Mont Blanc
Jednak na szczyt Mont Blanc weszło przed Malczewskim tylko siedem (inne źródła podają dziesięć lub jedenaście) osób, nie licząc przewodników. O jego wyprawie nie wiemy zbyt dużo. Nie znamy kosztów, które rosły z roku na rok (w 1810 guide brał 5 franków za dzień, w 1811 – już 6, ale ekspedycja Alberta Smitha w 1851 kosztowała aż 2400 franków). Nie wiemy, czy Malczewski miał kłopoty z wynajęciem przewodników – zdarzały się one często, gdy chodziło o wyprawę naprawdę niebezpieczną – ani czy po jego zejściu, jak to było w zwyczaju, wykonano w Chamonix uroczystą (opłacaną przez zdobywcę) salwę armatnią. Nie wiemy, czy Bureau des Guides wydało mu oficjalne zaświadczenie o zdobyciu Mont Blanc. Znamy natomiast wpis samego Jacquesa Balmata – który towarzyszył Malczewskiemu – w jego dzienniku przechowywanym przez Musée Alpin w Chamonix: „le 4 août 1818 Mr le comte Malczeski, polonais, 11 guides”. Dziennik ten służył potem jako źródło do dziejów wypraw i to po trosze z powodu niewyraźnego pisma przewodnika polskie nazwisko było często przekręcane. Można je jednak odczytać w wielu poważnych historiach alpinizmu, począwszy od Alberta Smitha i jego Story of Mont Blanc (1853), czy w encyklopediach, np. w The English cyklopaedia. A new dictionnary of universal knowledge (vol. IV, 1857), gdzie obok biogramu pojawia się obszerna informacja o Marii i jej wydaniach w różnych językach. Także w słynnej książce Aleksandra Dumas Impressions de Voyage en Suisse (1834) na liście zdobywców figuruje „comte Matezescki”.
Pierwsza drukowana relacja podawała jednak niemal poprawne nazwisko. 11 sierpnia 1818 roku „Gazette de Lausanne” informowała: „Donoszą nam z Chamouny, że Polak, pan Antoine Malczesky, dotarł na szczyt Mont-Blanc oraz że mu się powiodło odkryć między lodowcami drogę, aż na l’Aiguille du Midi, gdzie dotychczas nikt jeszcze nie dotarł. Ten odważny młodzieniec po zebraniu wielu cennych informacji wyjechał teraz do Genewy” (Chwaściński, 1963, s. 97-98). W rzeczywistości celem przyszłego poety było wejście na Mont Blanc drogą całkiem inną niż dotychczasowe – doliną oddzielającą tę górę od Aiguille du Midi, Sterty Południowej, jak nazywał ten szczyt w liście do Picteta. Malczewski uważany jest za ojca-założyciela polskiego alpinizmu także z tego właśnie względu: niczym rasowy wspinacz od razu pomyślał o nowym wariancie (a dopiero w połowie XIX wieku zaczęto wchodzić innymi szlakami). Wyruszył zatem z Chamonix w drugą stronę niż to dotąd czyniono – w stronę Mer de Glace i Montanvers – doszedł do lodowca Tacul, gdzie spędził noc, a następnego dnia skręcił w kierunku Aiguille du Midi. Zdobył pierwszą, nieco niższą jego iglicę, i tam zorientował się, że dalsza droga na Mont Blanc jest niemożliwa. Zawrócił zatem do Chamonix i kilka dni później wspiął się na Białą Górę drogą prawie tą samą, co niegdyś de Saussure.
W liście do Picteta (opublikowanym wkrótce w genewskiej „Bibliothèque Universelle”, przedrukowanym po angielsku w „Blackwood’s Edinburgh Magazine” i po polsku – w „Dzienniku Wileńskim”) Malczewski pisał głównie o drodze na Aiguille du Midi, okazując wręcz lekceważenie wobec swego wejścia na Mont Blanc (późniejsze opisy idących tym samym szlakiem Anglików będą miały i po kilkadziesiąt stron). Ujawnił w ten sposób nie nie tylko ambicję, lecz i radykalne rozumienie prawdziwego czynu: nie jest warte słów to, co stanowi ledwie powtórzenie (być może i dlatego prosił redakcję „Bibliothèque Universelle”, by jego list podpisać tylko inicjałami). Ograniczył się zatem do informacji naukowych: podawał pomiary barometrem i termometrem oraz wynik doświadczenia z pryzmatem. Krótki opis widoku ze szczytu także zdawał się mieścić we wzorcu dyskursu de Saussure’a czy Staszica, gdyż i Malczewski mówił o „geologicznej trwodze”: „zostając w pośrodku tego nieporządnego gór tłumu, tych brył olbrzymich i niekształtnych, które spod śniegu i lodów widzieć się dają, patrzący mniema się być świadkiem stworzenia rzeczy, kiedy wszystko, co tylko ma cechę człowieka, znika, zaledwie dają się postrzegać lekkie miast ślady, które ręka przeznaczenia oznacza do wzniesienia na przyszłość; wszystko zdaje się zapowiadać te wielką godzinę i przerażony ta myślą wędrownik skwapliwie schodzi w dół, żeby w ogromie wielkich przemian, które dziać się mają, pochłonionym nie został” (Gacowa, s. 141).
