„Misja”
Henryk Bardijewski

„Misja”
Henryk Bardijewski

 

Duży hall nieczynnego dworca kolejowego. Na ścianach na pół zdarte plakaty z widokami atrakcyjnych miejscowości, nieczytelne tablice z rozkładem jazdy. Na środku resztki ławek dla podróżnych. Wejście z lewej, wyjście na peron z prawej; w ścianie na wprost okienko kasy oraz zasłonięta wnęka przechowalni bagażu. Dużo wolnej przestrzeni. Ze zdewastowaną całością kontrastuje starannie zasłane łóżko. Obok łóżka plecak, schnąca koszula, na krześle resztki jedzenia. Z peronu wchodzi Pontus, mężczyzna pięćdziesięciopięcioletni, z brodą, w zaniedbanym, ale malowniczym stroju trampa. Mówi do stojącego na peronie Tery.

 

PONTUS

Za takie szyny kowale dają każde pieniądze. Sto lat to leży i nie pęka. Nie ma lepszej stali na siekiery.

TERA (wchodziplecakiem, strój półwojskowy)

Dlatego, widać, rozkradli. Dwóch kilometrów toru brakuje.

PONTUS

Ile to siekier można wykuć z dwóch kilometrów, ile kos. Wiele pożytku z takich dwóch kilometrów.

TERA

Bardzo wiele. Tylko że pociąg nie dochodzi. Co to za stacja, do której można tylko furą dojechać…

PONTUS

Ale za to jaka tu cisza… Jeżeli co gwizdnie, to najwyżej ptak; jeżeli się co przetoczy, to chyba chmura po niebie. Jak w sanatorium tu jest albo jeszcze lepiej. Tylko pierwszej nocy źle spałem. Wciąż zdawało mi się, że pociąg nadjeżdża. Że podróżni biegają po peronie. Majaki takie miałem kolejowe.

TERA

Na dworcu to nie spanie. Łóżko chociaż wygodne?

PONTUS

Wygodne. Ale jedno. Jednoosobowe.

TERA

Na jednoosobowym najlepiej spać na zmianę. Jeden śpi, a drugi pilnuje.

PONTUS

A czego tu pilnować? Drugi też może spać, jeżeli ma gdzie. Tutaj nikt się nie kręci. Miasteczko od tej stacji spalone, najbliższa wieś pusta, co najwyżej jakieś zwierzę z lasu podejdzie. Wczoraj podeszła koza. Popatrzyła i zaraz uciekła. Rozgośćcie się. Czym chata bogata. Może macie coś do jedzenia?

TERA

A wasz bufet co – źle zaopatrzony?

PONTUS

W plecaku miałem bufet, tak jak i wy. A mieszkam tu już prawie tydzień.

TERA (wykładając z plecaka jedzenie)

Nie nudno?

PONTUS

Dawno się nie nudziłem, nareszcie mogę sobie na to pozwolić. Ale jakoś mi nie wychodzi. Roztętniony jestem jeszcze, rozdygotany w środku. Każdego dnia myślę, że może już jutro nadejdzie nuda, a przynajmniej znudzenie – i nic. Zamiast nudy przyszliście wy.

 

Zaczynają jeść.

 

TERA

Ja jestem dosyć nudny.

PONTUS

Wszyscy są nudni – ale nie od razu. Nazywacie się jakoś?

TERA

Tera moje nazwisko.

PONTUS

Tera. A ja jestem Pontus. Bez wyraźnego zawodu, ale z sensem. Lubię, żeby każda rzecz i każda sprawa miała sens. Gdzie mogę, to go doczepiam. Do tego trzeba mieć powołanie.

TERA

Nie łatwiej doczepiać bezsens?

PONTUS

O wiele łatwiej, ale do tego trzeba wykształcenia. Bez wykształcenia człowiek może doczepić tylko samego siebie.

TERA

A wyście co skończyli?

PONTUS

Nic, ale za to parę razy zaczynałem. W sumie uzbiera się moich studiów na jeden doktorat.

TERA

A ja mam wykształcenie żołnierskie. Wiem, co trzeba robić, żeby się nie dać zabić. Wiem, jak się atakuje, zdobywa i utrzymuje teren i jak się opatruje rany. Reszta jest sprawą Boga i panów oficerów. (ogląda stację) A tędy wojna przeszła tylko w postaci rabunku.

