„Misja”
Wszyscy rozchodzą się po kątach. Wyciemnienie.
Po chwili scena się rozjaśnia. Wejściem frontowym wchodzi On I w mundurze strażnika więziennego. Zamyka na klucz wyjście na peron, po czym wraca do wejścia i woła na zewnątrz.
ON I
Wchodzić, wchodzić!
Wchodzą On II, Ona I i Ona II w szarych drelichach więziennych i stają w szeregu. On I zamyka za nimi drzwi na klucz.
ON I
Kolejno – odlicz!
Więźniowie odliczają.
ON I (do Pontusa)
Pan tu jest komendantem? Doprowadziłem jeszcze troje ludzi. Razem będzie pan miał na stanie… (liczy obecnych) ośmioro. Proszę pokwitować odbiór.
PONTUS
A co to za ludzie?
ON I
Wszyscy po wyroku. (pokazuje kolejno) Usiłowanie morderstwa, gwałt, defraudacja. A ci za co siedzą?
PONTUS
Którzy, proszę pana?
ON I (wskazując na Leona)
No, ten na przykład.
LEON
Ależ proszę pana!…
ON I
Cicho! Was nie pytam. Stać na baczność, kiedy do was mówię! Sprawę już miał?
SABINA
Miał, proszę pana, ale to było jeszcze przed wojną…
ON I
Cicho! Nikt was nie pyta. (do Pontusa) Ależ pan ich rozzuchwalił… Dołączcie no, dołączcie do szeregu. Prędzej, prędzej! (do Tery) A wy co?
TERA
Ja jestem zastępca.
ON I
No to każcie odliczyć i zameldujcie.
BOTYLDA
Ale to chyba nieporozumienie, proszę pana. My jesteśmy ludzie wolni.
ON I
Ma się rozumieć. A pan komendant i ja siedzimy za kratkami. Dowcipniś, psiakrew!
SABINA
My jesteśmy niewinni i z tymi aresztantami nie mamy nic wspólnego!
ON I
Poza celą. Cele będziecie mieli pewnie wspólne. Rozsadźcie ich, panie kolego, według uznania.
PONTUS
Tak, ma się rozumieć. A co z wyżywieniem? Przyślą?
ON I
Oczywiście. Dwa i pół tysiąca kalorii na głowę.
LEON
Oj, to dobrze… Myśmy tu mieli, myśmy tu, mówię, mieli znacznie mniej. Prawda, Inuś?
ON I
Cicho! Nie gadać w szeregu! Pewnie jakaś recydywa. (do Melanii) A wy jak długo tu siedzicie?
MELANIA
Trzecią dobę, proszę pana.
ON I
A wyrok?
MELANIA
Bez wyroku, proszę pana.
ON I
To nic, będziecie mieli zaliczone.
BOTYLDA
To jest moja siostrzenica.
ON I
Ładna rodzinka, nie ma co. Wujek i siostrzenica. Kradzież?
BOTYLDA
Nie. Kanibalizm!
ON I
No widzicie. I po co wam to było?
TERA
Mamy tu jeszcze małżeństwo. Ci państwo.
ON I
Państwo! Cackacie się z nimi! Może jaśniepaństwo, nie? Co zrobili?
TERA
Nie wiem. Chcieli, zdaje się, wyjechać za granicę.
ON I
Wystarczy, możecie dalej nie mówić. Zwłaszcza jeżeli się zważy, że nie ma czym…
PONTUS
Zastanawiam się i nie wszystko mogę zrozumieć. Pan jest absolutnie pewny, że tu jest więzienie?
ON I
Co takiego? A cóż by tu miało być – kościół?
Wybucha śmiechem, aresztanci także.
PONTUS
O właśnie, może kościół.
ON I
Co pan powie… A dlaczego nie hotel albo dom publiczny?
PONTUS
Wcale nie jestem pewien, że nie. Między nami mówiąc, tu kiedyś była stacja. Stąd jeździło się w świat.