O jego doświadczeniu Mont Blanc niewiele można się dowiedzieć z odnalezionych dotąd relacji pośrednich. Kompendium Haliny Gacowej podaje tylko jedną z nich: kapitana Basila Halla, który rozmawiał z Malczewskim i jego przewodnikami zaraz po ich zejściu z góry (przekonywali go, że nie było to nic trudnego). Dwie następne pochodzą od osób, które odwiedziwszy Chamonix, słuchały relacji o świeżym jeszcze wydarzeniu: Henry Matthews, wykładowca z Cambridge, w kilku zdaniach opisywał drogę Malczewskiego w The Diary of an Invalid (1820), natomiast z notatki Williama Howarda w Narrative of a Journey to the Summit of Mont Blanc (1821) zyskujemy wiadomość, że „polski hrabia” odmroził sobie nos. Istnieje też zapis rozmowy – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa z samym Malczewskim – pióra podróżniczki Marianne Baillie (First Impression on a Tour upon the Continent, 1819), która w sierpniu 1818 spotkała w genewskiej gospodzie dwóch polskich gentelmanów – jeden z nich był niedawno na Mont Blanc. Wedle tej relacji – mylącej wiele szczegółów – zdobywca był zmęczony wysiłkiem i powiedział, że szczyt bardzo się zmienił od czasu poprzednich wejść.
Intensywność przeżycia i sens, który nadał mu Malczewski, najpełniej oddaje zatem Maria i znajdujący się w niej słynny przypis autobiograficzny. Dopiero zestawienie górskiego krajobrazu, w którym „wszystko, co dziełem człeka, znika przez swą małość”, z opisem rozległego stepu niszczącego każdy ludzki ślad, wskazuje, że doświadczenie Mont Blanc na trwałe naznaczyło jego pojmowanie istnienia. Co więcej, podsunęło mu poetyckie obrazowanie pozwalające wskazać zarówno na zawsze zagrażającą, przerażającą i bezwzględną nicość, jak i na otwierającą się ponad człowiekiem nieskończoność. „Pióra białe zniżonej Pokory”, w które poeta stroi wizerunek Marii, oraz jej uniesione ku niebu oczy wprowadzają w płaską przestrzeń ukraińską wertykalny wymiar egzystencji. Mont Blanc w Marii jest już niewątpliwie górą romantyczną. Dlatego też Seweryn Goszczyński, kreśląc w 1843 roku biograficzny wstęp do dzieła Malczewskiego (Maria. Powieść ukraińska, Lipsk 1844), także jego alpejską przygodę uznaje za romantyczny wzlot: „Wysokość ducha jego zdaje się nam widomie objawiać w tym wzniesieniu się materialnie nad ziemię” – pisał.
Kiedy siedemnastoletni Krasiński zjeżdża do Genewy, wie dobrze (choć wówczas jeszcze Marii nie czytał), że Mont Blanc się opisuje, że literat w tym szczególnym miejscu do takiego działania musi przystąpić. Wyrusza na wycieczki z Reeve’m, później na dłuższą wyprawę szwajcarską z Mickiewiczem i Odyńcem, odbywając marszruty już przystosowane do „podziwiania” Alp i Mont Blanc. Źródła Aveyronu, Montanavers oraz leżący w pobliżu tzw. Jardin, czyli słynna wyspa zieleni i kwiatów na skraju lodowca, góra Brevent, leżąca po drugiej niż Mont Blanc, łagodnej stronie doliny to „klasyczne” cele turysty. Krasiński opisuje swe wrażenia w liście do ojca (z 11 sierpnia 1830), ale przygotowuje też oczywiście wersję do druku. Po francusku ukaże się ona pt. Le coucher du soleil sur le Mont Blanc w „Bibliothèque Universelle” (13 lat po tym, jak swoją wspinaczkę opisał w tym samym periodyku Malczewski). Po polsku – wcześniej, w „Pamiętniku dla Płci Pięknej” jako Myśli Polaka przy górze Mont-Blanc. Myśli Polaka nie różniły się w tym przypadku od myśli nie-Polaków, spotkanie z górą odbywało się – jeszcze – poza wszelkim narodowym kontekstem, a po pióro sięgał człowiek, który czytał angielskie i francuskie uniesienia w obliczu „niebotycznego Mont-Blanc”, pisał zatem comme il faut. Także w listach do ojca, gdy przedstawiał widok góry oglądany z różnych miejsc Genewy i jej okolic, informował, że jest „jak bryła słońca świetniejącym”, że przypomina twarz człowieka pokrytą zmarszczkami, że nabiera nocą trupiego wyglądu. Podziwiał, potwierdzając podziw innych, szukając wrażeń skrajnych i wzniosłych. Jego wprawki mówią o nieskończoności, o zmaganiach dnia i nocy w chwili zachodu słońca, porównują szczyty do katedr gotyckich, zestawiają – jak u Byrona – Mont Blanc i Jungfrau, używają obiegowych peryfraz: „władca gór” czy „monarcha Alp”. W jego okolicach sytuuje „akcję” niektórych fragmentów prozy i, podobnie jak we Frankensteinie Mary Shelley, pejzaż wokół Mont Blanc, zwłaszcza lodowiec Mer de Glace, służy za przestrzeń doznania obcości, samotności i umierania.
