Koźmian Kajetan
Łukasz Zabielski

Koźmian Kajetan
Łukasz Zabielski

Poeta, pamiętnikarz, krytyk literacki i teatralny, tłumacz, epistolograf, wyższy urzędnik Księstwa Warszawskiego oraz Królestwa Polskiego.

Informacje biograficzne. Urodził się 31 XII 1771 w Gałęzowie jako syn Andrzeja Alojze­go Koźmiana, zamożnego ziemianina, i Anny z d. Kiełczewskiej. Zmarł w rodzinnym ma­jątku w Piotrowicach 7 III 1856. Był ojcem Andrzeja Edwarda (1804‒1864), literata, poety i publicysty, dziadkiem Stanisława (1836‒1922), jednego z przywódców obozu stańczyków, reżysera, dyrektora Teatru Krakowskiego, stryjem Stanisława Egberta (1811‒1885), tłuma­cza dzieł Williama Shakespeare’a. W 1780 r. Koźmian wraz z trzema braćmi został umiesz­czony w szkole w Lublinie, a po roku przeniesiony do Zamościa. W 1784 r. po wprowadze­niu przez władze austriackie do szkół zamojskich języka niemieckiego młodzi Koźmianowie powrócili do Lublina i tu w 1787 r. ukończyli edukację. Kajetan do 1792 r. pracował w lu­belskiej palestrze, gdzie zaprzyjaźnił się m.in. z Alojzym Felińskim. Podczas powstania koś­ciuszkowskiego piastował funkcję sekretarza Komisji Porządkowej. W l. 1792‒1809 gospo­darował w otrzymanych po podziale majątku wioskach (Piotrowicach i Bystrzycy). W 1802 r. ożenił się z Anną Mossakowską, z którą miał dwójkę dzieci: Anielę (1803‒1808) oraz An­drzeja Edwarda (1804‒1864). Po śmierci żony ‒ w 1809 r. Kajetan ożenił się z jej siostrą Marianną. Przyłączenie do Księstwa Warszawskiego części Galicji z Lublinem włącznie w 1809 r. otworzyło przed Koźmianem możliwość kariery w Warszawie. Dzięki protekcji Stanisława Zamoyskiego i Tadeusza Matuszewicza otrzymał stanowisko referendarza Rady Stanu. W stolicy osiągnął sukces zawodowy, towarzyski oraz artystyczny. Sławę poetycką przyniosły mu w tym czasie ody napoleońskie, a także poemat opisowy Ziemiaństwo polskie (powst. 1802‒1830), którego fragmenty czytano w stołecznych salonach. W 1811 r. dołączył do Towarzystwa Przyjaciół Nauk, najpierw jako członek przybrany, a od 1812 r. jako czło­nek czynny. W 1812 r. powołano go na stanowisko sekretarza Rady Konfederacji General­nej Królestwa Polskiego. W okresie odwrotu armii napoleońskiej z Rosji przebywał krótko w Krakowie, Bejscach i Piotrowicach. W 1815 r. Adam Jerzy Czartoryski zaproponował Koźmianowi funkcję rektora Akademii Krakowskiej (list A.J. Czartoryskiego do K. Koźmiana, 14 III 1815, w: F. Morawski, Życie Kajetana Koźmiana, 1856), ale propozycję tę odrzucił. W l. 1815‒1829 pełnił wysokie funkcje w aparacie politycznym Królestwa Kongresowego. Był zdecydowanym przeciwnikiem powstania listopadowego. Jako członek Senatu Królestwa niechętnie i pod naciskiem podpisał akt detronizacji Mikołaja I. Po upadku powstania i za­jęciu Warszawy przez wojska rosyjskie na stałe osiadł w Piotrowicach, rozstając się z karie­rą polityczną. Tam powstały główne dzieła: poemat bohaterski Stefan Czarniecki, Pamiętni­ki oraz obfita korespondencja.

Formy i kręgi działalności krytycznoliterackiej. Koźmian uprawiał krytykę literacką od momentu pojawienia się w Warszawie aż do ostatnich dni życia. Pierwszą przestrzenią jego działalności recenzenckiej stały się salony arystokratyczne stolicy, zatem miejsca, gdzie kompetencje retoryczne, elokwencja, oczytanie okazywały się podstawowymi narzędziami autoprezentacji oraz zawodowego i społecznego awansu. Te jego cechy, obok oczywistego talentu poetyckiego, wyjednały mu wstęp do najbardziej wówczas prestiżowych środowisk, jak Towarzystwo Przyjaciół Nauk, gdzie nie tylko deklamował wiersze i wygłaszał okazjo­nalne mowy, włączył się też w prace krytyczno- i teoretycznoliterackie. Nie wiemy co praw­da, jak zakończyło się przyjęte przez niego zlecenie na rozprawę Rzecz o odach i narodowych pieśniach („Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk” 1817, t. 10), głośnym echem natomiast odbił się jego obszerny „raport” na temat Śpiewów historycznych Juliana Ursyna Niemce­wicza (Pisma prozą). W pracy tej Koźmian zapytywał o główny cel tego typu twórczości (tamże). Omówił dwa rodzaje dum historycznych: patriotyczno-artystyczne (pisał w tym kontekście o „dramacie poddanym pod ścisłe i surowe jego prawidła”) oraz edukacyjno-popularyzacyjne. Twórca Śpiewów wybrał według Koźmiana drugą drogę, co krytyk podsu­mował uwagą: „[…] chcąc być może więcej pożytecznym dla mieszkańców, porzucił drogę więcej świetną dla siebie” (tamże), czego krytyk jednoznacznie nie pochwalał. W jego opi­nii prawdziwą satysfakcję przynosi poecie realizacja potrzeb elitarnych, a nie „praca u pod­staw polegająca ‒ jak wyjaśnia Koźmian ‒ na „obniżeniu się, aby podnieść większą część rodaków, którą jeszcze u nas nie dla stanu ani urodzenia, ale dla zaniedbanego wychowa­nia pospolitym ludem nazywamy” (tamże). Krytyk przyznał dumom wiele zalet, był zda­nia, że niektóre z nich „z małymi poprawami szyku rzeczy i wiersza śmiało o pierwszy rząd śpiewów dopominać się mogą” (tamże). Koźmian uczestniczył też jako recenzent w oce­nie przedstawień teatralnych w ramach działalności Towarzystwa Iksów. Udział w zbiera­jącym się w pałacu Mostowskich w l. 1815‒1819 gronie Iksów polegał, jak Koźmian po la­tach wspominał, na komentowaniu sztuk teatralnych, aby je następnie „na posiedzeniach czytać, mazać, poprawiać często z uśmiechem i zabawą, nigdy z urazą lub gniewem” (Pa­miętniki, t. 3, 1972). Niektóre recenzje teatralne znalazły się w pośmiertnym wydaniu Pism prozą Koźmiana (1888): Zdania o nowej tragedii pod tytułem „Heligunda”; „Filip II”. Tra­gedia oryginalnie przez pana Alfieri w języku włoskim napisana, wystawiona pierwszy raz na Teatrze Narodowym dnia 29 listopada 1816 r.; O powtórnym wystawieniu „Andromaki” w nowym przekładzie (F. Morawskiego); Starościanka Malwina, czyli doświadczenie napręd­ce, a także nieopatrzona tytułem recenzja sztuki Pan Nowina Niemcewicza. Były to rzeczo­we i obszerne artykuły odznaczające się dążeniem do sądów przemyślanych, wyważonych i obiektywnych. Skrupulatnie wynotowywał wady, przy jednoczesnym wysiłku wskazywa­nia elementów wartościowych. Na przykład w recenzji Starościanki Malwiny z marca 1817 r. zauważył, że choć „mała ta sztuka nie mogła wzbudzić wielkiego zajęcia”, warte uzna­nia są w niej „ton, czystość języka, gładkość stylu w rozmowach” (Recenzje Towarzystwa Iksów).

