
35. Metafora idzie na wojnę
Reprezentatywnym tego przykładem był przywołany powyżej Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. Za szczelną fasadą pacyfistycznych frazesów skrywała się zimnowojenna propaganda, nastawiona na manipulację i przekonanie elit intelektualnych Zachodu o komunistach miłujących pokój. To dla nich w głównej mierze przeznaczona była soczysta „marchew” Kongresu, w tle jednak pohukiwał butny głos Aleksandra Fadiejewa, radzieckiego delegata. Oto mielibyśmy i cień kija, gdyby komukolwiek spośród uczestników Zjazdu przyszło do głowy kwestionowanie pokojowych intencji Generalissimusa.
Nieuchronnie zbliżamy się do puenty. Przywołajmy dwa ostatnie dystychy naszego utworu:
Przyniosą nam one pogłos inicjalnej strofy („Wiersze antywojenne / to wiersze wojenne.”), co niewątpliwie uspójnia całość tekstu i zbliża jego konstrukcję do kompozycji ramowej. W przeciwieństwie jednak do początkowej tezy (p=p), w tym wypadku otrzymujemy wariant na pozór dużo bardziej zniuansowany. Wyrażeniu takiej niejednoznacznej postawy, wpisanej już nie tyle w wiersze, ile w „antywojenne manifesty”, służy zwrot: „za i przeciw”, dodatkowo wyeksponowany przez zastosowanie przerzutni pomiędzy strofami. Jak jednak uprzednio wspominałem, fundamenty dyskursu w utworze Liskowackiego nieustannie podmywa podziemna rzeka ironii. Dzieje się tak i tym razem. Przywołana formuła („za i przeciw”) to wariant związku frazeologicznego, spopularyzowanego przez jedną z wypowiedzi byłego prezydenta Lecha Wałęsy. W powszechnym społecznym uzusie zwykło się związek ów („być za, a nawet przeciw”) łączyć z niejednoznacznym stosunkiem do sprawy i – by tak rzec – pogmatwaną odmianą logiki. Jak rozumiemy, podobnego rodzaju ekwilibrystyka retoryczna cechuje również „wiersze antywojenne” i „antywojenne manifesty”, po prostu nie da się być przeciwko wojnie i równocześnie agitować za „wojną o pokój”.