu. Chce cię podejść. Oni tak postępują do końca… Jaki wyrok?

WASZKOWSKI

Śpij.

WIĘZIEŃ I

Oni tak zawsze robią. Nie wolno, żeby cię podeszli.

WASZKOWSKI

Człowieku, skazali mnie na śmierć. Rozumiesz? Na śmierć… Daj mi teraz spokój.

WIĘZIEŃ I (wstaje, siada na pryczy Waszkowskiego)

Milczałeś, prawda?

WASZKOWSKI

Nie.

WIĘZIEŃ I

Nie zdradziłeś?

 

Waszkowski milczy.

 

WIĘZIEŃ I

Inaczej przecież nie skazaliby cię. Posłuchaj, oni już nie będą zatwierdzać wyroków śmierci. Boją się. Udają tylko… Na wiosnę…

WASZKOWSKI

Zostaw mnie.

WIĘZIEŃ I

Jesteś w lepszej sytuacji niż ja. Mnie zniszczy choroba. Wyrok śmierci zamienią na zsyłkę. Myśl teraz o ucieczce. Można uciec z etapu. Słyszysz?

WASZKOWSKI

Dlaczego udajesz?

WIĘZIEŃ I

O czym mówisz?

WASZKOWSKI

Dlaczego udajesz obłęd?

WIĘZIEŃ I

Kto ci to powiedział?

WASZKOWSKI

Nikt.

WIĘZIEŃ I

Oni myślą, że jestem chory. Bzdura. Nie usiłuję wyprowadzić ich z błędu. Teraz dają mi wreszcie spokój. Niczego im nie powiedziałem, niczego ze mnie nie wydobyli, ani jednego zbędnego słowa. Dochowałem wierności. Niczego nie ujawniłem.

WASZKOWSKI

Dużo tego miałeś?

WIĘZIEŃ I

Bo co?

WASZKOWSKI

Chciałbym wiedzieć, za co odpowiadałeś?

WIĘZIEŃ I

Odpowiadałem przed Bogiem za wspólną sprawę.

WASZKOWSKI

Szkoda, że tego nikt nie usłyszy. A może to i lepiej.

WIĘZIEŃ I

Jak to? Przecież ty słyszysz.

WASZKOWSKI

Za kilka dni będę wisiał. Byłeś tutaj, kiedy wieszano tamtych pięciu?

 

Więzień I milczy.

 

WASZKOWSKI

Musiałeś być. Słyszałeś, jak ich wyprowadzano? Turkot wozów, na których jechali…

WIĘZIEŃ I

Byłeś przy tym?

WASZKOWSKI

Nie. Ale słyszałem. Najpierw był Traugutt. Czekał na znak od nas.

WIĘZIEŃ I

Cóż to za znak?

WASZKOWSKI

Że palimy jego archiwum. Sam nie byłem na placu, bo paliłem te papiery, rozumiesz?

WIĘZIEŃ I

Straszne.

WASZKOWSKI

Dzień był pogodny i z miejsca, na którym stali pod szubienicą, dym dobrze było widać. Wtedy zdjął okulary i oddał je spowiednikowi. Nawet nie słyszałem jęku, jaki przeszedł przez tłum. Bardzo dużo było tych papierów. I już nic nie ocalało. To był ostatni ślad. Rozkazy, nominacje, listy, wszystko. Już niczego nie znajdą.

WIĘZIEŃ I

Wypełniłeś rozkaz. Musiałeś tak zrobić.

WASZKOWSKI

Nikt nie znajdzie. Ci, którzy będą czegoś szukać w przyszłości, znajdą pusty grób. Pomyśl o tym.

WIĘZIEŃ I

Kłamiesz. Odnajdą, znajdą wszystko. Oni odnajdą na pewno.

WASZKOWSKI

Niech tego nie robią!

WIĘZIEŃ I

Opamiętaj się!

WASZKOWSKI

Oby tego nigdy nie robili, szalony człowieku. Będą nas przeklinać.

WIĘZIEŃ I

Błogosławić.

WASZKOWSKI

Biedny głupcze.

 

W IZBIE PRZESŁUCHAŃ

 

TUCHOŁKO

Słyszałem, że chce mnie pan widzieć.

WASZKOWSKI

Mam prośbę.

TUCHOŁKO

Ależ niech pan prosi.

WASZKOWSKI

W mieście pozostała pieczęć rządu.

TUCHOŁKO

Ano, podobno.

WASZKOWSKI

Chcę ją odzyskać.

TUCHOŁKO

Na miłość boską, po co, panie Waszkowski?

WASZKOWSKI

Tą pieczęcią mogą być sygnowane rozkazy, zlecenia…

TUCHOŁKO

Daj pan spokój!

WASZKOWSKI

Gwarantuję słowem honoru powrót. Odbiorę ją i zniszczę.