„Klasyk aż do śmierci”. Teoretyczne przekonania Koźmiana. Jednak najpełniej realizował się jako krytyk w prywatnej korespondencji, przede wszystkim z Franciszkiem Wężykiem oraz z przyjacielem Franciszkiem Morawskim, w której znajdują się jego teoretyczne dekla­racje, oceny pisarzy i ich dzieł, a także opinie na temat kierunków rozwoju literatury oraz poezji romantycznej i powieści. Koźmian był głównym przedstawicielem i teoretykiem kla­sycyzmu postanisławowskiego. Sposobem osiągnięcia doskonałości warsztatowej, wykształ­cenia gustu literackiego ‒ zgodnie z klasycystyczną doktryną ‒ było według niego intensyw­ne „wpatrywanie się w doskonałe wzory” oraz wieloletnia, cierpliwa praktyka. Zarówno jako poeta, jak i teoretyk oraz krytyk literacki nie dążył do oryginalności, otwarcie przyznawał się do czerpania z dorobku innych obrońców klasycyzmu, jak Jan Śniadecki czy Ludwik Kropiński. Za źródło swych przekonań estetycznoliterackich uznawał twórców rzymskiego an­tyku, przede wszystkim Horacego (De arte poetica znał na pamięć) oraz Wergiliusza, a z no­wożytnych Pierre’a Corneille’a, Jean-Baptiste’a Racine’a, Jacques’a Delille’a i Jean-François de La Harpe’a. Ważną dla Koźmiana jako autora eposu bohaterskiego była kwestia licentia poetica, a więc swobody, na jaką może sobie pozwolić artysta przetwarzający rzeczywiste wyda­rzenia w materię poetycką. Zestawiał w tym kontekście twórców pokroju „Homera, Wergiliusza, nawet Tasso”, którzy sięgali nie do „historii”, lecz do „tradycji” (list do F. Wężyka z 23 XI 1852), z autorami tej miary, co Lukan i Voltaire, oskarżanymi o „niezgodność z histo­rią” i epatowanie fikcją. Sądził, że „[poeta] ma prawo tworzyć to wszystko, co bohatera jego podnieść może, byleby utwór z natury swojej był podobny do prawdy, i choć nie był ‒ mógł być”, najważniejszą zatem rolę przyznawał kategorii prawdopodobieństwa (tamże). Oddzie­lał zadania i obowiązki poety od zadań historyka. Ten ostatni powinien trzymać się jak naj­wierniej prawdy, zadaniem artysty pozostaje natomiast „zrobienie efektu”, czyli wpływanie na zmysł estetyczny i emocje odbiorcy (list do F. Wężyka z 15 XII 1852).

O powieści (głównie historycznej). Sprawa sposobów przekazywania wiedzy o przeszłości okazywała się dla Koźmiana istotna również w kontekście mody na powieści historyczne. Ich autorów oskarżał o „zbezczeszczenie, zdeptanie i ciągłe szarpanie w lichych i drobnych po­wiastkach” historii narodowej (list do F. Wężyka z 9 XII 1851). Epitety „drobny” oraz „lichy”, o nacechowaniu aksjologicznym, dotykały tutaj zasady decorum. Krytykowanymi autorami byli Józef Ignacy Kraszewski oraz Józef Korzeniowski. Ten ostatni, jako profesor literatury w Krzemieńcu, przedstawił teorię, którą Koźmian streścił Wężykowi następująco: „[…] hi­storii takiej jak Naruszewicz nikt nie pisze, przyszedł czas, w którym [.] historia jest niepo­trzebna, że ją zastępują godniej powieści obyczajowe” (tamże). Poglądy Korzeniowskiego tłu­maczył „brakiem do wyższej literatury zdolności” (tamże), ale to autor Krewnych był jednym z najczęściej komentowanych przez Koźmiana pisarzy w ostatnich latach życia. W refleksji o Tadeuszu Bezimiennym napisał w grudniu 1851 r.: „[…] jak mi wpadnie jaka powiastka Ko­rzeniowskiego lub innego powieściobajarza w rękę, przez tydzień ze wstrętu nie mogę wziąć pióra do ręki; rad bym zapomnieć pisać, byleby tacy moraliści nie bazgrali” (tamże).

