„Misja”
Henryk Bardijewski

„Misja”
Henryk Bardijewski

SABINA

Czy tu jest bufet?

PONTUS

Jest, proszę pani, z tym że jedzenie i picie trzeba mieć ze sobą. Podoba mi się pani, Melanio. (do Sabiny) Pani też mi się podoba, ale już nie tak bardzo. Niemniej obie panie witam serdecznie pod moim dachem.

SABINA

Pod pana dachem? Czy pan jest ministrem kolei?

PONTUS

Zdumiewa mnie ta pewność, z jaką nazywa pani ten budynek stacją. Był wojenny kataklizm, to nasze trzęsienie ziemi, i cała pewność siebie jest jeszcze na frontach, obsadza granice. Tu w środku wszystko jest przewrócone i nic nie jest tym, czym było. Wszystko trzeba od nowa ponazywać i na nowo poustawiać. Trzeba dużo nazw i dużo pomysłów. Nie daj Boże, proszę was, żeby był tylko jeden pomysł! Jeden na miasto – dla wszystkich miast. Jeden pomysł na wieś – dla wszystkich wsi. Jeden na chleb, który będziemy jedli, jeden na ubranie, które będziemy nosili, jeden na sztukę, na kraj. Jeden na nas, czyli na człowieka. Nie daj Boże!

TERA

Na razie potrzebny nam jest pomysł – parę pomysłów – na nocleg. Bo przenocujecie nas chyba, Pontus?

SABINA

Czy to jest zajazd?

TERA

Tak, proszę pani. Z tym że nie zajeżdża się do niego, tylko zachodzi.

 

Wraca Leon w samej koszuli, w spodniach i w skarpetkach.

 

MELANIA

Och! Tak gorąco?

LEON

Zabrali – zabrali wszystko! Zabrali, mówię, Sabinko, marynarkę, buty, zegarek, portfel, portfel, mówię, kapelusz… Kapelusz nawet!

SABINA

Leon! Jak mogłeś tyle rzeczy oddać?! Dlaczego nie krzyczałeś?

PONTUS

Co pan opowiadasz! Kto?!

TERA

Gdzie? No mów, człowieku, kto cię napadł?!

LEON

Dwóch… Dwóch było, podeszło, ja pytam, pytam, mówię, o pociąg… Zabrali wszystko. Pociągu nie będzie.

TERA

Chodźmy, Pontus… Prędzej!

 

Obaj wychodzą na peron.

 

SABINA

To niesłychane! W biały dzień, w miejscu publicznym… Grozili ci?

LEON

Nie.

SABINA

Ale byli uzbrojeni?

LEON

Też nie. Zresztą nie wiem, może coś, może coś, mówię, mieli po kieszeniach. Co teraz zrobimy?

MELANIA

Ci panowie na pewno złapią ich i wszystko odbiorą.

SABINA

Ci panowie tak wyglądają, że dobrze będzie, jeżeli reszty nie wezmą. Otwórz walizkę, Leonku, i ubierz się ponownie.

 

Leon otwiera walizkę i wyjmuje z niej brakujące części garderoby oraz buty – wszystko identyczne jak to, co utracił.

 

MELANIA (przysiadając na łóżku)

Dobrze pan jest ubrany, jak na dzisiejsze czasy. I pani dobrze. Ja zresztą też, tylko że w jedną, niestety, sukienkę. Gdyby mnie ktoś tak obrabował jak pana, tobym już nie miała co włożyć. Musiałabym chodzić goła.

LEON

Oni wszystkiego nie zabierają. Zostawiają, zostawiają, mówię, akurat tyle, żeby człowiek miał przykryte, co trzeba. Zapomniałem… Zapomniałem powiedzieć, że dali mi na to papierek, o… Z pieczątką.

 

Wszyscy troje oglądają papierek.

 

MELANIA

Podpis nieczytelny.

SABINA

I pieczątka nieczytelna. Po coś to brał?

