„Misja”
Wchodzą Ona I i Ona II w strojach hipisów.
ON II
O, jesteście wreszcie. To jest nasza nowa rodzina. Przywitajcie się.
Dziewczyny witają się, całując czule wszystkich obecnych.
ON II
Mówiłem, co? Mówiłem, że niezłe…
MELANIA (do Pontusa)
One mi kogoś przypominają.
PONTUS
Tak dużo ludzi na świecie, że wszyscy wszystkich przypominają. Nie trzeba się tym przejmować, tylko w miarę możności robić wszystko, żeby się odróżniać. Dobrze całuje ta mała.
MELANIA
Chyba nie gorzej ode mnie!
Całuje go.
BOTYLDA
Melanio, jak możesz!
TERA
Pocałunek to nic złego, bracie Botylda.
BOTYLDA
Nic, ale po co się zaraz porównywać. Poza tym nie jestem pańskim bratem.
ON II
W komunie wszyscy jesteśmy braćmi. Słuchajcie, sikorki, co z Rudym?
ONA I
Kazał, żeby czekać na niego z kolacją. Nie jedliście jeszcze kolacji?
PONTUS
Nie jeszcze.
ONA II
W takim razie zaczekajcie na Rudego.
TERA
O, nie ma obawy, zaczekamy…
SABINA
Od dawna już tak czekamy.
ONA I
Bardzo dobrze. Pomóżcie nam tymczasem w przygotowaniach.
LEON
Chętnie, proszę pani.
ONA II
Pani? Jesteśmy już chyba na ty.
LEON
Chętnie, proszę… ciebie, tylko widzisz, widzisz, mówię, u nas z jedzeniem krucho.
ON II
Nie szkodzi, Rudy zje byle co.
TERA
My też. Ale nawet byle czego nie mamy.
ONA I
Drobiazg, Andy przyniósł. Przyniosłeś, Andy?
ON II
Tu jest. (wyjmuje z torby wiktuały) Są i sardynki. I wino.
Wszyscy grupują się wokół stołu z jedzeniem.
PONTUS
Ja pootwieram puszki…
ONA II
Nie trzeba. Rudy lubi, żeby było otwarte w ostatniej chwili. Aromat, mówi, nie ucieka.
BOTYLDA
Co tam, siostro, aromat – my głodni jesteśmy!
ONA I
Doskonale, Rudy lubi, kiedy wszyscy mają apetyt. On w ogóle jest smakosz. Co najmniej dwie osoby w komunie muszą dobrze gotować.
SABINA
Ja umiem, prawda, Leonku?
LEON
O tak, moja żona świetnie gotuje…
ΟΝ Ι
Twoja? Coś ci się, bracie, pomieszało. Tu nie ma nic twojego, wszystko jest wspólne.
LEON
No tak, do pewnego stopnia.
SABINA
Nie kłóć się, Leonku, bo nas do stołu nie dopuszczą.
ONA II
Nie ma obawy. Rudy nie lubi, kiedy coś zostaje.
TERA
Nie zostanie. Pod tym względem będzie z nas bardzo zadowolony. Krajać chleb?
PONTUS
Właśnie. Może by już pokrajać chleb?
ONA I
Już? Jak myślisz?
ONA II
Nie zeschnie się?
MELANIA
Tu jest dosyć wilgotno.
ONA I
Sama nie wiem…
ON II
No to niech już pokroją.
PONTUS
Ja!
TERA
Ja!
ON II
Tylko nie jeść.
MELANIA
Okruszynki chyba można?…
ONA II
Nie wolno. Okruchami Rudy karmi ptactwo. Dla ptaków ma miękkie serce. Zwłaszcza dla wróbli.
LEON
Niedużo ich w tej okolicy.
ONA I
Tym lepiej dla tych, co są – najedzą się za wszystkie czasy.
BOTYLDA
O Jezu, ręce mi się trzęsą…
ONA II
Nie szkodzi, to z apetytu.
SABINA
Można już smarować masłem?
ONA I
Już smarować? Jak myślisz?
ONA II
Sama nie wiem…
ONA I (do Drugiego)
A ty co myślisz?
ON II
No, niech smarują. Tylko nie za cienko.
MELANIA
Ja! Ja umiem grubo!
SABINA
Odejdź, siostro, ja smaruję. Najpierw trzeba skosztować, czy nie kwaśne.
ONA II
Nie ma potrzeby, dobre jest. Nie ruszać kiełbasy!