Zadania krytyki literackiej. Rola krytyka, arbitra „dobrego smaku”, strażnika „zdrowego rozsądku” ‒ zdaniem Koźmiana ‒ była w procesie twórczym niezwykle istotna. Przeświad­czenie owo wypływało nie tylko z zakorzenionych głęboko w dogmatach klasycyzmu poglą­dów na kwestie estetycznoliterackie, ale też z osobistego doświadczenia. Wypadek podczas polowania przykuł go na kilka miesięcy do łóżka i wtedy ‒ jak opowiadał w Pamiętnikach ‒ zamiłowanie do „zatrudnień umysłowych” rozbudzili w nim sąsiedzi, literaci-bibliofile: Joa­chim Owidzki z Jabłonny, Tadeusz Kownacki z Niedrzwicy, Mikołaj Wolski (Pamiętniki, t. 1). Wszystkich trzech nazwie on pierwszymi w jego życiu krytykami, mając na względzie otrzy­mane od nich wsparcie, wiedzę i zachętę do pracy twórczej.

Zabieganie o „bezstronną i surowością swoją przychylną krytykę” (list do F. Wężyka z 20 XII 1845) stanie się jedną z ważnych aktywności Koźmiana nie tylko w początkach jego drogi twórczej. Z intencją poszukiwania swego „Tukki i Wariusza” nawiązał w 1845 r. epistolarny dialog z Wężykiem. W jesieni życia Koźmian utrzymywał korespondencyjny kontakt z kilkunastoma osobami, przede wszystkim z Franciszkiem Morawskim, Francisz­kiem Salezym Dmochowskim, Wincentym i Zygmuntem Krasińskimi, Jadwigą Łuszczewską (Deotymą), Antonim Edwardem Odyńcem, Klementyną z Tańskich Hoffmanową, Edwar­dem Raczyńskim, Konstantym Świdzińskim czy Karolem Sienkiewiczem. Jednakże kwe­stiom stricte literackim podporządkowane są wyłącznie epistolarne rozmowy z Wężykiem oraz z Zygmuntem Krasińskim. Na ogół nie ufał młodej generacji pisarzy, a także recenzenckim kompetencjom Morawskiego i Wincentego Krasińskiego, co nb. nie wpływało na ich przyjacielskie relacje. W tym kontekście ważny jest pierwszy list Koźmiana do Węży­ka (z 20 XII 1845), w którym apelował: „[…] ja surowszego [niż Morawski] wolę krytyka. Gdzie go szukać w Królestwie? Wszyscy nam współcześni w grobie” (tamże). List (otwierają­cy zbiór epistolarny z l. 1845‒1856) wypełniają słowa wskazujące na łączącą Koźmiana i Wę­żyka przynależność pokoleniową. Koźmian prosił „dawnego kolegę” o bieżącą ocenę swojej pracy: „[…] krytyka mnie nie obraża, owszem, szukam Kwintyliuszów, co by mi powiedzieli: to zmaż, tego nie umieszczaj, to niedobre, to niesmaczne, to fałszywe” (list do F. Wężyka z 12 I 1848). W zamian oferował podobnie uważną lekturę, rzetelną ocenę pism Wężyka. Był orędownikiem doświadczenia jako podstawy jakiejkolwiek aktywności twórczej. Także do­brym krytykiem mógł zostać tylko doświadczony i utalentowany poeta: „[…] niech nas tacy pisarze krytykują, co sami wprzód dali dowody, że umieją pisać, przez jakieś znakomite dzie­ła” (list do F. Wężyka z 14 X 1852). Według Koźmiana młodym artystom bardziej niż brak pokory, nieodpowiednia tematyka, fałszywe autorytety czy „brudny język” szkodziło pory­wanie się za pióro, zanim oczy „zmordują czytaniem” (Pamiętniki, t. 2). To właśnie naru­szenie wymogu ciężkiej pracy i fachowości miało wywołać zamęt w kulturze 1. poł. XIX w. Koźmian wskazywał źródło choroby i podsuwał lekarstwo: „Niech pedanci, antykwariusze, bibliografy, nietowarzyscy erudyci, matematycy, astronomowie nie wdają się w poezję i przestają o niej sądzić” (tamże). Zarzut ten dotyczył też ludzi skądinąd przez klasyka poważa­nych, np. Wacława Aleksandra Maciejowskiego, którego Koźmian chwalił jako „znakomi­tego szperacza i erudytę starożytnych dziejów”, ale który ‒ jak przekonywał ‒ niepotrzebnie w swym Piśmiennictwie polskim (wyd. 1851‒1852) „obiecuje rozbierać poezje i twory sztu­ki, imaginacji i smaku” (list do F. Wężyka z 28 I 1852) oraz proponuje „przenieść Klonowicza nad Kochanowskiego” (tamże). Koźmian piętnował „nadmierne filozofowanie” w litera­turze, czyli łączenie ze sobą roli poety i filozofa. Opowiadał się przeciw wszelkim metodom umysłowej spekulacji o proweniencji zarówno oświeceniowej („wolterzyści i sceptycy fran­cuscy”), jak i romantycznej („filozofowie niemieccy”), którą nazywał pejoratywnie nacecho­wanymi słowami „metafizyka”, „mistycyzm” czy popularnym frazeologizmem „duby smalo­ne”. W październiku 1853 r. pisał do Wężyka: „Nie lubię metafizyki w poezji: to są dwie rzeczy zupełnie sobie przeciwne i z połączenia ich wynikają fałsze, błędy i rymowane brednie” (list do F. Wężyka z 29 X 1853). Terminy typu „pseudofilozof”, „pseudo-Hegel” i „pseudo-Schelling” funkcjonowały jako ostrze przygany wymierzonej w konkretne osoby. O nielubianym Jerzym Okołowie pisał np., że „rzucił się w filozofię Kanta i w naukę ateuszów francuskich, i z religii szyderczy dowcip Woltera sobie przyswoił, a zapalonym uczniem Helwecjusza zo­stał” (Pamiętniki, t. 3), u Tadeusza Mostowskiego ganił „filozoficzny sceptycyzm, posunię­ty może aż do ateizmu i mniemania wspólnego wszystkim uczniom Epikura”, a o Andrze­ju Horodyskim sądził, że miał głowę „metafizyką Kanta przewróconą” (tamże). Poetyckim wyrazem tej postawy stanie się m.in. liryk Na filozofię Hegla z 1848 r. (wyd. Różne wiersze, 1881). Filozofię winił też za szerzące się wśród młodzieży „opętanie”. Miało zacząć się ono od „Niemców rezonowania filozoficznego i literackiego i płodów Szyllera, Schlegla, Goethe­go, p. Staёl, a szczególniej Byrona, […] admiracji Shakespeare’a” (tamże). Koźmian zarzucał ówczesnej epoce powszechne „pogardzania sztuką, zasadami, prawidłami”. Ten nienaturalny stan rzeczy ‒ przekonywał klasyk ‒ „wpłynął na profesora literatury narodowej” (tamże). Za­tem według Koźmiana to „romantyczna gorączka” stworzyła Mickiewicza, a nie na odwrót. W ostatnich latach życia za największego „kaziciela młodzieży”, groźniejszego od Mickiewi­cza, Koźmian uznał Michała Grabowskiego. Przekonywał, że autor Dziadów „tylko zdemora­lizował i uzuchwalił” czytelników, nieprzebaczalną winą Grabowskiego stało się natomiast to, że „bez żadnych literackich zasług i praw do krytyki zaraz się wydrapał na tron krytyka, pod­ciął w swoich literackich banialukach wszystkie zdrowego rozsądku i smaku prawidła, bred­nie swoje ogłosił za wyroki pod godłem: »my i nasi«” (list do F. Wężyka z 5 I 1853). Ta opi­nia obrazuje, jak ważną rolę nie tylko kulturalną, ale przede wszystkim społeczną Koźmian przypisywał krytykom i krytyce.

