
12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida
Na podobieństwo czy nawet tożsamość obu tych zjawisk zwracał poeta uwagę już we wczesnym traktacie o sztuce Promethidion (1851). Materialny aspekt działalności człowieka – wedle tego „poematu w dialogach” – winno łączyć dążenie do piękna, które „kształtem jest miłości” (III, 437). Chociaż początkowe fragmenty Ironii pozbawione są patosu, to jednak Promethidion narzuca się tutaj jeszcze bardziej jako konieczny kontekst interpretacyjny, jeśli pamiętamy o pojawiającej się w nim gloryfikacji renesansowego artysty Michała Anioła, „co kuł sam w marmurze” (III, 440), czyli w sposób w pełni angażujący zarówno zmysł estetyczny, jak i siłę fizyczną rzeźbiarza, zmagał się z twardym tworzywem artystycznym, „wyprowadzając” z niego dzieło sztuki. Spotkanie dłuta z kamieniem – nieodłączny element tej odmiany pracy twórczej – musi wywoływać przykry zgrzyt. I już tutaj widać, jak Norwid podwójnie i ironicznie używa tego określenia. Zgrzyt jest pozornym (czasem) wyrazem dysharmonii, rozdźwięku między tym, co rzeczywiste – przede wszystkim naturą kamienia – a rzeczywistością artystyczną w ogóle. Ale jest też nieodłącznym elementem świata relacji międzyludzkich. Wykucie arcydzieła czy wypracowanie porozumienia nie może więc – wedle prezentowanej logiki – obyć się bez rozdźwięku. (W innym wierszu z Vade-mecum, Harmonii, deklarował poeta, że „bez walki nie łączy sumienie”; II, 21). Podobnie rzecz przedstawia się z tzw. sztuką użytkową. Na myśl przychodzi tu ponownie nawiązanie do Promethidiona i zawartego w nim słynnego przekonania o tym, „Że użyteczne nigdy nie jest samo, / Że piękne – wchodzi nie pytając bramą!” (III, 441). A tymczasem nawet to, co piękne, co nawiązuje wreszcie do mitycznych dokonań Piasta Kołodzieja, także nie jest pozbawione „s-krzypnięcia ironii”. Doskonały kształt, użyty praktycznie w postaci drewnianego koła i wprawiony w ruch, wywołuje dysonans akustyczny, czyli często – skrzypi.