„Misja”
SABINA
Czy tu jest bufet?
PONTUS
Jest, proszę pani, z tym że jedzenie i picie trzeba mieć ze sobą. Podoba mi się pani, Melanio. (do Sabiny) Pani też mi się podoba, ale już nie tak bardzo. Niemniej obie panie witam serdecznie pod moim dachem.
SABINA
Pod pana dachem? Czy pan jest ministrem kolei?
PONTUS
Zdumiewa mnie ta pewność, z jaką nazywa pani ten budynek stacją. Był wojenny kataklizm, to nasze trzęsienie ziemi, i cała pewność siebie jest jeszcze na frontach, obsadza granice. Tu w środku wszystko jest przewrócone i nic nie jest tym, czym było. Wszystko trzeba od nowa ponazywać i na nowo poustawiać. Trzeba dużo nazw i dużo pomysłów. Nie daj Boże, proszę was, żeby był tylko jeden pomysł! Jeden na miasto – dla wszystkich miast. Jeden pomysł na wieś – dla wszystkich wsi. Jeden na chleb, który będziemy jedli, jeden na ubranie, które będziemy nosili, jeden na sztukę, na kraj. Jeden na nas, czyli na człowieka. Nie daj Boże!
TERA
Na razie potrzebny nam jest pomysł – parę pomysłów – na nocleg. Bo przenocujecie nas chyba, Pontus?
SABINA
Czy to jest zajazd?
TERA
Tak, proszę pani. Z tym że nie zajeżdża się do niego, tylko zachodzi.
Wraca Leon w samej koszuli, w spodniach i w skarpetkach.
MELANIA
Och! Tak gorąco?
LEON
Zabrali – zabrali wszystko! Zabrali, mówię, Sabinko, marynarkę, buty, zegarek, portfel, portfel, mówię, kapelusz… Kapelusz nawet!
SABINA
Leon! Jak mogłeś tyle rzeczy oddać?! Dlaczego nie krzyczałeś?
PONTUS
Co pan opowiadasz! Kto?!
TERA
Gdzie? No mów, człowieku, kto cię napadł?!
LEON
Dwóch… Dwóch było, podeszło, ja pytam, pytam, mówię, o pociąg… Zabrali wszystko. Pociągu nie będzie.
TERA
Chodźmy, Pontus… Prędzej!
Obaj wychodzą na peron.
SABINA
To niesłychane! W biały dzień, w miejscu publicznym… Grozili ci?
LEON
Nie.
SABINA
Ale byli uzbrojeni?
LEON
Też nie. Zresztą nie wiem, może coś, może coś, mówię, mieli po kieszeniach. Co teraz zrobimy?
MELANIA
Ci panowie na pewno złapią ich i wszystko odbiorą.
SABINA
Ci panowie tak wyglądają, że dobrze będzie, jeżeli reszty nie wezmą. Otwórz walizkę, Leonku, i ubierz się ponownie.
Leon otwiera walizkę i wyjmuje z niej brakujące części garderoby oraz buty – wszystko identyczne jak to, co utracił.
MELANIA (przysiadając na łóżku)
Dobrze pan jest ubrany, jak na dzisiejsze czasy. I pani dobrze. Ja zresztą też, tylko że w jedną, niestety, sukienkę. Gdyby mnie ktoś tak obrabował jak pana, tobym już nie miała co włożyć. Musiałabym chodzić goła.
LEON
Oni wszystkiego nie zabierają. Zostawiają, zostawiają, mówię, akurat tyle, żeby człowiek miał przykryte, co trzeba. Zapomniałem… Zapomniałem powiedzieć, że dali mi na to papierek, o… Z pieczątką.
Wszyscy troje oglądają papierek.
MELANIA
Podpis nieczytelny.
SABINA
I pieczątka nieczytelna. Po coś to brał?
MELANIA
Bardzo roztropnie, że pan wziął. Lepiej mieć taki papierek. Ja na przykład nie mam nic, najmniejszego świstka. W ogóle nie można mnie wylegitymować. Można tylko uwierzyć, że jestem Melania.
LEON
Ja pani wierzę.
MELANIA
Dziękuję. Miałam się tu spotkać z moim stryjem Botyldą – może państwo słyszeli – Piotr Botylda, stryj?
SABINA
Nie. Zamknij walizkę, Leonku. Zrób coś do zjedzenia.
MELANIA
Ale stryja nie widać. Miał się mną zaopiekować – wykształcić mnie i wydać za mąż – i jakoś go nie widać. Może czeka gdzie indziej i martwi się o mnie. Może zapomniał. Może po prostu nie żyje. Jak państwo myślą?
LEON
My głównie myślimy o swoich sprawach. Możemy, rzecz jasna, rzecz jasna, mówię, porozmyślać o stryju, ale to mu, ale to mu nic nie pomoże. Chyba że nie żyje. Chyba że nie żyje, mówię, i prosi o westchnienie.
MELANIA
Stryj nigdy o nic nie prosił.
SABINA (jedząc)
A kim on był?
MELANIA
Kawalerzystą. Ostatnio pracował w kasie na wyścigach, a kiedy wyścigi zamknęli, to w kasie na kolei. Poczekam tu jeszcze na niego. A państwo też na kogoś czekają?
LEON (jedząc)
My? Na pociąg.
MELANIA
Niemożliwe. Przecież ta stacja nie ma połączenia z żadną inną.
SABINA
Nie ma takiej stacji, proszę pani, która by nie miała jakiegoś połączenia.
LEON
Jakieś musi być, musi, mówię. Chociaż jedno.
MELANIA
Tak. Jeżeli są tory.
SABINA
Tory? Chwileczkę. Leonku, byłeś przecież na peronie. Spojrzałeś na tory?