Metody krytyczne i język. Jako recenzenta Koźmiana wyróżniały głównie cięty i bezpośred­ni język oraz nieprzejednana postawa apologety klasycyzmu. Wobec adwersarzy był nieustę­pliwy i nieugięty, czego dobrym przykładem jest wierszowany list Odpowiedź Franciszko­wi Morawskiemu na jego list o klasykach i romantykach z 1825 r. (wyd. Różne wiersze, 1881). Oponentem był tutaj jego przyjaciel, któremu Koźmian nie chciał wybaczyć kompromisowe­go podejścia w sprawach sztuki. Słownik Koźmiana-polemisty urozmaicały określenia nie­wyszukane, nierzadko ocierające się o przesadę i rubaszność: „wariat i prostak”, „półgłówek”, „śmierdziuch”, „karczemny pijak”, „bękart Feba”, „brudne litewskie pomywaczki” itd. Widać to przede wszystkim w jego wystąpieniach antyromantycznych: „Któż się wda z tymi pijany­mi parobkami literatury w polemikę. Gryzą wszystko jak pluskwy, zgnieść by ich łatwo, gdy­by zgniecione nawet nie śmierdziały” (list do F. Morawskiego z 2 I 1830, rkps Biblioteki PAN w Krakowie, sygn. 2035). Rzeczowe argumenty swych interlokutorów krytyk potrafił zbijać nie chłodnym opanowaniem, lecz właśnie postawą autorytarną, bezpardonowością, odpo­wiednio dobranymi frazeologizmami i przesyconym emfazą tonem wypowiedzi. Stawał się z tego powodu, jeśli wierzyć wspomnieniom Franciszka Salezego Dmochowskiego (Znako­mici literaci z okresu 1800 do 1830 r., „Kłosy” 1871, t. 12, nr 310), przedmiotem żartów w sa­lonie hrabiego Krasińskiego, gdzie podsuwano mu wiersze romantyków z intencją wywoła­nia kolejnych wybuchów złości.

Do okresu poprzedzającego „walkę” Koźmiana z romantyzmem należy jego Odpowiedź Franciszkowi Morawskiemu na jego list o klasykach i romantykach (1825). Sytuuje się ona w kontekście nie tyle napięć klasyczno-romantycznych, ile salonowych komeraży w gronie przyjaciół oraz znajomych, w jakich Koźmianowi zdarzało się już brać udział (np. zbiorowy poemat wymierzony w K. Jaxę Marcinkowskiego Niesnaski Parnasu: Jaxiada, poema bohater­skie (1818), współautorzy to: G. Olizar, F. Morawski, K. Koźmian). W Odpowiedzi Koźmian przyjmuje ton parodystyczny i formę żartu. Istotne są też przejawy ironii. W karykatural­nych sylwetkach bohaterów, mieszkańców „nowego Parnasu”, jako groteskowych „uczniów”, którzy „w ukraińskim smaku nucą dyndającego wisielca na haku”, „językiem gminu” śpiewa­ją o „brudnej Kaśce” czy „pijanym Maćku”: „Cóż stąd, że nieco trąci ‒ ale narodowy” (tamże).

