12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida

Tyle historia sztuki, która jest w tym przypadku doskonałym wprowadzeniem do interpretacji Norwidowej Ironii, stanowiącej XXXV ogniowo poetyckiego cyklu Vade-mecum. Wiersz ten można uznać za jeden z najbardziej sztandarowych czy programowych w całej poetyckiej spuściźnie Norwida. Wszak w zdecydowanej większości prac badawczych poświęconych zagadnieniu Norwidowskiej ironii (czy to jako zjawisku retorycznemu lub filozoficznemu, czy to jako środkowi poetyckiemu, czy po prostu jako wyrazowi poglądu na świat autora) ten utwór jest uwzględniany. Ale warto też odnotować, że poza kilkoma wstępnymi przymiarkami, nikt właściwie nie dokonał pełnej interpretacji intersującego nas wiersza. Bo też gnomiczna, definicyjna budowa utworu  (inaczej niż w przypadku pozostałych słynnych liryków poety) opiera się zabiegom interpretacyjnym [1]. Zdaje się ten utwór być bardziej zbiorem swego rodzaju maksym czy krótkich obrazów metaforycznych o dość jednoznacznym przesłaniu – dostarczających argumentów w debacie nad Norwidowską ironią, dowodów na to, jak poeta rozumiał to zjawisko – niż utworem domagającym się interpretacji jako samodzielna całość.

Przypisy

  1. Tomasz Korpysz pisał o Norwidowskich „wierszach-definicjach” jako o: „utwor[ach] będących w całości lub przynajmniej w dużej części swego rodzaju rozważaniami semantycznymi wokół jakiegoś kluczowego słowa […]. W wierszach tych brak struktur o charakterze ściśle definicyjnym bądź też mają one charakter marginalny, kontekstowy w wąskim zakresie i nie dotyczą podstawowego, centralnego słowa” (Tomasz Korpysz, Definicje poetyckie Norwida, Lublin 2009, s. 312).