„Łóżko”

MADAME KRISTINA

Każdy z nas ma swoje jednostkowe błędy. Pan też chyba nie jest ideałem?

CESARZ (groźnie)

Chcesz pani teoretyzować? Dyskusja? A może nasz minister się pani nie podoba?

MADAME KRISTINA (przestraszona, cofa się)

…Nie! Nie. Skądże! Fajny chłop!

HRABIA (groźnie)

A może pometaforzyć? Co? Panienko?!

MADAME KRISTINA

…Nie, nie…

CESARZ

No, dobrze. Niech się pani już nie obawia. (do Hrabiego) Dobrze, że choć z jednej podróżniczej branży jesteśmy. Niech się kolega podsunie. Kolegi ciało niech leży z tamtej strony, a ja tu. A nogi czyste?

HRABIA (jęcząc)

…Spać nie dadzą po służbie…

CESARZ

Niech kolega nie jęczy jak stara baba. (do Madame Kristiny) Proszę obudzić o siódmej.

MADAME KRISTINA (popłakując)

Oczywiście, proszę pana! (siada w kadzi, wyciera nos, oczy, wyjmuje puderniczkę, poprawia makijaż, po czym znów szlocha. Sięga po butelkę i stwierdzając, że obaj podróżni śpią, pije z butelki kilka łyków. Twarz jej się rozjaśnia. Nagle słychać piorun)

…Dobrze, że choć mnie nie poznali…

Śpią obaj jak bracia syjamscy! Tylu bogatych klientów na stanowiskach nie miałam tu od dawna. Hrabia! Cesarz!

Żeby ten mój dyrektor Lucyfer wreszcie przyszedł. Wyjdę go poszukać.

 

Madame Kristina wstaje, zbliża się do drzwi, wychodzi. W tym momencie wchodzi Rycerz z latarnią i teczką, w nocnej koszuli, miecz wystaje mu z teczki.

 

RYCERZ (rozglądając się)

Hotelik porządny, coś jakby rycerski zajazd. Tylko że brak pięknej Andromedy. Już nóg nie czuję, wciąż szukając tej telefonistki. Człowieka tak jakoś powytrząsa z myśli w tych cholernych pociągach. Wciąż du, du, du – du, du, du. Kiedyś, nim zacząłem pracować u dyrektora Rolasa – gdy się jeździło na koniu, było o wiele lepiej. Koń ciszej rżał niż te straszne lokomotywy. A gdy zagwiżdże toto w tunelu, aż gęsia skóra. I potem dziwią się, że człowiek niemuzykalny. Że na koncerty nie chodzi i radio wyłącza. I to co noc w kółko. Wciąż ta męczarnia poszukiwania madame Kristiny. Nie jest słodkie moje życie, jak mawiał pewien dyrektor fabryki konfitur. (podnosząc latarnię) Hej, jest tu kto? (cisza) Jest tu kto, pytam? (cisza – Rycerz siada na krześle, obok krzesła stawia latarnię. Wchodzi Madame Kristina)

MADAME KRISTINA (tajemniczo)

Pan oczywiście w sprawie hotelu?

RYCERZ (przestraszony podskakuje na krześle)

Aaaaa! Ale mnie pani wystraszyła! Już nie to serce, co mogło kiedyś bić jak zegar ścienny.

MADAME KRISTINA

Wybijało godziny? Naprawdę?

RYCERZ

Pani żartuje z rycerza. Człowiek ma nadwątlone nerwy. Serenady i żarty już dawno mi przeszły.

MADAME KRISTINA

Znam to, co pan mówi. Znam. Chciał pan sobie poserenadzić? Co?! Metaforzyć, teoretyzować i serenadzić? Tak? Stara szelma! (groźnie chwyta go za koszulę)

RYCERZ (wyrywając się)

No, no, niech no piękna Andromeda trzyma rączki przy sobie. Komu stara szelma, a komu podróżujący rycerz – szelmutko. Nie po to kończyłem rycerski zakon, aby byle kto mnie klepał. Jeszcze biedę klepać, rozumiem, ale mnie? Rycerza!

MADAME KRISTINA (do siebie)

Podoba mi się. W odróżnieniu od tamtych inaczej jakoś zabiera się do rzeczy. Bardziej po rycersku.

RYCERZ (patrząc na leżących na łóżku)

Co to za facjaty?

MADAME KRISTINA

Jeden z nich był hrabią, a drugi cesarzem.

RYCERZ

Szukam jednej baby. Przepraszam, pani. Nie obudziła mnie i spóźniłem się pod Grunwald. Teraz znam Grunwald z filmu, i to z nie najlepszej kopii.

MADAME KRISTINA

Wiem o tym.