Krytyk Adama Mickiewicza i romantyzmu. Przed wybuchem powstania listopadowe­go Koźmian traktował romantyzm jako szerzącą się wśród młodzieży ekscentryczną, choć przelotną modę, charakteryzującą się ignorowaniem obowiązujących prawideł oraz awer­sją do zdrowego rozsądku. Jak napisze po latach do Wężyka: „Morawski uroił sobie wtedy jakiś młyn wietrzny, jakąś walkę klasyków z romantykami, która chociaż toczyła się za gra­nicą, u nas jej nie było” (list do F. Wężyka z 1 III 1852). Nie uważał zatem, że warto wytaczać w tym przypadku polemiczne działa („Przeciw Shakespearom i Byronom nikt nie był wa­riatem powstawać…”, tamże), raczej trzeba zbywać śmiechem i lekceważeniem „niezgrab­nych naśladowców”. Wyraźną zmianę podejścia do romantyzmu widać w dziełach i wypo­wiedziach z lat polistopadowych. Wierszowany List do Franciszka Morawskiego z 1832 r. (Różne wiersze) można określić jako paszkwil na Adama Mickiewicza (klasyk wyśmiewa głównie brak udziału poety w powstaniu listopadowym), jednak nie ma w nim nuty non­szalancji i lekceważenia, jaka charakteryzowała Odpowiedź z 1825 r. Koźmian był zdeklaro­wanym przeciwnikiem Mickiewicza, zwłaszcza po ukazaniu się Sonetów krymskichKonra­da Wallenroda, a krytycyzm ten wzmógł się po 1830 r. Pisząc o Wallenrodzie, krytyk szydził przede wszystkim z bohatera, nazywając go „wariatem i pijakiem” oraz „bezecnym zdraj­cą” (list do F. Morawskiego, Archiwum PAN 2035). Artystyczną ripostą ze strony Koźmiana miała stać się tytułowa postać z poematu Stefan Czarniecki. Obiekcje zgłaszał też od­nośnie do aspektów genologicznych: „W Wallenrodzie, który nie jest epopeją ani z toku, ani z formy, ani z celu moralnego, przeplatają opowiadania, śpiewki etc. Ale ja autora tego naśladować nie myślę, mam coś lepszego w Homerze i Wergiliuszu” (słowa Koźmiana-seniora dopisane do listu A.E. Koźmiana adresowanego do F. Morawskiego z 6 X 1847). Naj­większe zastrzeżenia wzbudzał w Koźmianie język poezji Mickiewicza, zwłaszcza w Sone­tach przesycony prowincjonalizmami, kolokwializmami i orientalizmami, a także ogólnie „nienarodowy” ich charakter. Świadczy o tym głośny list Koźmiana do Morawskiego z mar­ca 1827 r. („wszystko tam [w Sonetach] krymskie, tureckie, tatarskie, ale nie polskie”; rkps PAN 2035). Zdarzały się jednak klasykowi również sądy wyważone, np. uwaga z listu do Wężyka z 1 III 1852: „A propos Mickiewicza, którego znam talent szczególnie w Farysie, ale którego nienawidzę jako autora Wallenroda”, czy z września tego samego roku wzmian­ka o „litewskim wieszczu” panującym „równie niezaprzeczonym geniuszem, jak niemoral­nym i niebezpiecznym duchem” (list do F. Wężyka z 2‒3 IX 1852). Ale bardziej znamienny pod tym względem jest list z 20 I 1846, w którym autora Pana Tadeusza Koźmian nazwie „fałszywym bożyszczem” sączącym „truciznę dla moralności, dla poezji, dla literatury”. Pod wpływem jej działania młodzież „skaziła sławę narodową, targnęła się na groby ojców, na świętość pomników naszych i ojcobójczą rękę na sławny swój ród podniosła” (tamże). Nieco dalej pochlebnie wypowiada się o autorze Makbeta, puentując: „Ty pierwszy byłeś, kochany przyjacielu, coś ziomków twoich z uprzedzenia wywiódł i zacząłeś obznajmiać ich z klasycznymi pięknościami tego nieklasycznego, a jednak wielkiego poety” (tamże). Tym­czasem w 1814 r. Koźmian wraz z Ludwikiem Osińskim, Janem Tarnowskim i Julianem Ur­synem Niemcewiczem należał do deputacji Towarzystwa Przyjaciół Nauk, która odrzuciła nowatorską rozprawę Wężyka O poezji dramatycznej, ganiąc m.in. wyraźne w niej uzna­nie dla Shakespeare’a. W następnych latach Koźmian pisał o twórcy Dziadów jako o „Litwi­nie z szatańskim geniuszem” (list do F. Wężyka z 29 X 1853), w Pamiętnikach nazywał go „literackim zbrodniarzem”, minstrelem „brudnych litewskich pomywaczek”, ale winę za „powszechne zepsucie” literatury przekierował ‒ jak w przypadku epigonów Shakespeare’a ‒ na „nieszczęśliwych naśladowców”, których nazwie „Mickiewiczyzną”, „rojem pluskiew”, „bazgrzącą gawiedzią”. Antyromantyczne opinie usunął z Pamiętników ich wydawca ‒ syn autora, Andrzej Edward Koźmian.

Opinie o Zygmuncie Krasińskim. Koźmian wypowiadał się z rzadką u siebie fascynacją o Krasińskim. Według niego autor Przedświtu to „najzacniejszy i najszlachetniejszy młodzie­niec” (Pamiętniki, t. 3), co więcej, „prawdziwy geniusz” mający „wielkie zalety”, w którym ce­nić i uwielbiać należy „czucia”, „umysł i naukę” (list do F. Wężyka z 20 I 1846). Zdarzały się wprawdzie też komentarze innego typu: „[…] słabe ciało [Zygmunta] gorączka pali, a natę­żenie nerwy rozstraja, kiedy w poezji trzeba czerstwego ducha i zapału umysłu, a nie gorącz­ki krwi, która ten umysł osłabia” (tamże). Trudno jednak orzec, na ile było to potępienie nad­miernej egzaltacji, a na ile rodzaj troski o zdrowie syna najbliższego przyjaciela, z którym łączyły Koźmiana bliska zażyłość i poglądy polityczne. Opowiadając w 1853 r. Wężykowi o swym wierszu na cześć generała, któremu zawdzięczał różne „drobiazgi” (np. paszport dla syna), dodawał: „Jest on moim stałym przyjacielem i mogę go liczyć na czele tych, co się mnie tak w dobrej, jak w złej doli nie wyparli” (list do F. Wężyka z 5 I 1853). Jednak przy analizie relacji twórcy Nie-Boskiej komedii z Koźmianem ani ten kontekst, ani łącząca ich wspólnota konserwatywnych przekonań są niewystarczające. Zygmunt Krasiński jest jedynym twórcą, u którego Koźmian szukał artystycznych inspiracji i którego obdarzał życzliwością.

Owocem tego międzypokoleniowego, romantyczno-klasycystycznego dialogu był też blok korespondencji z l. 1844‒1850 (Listy Zygmunta Krasińskiego o poemacie Kajetana Koź­miana „Stefan Czarniecki”, 1859). Współcześni badacze określają ten historycznoliteracki fenomen rozmową „ortodoksyjnego klasyka” z „dojrzałym romantykiem” (Z. Rejman) tu­dzież „dyskusją pisarzy biegunowo różnych ze względu na przynależność do przeciwstaw­nych prądów literackich” (A. Waśko). Nie tylko uwagi poety romantycznego wpłynęły na ostateczny kształt Stefana Czarnieckiego ‒ dedykowanego Zygmuntowi Krasińskiemu ‒ ale i o Krasińskim pisze się, że w jego twórczości wątki klasycystyczne są najbardziej zauważal­ne „w utworach późnych, pokrywających się czasowo z okresem korespondencji z Koźmianem” (A. Waśko).

