35. Metafora idzie na wojnę

Z odautorską ironią jako ważną cechą warsztatu poetyckiego Liskowackiego spotkaliśmy się już podczas analizy pierwszej części „antywojennego” dyptyku, na jej kolejne ślady natrafiamy właśnie w Dombardowaniu. Pojawia się również dodatkowy wspólny element: znakomite wykorzystanie gry słów. Mimo rzucającego się w oczy podobieństwa epitet „bombastyczny” (napuszony, pompatyczny, przesadnie patetyczny) znaczeniowo nie łączy się z „bombardowaniem”, ale dzięki bliskiemu zestawieniu tych podobnie brzmiących słów, poecie udaje się osiągnąć niezwykły efekt semantyczny. Wyraz „bombastyczne” – jak pod wpływem ładunku wybuchowego – nagle rozpada się na dwie części: „bomba”+„styczne”. Przyznajmy, tak zaprojektowany kalambur pozwala autorowi na wyrażenie bardzo niepokojącej moralnie prawidłowości. Jeśli bombardowanie ma być „skuteczne”, musi być „bardziej styczne z ludźmi”, musi być – jak najdosłowniej – bliżej ludzi! Nieco inaczej rzecz ujmując, bomba staje się tym „skuteczniejsza”, im więcej domów zrujnuje, im więcej istnień ludzkich zginie w promieniu jej wybuchu.

Z takiego toku rozumowania jako interpretatorzy wyciągnąć możemy przynajmniej dwa wnioski. Primo, z lektury początkowej strofoidy dowiedzieliśmy się, że „dombardowanie jest o wiele skuteczniejsze niż bombardowanie”, teraz (vide: poprzedni akapit) okazuje się, dlaczego tak uważa nasz tajemniczy podmiot liryczny. Dzięki niepozornej podmianie inicjalnej spółgłoski (d/b), Liskowackiemu udało się wykreować wyjątkowo udany neologizm semantyczny,  słowo-palimpsest, słowo symultaniczne, dzięki któremu równocześnie widzimy – jak podczas seansu kroniki filmowej – spadające bomby oraz ich miejsce docelowe: domy szczelnie wypełnione ludźmi. Jak informuje nas o tym trzecia strofoida, im szczelniej wypełnione, tym lepiej. Ale dla kogo? – już teraz chciałoby się postawić kłopotliwe pytanie.