12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida

Przywołany wiersz jest jednym z najwyraźniejszych przykładów tzw. ironii lirycznej w twórczości Norwida. Bohater Cervantesa nie budzi wcale u Norwida uśmiechu wyższości. Natomiast sam poeta i całe jego pokolenie, gnane „od anioła do szatana”, już tak. Naiwne zmaganie drugiego pokolenia romantyków, pokolenia samego Norwida, z historią bardzo wcześnie (bo już około roku 1848) staje się konglomeratem znaczeń lirycznych i ironicznych. Te pozornie wykluczające się pierwiastki estetyczne łączą się w poezji Norwida w nową jakość. Pokoleniu wychowanemu w kulcie „zemsty na wrogu” i wizji mesjanistycznych obcy był „strach śmieszności”. Tyle tylko, że owa straceńcza odwaga i – w optyce Norwida – naiwna wiara w posłannictwo narodu polskiego, wreszcie rodzaj donkiszoterii (o który zostało ono posądzone przez pokolenie powstańców listopadowych) nie budzą „strachu śmieszności”. Pokolenie to uznało za swój cel dziejowy właśnie przywrócenie owego „złotego wieku”, walkę o niego mimo „smoków, jadów, kul i grotów”. A ironia? To właśnie ona wedle poematu Rzecz o wolności słowa:

 

[…] szła, jak cień za ciałem,
I tarzała się w piasku, gdzie stąpiłem nogą,
Jak padalec, stała się obuwia ostrogą…
Choć ani mogłem myśleć o niej, ni myślałem
Tam, gdzie się stokroć łatwiej spotkać z Ideałem!
III, 598–599