O Cyprianie Norwidzie. Niejednoznaczne stanowisko Koźmian zajął względem twórczości Cypriana Norwida, Jadwigi Łuszczewskiej (Deotymy), Antoniego Edwarda Odyńca oraz Jó­zefa Ignacego Kraszewskiego. Norwid wraz z Władysławem Wężykiem odwiedził w 1841 r. Piotrowice, Koźmian poznał go osobiście, a gość zrobił na tyle dobre wrażenie, że w 1846 r. pisał o nim jako o „zacnym młodzieńcu, którego wszyscy pokochaliśmy”, który „stanie się znakomitym równie dłutem, jak i piórem, jeśli się dobrze, o czym nie wątpię, w nieśmier­telne wzory wpatrzy” (list do F. Wężyka z 20 I 1846). Ta ocena zmieniła się i w 1851 r. Koź­mian przekonywał przyjaciela: „[…] teraźniejsza generacja zgłupiała pod godłem »Norwidzie, wiek twój idzie«” i zapytywał: „Czytałżeś ostatnie jego niesłychane brednie? Żałuję go, bo to był dobry chłopiec, ale pochwałami przewrócono mu głowę” (list do F. Wężyka z 9 XII 1851). W 1853 r. napisał z kolei: „[…] od czasu, jak Promethidion Norwida wyszedł w pięknej edycji w Paryżu, […] już nie ma hamulca na szał i głupstwo” (list do F. Wężyka z 1 VII 1853). W jednej z rękopiśmiennych pieśni Stefana Czarnieckiego znalazła się dedy­kacja dla autora Vade-mecum, której nie ma w wersji drukowanej poematu. Norwid skon­statował ten fakt w 1859 r. ze zdziwieniem i z goryczą: „Jedna pieśń w rękopiśmie była mnie dedykowana ‒ a teraz cały poemat Zygmuntowi… tak bywa często” (list C. Norwida do T. Lenartowicza ze stycznia 1859 r.).

O Deotymie. Podobnym rozczarowaniem w życiu Koźmiana stał się fenomen Deotymy. Przebieg jej kariery klasyk śledził z uwagą od 1852 r. Już w kwietniu tegoż roku napisał do Wężyka: „W domu pani Łuszczewskiej w młodszej jej córce objawiła się nowa Korynna” (list do F. Wężyka z 25 IV 1852), a jej talent miał uzewnętrznić się głównie w „improwizowanych apoteozach”. To, że Koźmian w Jadwidze wolał widzieć Korynnę, a nie Deotymę, wskazuje na kierunek obaw rozwijających się względem dobrze zapowiadającej się artystki. Zastana­wiał się nad niesprawiedliwą ‒ jego zdaniem ‒ krytyką jej utworów w prasie: „Tyle głupich wierszy Norwida i innych wielu umieszczali w »Przeglądzie«, a niedoskonałości improwiza­cji [Deotymy] przebaczyć nie mogą” (list do F. Wężyka z 17 III 1853). Rok później zwierzył się Wężykowi: „Dziwię się, że Siemieński i Pol, oba utalentowani ludzie, obdarzeni dobrym sądem i piórem, mogli stać się przeciwnikami Deotymy” (list do F. Wężyka z 10 XI 1854). Klasyka niepokoiło jednak pytanie o powód jego własnego zachwytu nad twórczością nasto­letniej, niedoświadczonej dziewczyny: „Pytam się ja nieraz siebie, dlaczego tego dziewczę­cia niewinne, skromne, religijne tony i jej poezja, pełna imaginacji tego rodzaju, tak miłe na nas starszych czyni wrażenia?” (list do F. Wężyka z 8 II 1853). Tłumaczył to ogólnym obni­żeniem poziomu współczesnej mu literatury, przesyconej „potwornościami”, „tatarskim wy­ciem”, „wierszydłami”. Na tym tle ów „głos flecika niewinnej pasterki” zdawał się emanacją geniuszu, gdy w rzeczywistości mógł jedynie zwiastować „bliski świt” (tamże). Duże zastrze­żenia Koźmian zgłaszał wobec sposobów promowania Deotymy. Pisał do Wężyka w styczniu 1853 r.: „[…] żałuję tego utalentowanego dziewczęcia, że i osobę jego, i talent tak pospolitują i szarzają. Ubrano ją, słyszę, jak kapłankę sybilińską czy też jak druidę” (list do F. Węży­ka z 15 I 1853). Z krytyką spotkało się rzekome przedkładanie kariery Łuszczewskiej nad jej „kobiece” powołanie: „[.] dla przelotnej słynności dziecinnych wierszy zabiją w niej żonę i matkę” (list do F. Wężyka z 15 I 1853). Koźmian obawiał się tu powtórzenia „kazusu Mic­kiewicza”, czyli zgubnej siły przykładu: „[.] wkrótce może za jeden salon pani Łuszczewskiej powstanie dziesięć”, w związku z czym rychło „braknie gospodarnych żon, pomocniczych córek, a może folwarcznych gospodyń i szafarek, nie będzie komu krów doić, kur sadzić, gęsi, kaczek chować, a może nawet i trzody chlewnej paść” (list do F. Wężyka z 8 III 1854). W ry­sowaniu groteskowych, apokaliptycznych scen poszedł Koźmian jeszcze dalej: „[.] ziemia zjałowieje, trzody wyzdychają, konopi i lnu nie będzie na koszule, a chociażby go dostarczyły włościanki, nie będzie prządek, więc przyjdzie nago chodzić i będzie raj na ziemi, i będziem widzieć niewinne Ewy, niewstydzące się nagości” (tamże). W ostatnich latach życia piętno­wał też erudycję Deotymy. Na początku lutego 1854 r. zachęcał przyjaciela: „[.] przeczytaj […] wiersze: Tęcza, Podróż, Św. Augustyn itd., a ujrzysz, […] jak pijana erudycją i imaginacją, bez hamulca i rozsądku popletła niezrozumiane, przynajmniej dla mnie, duby” (list do F. Wężyka z 4 II 1854). W liście ze stycznia 1855 r. pisał o Tomirze, a także wierszach Wspo­mnienie oraz Łzy: „Deotyma z zimną erudycją mitologiczną określiła łzę. Nie powinna była po Morawskim przyjąć tego tematu lub słuchaczom cygarowym przeczytać utwór Moraw­skiego; przez tę skromność podniosłaby się była wyżej, a idąc w zapasy, przez porównanie zbyt nisko spadła”.

