
35. Metafora idzie na wojnę
„Wznoszą / tłumy i krzyki”. Jakże to intrygująca konstrukcja gramatyczna, w której w pełni objawia się (nie po raz ostatni) lingwistyczna wrażliwość szczecińskiego poety. Zgodnie z kanonami sztuki retoryki (tu warto polecić kompendium Jerzego Ziomka), przywołane wyrażenie lokuje się na pograniczu dwóch figur retorycznych, ściśle splecionych ze sobą, a niekiedy utożsamianych. Mowa o zeugmie i syllepsis. Kluczem do rozbioru zastosowanej konstrukcji syntaktycznej, w istocie niezgodnej z ogólnie przyjętymi normami poprawności (a więc zbliżającej się do anakolutu), jest użycie czasownika „wznosić”. Został on użyty – powołajmy się na autora Retoryki opisowej – „podstępnie”, ponieważ w naszym przypadku jest on właściwie homonimem skrywającym dwa znaczenia. Spójrzmy od końca. O ile czasownik „wznosić” w stosunku do słowa „krzyki” został użyty w pełnej zgodzie z gramatycznym uzusem (w znaczeniu: ‘podnieść larum’, ‘wszczynać alarm’), o tyle „wznosić tłumy” występuje w znaczeniu metaforycznym, ukazującym ukrytą moc, jaką dysponują „wiersze antywojenne”. Niczym flecista z Hameln są w stanie wywabić ludność na ulice. A swoją drogą, uważne ucho historyka poezji może w tym fragmencie usłyszeć pogłos wiersza bliskiego Liskowackiemu Stanisława Barańczaka N.N. przyznaje się do wszystkiego: [anonimowy bohater] „przed odświętną trybuną dźwiga w górę uśmiech i dziecko z chorągiewką w rączce”. „Dźwigać uśmiech i dziecko”, „podniosły się ręce i głosy”, „Wznoszą tłumy i krzyki”, wszystkie te wyrażenia mogą uchodzić za podręcznikowe wręcz przykłady syllepsy, choć u szczecińskiego poety dochodzi do, by tak rzec, podwójnej gry słownej. Jej charakter ujawni się, gdy przypomnimy sobie o ukrytym podmiocie („wiersze antywojenne”), który dodatkowo wprowadza element metonimicznej komplikacji. Okazuje się więc, że autor dokonał swoistej rozbiórki wyrażenia: „tłumy wznoszą (o)krzyki”. Dzięki tej operacji na frazeologii otrzymujemy niezwykle dynamiczny obraz, który dałoby się chyba streścić następująco: pod wpływem lektury (wysłuchania) „wierszy antywojennych/wojennych” tłumy wznoszą krzyki, a przy tym protestująca masa ludzka sama w sobie „wznosi się” jak fala, unoszona siłą wewnętrznego gniewu.