TUCHOŁKO

Pan oszalał.

WASZKOWSKI

Pułkowniku, to jest nadal groźna broń. Wydostanę ją. Jeśli panowie dacie mi również słowo honoru, że nie będę śledzony do swego powrotu…

TUCHOŁKO

Nic nie rozumiem. Pan chce uciec?

WASZKOWSKI

Jestem człowiekiem honoru, panie pułkowniku.

TUCHOŁKO

No, dobrze, dobrze. Fantastyczny pomysł. Ale nam już ta pieczątka nie jest wcale potrzebna, drogi panie.

WASZKOWSKI

Popełnia pan błąd.

TUCHOŁKO

Nikt się nie będzie nią posługiwał. To już zamknięta przeszłość. Niech się pan nie fatyguje.

WASZKOWSKI

Nie będę mógł więc tego uczynić?

TUCHOŁKO

Niestety. Ja oczywiście wierzę, że pan jest człowiekiem honoru i że zależy panu na odzyskaniu tej pieczęci. I że pan by do nas wrócił. Niech mnie pan jednak zrozumie. Gdybym zameldował o tym zwierzchnikom, podejrzewaliby, że zbzikowałem. (śmieje się) To tak już bywa w urzędach. Tuchołko zgłupiał i prosi o wypuszczenie skazańca na kilka godzin pod słowem honoru.

WASZKOWSKI

A więc domagam się tego!

TUCHOŁKO

Dosyć! Zapomina pan, że niczego tutaj nie wolno się domagać. (łagodniej) Jest pan po wyroku. Może pan prosić o spowiednika.

 

W CELI

 

WIĘZIEŃ I

Nie mówiłem ci wszystkiego o panu Szczęsnym. Przypomnieć ci to jeszcze raz?…

LEKARZ

Pożegnajcie się.

WIĘZIEŃ I

Bo może jednak prawda wyglądała inaczej. Może cięli go szablą?

LEKARZ

Dasz radę?

WASZKOWSKI

W szpitalu odpoczniesz.

LEKARZ

Na pewno.

 

Strażnik wyprowadza Więźnia I.

 

LEKARZ

Nie mogę mu pomóc.

WASZKOWSKI

To nieprawda, doktorze.

LEKARZ

Jaka tam pomoc.

WASZKOWSKI

Niech pan zadba, żeby spokojnie umierał.

LEKARZ

I tego nie umiem. Nie chciałby pan czegoś przekazać swoim bliskim?

WASZKOWSKI

Napisałem już do nich.

LEKARZ

Coś, czego pan tam nie mógł napisać. Proszę mi ufać… Jestem może złym człowiekiem, ale chciałbym przynajmniej pomagać tym, którym śmierć patrzy w oczy.

WASZKOWSKI

Dziękuję, doktorze.

LEKARZ

Na nic więc nie mogę się panu przydać?

WASZKOWSKI

To wystarczy.

LEKARZ

Mało… A jego też zabierają dziś w południe do Modlina… No cóż, będę się za pana modlił. Ale, mówiąc szczerze, straciłem wiarę…

WASZKOWSKI

Podobno zrobiło się cieplej?

LEKARZ

Owszem… Przekona się pan.

 

Wchodzi Oficerek. Lekarz podaje rękę Waszkowskiemu. Wychodzi.

 

OFICEREK

Jeszcze nie ma odpowiedzi telegraficznej. Czy pan mnie rozumie?

WASZKOWSKI

Po co tu pan przyszedł?

OFICEREK

Egzekucja może być wstrzymana.

WASZKOWSKI

Wraca pan z miasta?

OFICEREK

Tak. Przed Cytadelą zebrały się tłumy.

WASZKOWSKI

16 luty 1865. Wyskrobałem tę datę na ścianie dziś rano. Namiestnik konfirmował wyrok sądu polowego[2].

OFICEREK

Wyrok przedstawia się ministrowi wojny.

WASZKOWSKI

Proszę mi dać spokój.