LEON
Nie. Nie zdążyłem. I do głowy mi nie przyszło.
Wraca Tera.
TERA (widząc ubranego Leona)
Oddali?
LEON
Co oddali?
TERA
Ubranie!
LEON
A nic podobnego.
TERA
Przecież widzę, że oddali. Durnia pan ze mnie robisz?
LEON
Ależ skąd… Skąd, mówię. Miałem uzupełnienie w walizce.
MELANIA
To prawda.
SABINA
Udając się w daleką podróż, trzeba być na wszystko przygotowanym.
TERA
A państwo dokąd właściwie jadą?
LEON
Za granicę.
SABINA
Leonku, po co to rozgadywać? Mąż, proszę pana, już ma swoje lata, a skrzydeł dotąd nie rozwinął, choć utalentowany jest bardzo, i to w paru kierunkach. Więc żeby dobro, które jest w mężu, uratować, postanowiłam wywieźć Leona za granicę.
TERA
Dóbr kultury narodowej wywozić nie wolno.
LEON
Za pozwoleniem… Nie jestem jeszcze zabytkiem.
SABINA
Czy to jest stacja graniczna, a pan jest celnikiem?
TERA
Dlaczego nie? Stacja graniczna między starym a nowym krajem. Między naszą biedą a wspaniałym krajem przyszłości.
LEON
Tylko że, tylko że ta pani Melania mówi – torów między tymi krajami, torów nie ma…
TERA
Torów? A którędy by chodziły pociągi dziejów? Po czym przejedzie lokomotywa rewolucji? W razie czego przepchniemy ją kawałek! Macie chyba trochę siły?
SABINA
Ale mąż jest krótkowzroczny.
TERA
Dostanie nowe, różowe okulary. A pani otrzyma przydział młodości i entuzjazmu. A Melania – kochanka, a potem męża, mieszkanie i dzieci.
LEON
My, proszę pana, chcemy tylko…
SABINA
Daj spokój, Leonku, pan kpi sobie, ironizuje przecież…
Pontus wprowadza Botyldę.
PONTUS
To jest pan Botylda. Kradł tory.
BOTYLDA
Nieprawda!
MELANIA
Stryj!
BOTYLDA
Melania?!
Całują się.
PONTUS
Nasz krewny, a mimo to kradł tory.
TERA
O nieładnie, stryjku… Po co ci nasz tor?
BOTYLDA
Nie wiedziałem, że to wasz. Zresztą była już tylko jedna szyna, i to niewielki kawałek – i tak by pociąg po tym nie pojechał. A my w sąsiednim mieście powiększamy stację. Ten, kto ma mniej, powinien dać temu, kto ma więcej.
PONTUS
Nie słyszałem o takiej zasadzie.
TERA
Ani ja.
MELANIA
To chyba coś nowego. Skąd stryj ma taką ideę?
BOTYLDA
To nie idea, tylko dyrektywa. Nie należy tego mylić. Dziękuję państwu za opiekę nad Melanią. Spotkaliśmy się i już jest kawałek rodziny. Co prawda, nie ten najbardziej potrzebny, ale na początek dobre i to.
PONTUS (do Leona)
Odzyskał pan ubranie?
TERA
Nie. Miał drugie w walizce.
PONTUS (wskazując na Botyldę)
Czy to był jeden z tych, co pana ograbili? Niech pan się dobrze przyjrzy.
LEON (oglądając Botyldę z bardzo bliska)
Nie sądzę. Ani jeden, ani drugi. (po chwili) Czy nie byłby już czas, proszę panów, mówię, czas, żeby pomyśleć o noclegu? Na pociąg nie ma dzisiaj co liczyć – a sen nadejdzie, sen nadejdzie, mówię, punktualnie.
PONTUS
W porządku. Zajmie pan to miejsce. (wskazuje ladę przechowalni bagażu) Tera będzie spał na ławce, Botylda i ja na podłodze. Łóżko oddamy kobietom.
SABINA
Mam spać z Melanią?
MELANIA
Może łóżko oddamy małżeństwu?
PONTUS
Już powiedziałem. Ja tutaj jestem gospodarzem. Kładźcie się i niech noc ma nas w swojej opiece.
Wszyscy układają się do snu.
SABINA
Poprzednia noc była dla nas bardzo łaskawa. Spaliśmy czternaście godzin i nikt nas nie zarżnął ani nie okradł. Pamiętasz, Leonku?
BOTYLDA
Już śpi. Ja też już zamknę na noc moje oczy. Dobranoc, Melanio.
MELANIA (rozbierając się)
Dobranoc, stryju. Dobranoc pani.
SABINA
Śpij spokojnie, moje dziecko, i nie rzucaj się. Nie trzeba aż tak bardzo się rozbierać.
MELANIA
Ja inaczej nie zasnę.
SABINA
Nie wstydzi się pani?
MELANIA
A czego się tu wstydzić – przecież jestem dobrze zbudowana…
TERA
Zupełnie dobrze, Melanio.
SABINA
Ja, zapewniam panią, także, ale to jeszcze nie powód, żeby się obnażać i zakłócać mężczyznom sen.
TERA
Jeżeli o mnie chodzi, to niczego mi pani nie zakłóci.
PONTUS
Ja się też jakoś oprę pokusom. Dobranoc.
TERA
Dobranoc.
SABINA
Dobranoc.
MELANIA
Dobranoc.
GŁOS ŻEŃSKI
Dobranoc.
PONTUS (po chwili)
Tera… Tera!
TERA
Cicho… Co jest?
PONTUS
Zdaje się, że było o jedno „dobranoc” za dużo… Liczę, liczę i nie zgadza mi się.
TERA
To licz barany. Barany zawsze się zgadzają.