24. Koszykówka i poezja

Krzysztof Biedrzycki
Uniwersytet Jagielloński w Krakowie

Interpretacja

Stanisław Barańczak

Pierwsza piątka

 

     W oceanicznym ryku nabitej głowami hali 

     Boston Garden, w ekstazie od górnych galerii po parter, 

     wbiegają truchtem, luźni, zblazowani, cali 

     w niby-leniwej glorii, pięć piętrowych panter: 

5             długoręki Kevin McHale, sześć stóp i dziesięć cali 

 

     ofensywnego geniuszu; chmurny i uparty 

     wielkolud Robert Parish; piegowaty Dennis

     Johnson, mistrz błyskotliwych podań; jego partner 

     Danny Ainge, cwany gówniarz z wyglądu, bezcenny 

10           artysta strzałów z dystansu; aż wreszcie wstępuje na parkiet 

 

     Larry Bird (z trybun: „LA-RREE!!!”), kluchowaty, senny 

     blondas, w którym nikt by się nie domyślił żywej, 

     jedynej, wszystko dotąd zaćmiewającej legendy. 

     Fale wrzawy wzbierają, aż burzliwe grzywy 

15           walą się, nagła cisza święci ewidentny 

 

     fakt: w dziejach koszykówki nie było drużyny 

     tak zgranej, niezrównanej. Gwizdek, pierwszy wyskok 

     do piłki. Parish; Johnson; McHale czterema dużymi 

     krokami dopada kosza, dwa punkty, ryk: znów im wyszło. 

20          „Socjotechnika: bez meczów, lig, tabel zbyt by się dłużyły 

 

     tygodnie”, mruczę zawistnie. (Bird rzuca się w kłębowisko 

     ciał, zwód, łuk strzału: znowu!). Nie: tylko trochę mniej niedoskonali 

     niż każdy, są doskonale kochani, nienawidzeni, są wyspą 

     wyrosłą nad obojętność. Na mgnienie. Tak, ale na mgnienie ocali 

25           ich to, że wystają o głowę ponad tę resztę, to wszystko.

 


Pierwodruk: 1988.

 

Tekst wg: Stanisław Barańczak, Wiersze, wstęp i oprac. Dariusz Pawelec, w serii: „Biblioteka Narodowa” I 346, Wrocław 2025, s. 397–398.

Strona: 12345678910