OFICEREK

Nie można się z tym godzić! To ostatnia okazja. Niech pan mnie uważnie słucha. Mamy ogromny, ciągle rozwijający się organizm państwowy, ze swoim cesarzem i instytucjami wykonawczymi. Jest to organizm chory, wymagający głębokich przeobrażeń we wszystkich dziedzinach. A naprzeciw wzrastające siły rewolucyjne, które zmierzają do obalenia tego chorego porządku. Niechże się pan zdobędzie na odrobinę wyobraźni! Czy istotnie nie jest potrzebna siła, która byłaby w stanie zachować równowagę między tymi dwoma przeciwnościami, tak aby postęp mógł się odbywać przy uwzględnieniu wszystkich interesów? Nie tylko grupowych apetytów. Któż, powiadam, jest zdolny do prowadzenia takiej działalności? Urzędnicy, warujący nad dworską doktryną, czy też owi anarchizujący rewolucjoniści, którym ideał państwowy w wyuzdanej świadomości łączy się ze śmiercią rządzących i zaspokojeniem własnych pragnień władzy? Niech pan słucha dalej! Jest nam potrzebna taka siła. Stojąca ponad takimi podziałami. Inaczej świat przepadnie. Niechże nazywa się ona policją. Rehabilitujmy to pojęcie. Potrzebni są w takiej policji ludzie wybitni, mający świadomość zachodzących przeobrażeń i umiejący z tego rozeznania wyciągać właściwe wnioski. Nie stosujmy przy tym tradycyjnych podziałów etycznych. To, co dla państwowego dostojnika będzie zbrodnią wymagającą najgwałtowniejszego potępienia – dla rewolucyjnego szaleńca może stanowić najwyższą etyczną wartość. I odwrotnie. Mówiąc o ludziach wybitnych, myślę nade wszystko o tych, których w najmniejszym stopniu interesuje zysk osobisty, kariera, poczucie życiowej stabilizacji. Musimy mieć takich ludzi, którzy będą zakonspirowani głęboko po obu stronach frontu. Nasze doświadczenia będą nowe. Nie było bowiem podobnych instytucji w historii. Niechże pan chwilę pomyśli, czy nie można było uniknąć klęski waszego powstania? Czy koniec taki był do przewidzenia? Odpowiadam z całą stanowczością: tak! Był. Trzeba tylko było mieć głębokie rozeznanie w sytuacji państwa i w tym, co się dzieje w świecie. To nie jest wiedza, jaką można wynieść z lektury europejskich dzienników! Czy – pytam – można było doprowadzić do sparaliżowania sił, które parły do zwarcia? Można było. Potrzeba nam zatem ludzi, którzy byliby wzorowymi urzędnikami, ale którzy byliby również policjantami. Potrzeba także pilnych konspiratorów, którzy byliby zarazem policjantami… Myślę o ptaku posiadającym dwie głowy. Ale nie chciałbym, aby ten ptak przypominał oficjalne godła państwowe. Te rdzewieją lub osypuje się z ich piór farba i łatwo mogą się rozbić na kamieniach. Co w ostatecznym rachunku jest potrzebniejsze? Życie czy śmierć? Ma pan ostatni moment, aby dokonać wyboru. Osobiście odrzucam myśl o rozpadzie. Muszę żyć. Nawet jeśli na mojej drodze piętrzą się trudności i krąży gdzieś widmo śmierci – zawsze wybieram życie. W walce z wszystkimi przeciwnościami ono jest celem głównym. Tylko te nakazy sumienia są dla mnie ważne. A muszę powiedzieć, że sumienie społeczne kieruje się podobnymi nakazami. Potwierdzają to dzieje narodów rosnących, a nie umierających… Życie… W jego bogactwie można się zawsze odnaleźć. Ale nie wolno go odrzucać. Niech pan powie tylko jedno słowo, a tamci, zebrani na stokach Cytadeli, nie będą świadkami kolejnego widowiska. Ludzie szukają uzasadnień – poza koniecznościami biologicznymi – dla cudzych śmierci. Zawsze mając na uwadze interes własny: to, co dla nich z tych śmierci wynika.

 

Zbliżające się kroki.

 

OFICEREK

Ostrzegam: to ostatnia pańska szansa.

 

Więzień II, który słuchał tej sceny z pryczy, podnosi się, staje przed Oficerkiem i uderza go w twarz. Strażnik stojący w progu rzuca się na niego, wyciąga z celi.

 

OFICEREK (po chwili)

Cóż więc?

 

W progu stają Strażnicy, którzy asystują przy egzekucji, za ich plecami drugi Skazaniec, przepycha się w pewnej chwili i woła, wskazując na Waszkowskiego.

 

SKAZANIEC

To on sprawił, on nas do wszystkiego namawiał!

OFICEREK

Wyprowadzić! (wychodzi)

 

Strażnicy odciągają Skazańca. Dwóch z nich staje przy Waszkowskim. Wychodzą. Słychać tylko z głębi korytarza głos Skazańca: „Ja nie winien. To on to sprawił, on nas do wszystkiego namawiał. Jam człowiek prosty. Wierny sługa cesarza…”. I potem kroki. Aż do wyciszenia.

 

KONIEC





 

 

 

 

Strona: 1234

Przypisy

  1.  Waloru – tu w znaczeniu: papiery wartościowe.
  2. Namiestnik Królestwa Polskiego konfirmował wyrok śmierci na Waszkowskiego 15 lutego 1865 roku; 16 lutego orzeczenie sądu ogłoszono w „Dzienniku Warszawskim”, a 17 lutego Waszkowskiego powieszono na stokach Cytadeli.