TERA
Chciałem tylko powąchać.
ONA I
Nie trzeba, dobra jest.
PONTUS
Kiedy on przyjdzie? Może już idzie? Może byśmy zaczęli bez niego?
ONA I
Zacząć bez Rudego? Jak myślisz?
ONA II
Sama nie wiem…
LEON
Ja bym zaczął. Zostawimy mu przecież, zostawimy mu, mówię, trochę.
ONA I
Więc jak?
ON II
Wykluczone. Niech nikt się nie waży zaczynać bez Rudego! Łeb rozwalę każdemu, kto zacznie!
BOTYLDA
To tak się mówi do rodziny?
SABINA
Właśnie. Do sióstr i braci…
ON II
Możemy się tymczasem pokochać. To skróci czas oczekiwania.
ONA I
O właśnie! Zleci nam czas do kolacji, że nawet się nie obejrzycie!
TERA (po chwili)
Jeżeli o mnie chodzi, to ja bym wolał po.
PONTUS
Ja także. Troszkę tu jesteśmy osłabieni.
ONA II
No, jak chcecie. Nikt was gwałcić nie będzie.
SABINA
Miejmy nadzieję, że on wkrótce nadejdzie.
ON II
O, na pewno. Rudy zawsze nadchodzi w porę. Jeżeli chcecie, możemy wyjść mu naprzeciw. On bardzo lubi, kiedy mu się wychodzi naprzeciw.
MELANIA
Wszyscy?
ONA I
Ma się rozumieć, że wszyscy.
TERA
Ale ktoś musi zostać przy jedzeniu.
ONA II
Ja popilnuję. Idźcie.
SABINA
A może ja? Z mężem. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty na spacery.
PONTUS
Nikt nie ma, ale…
ON II
Dla Rudego liczą się fakty, nie ochota do faktów. Idziemy. (do Drugiej) Ty zostań i czekaj.
BOTYLDA
Może zostanę z tobą? Ostatecznie moglibyśmy pójść do łóżka.
TERA
Co za poświęcenie… Nie bądź taki mądry, bracie Botylda. Jak idą wszyscy, to wszyscy.
Ociągając się, wychodzą na zewnątrz.
Na scenie zostaje tylko Ona II. Przestaje grać – odtwarzać postać dziewczyny, trochę się rozcharakteryzowuje, po czym prędko chowa jedzenie do torby i wychodzi z nią na peron. Przez chwilę scena jest pusta. Po cichu zakrada się Leon.
LEON
Pssst, siostro… Siostro, urwałem się. (głośno) Urwałem się, mówię. (zauważa brak jedzenia) No tak…
Zjada okruchy. Wbiega Tera.
TERA
No, ptaszku… W samą porę!
LEON
Nie, panie Tera – za późno.
TERA
Zeżarłeś wszystko?! (chwyta go za klapy) Ty draniu…
LEON
Tylko okruchy… Okruchy, mówię. Niechże pan puści, Tera.
TERA
A reszta? Schowałeś?
LEON
Nie zdążyłem. Nie było. Oni z nas, Tera, oni z nas zakpili!
TERA (puszczając Leona)
Nie ma mowy. Pontus i Botylda są razem z nimi. Mają ich na oku. Tym razem nam nie znikną.
Zakrada się Botylda. Wszyscy trzej patrzą na siebie zaskoczeni.
LEON
Tym razem, tym razem, mówię, to my im znikamy…
Zakrada się Sabina. Obecni witają ją z politowaniem. Zjawia się Melania. Wreszcie w drzwiach staje Pontus. Wyciemnienie.
Dzień następny, jasno, słonecznie. Wchodzą On II i Ona II, ubrani skromnie, biurowo, oboje z teczkami.
PONTUS
Ktoś przyszedł. Znowu.
BOTYLDA
Może tacy sami jak my.
PONTUS
Zaraz ich wyrzucę.
SABINA
Nie ma pan prawa nikogo wyrzucać. Może oni tak samo jak my potrzebują schronienia.
TERA
To nie schronisko.
LEON
A co?
PONTUS
Będzie to, co zechcemy. Trzeba się tylko zdecydować. (do nowo przybyłych) Czego państwo szukają?
ONA II
Prezesie, tu są jacyś ludzie i o coś pytają.
ON II
Na pytania będziemy odpowiadać później. Najpierw sprawy porządkowe.
PONTUS
Obiekt jest zajęty.
ONA II
Zgoda. Ale przez kogo?