O Antonim Edwardzie Odyńcu i Józefie Ignacym Kraszewskim. Odyniec był poetą, które­go Koźmian niesłusznie, jak później twierdził, spisał na straty. Tłumaczył się z tego przed Wę­żykiem, a chodziło o wiersz Odyńca Starość ducha z okazji 80. rocznicy urodzin Koźmiana. Liryk przypadł do gustu adresatowi, ponieważ ‒ jak szczerze pisał do Wężyka ‒ „pochlebiał jego miłości własnej” (list do F. Wężyka z 30 IX 1852). W 2. poł. 1852 r. komplementował więc Odyńca: „[…] dwadzieścia lat go nie widziałem. Czasem tylko wpadły mi w ręce jego twory, coraz z większym talentem pisane” (list do F. Wężyka z 2‒3 IX 1852). Owocem doj­rzewającego talentu poety stała się Felicyta, utwór o pierwszej chrześcijańskiej męczennicy. Wężyk nie podzielał entuzjazmu Koźmiana.

„Niepospolitego talentu” nie odmawiał Koźmian również Kraszewskiemu. Pisał o nim jako o jednym z „lepszych teraźniejszych pisarzy” (list do F. Wężyka z 25 IV 1852), dostrzegł w nim jednak zjawisko charakterystyczne dla zawodowych literatów: „Chęć zarobku spie­szyć mu [Kraszewskiemu] się doradza, pośpiech wpędza go na szkopuły” (tamże). Po lektu­rze Kordeckiego donosił Wężykowi: „Nic tak nie poniżyło i nie poniża naszej konającej lite­ratury, jak te nieśmiertelne powiastki niezgrabnie naśladowanym stylem Walter Scotta dla zarobku jakby parową machiną plecione. Co bądź, jak bądź, byle prędko i dużo” (list do F. Wężyka z 26 I 1853). W podobnym tonie jest utrzymany list do Wincentego Krasińskiego z 20 XII 1853.

Stosunek do bieżącej produkcji literackiej po 1845 r. Poziom literatury oraz kierunki jej rozwoju po 1845 r. Koźmian odbierał negatywnie. Wyjątkowo na uznanie zasłużył Zbigniew Oleśnicki Maurycego Dzieduszyckiego, którego klasyk przeczytał z przyjemnością (list do F. Wężyka z 3 IV 1854). Wysoko ocenił też całą twórczość „stróżów biblioteki Ossolińskich ze Lwowa”: Karola Szajnochy, Leszka Dunin Borkowskiego oraz Aleksandra Batowskiego (list do F. Wężyka z 30 VI 1854). Również o Lucjanie Siemieńskim wypowiedział się cie­pło, dostrzegając w jego dziełach „znakomitą naukę i pióro” (list do F. Wężyka z 24 IV 1855). Do uprzywilejowanego grona twórców należał ponadto Zygmunt Kaczkowski. Co prawda klasyk przypisał go najpierw do „tułającej się po gazetach” rzeszy „zarobkowiczów” (list do F. Wężyka z 29 X 1853), lecz już w 1854 r. opinię tę zmienił. Po lekturze Murdeliona przyznał, że autor ten ma „szczerością znakomite zdolności”, szczególnie ceniąc w nim „religijną, mo­ralną dążność, której się młodzi pisarze wyparli” (list do F. Wężyka z 12 XII 1854).

Jednak ogólną ocenę Koźmiana ówczesnej kultury obrazują słowa: „[…] chaos, odmęt, przepaść, w którą większa część literatów na złamanie karku leci; gdy się postarzeją, dopiero się przekonają, jak dalece byli głupimi” (list do F. Wężyka z 24 IV 1855). Jest to cytat z jednego z ostatnich napisanych przez Koźmiana listów, ale analogiczne sądy wypowiadał już dekadę wcześniej. W 1846 r. pisał do Wężyka: „[…] barbarzyńcy napadli Parnas, rozpędzili nadob­ne muzy, wprowadzili sybille z najeżonymi włosami i z wykrzywionymi aż do wstrętu patrzą­cych twarzami, podobniejszymi do opętanych szatanem, jak do natchnionych Bogiem” (list do F. Wężyka z 20 I 1846). Zarówno we wspomnieniach, jak i w korespondencji klasyk ape­lował o bojkotowanie najnowszej literatury. Zdrową alternatywę miał przynieść kanon twór­ców z epok poprzednich: „Zwróćmy wzrok na dawne nasze towarzystwo, na nasze stare wzo­ry, z którymi i przy których kształciliśmy się, na imiona, któreśmy czcili, szanowali, a oni nas szacowali wzajem” (list do F. Wężyka z 27 VI 1855), mając na uwadze dzieła „Czackich, Śniadeckich, Trembeckich, Naruszewiczów, Krasickich, Woroniczów, Kopczyńskich” (list do F. Wężyka z 1 V 1854).

