„Łóżko”

HRABIA (jakby nie słysząc)

Ech, jeździ człowiek, jeździ tymi pociągami na tamten świat i stąd ma pociąg do alkoholu. Gdyby chociaż doczepili jakąś cysternę. (rozgląda się) Nie, ale tu nigdy nie byłem. Taki zaciszny cmentarzyk, tfe, hotelik. Pani sypia w tej kadzi? Dziwne przyzwyczajenie…

MADAME KRISTINA (zasłaniając twarz)

Lekarz mi zapisał. Reumatyzm. Po co pan tu przyjechał? Włazi pan tu po nocy, budzi pan samotną kobietę, wypocząć jej w kadzi nie daje. Rzeczywiście, hrabia z pana.

HRABIA (skromnie)

Byłem hrabią. Byłbym nim nadal, gdyby nie telefonistka. Madame Kristina.

Spójrz pani na moje ręce. Jak z drewna. Proletariusz jestem. Hotel pucuję, a w nocy po pracy śni mi się, że jeżdżę pociągami. Tej baby szukam.

MADAME KRISTINA

Pan niespokojny! Pan poeta?

HRABIA

Jaki ja tam poeta, panienko. Podróżny jestem. Kiedyś meduzy, a dzisiaj to gołębie hoduję. „Poeta, ale nie ta”, jak mawiał pewien drab.

MADAME KRISTINA

To po co pan tu przychodzi? Na cóż ta terapia? Nie lubi pan nas, kobiet…

HRABIA

Po co, po co. Zaraz po co. Mówię, że tej baby szukam. Pierwszy raz tu mój pociąg stanął, panienko. Płynęliśmy, płynęliśmy po tym oceanie snu, trochę się piło z pasażerami w sypialnym, a tu nagle – wyspa! Stacja! Pełno świateł! Ale gdy się wysiadło, okazało się, że stacja jest tylko ścianą z dykty, a z tyłu ten zaciszny cmentarzyk, tfu, hotelik.

MADAME KRISTINA

Pan sam czy z pasażerami? Meldować trza.

HRABIA

Sam! Pasażerów to u nas nie ma, panienko. A jeżeli są, to nie mówią, a siedzą w pociągu i w milczeniu wódę piją. Na przykład dzisiaj to były baby z odpustu, które zginęły w jakiejś katastrofie. (przygląda się) Ale ja już panienkę chyba gdzieś widziałem? Coo?

MADAME KRISTINA (zasłaniając twarz)

Czyżby? (pauza) Pan narzeka na tę swoją pracę, po co pan podróżuje? Szuka pan zemsty na bezbronnej kobiecie?

HRABIA (zamyślony, do siebie)

Gdzie ja panienkę już widziałem… mój Boże… (budzi się z zamyślenia) Dlaczego podróżuję. Coś trzeba robić. Powtarzam. Baby szukam. Skrzywdziła mnie. Chciałoby się coś pisać, gdzieś iść na przełaj. Jak byłem hrabią, to trochę pisałem, a teraz w hotelu to tylko zamiatam. Umiesz pisać, to zamieć podłogę. Taki duch niespokojny w człowieku siedzi. Złe moce, tfu.

MADAME KRISTINA (uśmiechając się)

Duch?! Pan żartuje!

HRABIA (bijąc się w piersi)

Tak! Duch zemsty. Tam, wewnątrz. Ale ja tę babę znajdę.

MADAME KRISTINA (pogardliwie)

E, też śniło się panu zapewne…

HRABIA

Gdzie tam śniło! Zaraz sen! Sen to najłatwiejsza konwencja, panienko, ale gdzieś, jakbym w rzeczywistości panią widział, prawie że za nos ją trzymał, z przeproszeniem, delikatnie. Lecz przypominam to jak przez dziurę w płocie. Niewyraźnie.