Krasiński wykorzystywał utrwalone już klisze, lecz jego doświadczenie Mont Blanc nie sprowadzało się do imitacji. Gdy Reeve skarży się w jednym z listów na poczucie niespełnienia, na lenistwo myśli, Krasiński przypomina mu (w liście z 12 czerwca 1831) Mont Blanc jako wzór do spełnienia, wzór życia, które zdolne jest przekroczyć wszelkie poziome ograniczenia. Być może więc, szczyt stawał się jego punktem orientacyjnym i przywołującym. Będąc zawsze na horyzoncie, zdawał się wskazywać na możliwą „amplitudę” istnienia, na dwa odległe od siebie bieguny: wysoki i niski, podniebny i przyziemny, idealny i zwykły. W korespondencji z Reeve’m Mont Blanc pojawia się jako wspólny symbol życia odważnego i ponad miarę. (wyjeżdżając z Genewy, prosi Reeve’a o przekazanie górze pozdrowień). Typowe dla romantycznej wyobraźni przeciwstawienia znajdują w alpejskim krajobrazie swoją matrycę i sądzić można, że gdyby poeta kształtował swą umysłowość i pisał dojrzałe utwory (Nie-Boską komedią i Agaj-Hana) w innym miejscu, nie miałyby one tak „stromej” skali wartości i nie osiągnęłyby równie dramatycznej ekspresji opartej na radykalnych, bezkompromisowych opozycjach „góry” i „kloaki”. Zapewne też nie zyskałby takiej siły obraz śmierci w otchłani – motyw przepaści wciąż powracał w alpejskich opisach Krasińskiego. Historiozoficzna diagnoza najnowszych dziejów, zawarta w Nie-Boskiej komedii, transponuje antynomie górskiego pejzażu: świat dotychczasowy, bezpieczny, niezmienny, „poziomy” musi odejść; na jego miejsce przyjdzie świat „pionowy”, nieokreślony, przerażający i pociągający zarazem. Rozwiązaniem ten antynomicznej sytuacji może być dla bohatera Krasińskiego tylko skok w przepaść.
Czy Krasiński przeoczył informacje o wyprawie Malczewskiego? Wspomniał o niej dziwnie późno, tylko raz i jakby mimochodem (w liście do Delfiny Potockiej z marca 1844). Za to dla Słowackiego Malczewski był od początku romantyczną legendą: samotnym poetą, który osiągnął szczyty – tak w górach, jak w literaturze – by wkrótce umrzeć młodo. Wiadomo, że w czasie poprzedzającym pisanie Kordiana, kiedy Słowacki był w Genewie, czytał – jak wszyscy – relacje z różnych wypraw na Mont Blanc. W jednej z nich znalazł nazwisko autora Marii „skaleczone tak, że gdybym skądinąd o jego wędrówce nie wiedział, tobym się był o tożsamości osoby nie domyślił… Nie wiem dlaczego, ale myśl o Malczewskim została głęboko w moich dumaniach utkwiona. Zdaje mi się, że jest coś podobieństwa między nami, ale burza jeszcze mnie nie złamała” (list do matki z 15 lipca 1833). Dumanie o bohaterze, krajanie z Krzemieńca, nasuwało Słowackiemu myśl o własnej dumie, możliwości upadku i strasznej śmierci. Pisząc swój dramat i patrząc z okien mieszkania „na Mont Blanc śnieżny, lekko jak chmura skreślony, czasem wiankiem białej chmury okryty”, musiał zatem rozmyślać także o przypisie do Marii. Udziałem Kordiana stały się doznania opisywane przez Malczewskiego: poczucie wznoszenia się ponad niknącym w dole światem, wrażenie krystaliczności powietrza, jasności i kosmicznej ciszy.
„Tu szczyt… lękam się spojrzeć w przepaść świata ciemną.
