Eliaszewicz Tadeusz
Poeta, tłumacz.
Informacje biograficzne. Życie i działalność literacką Tadeusza Eliaszewicza można odtworzyć jedynie w postaci szczątkowej (nie są znane data oraz miejsce urodzin i śmierci, brak również pełniejszej informacji na temat początków edukacji oraz drogi zawodowej). Można zakładać, że Eliaszewicz urodził się ok. 1800 r., a zmarł po 1830 r. W Bibliotece Uniwersytetu Wileńskiego (F2-KC 111) znaleziono krótkie adnotacje z 1822 r. dotyczące jego osoby. Są to wpisy w języku rosyjskim potwierdzające, że studiował na Wydziale Literatury jako „diejstwitejlnyj student” (pierwszy wpis) i że uzyskał stopień kandydata (drugi wpis). Inne wzmianki pojawiają się w kilku zaledwie opracowaniach dotyczących dziejów tej uczelni. Jej monografista Józef Bieliński wspomina, że Eliaszewicz, „jako wychowanek Uniwersytetu Wileńskiego, był jednym z lepszych uczniów Groddecka w późniejszym okresie” (Uniwersytet Wileński (1579–1831), t. 3, 1899–1900), z czego można wnioskować, iż był członkiem prowadzonego przezeń seminarium filologicznego, w którym uczestniczyli też m.in. niektórzy filomaci, z Adamem Mickiewiczem na czele (Eliaszewicz obok Groddecka jest wymieniany jako autor prac, z których korzystał Mickiewicz podczas wykładów lozańskich; został nazwany przez K. Kaszewskiego „kolegą Mickiewicza” – „Biblioteka Warszawska” 1865, t. 2). Niewiadomo dokładnie, na jakie lata przypadają studia Eliaszewicza w Wilnie, ale znajduje się na dołączonej do akt procesowych filomatów liście studentów z roku 1820/1821 na Wydziale Literatury i Sztuk Wyzwolonych („Archiwum do dziejów literatury i oświaty w Polsce” 1895); wiemy też, że żegnał okolicznościowym wierszem Kowalewskiego skazanego na wygnanie w 1824 r. (Dziennik Mikołaja Malinowskiego, oprac. M. Kridl, 1914). Na pewno pozostawał w przyjaźni z kręgiem filomatów; przekład Trachinek Sofoklesa (1824) dedykował dawnym kolegom z seminarium Groddecka: „Janowi Wiernikowskiemu, Józefowi Kowalewskiemu, Feliksowi Kołakowskiemu, na pamiątkę najczystszej i nigdy niezłamanej przyjaźni” („Biblioteka Warszawska” 1864, t. 2). Zachował się list Eliaszewicza z 1828 r. do Joachima Lelewela zawierający wspomnienie z uczestniczenia w wykładach historyka (Biblioteka Uniwersytetu Wileńskiego, F12-216). Był też w Wilnie korepetytorem Eustachego Januszkiewicza (1805–1874), który przygotowywał się do zdania egzaminu do 6 klasy gimnazjum (Wspomnienia dla córki, BJ Przyb. 256/69). Na kolejny drobny ślad w jego biografii naprowadza lektura korespondencji rodziny Römerów. Michał Józef Römer (1778–1853) w listach do żony, Racheli z d. de Ràés (Raës), z l. 1826–1829 (adresowanych do Wilna i rodzinnego majątku Dębina w pow. trockim) wspomina o Tadeuszu Eliaszewiczu, nauczycielu ich najmłodszych synów (Seweryna i Michała), wzmianki o nim znajdziemy również w korespondencji najstarszego syna, Edwarda Jana, do ojca (Listy Michała Józefa Römera do żony Racheli z de Raësów, BN 8694; Listy Michała Józefa Römera do żony Racheli z de Raësów i dzieci, BN 8695; Listy Edwarda Römera do rodziców, Michała Józefa Römera i Racheli z de Raësów, BN 8697). Zachował się też list Eliaszewicza z 1830 r. do Edwarda świadczący o przyjaźni między oboma młodzieńcami i przywiązaniu nauczyciela do tej rodziny (Korespondencja Edwarda Römera, BN III 8737) – dowiadujemy się z niego, że w 1830 r. Eliaszewicz przebywał w Dębinie.
