
30. Inny jest śladem
Wiersz ma wyraźny profil gatunkowy. Użyty w tytule termin „elegia” nie jest przypadkowy. Analiza genologiczna potwierdza jego adekwatność wobec utworu.
Wróćmy jednak na chwilę do tytułu. Pojawia się w nim określenie, które jest kwalifikatorem gatunkowym. Zagajewski daje nam do zrozumienia, że jego liryk jest elegią. Historia literatury mieści oczywiście w swych przepastnych archiwach wiele wierszy, w których autor używa w tytule nazwy gatunkowej w sposób nieadekwatny wobec rzeczywistej struktury utworu. Tym bardziej więc warto podkreślić, że w przypadku Nienapisanej elegii dla Żydów krakowskich analiza genologiczna w pełni potwierdza jego elegijność. Odnajdziemy tu bowiem wszystkie podstawowe – wymieniane w słownikach – cechy elegii. Liryk jest refleksyjny, poważny, zabarwiony atmosferą smutku, nasycony motywami przemijania i śmierci. Podmiot dokonuje następującej autoprezentacji: „chodzę ścieżkami Kazimierza i myślę o nieobecnych”. Z wolna zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że motywy nieobecności, braku, utraty stanowią semantyczną dominantę utworu, decydują o jego atmosferze i o jego przesłaniu. Semantyczne pole „utraty” obejmuje dość długi szereg wyrazów. W polu tym mieszczą się przecież przymiotniki: „najsmutniejsza”, „ciemny”, „melancholijny”, „czarna”, oraz rzeczowniki: „pożegnanie”, „pogrzeb”, „cienie”, „umarli”. Mówi się tu o osobliwym uroku ciemności i pustki, o takim rodzaju estetycznych doznań, który określono niegdyś mianem delectatio mortis. Przestrzeń opisana w liryku jest dla podmiotu przestrzenią obcowania z umarłymi – Żydami i chrześcijanami. Spacer z wolna zaczyna zamieniać się w tajemniczy rytuał przywoływania duchów, które – jeśli są Żydami – zbierają się gromadnie na ulicy Józefa, jeśli zaś należą do tych, o których podmiot-chrześcijanin mówi „moi umarli”, to ogrzewają się przy świecy w kościele Bożego Ciała. Zaczynamy się domyślać, że osoba mówiąca lubi pogrążać się w pejzażu ascetycznym, tajemniczym, naznaczonym pustką („bez jednego drzewa”), że podoba jej się aura „cichego pogrzebu”, że – jednym słowem – ma ona skłonność do tęsknoty za tym, czego nie ma, i za tymi, których nie ma, a więc do pogrążania się w nostalgii. Jej spojrzenie na Kazimierz – była już o tym mowa – jest skrajnie subiektywne. Nakreślony przez nią pejzaż dzielnicy – jak na elegię przystało – jest projekcją jej osobistych emocji, odzwierciedleniem jej melancholijnego nastroju.