PONTUS

A spalone miasto?

TERA

Mówię o stacji. Ocalała – nie wiadomo po co. Bez torów, bez miasta – bez sensu.

PONTUS

Dlatego tu jestem. Wszystko nabiera sensu z chwilą, kiedy staje się potrzebne. A ten budynek jest mi potrzebny. A teraz i wam także. Na razie jako dach nad głową, a później…

TERA

A później to wszystko zniszczeje. Chyba że to jest zabytek pierwszej klasy.

 

Zbliża się do okienka z napisem „Kasa”, od niechcenia podnosi zasłonę. W okienku siedzi żywy człowiek w kolejarskim mundurze. Tera puszcza zasłonę i odskakuje z przestrachem.

 

PONTUS

Co wam jest?

TERA

Tam siedzi… Tam siedzi – kasjer!

PONTUS (po chwili)

Co za bzdury…

 

Pontus podchodzi do okienka, spokojnie odsuwa zasłonę – w okienku nikogo nie ma.

 

TERA

Którędy się tam wchodzi?

PONTUS

Z peronu, przez pokój zawiadowcy stacji.

 

Tera wybiega na peron. Po chwili ukazuje się w okienku.

 

TERA

Tu był kasjer.

PONTUS

Są ślady?

TERA

Nie ma. Ale przecież go widziałem! Siedział w rozpiętym granatowym mundurze. Dosyć młody…

PONTUS

Niedobrze z wami, Tera.

TERA

Przeszukaliście dokładnie całą stację? Piwnice, strych, przybudówki?

PONTUS

Wszystko. Miałem aż nadto czasu.

 

Zasuwa okienko i wraca na środek. Po chwili podchodzi do okienka i podnosi zasłonę.

 

PONTUS

Tera…

TERA (stając w wyjściu na peron)

Tak?

PONTUS (odwraca się, zaskoczony)

Czy wy myślicie, że ja… że ja… coś ukrywam?

TERA

Nic nie myślę. Zobaczyłem kasjera, to wszystko. Wiecie o tym, że go zobaczyłem, i reszta należy do was. To jest wasza stacja, nie moja.

PONTUS

Moja?

TERA

A kto tu mieszka? Czyje to łóżko? Wy. Wasze. Możecie tu czekać do końca życia – kolej tu już nigdy nie wróci.

PONTUS

Można to przerobić na coś innego. Na schronisko. Na mleczarnię. Na muzeum. Na warsztat naprawy maszyn czy przetwórnię owoców. Albo zrobić z tego po prostu magazyn.

TERA

Kto ma to wszystko robić? I po co? Najlepiej zajmijcie to dla siebie. Ściągnijcie rodzinę, krewnych. Ziemia czeka na ziarno, trawa na krowie pyski. Umiecie ziemi dogodzić, żeby rodziła?

PONTUS

Nigdy chłopem nie byłem. Ale przyznaję, że gleba, która nie daje płodów, niewiele ma sensu. Sens gleby jest w ziarnie.

TERA

Więc sprowadzicie tu swoich?

PONTUS

Po co koncentrować rodzinę? Niech żyje rozproszona, wrasta w cały kraj równomiernie – w góry, w niziny, w wybrzeże. Niech będzie na piaskach i na żuławach, i w puszczy; w centrum i nadgraniczna; wiejska, miejska i podmiejska… Zresztą ja nie mam rodziny.

TERA

Nikogo bliskiego?

PONTUS

Bliscy są w tej chwili daleko. Wyobrażam ich sobie jedynie – mężczyzn, dzieci, kobiety. Najczęściej kobiety. Może mnie pamiętają, może już nie. Im człowiek starszy, tym z pamięcią gorzej – z pamięcią o nim.

TERA

Nie jesteście starzy, Pontus. Skoro przeżyliście wojnę, to teraz do śmierci macie daleko.

PONTUS

W każdym razie dalej. Odstąpiła od nas i czeka przy końcu życia, a nie w połowie. Rzecz w tym, żeby ten koniec popychać przed sobą na odległość nadziei, na odległość marzenia. Życie odchodzi z marzeniem.

TERA

Ja nie marzę, a jeżeli, to krótko. Co zamarzę, to zrobię, co zamarzę, to zrobię. A właściwie nie tyle zamarzę, co pomyślę. Może nawet nie tyle pomyślę, co poczuję.