Bieliński pisał, że Eliaszewicz „znanym jest w literaturze polskiej z przekładów i prac naukowo-literackich oryginalnych”. Do pierwszej grupy zaliczyć należy przekład dwóch tragedii Sofoklesa Trachinki (rękopis) i Edyp w Kolonie (1829), tłumaczenie rozprawy szwajcarskiego estetyka Johanna Georga Sulzera O sztukach pięknych („Dziennik Wileński. Historia i Literatura” 1829, t. 8, sierpień, wrzesień) oraz przekład z pracy Christiana Garvego Pochwała nauk („Dziennik Wileński. Historia i Literatura” 1830, t. 9, luty, czerwiec). W drugiej grupie mamy dwie rozprawy krytyczne Ogólne uwagi nad klasycznością i romantycznością („Dziennik Wileński. Historia i Literatura” 1828, t. 5, styczeń, luty, marzec) oraz Wiek Sofoklesa, w którym pisał tragedię „Edyp w Kolonie” („Dziennik Wileński. Historia i Literatura” 1829, t. 7, styczeń, luty). Eliaszewicz pracował też nad innymi artykułami dotyczącymi historii i religii oraz literatury greckiej, a także nad rozprawą planowaną do druku w „Dzienniku Wileńskim” na temat recepcji literatury polskiej w książce Ludwiga Wachlera Handbuch der allgemeinen Geschichte der literarischen Kultur, t. 1–2, 1804–1805 (listy do J. Lelewela).
Pod wpływem autorytetu naukowego Gotfryda Ernesta Groddecka. Zatrudniony w Uniwersytecie Wileńskim (1804) na stanowisku profesora języka i literatury greckiej (od 1807 r. także literatury rzymskiej), Gotfryd Ernest Groddeck przekonywał uczniów o pożytkach klasycznych studiów filologicznych oraz o konieczności dokładnego opanowania greki i łaciny. Preferencje te dawały też o sobie znać w programie prowadzonych przez niego ćwiczeń z literatury starożytnej. Na kursie greckim w ciągu 20 lat (1804/1805–1824/1825) Groddeck dokładnie omawiał dzieła następujących autorów: Homer (Iliada, Odyseja), Sofokles (Filoktet, Trachinki, Elektra), Pindar, Arystofanes (Plutos, Nubes), Platon (Obrona Sokratesa, Meneksenos, Fedon, Kriton), Demostenes (O pokoju, O wieńcu), Lizjasz (Mowa pogrzebowa),
Ksenofont (Wspomnienia o Sokratesie), Apollodor (Biblioteka), Epiktet. Tu należy doszukiwać się źródeł literackich zainteresowań Eliaszewicza, którego ulubionym autorem greckim, podobnie jak i jego uniwersyteckiego mistrza, był Sofokles. Dramat Edyp w Kolonie wydano w Wilnie, rękopis przekładu tragedii Trachinki przekazał w 1864 r. redakcji „Biblioteki Warszawskiej” dziekan Szkoły Głównej – Józef Kowalewski. Mimo zapowiedzi tragedii nie opublikowano. Zauważmy, że przyjaźnie z sympatykami nowych prądów nie wpłynęły na preferencje estetyczne Eliaszewicza, który pozostał zwolennikiem i obrońcą klasycyzmu.
