
35. Metafora idzie na wojnę
Podążajmy zatem dedukcyjnym szlakiem, który prowadzić nas będzie w głąb tego precyzyjnie rozplanowanego utworu. Całość dyskursywno-lirycznej konstrukcji Liskowackiego liczy sobie siedem dwuwierszowych „pięter” (dystychów), przy czym w przeciwieństwie do klasycznej strofy dystychicznej dwuwersowe strofy szczecińskiego poety nie zostały splecione rymem parzystym, ani nie cechują się układem równozgłoskowym. Już druga z całostek przynosi nam argumenty, pomagające zrozumieć specyfikę tytułowych wierszy, a co za tym idzie, wyjaśnić nam, dlaczego według autora powinniśmy utożsamiać je z „wierszami wojennymi”. „Wierszami wojennymi”, które potencjalnie definiować by należało na dwa sposoby. Można w nich widzieć albo reprezentację liryki będącej próbą zapisu doświadczenia wojennego (przypadek Baczyńskiego, choć pamiętać warto, że tytuł pieśni śpiewanej przez Demarczyk nie pochodzi od poety), albo emanację poezji agitacyjnej, sztuki w służbie wojny. Zobaczmy, w którą stronę pokieruje nas refleksja poety:
To bardzo interesująca konstatacja, gęsta od tropów poetyckich. Tym, co jako pierwsze uderza w powyższym dwuwierszu, jest dwukrotnie zastosowana metonimia. Jeśli ze słowników terminów literackich pamiętamy przykłady metonimii powstałej przez wprowadzenie nazwiska autora zamiast tytułu dzieła (np. „oglądać Rembrandta”, „czytać Sienkiewicza”), u Liskowackiego obserwujemy przypadek dokładnie odwrotny (dzieło zamiast autora). Oczywiście to nie „wiersze antywojenne” „biją się”, podobnie jak to nie „socjalizm” „bił się o pokój”. Efektem tak osobliwego splecenia antropomorfizacji z metonimią jest „wyparowanie” ludzkiego podmiotu. Poniekąd słyszymy więc słowa, głośne werble mowy propagandowej, a nie widzimy nadawców niepokojących antywojenno-wojennych komunikatów. Osoby, które rzeczywiście pociągają za sznurki w społecznym teatrze – tu nasuwa się pytanie, czy do tego grona należy według Liskowackiego zaliczyć również niektórych poetów – pozostają niewidoczne.