SABINA
Przez nas. My tutaj coś urządzimy. Niech nikomu się nie zdaje, że nie jesteśmy do tego zdolni.
LEON
Że nie dosyć samodzielni…
BOTYLDA
Czy nie dosyć zdecydowani…
PONTUS
Czy pomysłowi…
TERA
I energiczni!…
ONA II
Strasznie się rozgadali, panie prezesie. Kto wam przydzielił ten niszczejący obiekt?
TERA
My sami!
PONTUS
Kto? Niech będzie, że władze zwierzchnie. Chyba wiecie, że istnieją władze zwierzchnie?
ON II
Zwierzchnie… Wyobraźcie sobie, moi drodzy, że my jesteśmy jeszcze bardziej zwierzchnie. Niemal najzwierzchniejsze. A przynajmniej, jeżeli jeszcze nie jesteśmy, to będziemy. Słyszeliście o Stronnictwie Popularnym?
PONTUS
Nie.
TERA
Pierwsze słyszę. To u nas?
ONA II
Ręce opadają, panie prezesie. Tyle wydajemy na reklamę i propagandę, a taki jeden z drugim pytają, czy to u nas! Nasze stronnictwo, proszę was, jest pomyślane jako półmasowy organizm polityczny o orientacji, jak sama nazwa wskazuje, popularnej.
LEON
Co to znaczy?
SABINA
Nietrudnej. Nie przerywaj pani, Leonku.
ON II
Wiec urządzimy później. Po wiecu przyjmowanie nowych członków i wręczanie legitymacji. Obecnie – lustracja siedziby stronnictwa, rozdział pomieszczeń i tak dalej.
BOTYLDA
Tu będzie zarząd główny?
ON II
Ależ skąd. Okręgowy. Natychmiast bierzemy się ostro do roboty.
PONTUS
Do jakiej roboty?
ONA II
Nad uruchomieniem działalności. Podstawową formą istnienia stronnictwa jest działalność.
LEON
W jakim celu?
ON II
Działalność jest celem samym w sobie. Podobnie jak zabawa. I w ogóle jak wszelkie życie. Wszystko, co żyje, musi jakoś działać, inaczej marnieje.
TERA
To brzmi poważnie. I szczerze.
PONTUS
Na początku wszystko brzmi poważnie i szczerze. Najgorszy jest ciąg dalszy.
TERA
Na coś jednak trzeba postawić i ustabilizować się. Takie stronnictwo to dobra rzecz, ja bym przystąpił.
PONTUS
A jeżeli nie zdobędzie władzy?
TERA
To będzie miało chociaż lokal. Nie ono pierwsze.
PONTUS
Coraz łatwiej się angażujesz, Tera. Żebyś nie żałował.
TERA
Po prostu przywykłem do tego miejsca. Zostanę tu, cokolwiek będzie, choćby mieli tu założyć piekło!
ON II
Podoba mi się ten człowiek. Macie pewnie jakieś wspomnienia? To dobrze. Założymy organ i będziemy się rozliczać z przeszłością. Przydacie się do obrachunków.
SABINA
Ja bym mogła prowadzić klub stronnictwa, bufet w tym klubie. Bo chyba stronnictwo będzie miało bufet, prawda?
LEON
Nigdy bym nie przystąpił do stronnictwa bez bufetu.
ONA II
Będzie wszystko, nawet basen z trampoliną. Oczywiście tylko dla członków.
BOTYLDA
Proszę o deklarację.
ON II
Niech pani rozda. Tylko przestrzegam: żadnej działalności frakcyjnej. Gdzie mieszkacie?
TERA
Tutaj, w siedzibie stronnictwa.
SABINA
Z tym że pokoje gościnne trzeba będzie na nowo urządzić. Mamy nadzieję, że stronnictwo nie poskąpi funduszów na remont.
MELANIA (do Drugiego)
A ja pana skądś znam…
ON II
Bzdura. Pierwszy raz działam w tych stronach.
MELANIA
Nigdy pan nie był duchownym?
ONA II
Pan prezes?! Wręcz przeciwnie. Gdyby go panienka bliżej znała… Zresztą to nic straconego.
MELANIA
I nie siedział pan nigdy w więzieniu?
ONA II
Co też pani przychodzi do głowy?
BOTYLDA
Jak możesz, Melanio… Przepraszam pana prezesa…
ON II
Drobiazg. Oczywiście, że siedziałem. To bardzo pomaga w karierze politycznej.