12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida

Wiadomo, że metaforyczny obraz drogi z przytoczonego wyżej fragmentu jest przetworzonym poetycko obrazem poprzedzającej Norwida tradycji literackiej. Maszkarony zapatrzone w noc czają się – niczym w koszmarze sennym – na obrzeżach ścieżki. Kroczenie nią rani, sprawia ból, ale jest to nie tyle ból podmiotu wiersza, ile jego spotkanie z pozostałościami po bolesnych zmaganiach poprzedników. „Zbite kule” (czyli te, które nie trafiły celu) i rdzawe ostrogi (pozostałe po tych, którym nie udało się opuścić owej ścieżki) znakomicie dopełniają obraz „szlaków bitych cudzym cierpieniem”. Podmiot Vade-mecum spotyka na swojej drodze „Obyczaj stary”. Ironia nie rozwija podobnego wątku. Pojawia się tam natomiast egzystencjalne przeświadczenie o nieuchronnej świadomości ironicznej tekstowego „ja”. Bez względu na to, jak bolesne byłoby Norwidowe „ja-w-świecie” czy „ja-dla-świata”, jego świadomość nieustannie tworzy echo ironiczne. Jest to konstatacja tyleż wyzwalająca, ileż bolesna. Bo też wydaje się, że owo „ja” jest – by tak rzec – chore na ironię. Jego spojrzenie na świat, a przede wszystkim na siebie samego jest jakoś naznaczone świadomością ironiczną.

Jednym z najbardziej lirycznych tekstów Norwida jest poemat Assunta, będący – między innymi – elegijną opowieścią o utraconej miłości. Ale i ten tekst nie jest pozbawiony ironii, siły, która zmusza podmiot tekstowy do zdystansowania własnego bólu po stracie ukochanej. W końcowym fragmencie poematu czytamy:

 

Czas niech nadchodzi czekany od tłumu,
Ja z mym nie zerwę cyprysowym listkiem:
Niech gardzą jedni wszystkiem dla rozumu,
A im przeciwni – dla uczucia wszystkiem.
Z przeciw-uczucia do przeciw-rozumu
Tęż wartość drogi widzę jak przebłyskiem.
III, 294