Spojrzę… Ach! pod stopami niebo i nad głową
Niebo… Zamknięty jestem w kulę kryształową;
Gdyby ta igła lodu popłynęła ze mną
Wyżej – Aż w niebo… nie czułbym, że płynę.
Stąd czarne skrzydła myśli nad światem rozwinę.
Ciszéj! słuchajmy… o te lody się ociera
Modlitwa ludzka, po tych lodach droga
Myślom płynącym do Boga.
Tu dźwięk nieczysty głosu ludzi obumiera.
A dźwięk myśli płynie dalej”. (Akt 2, w. 218-227)
Mont Blanc, gdy patrzy się na niego z Genewy, jest raczej obły, niemal płaski, nie widać iglic, które owszem, były opisywane jako efektowny element pejzażu ze szlaku (prawdziwą iglicą jest Auguille du Midi). W monologu Kordiana na Mont Blanc zapożyczonych obrazów jest więcej, znanych Słowackiemu zapewne i z innych źródeł, choćby z owej relacji, w której znalazł nazwisko poety. Biografowie zgadzają się, że była to praca Fredrica Clisolda Narrative of an Ascent to the Summit of Mont Blanc (1822). W jej tekście pojawiają się obrazy „igieł”, „rozległego horyzontu”, „gry światła” i czytamy tu też, że na szczycie, wznosząc się ponad zwykłe zajęcia i małe interesy życia, człowiek odczuwa, jak „jego egzystencja rozwija się i rośnie poza granice czasu – ku wieczności”, że „pojmuje prawdziwą wartość swego istnienia” i patrząc na życie przyszłe „rodzaju ludzkiego”, czuje obecność „nieskończonego Ducha”, który „stworzył i kocha wszystkie rzeczy”. Słowem często się powtarzającym jest „spektakl”. Ale widział też Słowacki dioramę, iluzyjne widowisko Louisa Daguerre’a, który w Paryżu (w 1831) wystawiał widok Mont Blanc, co – jak mniema Alina Kowalczykowa – wpłynęło na przestrzeń, w której umieścił Kordiana.
Można zatem sądzić, że poeta był w pełni świadom intertekstualnego charakteru monologu swego bohatera i stawiał go na najwyższym szczycie Europy, wiedząc, że dla współczesnego mu człowieka jest to miejsce już mityczne, mające wyraźnie określony sens, że tak właśnie – symbolicznie – każdy musi wspiąć się na Mont Blanc, musi, bo nadszedł taki czas, bo wierzy, że inaczej nie pozna ani swej miary, ani powołania. Zdystansowana obserwacja własnej epoki przekonywała go, że jest to zadanie dla romantycznego Europejczyka, może także dla niego – Słowackiego.
Drugim Polakiem, który dotarł na Mont Blanc (w 1838), był Karol Hoppen, według jednych źródeł – aptekarz z Radomia, który z czasem poświęcił się malarstwu, według innych – szlachcic z guberni kowieńskiej; istnieje też inna wersja jego nazwiska: Stoppen. Nie pozostawił niestety relacji lub może nie została jeszcze odnaleziona. Miał on wejść na górę w towarzystwie sześciu przewodników i większej liczby tragarzy, a po drodze spotkał okrzyczaną i dokładnie opisaną w literaturze alpejskiej wyprawę pani Henriette d’Angeville. Był wedle różnych źródeł 27, 29 lub – najprawdopodobniej – 31 zdobywcą szczytu.
Bibliografia
1. Auldjo John, Narrative of an Ascent to the Summit of Mont Blanc, London 1828.
2. Baillie Marianne, First impression on a Tour upon the Continent in the Summer of 1818, London 1819.
3. Chwaściński Bolesław, Mont Blanc. Zdobycie szczytu, „Wierchy” 1963.
4. Clisold Fredric, Narrative of an Ascent to the Summit of Mont Blanc, London 1823.
5. Dernałowicz Maria, Antoni Malczewski, Warszawa 1967.
6. Ebel Johann Gottfried, Manuel du voyageur en Suisse, Zurich 1810.
7. Engel Claire Eliane, A History of Mountaineering in the Alp, London 1950.
8. Gagacowa Halina, «Maria» i Antoni Malczewski. Kompendium Źródłowe, Wrocław 1974.
9. Howard William, Narrative of a Journey to the Summit of Mont Blanc made in July 1819, Baltimore 1821.
10. Kolbuszewski Jacek, Tatry w literaturze polskiej (1805–1889), Kraków 1982.
11. Matthews Henry, The Diary of an Invalid. The Journal of a Tour in Portugal, Switzerland and France in the Years 1817, 1818 and 1819, London 1820.
12. Raoul-Rochette Désiré, Lettres sur la Suisse, Paris 1823.
13. Saussure Horace Bénédicte de, Voyages dans les Alpes, Genève 1786.
14. „Taternik” 1925, nr 1–2.