O pożytkach filologii. Równolegle z przekładem Eliaszewicz opublikował w „Dzienniku Wileńskim” filologiczną rozprawę Wiek Sofoklesa, w którym pisał tragedię „Edyp w Kolonie” inspirowaną wykładami Groddecka. Poszukując odpowiedzi na pytanie, czy Sofokles istotnie mógł stworzyć najlepszą swoją tragedię w bardzo sędziwym wieku (90 lat), autor sięga po metody wypracowane przez filologię. Zwraca jednocześnie uwagę: „Nauka ta, w XVI wieku naszym ziomkom dosyć znana, a dziś w zupełnym zaniedbaniu leżąca, nieodbicie jest potrzebna każdemu narodowi, który tylko około swojego wykształcenia pracuje: bez niej bowiem nie można wstąpić na średnie nawet szczeble, po których ludzie do doskonałości postępują. I w istocie, ona wskazując nam sposoby zgłębiania wszelkich zabytków umysłu ludzkiego, prowadzi nas do odkrycia tych dróg, którymi człowiek do wykształcenia postępował; a tym samym kształci i tych umysł, którzy na jej polu pracują. Ona ułatwiając dociekanie wyobrażeń i ich związku jakiegokolwiek pisarza, jego uczuć, myśli i ich najdrobniejszych odcieni, wykazuje sprężyny, którymi serce ludzkie jak najłatwiej się porusza; kształci razem i tego serce, który się dla niej poświęcił” (Wiek Sofoklesa). Nieco dalej dodaje, że „filologia […] uczy nas nie tylko rozważać myśli jakiego pisma we względzie ich stosunku samych z sobą; ale nawet w stosunku tego wszystkiego, co tylko na to pismo, bądź jaki wpływ, bądź jakikolwiek z nim związek miało. Stąd tworzy się jakby jaki łańcuch wyobrażeń autora z wyobrażeniami jemu spółczesnych ludzi” (tamże). Eliaszewicz przekonuje, że analiza filologiczna wespół z metodami historycznymi jest w stanie określić z dużym prawdopodobieństwem czas powstania utworu, gdyż: „[…] w każdym dziele piśmiennym […] zawsze wydaje się duch czasu, w którym to dzieło było tworzone. Nie sam albowiem stan duszy któregokolwiek pisarza maluje się w jego pismach; ale nawet wydaje się ten związek jego uczuć, wyobrażeń i myśli, jaki zachodzi pomiędzy uczuciami, wyobrażeniami a myślą całego narodu, którego on jest cząstką: bo tak ściśle jesteśmy spojeni z drugimi ludźmi, którzy nas otaczają, że niepodobna, ażeby ich ogólne dążenie nie miało na nas jakiegokolwiek wpływu” (tamże). Po przeprowadzeniu szczegółowego filologiczno-historycznego dowodzenia Eliaszewicz potwierdza tezę wyjściową pochodzącą m.in. od Cycerona.
Głos w polemice klasyków z romantykami. W 1828 r. ukazała się rozprawa Ogólne uwagi nad klasycznością i romantycznością („Dziennik Wileński” 1828 t. 5), „łabędzi śpiew” wyznawcy ideałów klasycznych. Wybór periodyku nie był tutaj przypadkowy; „Dziennik Wileński” hołdował bowiem gustom klasycznym. Eliaszewicz już na wstępie rozprawy podkreślił, że podstawowym błędem w dyskusji nad romantycznością było jej ustawiczne porównywanie z klasycznością oraz udowodnianie wyższości jednej z tych kategorii nad drugą. Tymczasem obie doktryny estetyczne należało najpierw dokładnie rozpoznać i dopiero wówczas zmierzać do rozróżnień oraz ewentualnych ocen. Autor rozprawy sugeruje, aby uruchomić w tym celu racjonalny proces dedukcji, a wnioski pojawią się właściwie same: „Zastanawiając się z zimną rozwagą nad tym zagadnieniem, zdaje się, że można by je rozwiązać następującym sposobem. Ponieważ uczeni zgodzili się, ażeby wyraz klasyk (classicus) oznaczał pisarza wzorowego, tak co do rzeczy traktowanej, jak też co do sposobu wyłożenia tej rzeczy, zajmując w to wszelkie przymioty właściwe językowi, w którym pisze; przeto wszelki pisarz, czy starożytny, czy nowożytny; czy poeta, czy prozator; czy to Polak, czy Niemiec, byleby nadał swojemu dziełu wyżej wspomniane zalety, słuszne ma prawo nazywać się klasykiem, to jest: wybornym pisarzem. Zagadnienie więc nasze redukuje się do następującego: Jeśli klasyczni pisarze oznaczają wybornych, więc romantyczni co mają oznaczać? Odpowiedź bardzo łatwa, chociaż wcale nieprzyzwoita i nie do każdego romantyka może być zastosowana: ale nie jest naszą winą, żeśmy do niej przyszli drogą rozbiorową” (tamże).
Eliaszewicz stwierdza, że skoro klasyk i tylko on jest synonimem pisarza wzorowego, to porównywanie z nim twórców romantycznych, a także próby udowadniania ich wyższości, są po prostu niedopuszczalne. Nie oznaczało to jednocześnie zupełnego odrzucenia romantyczności, która – jeżeli „będzie wyborną i wzorową, może się nazwać klasyczną, i zapewne nie będzie to dla niej z uchybieniem; jeżeli zaś będzie błahą i naganną, niech się nazywa ploretarną, tak jak wszelkie pismo niegodne nazwiska klasyczności” (tamże). Jednakże na etapie rozwoju literatury romantycznej, będącej dopiero w fazie „wykształcania”, nie można jeszcze – zdaniem Eliaszewicza – wskazać jej (romantyczności) postaci klasycznej. Za wcześnie zatem na jakiekolwiek oceny czy tym bardziej porównania z literaturą klasyczną mającą za sobą setki lat tradycji. Tak więc toczący się spór między zwolennikami obydwu szkół postrzegał on jako bezprzedmiotowy. W jego mniemaniu „romantyczność nie może i nie powinna być porównywana z klasycznością, gdyż ona jest tylko nowym i szczególnym rodzajem poezji; kiedy klasyczność oznacza wszelką dobrą prozę i wyborną poezję, bez względu na to, czy to są płody nowe, czy stare” (tamże). Autor apeluje jednocześnie do pisarzy romantycznych, „ażeby nie wykraczali przeciw prawdziwemu smakowi i nie obrażali zdrowego rozumu: przeciw tym dwóm ważnym prawidłom, służącym za podwalinę całej teorii sztuk pięknych; tym bowiem, a nie innym końcem, i sobie samym trwalszą świetność zapewnić, i rychlej romantyczność na tym szczeblu postawić mogą, na jakim ją miłośnicy prawdziwej piękności ujrzeć pragną” (tamże).
Eliaszewicz zwraca również uwagę na to, że bezkrytyczne podążanie za nowinkami (a w takich właśnie kategoriach postrzega fascynację romantyzmem) oraz ich ślepe naśladowanie stanowi jeden z najpoważniejszych grzechów narodowych Polaków. Tak – przekonuje dalej – zatraca się ducha oryginalności zarówno w wytworach pracy umysłowej, jak i na gruncie życia obyczajowego. Uleganie modzie jest szczególnie szkodliwe i niebezpieczne zwłaszcza dla rodzimej poezji, która ustawicznie zmieniając swoje wzorce oraz estetyczne ideały, nigdy nie będzie w stanie wypracować charakteru narodowego. Podobne opinie nie były odosobnione, prezentował je wcześniej m.in. Jan Śniadecki w rozprawie O pismach klasycznych i romantycznych (1819).
