
28. Mały szkic Michała Głowińskiego Analityczny i interpretacyjny przewodnik po Fikcji dobrego dzieciństwa
5.
Dobrze, jeśli interpretacja kończy się wyraźnym akordem, rodzajem podsumowania, konkluzją. Nie trzeba jednak tej wskazówki praktycznej traktować jako obowiązującej zasady. Po pierwsze dlatego, żeby nie popadać w rutynę, której często przypina się łatkę: „szkolna”. Po drugie, nie każdy utwór poddaje się bez sprzeciwu takiej procedurze; nie należy spłaszczać skomplikowanej płaszczyzny znaczeniowej, by osiągnąć – w takim przypadku pozorną – spójność interpretacji.
„Mały szkic” Michała Głowińskiego nie piętrzy aż takich trudności. Zauważmy, że opowieść o Zagładzie, nie mając – inaczej niż opowieść o wojnie, rodzinie czy miłości – gotowych wzorców narracyjnych, może korzystać z wielu z nich. Podobnie refleksja na temat zachowań werbalnych Ocalałych, ich sposobu życia może wykorzystywać dawne, wydawałoby się spetryfikowane, gatunki literackie, takie choćby, jak charakter. Zderzenie mniej lub bardziej eleganckiej staroświeckości, sygnalizowanej także archaicznym imieniem bohatera, z treścią dotyczącą Zagłady ma swoją siłę rażenia. Znaczenie ma także, a nie mówiliśmy jeszcze o tym detalu, minimalny rozmiar szkicu, stroniczka niewielkiego formatu, pobieżnie nakreślona, zamarkowana historia Gerwazego. Nałkowska w narracji z tomu Medaliony utrzymywała, że rzeczywistość traumatyczna, doświadczana i analizowana w większych dawkach, przerasta nasze możliwości percepcyjne; można ją przyswoić tylko we fragmentach zapamiętanych obrazów i przeżytych lub zasłyszanych historii. To dawkowanie realnego ma szczególne znaczenie, gdy chodzi o Zagładę:
Rzeczywistość jest do zniesienia, gdyż jest nie cała wiadoma. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji. Wiemy o spokojnych pochodach ludzi idących bez sprzeciwu na śmierć. O skokach w płomienie, o skokach w przepaść. Ale jesteśmy po tej stronie muru [1].
Michał i Gerwazy byli po obu stronach. Gerwazy chciał odsunąć się od przeszłości jak najdalej, co mu się udało tylko częściowo. Postrzegano go bowiem jako Ocalałego, który jest coś winien światu i nie wypełnia zobowiązania. Michał Głowiński pozostawał bliżej rzeczywistości gettowej, opowiadał o niej, ale na ściśle określonych zasadach: kiedy złożył do wydawnictwa swoją pierwszą książkę o getcie, Czarne sezony (1998), a redaktorzy poddali ją nieuzgodnionej obróbce, rozbudowując obrazy i „upiększając” styl, wyraził gwałtowany sprzeciw i zażądał przywrócenia stanu wyjściowego. Do tych zasad należały też: doraźność i fragmentaryczność – wspomnień, opisów, refleksji, fabuł przerwanych. Fragmentaryczność potwierdzała spostrzeżenie Nałkowskiej, doraźność – stałą obecność Zagłady w umyśle i psychice piszącego.