
12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida
Jednak zdaje się ten utwór zawierać pewną zagadkę, jakiś rodzaj ironicznego, zwielokrotnionego echa, które wydobywa z kolejnych strof coraz to nowe tony. Zresztą już sam jego początek wskazuje na ironiczny koncept, łączący ze sobą dwie – zdawać by się mogło – zgoła odmienne sfery rzeczywistości.
Ironia i rzeźba. Materialność, ciężar, trwałość rzeźby i migotliwość ironii. Niezmienność i ciągły ruch. Jakościowa odmienność tych nieprzylegających do siebie zjawisk sprawia, że ich zestawienie przywołuje na myśl barokowy koncept concors discordia.
Pojawiająca się na początku dwóch pierwszych strof anafora: „Żeby”, jest znakiem ciągłego konfliktu między tym, co uchodzi powszechnie za idealne, a tym, co – nie mniej powszechnie – jest traktowane jako rzeczywiste. Spójnik ten ponadto wprowadza do wiersza postać anonimowego adwersarza. Przeciwstawia tu poeta pogląd (postawę? chęci?) wkomponowanego w wiersz odbiorcy prawdzie artystycznej. Tak więc ani „arcydzieła”, ani ruchu wozów nie można uzyskać bez pewnego rodzaju „s-krzypnięcia”. W obu przykładach mamy do czynienia z ruchem fizykalnym: raz typowo artystycznym (rzeźbienie), a innym razem – praktycznym (obrót koła wozu). Oba te obszary łączy ich – w pewien sposób – po części użytkowy, po części wysokoartystyczny charakter.