Koźmian do końca życia pozostał obrońcą doktryny klasycyzmu w jego francuskiej od­mianie, orędownikiem trzymania się reguł, kierowania się wyselekcjonowanymi przykłada­mi i wzorami. Jego mottem było przekonanie: „Klasyków nie można dość często tłumaczyć, po tych śladach i na tych wzorach język się bogaci, nabiera giętkości i szczęśliwych zwrotów i wyrażeń, a smak niezawodnie się kształci” (list do F. Wężyka z 5 I 1853). Negatywnie od­bierał próby naginania akceptowanych przezeń norm, potępiał tendencje do artystycznego eksperymentu, modernizowania konwencji, języka, formy gatunkowej; źle reagował na natu­ralne procesy ewolucji w modzie czy na zmiany w literackich gustach oraz czytelniczych po­trzebach i upodobaniach. W swych przekonaniach był osamotniony, pełnego zrozumienia, ani tym bardziej poparcia, nie znalazł ‒ co oczywiste ‒ u swego syna ani u przyjaciół, Mo­rawskiego i Wężyka. W tym kontekście sytuują się słowa z listu do Wężyka z marca 1852 r.: „[…] w pewnych przypadkach i dla pewnych umysłów nie są szkodliwymi prawidła i szran­ki” (list do F. Wężyka z 1 III 1852). Można tu dostrzec pewne ustępstwo w stosunku do charakteryzującej jego recenzencką aktywność postawy z okresu okołopowstaniowego. Oto klasyk pod koniec życia przyznawał z rezygnacją, że dogmaty w sztuce można uznać za meta­foryczną „poręcz mostu”, który „przebywają nie tylko ludzie zdrowi i trzeźwi”, ci de facto nie potrzebują asekuracji, lecz „ciśnie się na niego i gawiedź ciemna, a częstokroć pijana” (tam­że). Koźmian zdaje się bowiem godzić z poglądem, że zasady są obligatoryjne w przypadku potencjalnych „Ikarów”, prawdziwy talent może się bez nich obejść. Do ostatnich chwil ży­cia Koźmian pozostawał jednak żywo zainteresowanym obserwatorem życia literackiego, ko­mentatorem jego tendencji i pełnym temperamentu krytykiem, mimo wszystko wiernym doktrynie klasycyzmu.

Bibliografia

PSB, t. 15; NK, t. 5.

Źródła:

Odpowiedź Franciszkowi Morawskiemu na jego list o klasykach i romantykach z 1825 r., w: K. Koźmian, Różne wiersze, Kraków 1881;

List K. Koźmiana do F. Morawskiego, w: W. Billip, Mickiewicz w oczach współczesnych. Antologia, Wrocław 1962;

Raport o „Śpiewach historycznych” Niemcewicza (w Towarzystwie Przyjaciół Nauk), w: K. Koźmian, Pisma prozą, Kraków 1888;

List do F. Morawskiego z 2 I 1830, Rps Bibl. PAN w Krakowie, sygn. 2035;

List do Franciszka Morawskiego z 1832 r., w: K. Koźmian, Różne wiersze, Kraków 1881;

List do W. Krasińskiego z 22 III 1843, w: A. Bar, Kumoszki na Parnasie, Kraków 1947;

List do W. Krasińskiego z 20 XII 1853, w: Z. Sudolski, Wincenty Krasiński i współcześni, Warszawa 2003;

Różne wiersze, Kraków 1881; Pisma prozą, Kraków 1888;

Korespondencja literacka Kajetana Koźmiana z Franciszkiem Wężykiem (1845–1856), wyd. S. Tomkowicz, w: Archiwum do dziejów literatury i oświaty w Polsce, t. 14, Kraków 1914;

Recenzje Towarzystwa Iksów, oprac. J. Lipiński, Wrocław 1956;

K. Koźmian, Pamiętniki, t. 1–3, oprac. M. Kaczmarek i K. Pecold, Wrocław 1972.

 

Opracowania:

S. Staszic, Zdanie sprawy z czteroletniej pracy Towarzystwa Królewskiego Przyjaciół Nauk z roku 1809, 1810, 1811, 1812, „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk” 1817, t. 10, Warszawa;

F.S. Dmochowski, Wspomnienia, Warszawa 1858;

F.S. Dmochowski, Znakomici literaci z okresu 1800 do 1830 r., „Kłosy” 1871, nr 310;

H. Biegeleisen, Towarzystwo Iksów. Ustęp z dziejów krytyki w literaturze polskiej, „Biblioteka Warszawska” 1885, t. 4;

K.W. Wojciechowski., Kajetan Koźmian. Życie i dzieła, Lwów 1897;

I. Kitowiczowa, O zadaniach krytyki literackiej lat 1800–1820, w: Badania nad krytyką literacką. Z dziejów form artystycznych w literaturze polskiej, red. J. Sławiński, Wrocław 1974;

J. Kleiner, Sentymentalizm i preromantyzm. Studia inedita z literatury porozbiorowej 1795–1822, Kraków 1975;

T. Kostkiewiczowa, Klasycyzm, sentymentalizm, rokoko, Warszawa 1975;

Z. Sudolski, Wstęp, w: Z. Krasiński, Listy do Koźmianów, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1977;

P. Żbikowski, Koźmianowskie paszkwile na powstanie listopadowe, „Pamiętnik Literacki” 1981, z. 4;

P. Żbikowski, Kajetan Koźmian. Szkic do portretu, Rzeszów 1990;

J. Wójcicki, W kręgu „Dies irae”: Koźmian – Wężyk – Deotyma, w: Od oświecenia do romantyzmu. Prace ofiarowane Piotrowi Żbikowskiemu, red. G. Ostasz, S. Uliasz, Rzeszów 1997;

M. Stanisz, Wczesnoromantyczne spory o poezję, Kraków 1998;

B. Oleksowicz, Uwagi Kajetana Koźmiana i Franciszka Wężyka o literaturze dla zarobku ukleconej, w: Pieniądz w literaturze i teatrze, red. J. Bachórz, Gdańsk 2000;

M. Mycielski, „Miasto ma mieszkańców, wieś obywateli”. Kajetana Koźmiana koncepcje wspólnoty politycznej (do 1830 roku), Wrocław 2004;

Z. Rejman, Świadomość literacka polskiego Oświecenia, Warszawa 2005; P. Żbikowski, Teatr i początki krytyki teatralnej w Polsce, „Pamiętnik Literacki” 2011, z. 4;

A. Waśko, Literacki i polityczny dialog między Zygmuntem Krasińskim a Kajetanem Koźmianem, w: Długie trwanie. Różne oblicza klasycyzmu, red. R. Dąbrowski i B. Dopart, Kraków 2011;

B. Czwórnóg-Jadczak, Klasycy i romantycy. Spór i dialog, Lublin 2012;

Ł. Zabielski, „Polityczny i literacki zbrodniarz”. Okiem Kajetana Koźmiana, w: Adam Mickiewicz w kontekstach kulturowych dawnych i współczesnych, Opole 2012;

Ł. Zabielski, Meandry antyromantyczności. Kajetan Koźmian i romantycy polscy, Kraków 2015.