Eliaszewicz odnosi się też do zjawiska tzw. balladomanii, które po ukazaniu się w 1822 r. pierwszego tomu Poezji Mickiewicza opanowało umysły młodych adeptów literatury. Jest to w jego opinii droga prowadząca na manowce: „[…] że kto tylko nie śpiewa tonem romantyczności; ten nie zasługuje na imię poety. Błędneć to jest mniemanie i tak szkodliwe, że zniechęca ku prawdziwej poezji nawet tych, którzy już świetnie pracować zaczynali w rodzajach klasycznych i czynili jakąś nadzieję ich ukształcenia w naszym języku. Znam jednego młodzieńca prawdziwym talentem poetyckim obdarzonego, który pięknie przekładał ody Horacjusza na język polski; którego tłumaczenia, co do wierności i gładkości, przewyższały wszelkie inne w naszym języku znajome; ale pochwałami romantyczności tak został omamiony, że nie wahał się wyznać: – »Byłbym lepiej przyjęty od moich czytelników, gdybym zamiast dziesięciu Pieśni Horacego, jednę balladę napisał«. Taka niestałość nigdy nie nada właściwego charakteru poezji polskiej, bo nim wszyscy rzuciwszy się do romantyczności, wygórujem w tym nowym rodzaju, może się zjawić inny, a my skwapliwie się zań chwytając, i w jednym, i w drugim osłabiejem. Tak ciągle poczynać, a nigdy kończyć nie będziemy” (Ogólne uwagi). Na koniec Eliaszewicz przytacza przykłady twórców rodzimych, którzy dzięki szlifom zyskanym właśnie w szkole klasycznej zagwarantowali literaturze polskiej poczesne miejsce w ogólnym dorobku literatury europejskiej: „W naszym języku lubo niewielu mamy prawdziwych poetów; atoli ci wszyscy, ukształceni podług wzorów starożytnych, nie tylko, że do udoskonalenia się języka przyczynili, ale nawet niepoślednie nam miejsce w literaturze powszechnej zyskali. Wachler oddaje chlubną pochwałę Niemcewiczowi; ale nie za romantyczność. Kaulfuss, nieśmiertelny w Filologii rozbiorem swym tłumaczenia Iliady Dmochowskiego, gruntownie pokazał Europie, że język polski jest obfity i harmonijny. Cóż więc za powód zniechęcać wszystkich do klasycznej literatury, a mianowicie starożytnej, i gwałtem pędzić w dzikie stepy romantyczności? Nie jestże to płoche stronnictwo i zbyteczne ubieganie się za nowością? Bardzo trafnie zgadł wieszcz polski [I. Krasicki], dlaczego usiłujemy poniżyć dzieła Greków i Rzymian” (tamże). Eliaszewicz, mianując Ignacego Krasickiego przedstawicielem klasycyzmu stanisławowskiego i wieszczem polskim, opowiedział się za bliską mu doktryną estetycznoliteracką. Autorytatywna wypowiedź ucznia Groddecka nie została współcześnie zauważona i nie wywarła większego wpływu na dyskusję między klasykami a romantykami. Nie zyskała również zainteresowania późniejszych badaczy zajmujących się tym problemem, choć stanowi ważne świadectwo obrony estetyki klasycystycznej z pozycji starannie wykształconego filologa klasycznego, generacyjnie bliskiego Mickiewiczowi..
Bibliografia
Źródła:
Ogólne uwagi nad klasycznością i romantycznością, „Dziennik Wileński. Historia i Literatura” 1828, t. 5, styczeń, luty, marzec;
Wiek Sofoklesa, w którym pisał tragedię „Edyp w Kolonie”, „Dziennik Wileński. Historia i Literatura” 1829, t. 7, styczeń, luty;
Listy Tadeusza Eliaszewicza do Joachima Lelewela, 1828–1829, Vilniaus universiteto biblioteka, F 12-216.
Opracowania:
Wiadomości literackie. Warszawa, „Biblioteka Warszawska” 1864, t. 2;
K. Kaszewski, Przedmowa, do: Trachinki. Tragedia Sofoklesa, przeł. K. Kaszewski, „Biblioteka Warszawska” 1865, t. 2;
J. Bieliński, Uniwersytet Wileński (1579–1831), t. 3, Kraków 1899–1900;
J. Oko, Seminarium filologiczne Godfryda Ernesta Grodka, Wilno 1933;
S. Cywiński, Literatura w Wilnie i Wilno w literaturze, Wilno 1934;
A. Szantyr, Działalność naukowa Godfryda Ernesta Grodka, w: Z dziejów filologii klasycznej w Wilnie: studium zbiorowe, red. J. Oko, Wilno 1937;
Z dziejów filologii klasycznej w Wilnie: studium zbiorowe, red. J. Oko, Wilno 1937;
„Nie ustawajmy więc w ochocie pisania…” Z listów i dzienników trzech pokoleń, wyb., oprac. i wstęp D. Kamolowa, Warszawa 1992;
M. Piechota, „Słowo to cały człowiek”. Studia i szkice o twórczości Mickiewicza, Katowice 2011;
B. Bibik, Zapomniani tłumacze starożytnych greckich tragedii, „Porównania” 2020, nr 1 (26).