ON I
A teraz ze świata przyjeżdża się tutaj. Dla przestępców jest to poniekąd stacja na drodze ich życia. Stacja z dłuższym postojem. Co to za walizki?
TERA
Te? To ich.
ON I
Jak to, ich? Nie znacie regulaminu?! Bagaże zostawia się na wolności albo przechodzą na skarb państwa. Brudno tu, byle jak, burdel, nie więzienie! Weźcie no ich do galopu, niech mi tu zaraz wysprzątają!
TERA
Tak jest! Na moją komendę – do sprzątania – w tył – rozejść się!
BOTYLDA
Pan oszalał, panie Tera?
TERA
Tu rzeczywiście jest brudno.
LEON
To niech panowie sprzątną. Dlaczego właśnie, dlaczego właśnie my?
ON I
Cicho tam, kanibale! Do roboty!
TERA
No co wam szkodzi – posprzątajcie, kiedy proszą…
Wszyscy zaczynają się krzątać i robić trochę porządku. On I odciąga na bok Pontusa.
ON I
Powiedzcie no, komendancie, politycznych u was nie ma? Może trzymacie ich gdzieś osobno, na górze albo na dole?
PONTUS
Nie ma nikogo osobno. Wszyscy są tutaj.
ON I
Nie boicie się trzymać ich razem? To trochę lekkomyślne. Na pewno porozumiewają się ze sobą.
PONTUS
Owszem.
ON I
No właśnie. Takie kontakty do niczego dobrego nie prowadzą. Buntu jeszcze nie było?
PONTUS
Buntu? Nie było.
ΟΝ Ι
To będzie. Zobaczycie, że będzie. Opanują więzienie, straż wyrżną, was wyrżną, i co wtedy? Wojsko na pomoc wezwiecie?
PONTUS
Wojsko? O ile zdążę. Nie pomyślałem o tym.
ΟΝ Ι
Beztroski z was człowiek, komendancie. Dawno w zawodzie?
PONTUS
Niedawno.
ON I
To widać. No nic, ja już pomogę wam zaprowadzić porządek. Po pierwsze, należy oddzielić nowych od tych waszych, rozpieszczonych i zdemoralizowanych.
PONTUS
Jak uważacie…
ON I
To jest konieczne. Są jakieś wolne cele na górze?
PONTUS
Są. Tędy trzeba, przez peron.
ON I
W porządku. Nowo przybyli – zbiórka!
Nowi ustawiają się w szeregu i odliczają. On I otwiera drzwi na peron.
ON I
Wychodzić, nie gapić się, wychodzić! (do Pontusa) Miejcie baczenie na całość.
PONTUS
Tak jest.
Nowo przybyli kolejno wychodzą. Ostatni wychodzi On I, zamykając od zewnątrz drzwi na peron. Pozostali na scenie przestają sprzątać i spoglądają na siebie w milczeniu.
PONTUS
No co tak stoicie, sprzątajcie! Dwa i pół tysiąca kalorii…
LEON
Pan wierzy w te kalorie?
PONTUS
W więzienie wierzę. Więzienie to nie kościół. Zamkną człowieka i siedzi. To się od razu sprawdza.
BOTYLDA
Jak sprawdza?
TERA
Że nie można wyjść.
SABINA
Nie wszystko, co zamknięte, musi być zaraz więzieniem. Spróbujcie otworzyć.
LEON
Słusznie.
Próbuje otworzyć drzwi od frontu, co mu się bez trudu udaje.
TERA
Pontus, on nam ucieknie!
BOTYLDA
Oszaleliście, czy co?!
MELANIA
Bo pęknę ze śmiechu.
SABINA
To nie jest więzienie!
PONTUS
A co to jest?!
BOTYLDA
Nie wiem. Będzie, co będziemy chcieli.
TERA
To dlaczego nie więzienie?
