
24. Koszykówka i poezja
Ich wbiegnięcie na parkiet opisane jest innym językiem. Owszem, pojawia się wzniosła „gloria”, ale dopełniona jest ona epitetem „niby-leniwa”, co koresponduje z prozaicznymi „truchtem” i „zblazowaniem”. „Trucht” jest oczywiście zwykłym określeniem ich ruchu. Jeśli jednak są „zblazowani”, to mamy już do czynienia z rodzajem oceny. Słowniki opatrują to słowo kwalifikacją: pejoratywne. W jakiś sposób słowo „leniwa” też ma odcień negatywny. Tutaj jednak oba słowa odgrywają inną rolę. Koszykarze wyglądają na zblazowanych, jakby byli znudzeni, obojętni, jakby wbiegali na parkiet od niechcenia, a czekający ich mecz był rutynową rozrywką. Na pewno nie okazują emocji, a zwłaszcza zdenerwowania. Wiedzą, na co ich stać. Są gwiazdami i mistrzami. Dlatego ich „gloria”, czyli chwała, jest „niby-leniwa”, została już osiągnięta, na niczym nie musi im zależeć. To jednak pozór. Gdy ruszą do skoku jak pantery, ich lenistwo i zblazowanie znikną.
Tymczasem każdy z nich zostaje scharakteryzowany. „Długoręki Kevin McHale, sześć stóp i dziesięć cali // ofensywnego geniuszu” (w. 5–6). Najpierw rzeczowe informacje – długie ręce i ponad dwa metry osiem centymetrów wzrostu (podane w jednostkach amerykańskich, w końcu mowa o drużynie z Bostonu; skądinąd w tak sformułowanej informacji zawarte jest coś jeszcze: otóż wprowadza ona pewnego rodzaju tajemniczość, zawodnik staje się w naszej wyobraźni jeszcze wyższy – wrażenie dodatkowo wzmocnione przez fakt, że liczby wyrażone są pełnymi słowami). Szybko przechodzą one jednak w przenośnię, to nie są tylko liczby i miary dotyczące wymiarów ciała człowieka, „sześć stóp i dziesięć cali” określa jego geniusz. Oczywiście można tę informację odczytać dwojako: zarówno sam McHale jest wielkim (w sensie i dosłownym, i przenośnym) geniuszem, jak i przejawiający się przez niego „ofensywny geniusz” jest trudny do wyobrażenia. Po nim występuje „chmurny i uparty / wielkolud Robert Parish” (w. 6–7), opisany przez cechy charakteru, ale i wygląd – co ciekawe i ważne, za pomocą potocznego, z lekka dziecięcego języka, jakby dla zniwelowania dystansu. Nie wiemy, jaki jest wzrost Parisha, wystarczy, że jest „wielkoludem”. Następny jest „piegowaty Dennis / Johnson, mistrz błyskotliwych podań” (w. 7–8). Dowiadujemy się głównie, jak wygląda, ale i o tym, co jest jego największą zaletą. Zauważmy – jeden określony został jako geniusz, drugi jako mistrz, trzeci jako artysta (w dodatku bezcenny): „jego partner / Danny Ainge, cwany gówniarz z wyglądu, bezcenny / artysta strzałów z dystansu” (w. 8–10). I tu przedstawienie wyglądu łączy się ze wskazaniem roli, jaką Ainge odgrywa na parkiecie. Ów wygląd opisany jest za pomocą kolokwializmu graniczącego z wulgaryzmem, sugerującego familiarność, bliskość, jednak równocześnie wprowadzającego w błąd, bo to tylko pozór: Ainge, choć można w nim widzieć dziecko, gra w sposób dojrzały, profesjonalny i bezbłędny.