12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida

„Naród umarłych” jest tu narodem śpiących, narodem, który decyduje się na pewien rodzaj niebytu, także – choć nie tylko – niebytu politycznego, niebytu będącego rezygnacją z postawy aktywnej, świadomej obecności w świecie. I nie tylko naród ten, ale każdy poszczególny człowiek, jeśli tylko chciałby na to zaszczytne miano zasłużyć, wymaga przebudzenia, swoistej przytomności, aktywizacji podmiotowej. Podobna refleksja pojawia się we wstępie Do czytelnika:

 

Nie idzie za tym, ażeby nie było dobrym dać wyobrażenie, jak? pojmuje pisarz własną swoją przytomność względem czasu swojego i składowych żywiołów w grę wchodzących.

 

II, 9

 

Pisarz przytomny to nie tylko ten, który sam jest w pełni obecny, ale też ten, który upomina się o podobną „przytomność” swojego czytelnika i pragnie go obudzić, choć wie, że śpiącego nie sposób „przebudzić  grzecznie” [1]. A jeśli grzeczność odchodzi na plan dalszy, to „pewne brutalstwo nierozłącznym zdawa się być od roboty takowej” (VI, 221).

Owo „brutalstwo” z reguły wiąże się z ironią, wytrącającą ze snu:

 

3

 

Och! jakże  spałby sobie człowiek,
                Wyższy  nad skargi ustawiczne,
Lecz cóż? – gdy jeszcze i u powiek
Roz-siędą się sny ironiczne!!…

Przypisy

  1. Pytanie to rozpoczyna późną rozprawę filozoficzną Norwida zatytułowaną Milczenie: „Czy śpiącego można przebudzić  grzecznie?… Podobno, że nie: gdyby albowiem budziło się go upadkiem na twarz najlżejszego listka  róży, jeszcze byłoby to tylko bardzo wykwintnie albo poetycko pomyślane, lecz nie byłoby  grzecznie, bo, końcem końców, trzeba śpiącemu przerwać snowania myśli jego – i to przerwać doraźnie, nie powoli, lecz nagle, przenosząc go jednym ruchem w rzeczywistość i w oczywistość inną” (VI, 221).