
12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida
Ironia jest więc tą siłą, która wytrąca człowieka z inercji i zmusza go do przytomności, do porzucenia wygody nie-bycia, nie-myślenia na rzecz świadomości kondycji ludzkiej. A ta – jak głosi poeta – naznaczona jest cieniem ironicznym; poczuciem ciągłego rozdwojenia „ja” na tego, kto jest podmiotem i przedmiotem ironii:
Zacytowana przed chwilą strofa jest chyba najczęściej przywoływanym fragmentem omawianego wiersza. Porzuca tu poeta sądy ogólnikowe na rzecz konkretnego – bolesnego – doświadczenia Innego. Już nie jest on wirtualnym adwersarzem – jak miało to miejsce w strofach wcześniejszych – ale tym, który cierpi. Element prawdziwego cierpienia wprowadza do wiersza także jakości typowo liryczne. Porzuca poeta koncept ironiczny na rzecz spotkania z „drugą osobą”. I znów nie jest to tkliwy liryzm, ale znak prawdziwej empatii. Warto na moment zatrzymać się przy metaforze organizującej dwa początkowe wersy czwartej strofy. Cierpienie, „cudze cierpienie”, nie jest jedynie abstrakcyjnym uczuciem, ale pewnym procesem, który kształtuje, „wybija” szlak. I może nie jest to cierpienie jednostki, ale całego szeregu osób. „Wybijanie szlaków” zakłada też element temporalny, jest ciągłym, ponawianym kroczeniem tą samą drogą, kroczeniem ludzi cierpiących, wydeptujących ścieżki własnego bólu. Trudno też zapomnieć w tym miejscu o jeszcze jednym fragmencie przywoływanego już wiersza z początku cyklu Vade-mecum [Klaskaniem…]: