12. „Jakaś siła niezgadniona…”, czyli Ironia Cypriana Norwida

Co więcej, „zgrzyt” ów nie jest tutaj niczym negatywnym. I to nie on został potraktowany przez podmiot wiersza ironicznie. Podwójność mówienia nie dotyczy więc rzeczywistości fizykalnej, ale oczekiwań wirtualnego adwersarza co do tego, że piękne i pożyteczne miałoby powstawać i działać „równie, pięknie i gładko”[1]. Tak sformułowane oczekiwania ignorują naturę rzeczy i równocześnie ilustrują XIX-wieczne fałszywe marzenia o supremacji technicznej. Każde zmaganie twórcze, każde pragnienie dosięgnięcia ideału w pewien sposób „potyka się” w świecie Norwida o niedoskonałość.

Ciekawe, że doskonałość rzeźby staje się także metaforą organizującą jeden z zaledwie kilku wierszy miłosnych poety, Marmur-biały:

 

Wdzięczna Grecjo! – a co się i z  Fidiasem  stało,
Który cię uczył kibić wyginać dostojnie
I stąpać jako bogi, duchem czując ciało? –
I, 100

Wiersz ten, o dwie dekady wcześniejszy od Ironii Vade-mecum, już nosi wyraźne ślady migotliwości znaczeniowej i emocjonalnej, budowanej przez Norwida wokół pojęcia rzeźby i białego marmuru. Biel i doskonałość kształtów rzeźby antycznej w pewien sposób zostają tu zderzone z jej twardością i statycznością.

Przypisy

  1. A to właśnie było przedmiotem podziwu „dzikich”, zafascynowanych nowoczesnym parostatkiem z noweli Cywilizacja (VI, 54).