„Misja”
Henryk Bardijewski

„Misja”
Henryk Bardijewski

Wchodzą Ona I i Ona II w strojach hipisów.

 

ON II

O, jesteście wreszcie. To jest nasza nowa rodzina. Przywitajcie się.

 

Dziewczyny witają się, całując czule wszystkich obecnych.

 

ON II

Mówiłem, co? Mówiłem, że niezłe…

MELANIA (do Pontusa)

One mi kogoś przypominają.

PONTUS

Tak dużo ludzi na świecie, że wszyscy wszystkich przypominają. Nie trzeba się tym przejmować, tylko w miarę możności robić wszystko, żeby się odróżniać. Dobrze całuje ta mała.

MELANIA

Chyba nie gorzej ode mnie!

 

Całuje go.

 

BOTYLDA

Melanio, jak możesz!

TERA

Pocałunek to nic złego, bracie Botylda.

BOTYLDA

Nic, ale po co się zaraz porównywać. Poza tym nie jestem pańskim bratem.

ON II

W komunie wszyscy jesteśmy braćmi. Słuchajcie, sikorki, co z Rudym?

ONA I

Kazał, żeby czekać na niego z kolacją. Nie jedliście jeszcze kolacji?

PONTUS

Nie jeszcze.

ONA II

W takim razie zaczekajcie na Rudego.

TERA

O, nie ma obawy, zaczekamy…

SABINA

Od dawna już tak czekamy.

ONA I

Bardzo dobrze. Pomóżcie nam tymczasem w przygotowaniach.

LEON

Chętnie, proszę pani.

ONA II

Pani? Jesteśmy już chyba na ty.

LEON

Chętnie, proszę… ciebie, tylko widzisz, widzisz, mówię, u nas z jedzeniem krucho.

ON II

Nie szkodzi, Rudy zje byle co.

TERA

My też. Ale nawet byle czego nie mamy.

ONA I

Drobiazg, Andy przyniósł. Przyniosłeś, Andy?

ON II

Tu jest. (wyjmuje z torby wiktuały) Są i sardynki. I wino.

 

Wszyscy grupują się wokół stołu z jedzeniem.

 

PONTUS

Ja pootwieram puszki…

ONA II

Nie trzeba. Rudy lubi, żeby było otwarte w ostatniej chwili. Aromat, mówi, nie ucieka.

BOTYLDA

Co tam, siostro, aromat – my głodni jesteśmy!

ONA I

Doskonale, Rudy lubi, kiedy wszyscy mają apetyt. On w ogóle jest smakosz. Co najmniej dwie osoby w komunie muszą dobrze gotować.

SABINA

Ja umiem, prawda, Leonku?

LEON

O tak, moja żona świetnie gotuje…

ΟΝ Ι

Twoja? Coś ci się, bracie, pomieszało. Tu nie ma nic twojego, wszystko jest wspólne.

LEON

No tak, do pewnego stopnia.

SABINA

Nie kłóć się, Leonku, bo nas do stołu nie dopuszczą.

ONA II

Nie ma obawy. Rudy nie lubi, kiedy coś zostaje.

TERA

Nie zostanie. Pod tym względem będzie z nas bardzo zadowolony. Krajać chleb?

PONTUS

Właśnie. Może by już pokrajać chleb?

ONA I

Już? Jak myślisz?

ONA II

Nie zeschnie się?

MELANIA

Tu jest dosyć wilgotno.

ONA I

Sama nie wiem…

ON II

No to niech już pokroją.

PONTUS

Ja!

TERA

Ja!

ON II

Tylko nie jeść.

MELANIA

Okruszynki chyba można?…

ONA II

Nie wolno. Okruchami Rudy karmi ptactwo. Dla ptaków ma miękkie serce. Zwłaszcza dla wróbli.

LEON

Niedużo ich w tej okolicy.

ONA I

Tym lepiej dla tych, co są – najedzą się za wszystkie czasy.

BOTYLDA

O Jezu, ręce mi się trzęsą…

ONA II

Nie szkodzi, to z apetytu.

SABINA

Można już smarować masłem?

ONA I

Już smarować? Jak myślisz?

ONA II

Sama nie wiem…

ONA I (do Drugiego)

A ty co myślisz?

ON II

No, niech smarują. Tylko nie za cienko.

MELANIA

Ja! Ja umiem grubo!

SABINA

Odejdź, siostro, ja smaruję. Najpierw trzeba skosztować, czy nie kwaśne.

ONA II

Nie ma potrzeby, dobre jest. Nie ruszać kiełbasy!

