35. Metafora idzie na wojnę

Jak zapowiadałem, jest także drugi wniosek płynący z lektury dwóch pierwszych cząstek utworu, wniosek tym razem teoretycznoliterackiej natury. Skrupulatne odczytanie początkowych sześciu wersów nieuchronnie prowokuje nas do refleksji nad typem liryki, który reprezentuje Dombardowanie. Na pozór mamy do czynienia z liryką pośrednią. Brakuje śladów pierwszej osoby, podmiot liryczny  szczelnie ukrywa się za zasłoną bezosobowej i beznamiętnej (to chyba najwłaściwsze określenie) refleksji. Ów żywioł beznamiętności, a może nawet zimnego cynizmu – generałowie wszystkich armii świata energicznie by tu zaprzeczyli, w ich mniemaniu chodziłoby raczej o pragmatyzm i efektywność wojskową – pozwala doszukać się w prezentowanym monologu lirycznym niewidocznego cudzysłowu. Raczej nikomu z czytających nie przyszłoby do głowy, by treści intelektualne zawarte w Dombardowaniu przypisywać samemu poecie. Zdiagnozowany przez nas rodzaj rozdźwięku, umiejętnie dawkowanego ironicznego dystansu pomiędzy twórcą a fingowaną postacią, zwykło łączyć się z liryką roli. Powtórzmy zatem pytania kluczowe dla zrozumienia całościowej wymowy utworu: w czyją rolę wcielił się podmiot liryczny? Kto mógłby dzielić podobne poglądy na temat „sztuki” prowadzenia wojen?