MELANIA

Bardzo roztropnie, że pan wziął. Lepiej mieć taki papierek. Ja na przykład nie mam nic, najmniejszego świstka. W ogóle nie można mnie wylegitymować. Można tylko uwierzyć, że jestem Melania.

LEON

Ja pani wierzę.

MELANIA

Dziękuję. Miałam się tu spotkać z moim stryjem Botyldą – może państwo słyszeli – Piotr Botylda, stryj?

SABINA

Nie. Zamknij walizkę, Leonku. Zrób coś do zjedzenia.

MELANIA

Ale stryja nie widać. Miał się mną zaopiekować – wykształcić mnie i wydać za mąż – i jakoś go nie widać. Może czeka gdzie indziej i martwi się o mnie. Może zapomniał. Może po prostu nie żyje. Jak państwo myślą?

LEON

My głównie myślimy o swoich sprawach. Możemy, rzecz jasna, rzecz jasna, mówię, porozmyślać o stryju, ale to mu, ale to mu nic nie pomoże. Chyba że nie żyje. Chyba że nie żyje, mówię, i prosi o westchnienie.

MELANIA

Stryj nigdy o nic nie prosił.

SABINA (jedząc)

A kim on był?

MELANIA

Kawalerzystą. Ostatnio pracował w kasie na wyścigach, a kiedy wyścigi zamknęli, to w kasie na kolei. Poczekam tu jeszcze na niego. A państwo też na kogoś czekają?

LEON (jedząc)

My? Na pociąg.

MELANIA

Niemożliwe. Przecież ta stacja nie ma połączenia z żadną inną.

SABINA

Nie ma takiej stacji, proszę pani, która by nie miała jakiegoś połączenia.

LEON

Jakieś musi być, musi, mówię. Chociaż jedno.

MELANIA

Tak. Jeżeli są tory.

SABINA

Tory? Chwileczkę. Leonku, byłeś przecież na peronie. Spojrzałeś na tory?

LEON

Nie. Nie zdążyłem. I do głowy mi nie przyszło.

 

Wraca Tera.

 

TERA (widząc ubranego Leona)

Oddali?

LEON

Co oddali?

TERA

Ubranie!

LEON

A nic podobnego.

TERA

Przecież widzę, że oddali. Durnia pan ze mnie robisz?

LEON

Ależ skąd… Skąd, mówię. Miałem uzupełnienie w walizce.

MELANIA

To prawda.

SABINA

Udając się w daleką podróż, trzeba być na wszystko przygotowanym.

TERA

A państwo dokąd właściwie jadą?

LEON

Za granicę.

SABINA

Leonku, po co to rozgadywać? Mąż, proszę pana, już ma swoje lata, a skrzydeł dotąd nie rozwinął, choć utalentowany jest bardzo, i to w paru kierunkach. Więc żeby dobro, które jest w mężu, uratować, postanowiłam wywieźć Leona za granicę.

TERA

Dóbr kultury narodowej wywozić nie wolno.

LEON

Za pozwoleniem… Nie jestem jeszcze zabytkiem.

SABINA

Czy to jest stacja graniczna, a pan jest celnikiem?

TERA

Dlaczego nie? Stacja graniczna między starym a nowym krajem. Między naszą biedą a wspaniałym krajem przyszłości.

LEON

Tylko że, tylko że ta pani Melania mówi – torów między tymi krajami, torów nie ma…

TERA

Torów? A którędy by chodziły pociągi dziejów? Po czym przejedzie lokomotywa rewolucji? W razie czego przepchniemy ją kawałek! Macie chyba trochę siły?

SABINA

Ale mąż jest krótkowzroczny.

TERA

Dostanie nowe, różowe okulary. A pani otrzyma przydział młodości i entuzjazmu. A Melania – kochanka, a potem męża, mieszkanie i dzieci.