TERA

Chciałem tylko powąchać.

ONA I

Nie trzeba, dobra jest.

PONTUS

Kiedy on przyjdzie? Może już idzie? Może byśmy zaczęli bez niego?

ONA I

Zacząć bez Rudego? Jak myślisz?

ONA II

Sama nie wiem…

LEON

Ja bym zaczął. Zostawimy mu przecież, zostawimy mu, mówię, trochę.

ONA I

Więc jak?

ON II

Wykluczone. Niech nikt się nie waży zaczynać bez Rudego! Łeb rozwalę każdemu, kto zacznie!

BOTYLDA

To tak się mówi do rodziny?

SABINA

Właśnie. Do sióstr i braci…

ON II

Możemy się tymczasem pokochać. To skróci czas oczekiwania.

ONA I

O właśnie! Zleci nam czas do kolacji, że nawet się nie obejrzycie!

TERA (po chwili)

Jeżeli o mnie chodzi, to ja bym wolał po.

PONTUS

Ja także. Troszkę tu jesteśmy osłabieni.

ONA II

No, jak chcecie. Nikt was gwałcić nie będzie.

SABINA

Miejmy nadzieję, że on wkrótce nadejdzie.

ON II

O, na pewno. Rudy zawsze nadchodzi w porę. Jeżeli chcecie, możemy wyjść mu naprzeciw. On bardzo lubi, kiedy mu się wychodzi naprzeciw.

MELANIA

Wszyscy?

ONA I

Ma się rozumieć, że wszyscy.

TERA

Ale ktoś musi zostać przy jedzeniu.

ONA II

Ja popilnuję. Idźcie.

SABINA

A może ja? Z mężem. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty na spacery.

PONTUS

Nikt nie ma, ale…

ON II

Dla Rudego liczą się fakty, nie ochota do faktów. Idziemy. (do Drugiej) Ty zostań i czekaj.

BOTYLDA

Może zostanę z tobą? Ostatecznie moglibyśmy pójść do łóżka.

TERA

Co za poświęcenie… Nie bądź taki mądry, bracie Botylda. Jak idą wszyscy, to wszyscy.

 

Ociągając się, wychodzą na zewnątrz.

Na scenie zostaje tylko Ona II. Przestaje grać – odtwarzać postać dziewczyny, trochę się rozcharakteryzowuje, po czym prędko chowa jedzenie do torby i wychodzi z nią na peron. Przez chwilę scena jest pusta. Po cichu zakrada się Leon.

 

LEON

Pssst, siostro… Siostro, urwałem się. (głośno) Urwałem się, mówię. (zauważa brak jedzenia) No tak…

 

Zjada okruchy. Wbiega Tera.

 

TERA

No, ptaszku… W samą porę!

LEON

Nie, panie Tera – za późno.

TERA

Zeżarłeś wszystko?! (chwyta go za klapy) Ty draniu…

LEON

Tylko okruchy… Okruchy, mówię. Niechże pan puści, Tera.

TERA

A reszta? Schowałeś?

LEON

Nie zdążyłem. Nie było. Oni z nas, Tera, oni z nas zakpili!

TERA (puszczając Leona)

Nie ma mowy. Pontus i Botylda są razem z nimi. Mają ich na oku. Tym razem nam nie znikną.

 

Zakrada się Botylda. Wszyscy trzej patrzą na siebie zaskoczeni.

 

LEON

Tym razem, tym razem, mówię, to my im znikamy…

 

Zakrada się Sabina. Obecni witają ją z politowaniem. Zjawia się Melania. Wreszcie w drzwiach staje Pontus. Wyciemnienie.

Dzień następny, jasno, słonecznie. Wchodzą On II i Ona II, ubrani skromnie, biurowo, oboje z teczkami.

 

PONTUS

Ktoś przyszedł. Znowu.

BOTYLDA

Może tacy sami jak my.

PONTUS

Zaraz ich wyrzucę.

SABINA

Nie ma pan prawa nikogo wyrzucać. Może oni tak samo jak my potrzebują schronienia.

TERA

To nie schronisko.

LEON

A co?

PONTUS

Będzie to, co zechcemy. Trzeba się tylko zdecydować. (do nowo przybyłych) Czego państwo szukają?

ONA II

Prezesie, tu są jacyś ludzie i o coś pytają.

ON II

Na pytania będziemy odpowiadać później. Najpierw sprawy porządkowe.

PONTUS

Obiekt jest zajęty.