PONTUS

Zaswędzi was, to się podrapiecie.

TERA

A wy inaczej. Zaswędzi was, to się pomodlicie. Ja zamiast się modlić, wolę telefonować. Próbowaliście rozmawiać z tego aparatu, co stoi u zawiadowcy?

PONTUS

Rozmawiać? A z kim?

TERA

Ze światem. Przecież jest jakiś świat poza tą stacją. Chyba nie myślicie, że to jest wszystko, co zostało…

 

Wejściem od frontu wchodzą Sabina i Leon. Oboje ubrani dostatnio, lecz zakurzeni i strudzeni. Leon prowadzi rower, do którego przytroczona jest walizka.

 

SABINA

O, tu jest poczekalnia, można posiedzieć. Panowie też czekają.

LEON

Czy pociąg, pociąg, mówię, czy prędko przyjedzie?

TERA

Pociąg? Ja nie wiem. Może on wie.

PONTUS

A skąd państwo wiedzą, że to jest stacja?

SABINA

A co to jest według pana — kościół? Zapukaj, Leonku, do kasy. Tam jest okienko. Mąż jest krótkowzroczny, a podczas jazdy okulary mu się pogorszyły.

 

Siada na łóżku. Leon podchodzi do kasy i puka. Podnosi się zasłona, widać głowę kasjera. Pontus wpatrzony w Sabinę nic nie widzi, natomiast Tera rzuca się w kierunku peronu i wybiega.

 

LEON (do kasjera)

Dzień dobry, dzień dobry, mówię. Kiedy, proszę pana, mianowicie…

 

Zasłona opada gwałtownie. Leon ponownie stuka.

 

LEON

No co to znaczy, proszę pana?! Mówię, mówię, a tu… (do Sabiny) Był i nie ma. Czy tak się pracuje w kasie?

 

Zasłona znów w górze. W okienku widać głowę Tery.

 

TERA

Pontus! On znów był i zniknął!

PONTUS

Bzdury!

LEON

Pan będzie łaskaw poinformować mnie, mówię, co do pociągu. I bilet proszę, dwa bilety, dla żony także – do najdalszej stacji. Ja wiem, wiem, mówię, nie można dziś zbyt wiele od kolei wymagać. Gdzie pociąg jedzie, tam pojedziemy. I kwit, kwit bagażowy na rower – to też u pana?

TERA

Nie, kwit obok. W przechowalni bagażu.

LEON

Ale, proszę pana, ale, mówię, ja nie chcę roweru przechować, tylko nadać.

TERA

Na co nadać?

LEON

Na pociąg, rzecz jasna. No na cóż innego?

TERA

Pontus! Ten pan chce nadać rower.

PONTUS

To niech nada.

SABINA

Nie nadawaj, Leonku. Poszukaj zawiadowcy stacji.

 

Leon odwraca się od okienka, które zostaje ponownie zasłonięte, i podchodzi do Sabiny.

 

LEON

Co mówisz, Sabinko? Co mówisz, Inuś? Ależ, Inuś, ty siedzisz, ty siedzisz, mówię, na pościeli! Na pościeli siedzisz. Co robi, co robi tutaj to łóżko, proszę pana?

SABINA (wstaje)

Jak pan śmiał się dosiąść?

PONTUS

Dosiąść? Ja zaraz się na nim położę!

 

W wyjściu na peron staje Tera, trzymając za rękę Melanię.

 

TERA

Spotkałem dziewczynę, okazuje się – Melanię. Przywitaj się z państwem, Melanio.

 

Melania podchodzi do każdego i podaje rękę, wymieniając przy tym swoje imię.

 

SABINA

Dlaczego właściwie robi pani tyle zamieszania? Pierwszy raz widzę, żeby ktoś witał się ze wszystkimi pasażerami na dworcu.

PONTUS

A oficjalne osobistości? Nie widziała pani, jak wychodzą z pociągu i witają się z każdym? Nawet się całują. Pójdź, dziecko, ja cię też ucałuję.

 

Ściska i całuje Melanię.

 

LEON

To przyszedł pociąg?

TERA

Nie, na razie tylko Melania przyszła.

SABINA

Nie wygląda na osobistość. Wyjdź na peron, Leonku, i rozejrzyj się.

 

Leon wychodzi.

Strona: 12345678910