LEON
Bo nie ma chętnych na więźniów. Na więźniów, mówię. Ja i te drugie drzwi otworzę.
Otwiera drzwi na peron.
SABINA
Brawo, Leonku! Co za ludzie… Zupełnie bez charakteru.
LEON (wyglądając na zewnątrz)
Ani żywej duszy…
PONTUS
Jasna cholera… No nic się nie udaje! Nic. Głodny jestem.
Z lewej wchodzi On II, ubrany w dżinsy i kolorową koszulkę. Niesie dużą torbę.
ON II
Cześć. Rudego jeszcze nie ma?
PONTUS
Nie ma. A kto to taki?
ON II
Jego spytaj. On do takich, co o to pytają, od razu strzela. Kto mnie nie zna, powiada, niewart jest, żeby żyć.
TERA
Ostry facet. Z jakich stron?
ON II
A jego spytaj. On do takich, co o to…
TERA
Wiem. Ale ja też umiem strzelać.
ON II
Nie rozśmieszaj mnie. Ilu masz na rozkładzie?
TERA
Nie liczyłem.
ON II
A broń masz?
TERA
Nie twój interes.
ON II
Słusznie. Podobasz mi się.
TERA
Niepotrzebnie.
ON II
To się jeszcze okaże. A te sikorki co tutaj robią?
LEON
Panie! Ta pani jest moją żoną.
ON II
Tak? Żałuj, że nie ta – ta jest lepsza. Rudemu będzie się podobała. Rudy lubi młode sikorki.
BOTYLDA
To jest moja siostrzenica.
ON II
Nie szkodzi.
PONTUS
Niech pan nie myśli, że nie potrafimy obronić naszych kobiet. My tu już niejedno razem przeżyliśmy.
ON II
Razem… Ach, rozumiem. Ale to dobrze. Komuna powinna być ze sobą zżyta.
SABINA
Komuna?… Pan myśli, że my…
ON II
Nieważne, co ja myślę. To się rzuca w oczy. Dzieci macie dużo?
LEON
Jakich znów, proszę pana, dzieci?
ON II
No jakich, jakich… Wspólnych, oczywiście! Nieważne, przyjdzie Rudy, to będą. Komuna bez dzieci prędko się rozpada. Dzieci to cement.
SABINA
Także przyszłość.
ON II
Przyszłość także, ale głównie cement. Gdyby nie dzieci, wszystko by się rozpadło – i małżeństwa, i komuny, i społeczeństwa, nawet mocarstwa by się rozpadły. Upadłby cały porządek na świecie. Tylko to nas ratuje, że dzieci patrzą.
BOTYLDA
My jakoś funkcjonujemy.
ON II
A jak długo razem żyjecie?
PONTUS
Parę dni.
MELANIA
Ale nie w tym sensie, co pan myśli.
ON II
Nie w tym, to w innym. Najważniejsze, żeby się razem kochać i wspierać. Ale Rudy nie przystąpi do was z pustymi rękami. Dwie dziewczyny wprowadzi do komuny, dziewuchy jak rzepy, obie bardzo robotne, zwłaszcza w łóżku! Co wy na to?
TERA
Ja się nie sprzeciwiam.
ON II (do Pontusa)
A ty?
PONTUS
Nigdy dotąd nie żyłem w komunie. Czy z tego można wystąpić?
MELANIA
Na pewno. Nikt nikogo siłą nie trzyma.
LEON
To my, proszę pana, to my od razu zgłaszamy nasze wystąpienie. Prawda, Inuś?
SABINA
Prawda, Leonku. Ale nie ma takiego pośpiechu. Kiedy człowiek już w tym jest, to może nie jest takie straszne. Jak wygląda ten Rudy?
LEON
Ależ to bandyta, kochanie. On strzela, strzela, mówię, za takie pytania.
SABINA
Do mnie nie strzeli, nie będzie taki głupi.