ONA II

Zgoda. Ale przez kogo?

SABINA

Przez nas. My tutaj coś urządzimy. Niech nikomu się nie zdaje, że nie jesteśmy do tego zdolni.

LEON

Że nie dosyć samodzielni…

BOTYLDA

Czy nie dosyć zdecydowani…

PONTUS

Czy pomysłowi…

TERA

I energiczni!…

ONA II

Strasznie się rozgadali, panie prezesie. Kto wam przydzielił ten niszczejący obiekt?

TERA

My sami!

PONTUS

Kto? Niech będzie, że władze zwierzchnie. Chyba wiecie, że istnieją władze zwierzchnie?

ON II

Zwierzchnie… Wyobraźcie sobie, moi drodzy, że my jesteśmy jeszcze bardziej zwierzchnie. Niemal najzwierzchniejsze. A przynajmniej, jeżeli jeszcze nie jesteśmy, to będziemy. Słyszeliście o Stronnictwie Popularnym?

PONTUS

Nie.

TERA

Pierwsze słyszę. To u nas?

ONA II

Ręce opadają, panie prezesie. Tyle wydajemy na reklamę i propagandę, a taki jeden z drugim pytają, czy to u nas! Nasze stronnictwo, proszę was, jest pomyślane jako półmasowy organizm polityczny o orientacji, jak sama nazwa wskazuje, popularnej.

LEON

Co to znaczy?

SABINA

Nietrudnej. Nie przerywaj pani, Leonku.

ON II

Wiec urządzimy później. Po wiecu przyjmowanie nowych członków i wręczanie legitymacji. Obecnie – lustracja siedziby stronnictwa, rozdział pomieszczeń i tak dalej.

BOTYLDA

Tu będzie zarząd główny?

ON II

Ależ skąd. Okręgowy. Natychmiast bierzemy się ostro do roboty.

PONTUS

Do jakiej roboty?

ONA II

Nad uruchomieniem działalności. Podstawową formą istnienia stronnictwa jest działalność.

LEON

W jakim celu?

ON II

Działalność jest celem samym w sobie. Podobnie jak zabawa. I w ogóle jak wszelkie życie. Wszystko, co żyje, musi jakoś działać, inaczej marnieje.

TERA

To brzmi poważnie. I szczerze.

PONTUS

Na początku wszystko brzmi poważnie i szczerze. Najgorszy jest ciąg dalszy.

TERA

Na coś jednak trzeba postawić i ustabilizować się. Takie stronnictwo to dobra rzecz, ja bym przystąpił.

PONTUS

A jeżeli nie zdobędzie władzy?

TERA

To będzie miało chociaż lokal. Nie ono pierwsze.

PONTUS

Coraz łatwiej się angażujesz, Tera. Żebyś nie żałował.

TERA

Po prostu przywykłem do tego miejsca. Zostanę tu, cokolwiek będzie, choćby mieli tu założyć piekło!

ON II

Podoba mi się ten człowiek. Macie pewnie jakieś wspomnienia? To dobrze. Założymy organ i będziemy się rozliczać z przeszłością. Przydacie się do obrachunków.

SABINA

Ja bym mogła prowadzić klub stronnictwa, bufet w tym klubie. Bo chyba stronnictwo będzie miało bufet, prawda?

LEON

Nigdy bym nie przystąpił do stronnictwa bez bufetu.

ONA II

Będzie wszystko, nawet basen z trampoliną. Oczywiście tylko dla członków.

BOTYLDA

Proszę o deklarację.

ON II

Niech pani rozda. Tylko przestrzegam: żadnej działalności frakcyjnej. Gdzie mieszkacie?

TERA

Tutaj, w siedzibie stronnictwa.

SABINA

Z tym że pokoje gościnne trzeba będzie na nowo urządzić. Mamy nadzieję, że stronnictwo nie poskąpi funduszów na remont.

MELANIA (do Drugiego)

A ja pana skądś znam…

ON II

Bzdura. Pierwszy raz działam w tych stronach.

MELANIA

Nigdy pan nie był duchownym?

ONA II

Pan prezes?! Wręcz przeciwnie. Gdyby go panienka bliżej znała… Zresztą to nic straconego.

MELANIA

I nie siedział pan nigdy w więzieniu?

ONA II

Co też pani przychodzi do głowy?

BOTYLDA

Jak możesz, Melanio… Przepraszam pana prezesa…

ON II

Drobiazg. Oczywiście, że siedziałem. To bardzo pomaga w karierze politycznej.

Strona: 12345678910