LEON

My, proszę pana, chcemy tylko…

SABINA

Daj spokój, Leonku, pan kpi sobie, ironizuje przecież…

 

Pontus wprowadza Botyldę.

 

PONTUS

To jest pan Botylda. Kradł tory.

BOTYLDA

Nieprawda!

MELANIA

Stryj!

BOTYLDA

Melania?!

 

Całują się.

 

PONTUS

Nasz krewny, a mimo to kradł tory.

TERA

O nieładnie, stryjku… Po co ci nasz tor?

BOTYLDA

Nie wiedziałem, że to wasz. Zresztą była już tylko jedna szyna, i to niewielki kawałek – i tak by pociąg po tym nie pojechał. A my w sąsiednim mieście powiększamy stację. Ten, kto ma mniej, powinien dać temu, kto ma więcej.

PONTUS

Nie słyszałem o takiej zasadzie.

TERA

Ani ja.

MELANIA

To chyba coś nowego. Skąd stryj ma taką ideę?

BOTYLDA

To nie idea, tylko dyrektywa. Nie należy tego mylić. Dziękuję państwu za opiekę nad Melanią. Spotkaliśmy się i już jest kawałek rodziny. Co prawda, nie ten najbardziej potrzebny, ale na początek dobre i to.

PONTUS (do Leona)

Odzyskał pan ubranie?

TERA

Nie. Miał drugie w walizce.

PONTUS (wskazując na Botyldę)

Czy to był jeden z tych, co pana ograbili? Niech pan się dobrze przyjrzy.

LEON (oglądając Botyldę z bardzo bliska)

Nie sądzę. Ani jeden, ani drugi. (po chwili) Czy nie byłby już czas, proszę panów, mówię, czas, żeby pomyśleć o noclegu? Na pociąg nie ma dzisiaj co liczyć – a sen nadejdzie, sen nadejdzie, mówię, punktualnie.

PONTUS

W porządku. Zajmie pan to miejsce. (wskazuje ladę przechowalni bagażu) Tera będzie spał na ławce, Botylda i ja na podłodze. Łóżko oddamy kobietom.

SABINA

Mam spać z Melanią?

MELANIA

Może łóżko oddamy małżeństwu?

PONTUS

Już powiedziałem. Ja tutaj jestem gospodarzem. Kładźcie się i niech noc ma nas w swojej opiece.

 

Wszyscy układają się do snu.

 

SABINA

Poprzednia noc była dla nas bardzo łaskawa. Spaliśmy czternaście godzin i nikt nas nie zarżnął ani nie okradł. Pamiętasz, Leonku?

BOTYLDA

Już śpi. Ja też już zamknę na noc moje oczy. Dobranoc, Melanio.

MELANIA (rozbierając się)

Dobranoc, stryju. Dobranoc pani.

SABINA

Śpij spokojnie, moje dziecko, i nie rzucaj się. Nie trzeba aż tak bardzo się rozbierać.

MELANIA

Ja inaczej nie zasnę.

SABINA

Nie wstydzi się pani?

MELANIA

A czego się tu wstydzić – przecież jestem dobrze zbudowana…

TERA

Zupełnie dobrze, Melanio.

SABINA

Ja, zapewniam panią, także, ale to jeszcze nie powód, żeby się obnażać i zakłócać mężczyznom sen.

TERA

Jeżeli o mnie chodzi, to niczego mi pani nie zakłóci.

PONTUS

Ja się też jakoś oprę pokusom. Dobranoc.

TERA

Dobranoc.

SABINA

Dobranoc.

MELANIA

Dobranoc.

GŁOS ŻEŃSKI

Dobranoc.

PONTUS (po chwili)

Tera… Tera!

TERA

Cicho… Co jest?

PONTUS

Zdaje się, że było o jedno „dobranoc” za dużo… Liczę, liczę i nie zgadza mi się.

TERA

To licz barany. Barany zawsze się zgadzają.

Strona: 12345678910