
26. „Mój ty pomniku niezupełny”. Współczesny poeta wobec tradycji horacjańskiej
W tym świetle ironicznie brzmią słowa o członkach akademii, którzy „nie zapomną nie pominą”. Ironia– „programowa metoda poetycka” Herberta, jak określił ją Stanisław Barańczak, stosowana głównie w celu zdezawuowania pewnych zachowań i postaw, w omawianym fragmencie została przywołana po to, by skompromitować ideę pamiętania, rozumianą jako trwanie w pamięci potomnych. Zamiast upamiętnienia mamy tu zinstrumentalizowane, podporządkowane celom badawczym „niezapominanie”.
Interpretacja szczegółowa części trzeciej: zwrócenie uwagi na wieloznaczność, wynikającą z budowy składniowej i zastosowanej metaforyki; osadzenie analizowanych treści w kontekście kulturowym i w kontekście twórczości Herberta, potraktowanie dostrzeżonych analogii jako tropów interpretacyjnych
Podmiot wyraźnie dystansuje się zarówno wobec nabożnej czci dla eksponatu, jak i towarzyszących jej mechanicznych czynności („policzą kości i płaszczyzny”), co potwierdza część trzecia, ostatnia. Końcowy fragment odbiega od wypowiedzi wcześniejszej. Formalnym wyróżnikiem jest zmiana sytuacji lirycznej – podmiot mówi tu w pierwszej osobie, lirykę pośrednią zastępuje liryka bezpośrednia, w miejsce ironii zjawia się autoironia. Autoironiczny charakter ma deklaracja: „szczęśliwy oddam kolor oczu”. I choć składnia wersu otwierającego cześć trzecią nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, że wyraz „szczęśliwy” występuje tu w funkcji podmiotu (równie dobrze można założyć, że mamy do czynienia z inwersją i potraktować słowo „szczęśliwy” jako epitet metaforyczny, pełniący funkcję przydawki), to wydobyta w ten sposób dwuznaczność podważa ochoczy wydźwięk tego zapewnienia. Czy można być szczęśliwym, wyrzekając się koloru oczu, a także kształtu paznokci i wykroju powiek, czyli tego, co nas indywidualizuje i wyróżnia? Ludzka istota, pozbawiona wymienionych elementów, drobnych i pozornie nieznaczących, traci jednostkową poszczególność, staje się bytem zuniwersalizowanym. Wybrzmiewa to w wersach podsumowujących proces dezindywidualizacji: „ja doskonale obiektywny / z białych kryształów anatomii” – powiada o sobie podmiot. Oto ta sama sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia wcześniej, zmienił się tylko punkt widzenia. Os frontalis, umieszczone w jasnej szklanej szafie, oglądane jest teraz z perspektywy „ja” lirycznego, które patrzy na siebie z zewnątrz, a równocześnie utożsamia się z zabezpieczonym eksponatem. Z jednej strony mamy podmiot mówiący, z drugiej – jego pomnikową hipostazę. Ta gra dystansu i utożsamienia pozwala na nawiązanie dialogu z pomnikiem, to jest podjęcie rozmowy z samym sobą.
W cytowanej wyżej autocharakterystyce zwraca uwagę metafora „białe kryształy anatomii”. „Biel” i „kryształ” to wyrazy, które w poezji Herberta mają negatywne nacechowanie, symbolizują bowiem czystość i nieskazitelność – przymioty obce naturze człowieka. Herbert zawsze stawał po stronie tego, co po ludzku niedoskonałe i posługiwał się tymi wyrazami między innymi po to, by zdyskredytować idealistyczne wyobrażenia, także te dotyczące pozaziemskiego istnienia. „Lepiej być skrzypieniem podłogi niż przeraźliwie przeźroczystą doskonałością”[1]– pisał w prozie poetyckiej Żeby tylko nie anioł, zamieszczonej w tym samym tomie, co wiersz Do moich kości. W tym przypadku „doskonałość” nie jest jednak „przeraźliwie przeźroczysta”, składają się nań następujące elementy: