Morawski Franciszek Dzierżykraj
Poeta, dramatopisarz, tłumacz, krytyk literacki. Pseudonimy i kryptonimy: Autor Wizyty w sąsiedztwie; F.M.; Fr.M.; X.
Informacje biograficzne. Franciszek Dzierżykraj Morawski urodził się 2 IV 1783 w wielkopolskich Pudliszkach jako drugi z czterech synów Wojciecha Morawskiego i Zofii ze Szczanieckich. Odebrał staranne wykształcenie, uczył się w renomowanym ewangelickim gimnazjum w Lesznie, dopełnił edukacji pod okiem guwernera francuskiego, ks. Petera Francisa Bienaimégo, w 1798 r. podjął studia prawnicze we frankfurckiej Viadrinie, gdzie zetknął się z nowszą, głównie niemieckojęzyczną myślą z zakresu estetyki, literatury, historii i filozofii. Wykład z filozofii, prowadzony przez ucznia Immanuela Kanta – Wilhelma Traugotta Kruga, łączył zagadnienia metafizyczne i epistemologiczne z problematyką estetyczną, co niewątpliwie oddziałało na profil teoretyczny przyszłego poety i krytyka.
Po studiach ukończonych w 1802 r. odbywał praktykę sądowniczą we Frankfurcie nad Odrą i w Kaliszu, po czym przez krótki czas wiódł żywot ziemianina w podkaliskim Kotowiecku i Luboni k. Leszna, gdzie po zawierusze powstania listopadowego osiadł na stałe. Wybuch wojny Napoleona z Prusami przywitał z entuzjazmem, po zwycięstwie pod Jeną w 1806 r. zaciągnął się do formowanej w Poznaniu gwardii honorowej Napoleona. Odtąd aż do końca wojny polsko-rosyjskiej 1831 r. odbywał służbę wojskową, przechodząc kolejne stopnie oficerskie – od podporucznika (1806) do generała brygady (1819). Po przekształceniu armii Księstwa Warszawskiego w wojsko polskie Królestwa Kongresowego (1815) pełnienie obowiązków podszefa sztabu głównego i dowódcy brygady piechoty Morawski łączył z intensywną aktywnością literacką – uprawianiem poezji, tłumaczeniami dramatów, pisaniem recenzji i krytyk oraz znaczącym udziałem w życiu kulturalnym Warszawy, Puław i Lublina. Był członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk (od 1819 r.), uczestniczył też w krytycznoliterackich działaniach Towarzystwa Iksów (1815–1819).
Jako dowódca brygady piechoty Morawski stacjonował w l. 1819–1826 w Lublinie, potem na krótko w Radomiu, skąd w 1828 r. został znów odkomenderowany do Lublina. To służbowe przypisanie do miejsca Morawski godził z pobytami w podlubelskim majątku Koźmianów – Piotrowicach, a także w Warszawie i przede wszystkim w Puławach. Właśnie tutaj jego talent literacki i otwartość na zbieżne z promowanymi przez księżnę Izabelę Czartoryską trendy kulturowe – osjanicznie zabarwiony historyzm i preromantyczny naturocentryzm – znalazły uznanie i sprawiły, że Morawski stał się jednym z współtwórców sybillińskiego modelu kultywowania pamięci narodowej. Tak ujęta teoretycznie i uwewnętrzniona pamięć była dla Morawskiego bodźcem do postulowania w listach poetyckich ugruntowanej na wspólnym poszanowaniu kulturowego dziedzictwa narodowego zgody między klasycznie i romantycznie piszącymi poetami. W 1820 r. poślubił wychowanicę księżnej Izabeli, Anielę Wierzchowską, owdowiał w 1825 r. Morawski uczestniczył w kampanii napoleońskiej, a później – w powstaniu listopadowym jako dowódca brygady, a od września 1831 r. – minister wojny. Otrzymał kilka wysokich odznaczeń wojskowych, w tym krzyż kawalerski Virtuti Militari i Legię Honorową. Po upadku insurekcji został zesłany do Wołogdy, skąd wrócił w 2. poł. 1833 r. i osiadł w Luboni. Zmarł tamże 12 XII 1861.
Między klasycznością a romantycznością. Poglądy estetycznoliterackie Morawskiego. Przynależność do literackiego środowiska Puław zaowocowała przyswojeniem kultywowanego tu wzorca pamięci historycznej i nie kolidowała z aktywnością w zdominowanym przez reprezentantów klasycyzmu salonie gen. Wincentego Krasińskiego. Nie wynikało to z oportunizmu Morawskiego; w istocie jego preferencje estetyczne były heterogeniczne, sytuowały się w punkcie przecięcia, a właściwie nakładania się klasycznego i romantycznego paradygmatu literatury. Krytyk zdawał sobie z tego sprawę. Trafne samorozpoznanie, ujawniane w korespondencji z Andrzejem Edwardem Koźmianem, uzasadniało jego sądy o literaturze. Jednak w przypadku równoczesnego funkcjonowania w obu środowiskach zasadniczym czynnikiem sprawczym była przyjęta już w pierwszych recenzjach teatralnych z 1816 r. perspektywa historyczna decydująca o ocenie zjawisk literackich. „Nie widzisz rzeczy z dość wysokiego stanowiska” – pisał Morawski do Koźmiana (list b.n.d. z 1829 r., rkps PAU 2034/1), zarzucając mu ahistoryczność kryteriów w ocenie dramatów Williama Shakespeare’a. Ogląd literatury z „wysokiego stanowiska” pozwalał Morawskiemu interpretować współistnienie opozycyjnych względem siebie wzorców jako przejaw dynamiki rozwoju sztuki słowa w konkretnym momencie historycznym. Co warte podkreślenia, nie tylko siebie postrzegał Morawski jako, by tak rzec, płynnie uczestniczącego w jednym i w drugim modelu literatury; krytykując Koźmianowski aprioryzm w sądach o poezji, równocześnie wskazywał na powinowactwo Ziemiaństwa polskiego (powst. 1802–1830) z estetyką romantyzmu: „Śmiało więc oddam mu [Koźmianowi] tę pochwałę, że Ziemiaństwo wiele się przysłuży do wykształcenia romantyzmu. Wiem ja, że wolałby być posądzony o Alkoran i Biblię Lutra niż o romantyzm, ale cóż ja temu winien, że go na każdej znajdują karcie czary, widma, duchy, zabobony, tradycje miejscowe, obyczaje narodowe i najgminniejsze przedmioty. Powie on, że w Wirgiliuszu i Tassie toż samo się znajduje, lecz nie życzyłbym użyć tego dowodu na zgnębienie romantyzmu, bo mogłoby się okazać, że romantyzm ten jest w naturze poezji, ponieważ już wówczas w najklasyczniejszych przebijał się pismach” (List do W. Krasińskiego b.n.d. z 1829 r., rkps PAU 2033). Mickiewicza widział zaś jako kontynuatora klasycystycznych założeń twórczych: „[…] znajduję, że w tych właśnie Sonetach Mickiewicz zwrócił się na drogę klasyczności” (List do A.E. Koźmiana b.n.d. z 1828 r., rkps PAU 2033).
Współistnienie obu wzorców literatury jest zdaniem Morawskiego stanem, w którym obowiązuje prawo postępu, czyli osiągania pozycji dominującej przez wzorzec czasowo późniejszy, nowszy – przy czym wzorzec zajmujący dotychczas pozycję hegemona nie zanika zupełnie, lecz podlega hibernacji, a trwając w kulturze literackiej, może być w określonych okolicznościach pobudzony do aktywności. Najpełniejszy wyraz tym przekonaniom Morawski dał w Klasykach i romantykach polskich (powst. 1825–1828, wyd. 1829), gdzie „chrapiącą klasyczność” pogrążoną w „słodkim śnie” samouwielbienia i jedynowładztwa w dziedzinie poezji budzą gwałtownie „gockie ballady” romantyzmu, co sprawia, „że może z niejednej wypoczętej głowy [klasyka] / Wymuszą kiedyś wreście jaki obraz nowy” (tamże).
Estetyka dramatu. Pierwsze publikowane w dodatku do „Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” krytycznoliterackie sądy Morawskiego dotyczą głównie dwu istotnych kwestii: uprawomocnienia innego modelu niż ten klasycystycznie definiowany dzieła dramatycznego oraz traktowania języka wypowiedzi literackiej jako podstawowego probierza jej artystycznej i ideowej wartości. Morawski jako jeden z Iksów dystansował się wobec reprezentowanej przez nich klasycystycznej estetyki dramatu. Posiłkując się inspiracjami estetycznoliterackimi z kręgu Johanna Gottfrieda Herdera i Augusta Wilhelma Schlegla, dowodził racji współistnienia – obok wzorca klasycznego – stworzonego przez twórcę Hamleta paradygmatu dzieła dramatycznego. Liberalizm Morawskiego wobec sytuacji dramatu w ówczesnym teatrze i w literaturze przejawiał się nie tylko w odjęciu dramatowi klasycznemu prawa wyłączności do reprezentowania tej dziedziny, ale również w podważeniu zasadności negatywnej oceny Shakespeare’a przez ortodoksyjnych klasyków. Ich ocena nie jest miarodajna, gdyż – po pierwsze – wynika z celowego pominięcia drugiego po grecko-rzymskim źródła literatury europejskiej – herderowsko pojętej poezji ludów Północy (upomniał się o to dopełnienie w wystawionej w Teatrze Narodowym w 1818 r. scenie lirycznej Sen poety), co skutkuje przyznaniem „monopolium na sztukę poezji” naśladowcom antycznych i XVII-wiecznych francuskich mistrzów oraz odmową uznania za poetów tych, którzy, tak jak Shakespeare, do owych naśladowców genetycznie, z racji północnego rodowodu nie należą. Po drugie – fałszywość takiej oceny wynika z przyjęcia niewłaściwych kryteriów w jej formułowaniu: spojrzenia na dramat szekspirowski przez pryzmat nieprzystających do tego typu dzieła prawideł wywiedzionych z antyczno-francuskiego wzorca dramatu: „Możnaż więc te dwa rodzaje [dramatu], tak różne od siebie, jednymi ścieśnić prawidły i tę samą narzucać im formę […]?” (Hamlet, dod. „Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” 1816, nr 63).
Nawiązując do Schleglowskiej koncepcji dramatu szekspirowskiego jako malowidła, panoramicznego obrazu, Morawski akcentuje znaczenie „nieforemności” (resp. nieregularności) tej formy i uznaje ją za cechę dystynktywną dzieł Shakespeare’a. Mimo tego liberalizmu pozostaje jednak wierny rudymentom estetyki klasycyzmu, gdy stwierdza, że owa „nieforemność”, aczkolwiek sama w sobie estetycznie pociągająca, z formalnego punktu widzenia jest jednak „błędem” i, pomijając osiągnięcia geniuszu Shakespeare’a, może przyczynić się do słabości dzieła. Podkreśla także znaczenie „śmiałości” w procesie twórczym, ale – rozumiejąc ją jako nowatorstwo w dziedzinie poezji dramatycznej dzieł „rodzaju romantycznego” – przyzwala na jej zastosowanie tylko poecie genialnemu, pozostałym zaś radzi temperować „śmiałe zapędy” klasycystycznymi prawidłami pod groźbą „obłąkania się” w dziedzinie poezji (tamże).
Recenzje Bolesława Wtórego Antoniego Hoffmanna oraz Bolesława Śmiałego Franciszka Wężyka (dod. „Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” 1816, nr 102–104) nie mają tak programowego tonu jak recenzja Hamleta, jednak aprobata dla akcentów szekspirowskich w tragediach historycznych polskich autorów (rzecz znamienna, przywołując tragedię Hoffmanna, Morawski nie rozważa przenikającego jej strukturę alfieryzmu) oraz umiejętności ich zharmonizowania z klasycznymi prawidłami budowy dzieła – są kontynuacją wyłożonych wcześniej poglądów.
Kwestia języka dzieła. Ideę języka dzieła poetyckiego nie tylko jako przejawu jego artystycznej wartości, ale również jako kryterium miary tej wartości Morawski odnajdywał w kanonicznych poetykach klasycyzmu. Klasycystycznie pojęta zgodność języka z odzwierciedloną przezeń myślą, troska o harmonię sensów wypowiedzi i komunikatywne ich przekazanie mają w istocie, tak jak to postrzega Morawski, charakter operacyjny: dostosowanie języka do myśli przesądza o wartości utworu. Naruszenie tej zasady Morawski ostro pokazuje w recenzji romansu Ludwika Skomorowskiego, w którym mnożące się „brednie” i „niedorzeczności” wynikają tak z mizernej konceptualizacji fabuły, jak z nieumiejętności operowania językiem jako nosicielem sensu: „Satyra najostrzejsza nie ośmieli się być tak surową jak sam autor [Hrabiego Ostroroga] na siebie, kiedy tłumacząc uczucia czytelnika, na karcie 59 wyraża: »Jakie tu nam WPan piszesz bazgraniny«, a na karcie 215: »Słucham cierpliwie, co bredzi«” („Hrabia Ostroróg albo Okropna tajemnica” – Powieść, „Gazeta Narodowa Codzienna i Obca” 1819, nr 125). Anonimowy obrońca tej powieści próbował odeprzeć zarzuty Morawskiego, tłumacząc, że każde dzieło pisane po polsku, nawet jeśli cechują je wady wynikające z „młodości” i „niedoświadczenia” autora, przyczynia się do rozkrzewienia literatury ojczystej. Sprowokował tym recenzenta do dalszego ciągu krytyki, zogniskowanej tym razem prawie wyłącznie na językowej nieporadności pisarza i jego adwokata (Uwagi nad „Uwagami bezstronnego obrońcy Ostroroga”, tamże, nr 177). Wcześniej, w opublikowanym w 1818 r. Nowym Parnasie, parodystycznie ukazującym aspiracje skupionej wokół „Tygodnika Polskiego i Zagranicznego” Brunona Kicińskiego „sarmackiej młodzi”, piętnował cechujący ją przerost ambicji i słabość warsztatową (wzorem negatywnym był J.I. Przybylski, ironicznie potraktowany jako prekursor i mistrz młodych poetów dobijających sławy) oraz uprawianie niskich form wypowiedzi obliczonych na łatwe pozyskanie czytelnika. Satyrycznie ukazany wyścig rymopisów tygodnikowych, do których Morawski zaliczył także zdolnych autorów: Antoniego Goreckiego czy Pawła Czajkowskiego, okazał się skutecznym działaniem prowadzącym do zamilknięcia kilku poetów.
Stosunek do języka wypowiedzi literackiej Morawski zawdzięczał znajomości poglądów Herdera, który przyjmował m.in. w Rozprawie o pochodzeniu języka (Abhandlung über den Ursprung der Sprache, 1772), że myśl i język są tożsame. Zgodność języka podmiotu wypowiedzi literackiej z jego myślą konkretyzującą się w danej wypowiedzi stanowi o wartości utworu, co pozornie koresponduje z Boileau’wskim kryterium zgodności języka i myśli. Jednak Herderowska tożsamość myśli i jej wyrazu nie ma charakteru operacyjnego; nie jest efektem czynności, lecz jest cechą podmiotu wypowiedzi. Oglądana z tej perspektywy wypowiedź jawi się jako jedyna w swoim rodzaju, raz na zawsze zamknięta, gotowa (a więc teoretycznie niemożliwa do poprawienia) i – jako przedmiot krytyki – podlegająca ocenie nie ze względu na stopień ujawnionej w niej zdolności twórczej, lecz ze względu na podmiotowo uwarunkowaną jakość określającej ją tożsamości języka i myślenia.
Język wypowiedzi literackiej a narodowość piśmiennictwa. Po 1822 r. zagadnienie języka wypowiedzi literackiej staje się dla Morawskiego głównym punktem refleksji. Łączy się ono w tym okresie ściśle z kwestią „narodowości” literatury, uaktualnioną przez coraz gorętszy klimat polityczny lat 20. XIX w. Morawski, postulując odwołanie się do „narodowości” poezji, funkcjonalizuje Herderowską tożsamość języka i myślenia. Powołując się w przypisie 6 do drugiego listu Klasyków i romantyków polskich na Kazimierza Brodzińskiego – promotora „narodowości” w poezji polskiej – i oddając mu należny z tego tytułu hołd („[…] warto przecież posłuchać i rodaka, który trafniej podobno niż wszyscy obcy uczeni stanowić może, jaka poezja właściwszą jest naszym wyobrażeniom, zwyczajom, podaniom i dziejom” – Klasycy i romantycy polscy, 1829) – Morawski niejako okrężną drogą powraca do Herdera i jego koncepcji poezji „narodowej”.
Klasycy i romantycy. Krytykę twórczych założeń i literackich przejawów poezji klasycznej i romantycznej w poezji polskiej lat 20. XIX w. Morawski zawarł w listach poetyckich powstałych w l. 1825–1828 adresowanych do obu zwaśnionych stron i opatrzonych w pierwodruku tytułem Klasycy i romantycy polscy. Morawski skupił w nich uwagę na określeniu cech dystynktywnych „nowoczesnego” klasycyzmu i nowych kierunków poetyckich sygnowanych nazwiskami George’a Gordona Byrona i Adama Mickiewicza oraz na wskazaniu słabszych stron obu wariantów poetyckiego tworzenia. Klasycyzm tego czasu różni się – zdaniem Morawskiego – od klasycyzmu poprzednich epok, ten współczesny cechuje stagnacja, tamten natomiast podlegał wewnętrznemu rozwojowi – od Homera do Voltaire’a; obecny tylko mechanicznie naśladuje doskonałe wzory poezji. Dlatego Morawski nazywa klasycyzm XIX-wieczny, pozbawiony tego immanentnego dynamizmu, „chrapiącą klasycznością”, a jego reprezentantów, skazanych na wyłącznie bierne naśladowanie, na „smutną małpienia potrzebę”, porównuje do wędrowców, którzy „od wieków wyrytą wlokąc się koleją, / […] wreście w rozjeżdżonej zarznęli już drodze” (tamże). Dostrzegł jednak i docenił – zwłaszcza w kontekście krytyki szkoły romantycznej – wartość wspólnego dla klasyków „nowoczesnych” i dawniejszych dążenia do doskonałości artystycznej. Tożsamość estetycznoliteracka szkoły romantycznej wspiera się na negacji tego dążenia i na zneutralizowaniu (a w przypadku poetów miernych – na zlekceważeniu) zasady klarowności językowego przekazu myśli. To, co w ocenie romantyzmu może skutkować lichą bądź żadną wartością artystyczną, w sferze praktyki literackiej zostaje zrównoważone przez wskazaną już w recenzjach z 1816 r. cechę „romantycznego rodzaju” poezji – śmiałość: „Czemuż, czemuż nie mają jakieś śmielsze wieszcze / Nowy nam poezji Eden odkryć jeszcze / […] / Bracia! Trzeba śmiałości! Szczęście śmiałym sprzyja” (tamże). Dzięki „śmiałości” poeta tworzy „nowy poezji Eden”, wychodzi poza powszechnie obowiązujące pojmowanie poezji i odkrywa, niczym Kolumb, nowe możliwości realizowania wartości estetycznych.
W dokonaniach klasyków konkretyzacje poetyckie mogą przybrać postać niewolniczego kopiowania schematów językowo-wyobraźniowych dawnej poezji („Śmiać się śmiechem Rzymianów, płakać łzami Greków”, tamże), programowego unikania tematyki współczesnej, a przez to oderwania od spraw aktualnych i od życia („Zawsze żyją z przeszłością, nigdy z swoim wiekiem / I tak patrzą za siebie, a szczególnym losem, / Tego widzieć nie mogą, co mają przed nosem”, tamże) czy wynikającego z politycznie motywowanego instrumentalizowania poezji, by „składać podłe hołdy Augustom, Ludwikom, / Więzy nieszczęsnych ludów uzłacać niegodnie / I zbrodnią poezji wspierać tronu zbrodnie” (tamże). Romantyczna „śmiałość” nobilituje z kolei niechcący całą masę grafomańskich utworów objawiających zarówno niezborność językowo-myślową wypowiedzi, jak i nade wszystko jej niechlujstwo w zakresie poprawności gramatycznej i stylu („Gdzież on [„język naddziadów”] jest, gdzie, powiedzcie niebaczni pisarze, / Któż go pozna w tym gminnym i rozlazłym gwarze, / Wśród te twarde przybysze, wśród te chwasty szpetne”, tamże). Czytelne aluzje do konkretnych zjawisk literackich, wzmianki o nich w przypisach do obu listów czy wreszcie kryptocytaty pozwalają wskazać będące obiektem krytyki utwory i poetów, m.in. Zamek kaniowski (1828) Seweryna Goszczyńskiego, Kurhanek Maryli (1822) i Dziady kowieńsko-wileńskie (1821–1823) Mickiewicza, którego twórczą ponadprzeciętność Morawski jednak widział i którego bronił przed bezpardonowymi atakami Kajetana Koźmiana.
Spór o Mickiewicza w kontekście reinterpretacji Listu do Pizonów. Spór o Mickiewicza na dobre rozgorzał między Morawskim a Koźmianem w 1827 r. po ukazaniu się Sonetów krymskich. Wcześniej autor Ballad i romansów równie mocno interesował obu adwersarzy, jednak w przypadku Morawskiego, ceniącego niepospolitość tego poety na tle pism innych młodych zwolenników romantyzmu (czego sugestywnym wyrazem stała się bajka Kogutek i gąsięta, 1827 – rodzaj krytycznego ucinka na miernych kopistów „piania” Mickiewicza), casus wileńskiego orędownika poezji gminnej i „cieniów myśli” w 1823 r. po opublikowaniu cz. II i IV Dziadów był traktowany raczej instrumentalnie – jako następny mocny dowód prawdziwości eksponowanej już w recenzji Hamleta tezy o genetycznej dwoistości współczesnej literatury i o prawie do istnienia „romantycznego rodzaju” w poezji polskiej: „Z rozkoszą Mickiewicza piękne płody słyszę – / Lecz w swoich chmurnych Dziadach tak mi ciemno pisze, / Iż zda się, że chwytając same cienie myśli, / Cień wieszcza cieniem pióra cienie wierszów kryśli” (Na „Dziadów” Mickiewicza, rkps BJ 9302 II, Franciszka Morawskiego bajki i wiersze. Autograf). W 1827 r. obrona Mickiewicza przed ciosami Koźmiana, niewahającego się prowokacyjnie cenić wyżej uznanego za symbol grafomanii Kajetana Jaksa-Marcinkowskiego, miała już inny charakter. W listach do umiarkowanych zwolenników szkoły klasycznej – Andrzeja Edwarda Koźmiana, Konstantego Świdzińskiego i do Wincentego Krasińskiego – Morawski akcentuje fakt bycia poetą przez Mickiewicza i stara się to wyjaśnić przez odwołanie do Listu do Pizonów (ok. 19 r. p.n.e.). Dzieło to, podstawowe dla założeń estetycznoliterackich klasycyzmu, ma być głównym orężem w tej batalii. Jednak by broń ta okazała się skuteczna, by pozwalała odsłonić istotę wartości poety i jednocześnie usunąć „przesądy klasyków nowoczesnych”, należy dokonać omówienia De arte poetica w wersji wolnej od dodanych do rzymskiego dzieła przez jego XIX-wiecznych interpretatorów obwarowań i drobiazgowych komentarzy. Podjętą w tym czasie w kręgu liberalnych klasyków inicjatywę stworzenia nowego przekładu Listu do Pizonów Morawski gorąco popiera, deklarując swój współudział w jej realizacji: „[…] dla dowiedzenia mu [Kajetanowi Koźmianowi], że uwielbianie Szyllera nie sprzeciwia się dziwieniu Horacemu i że nie chcę tak kłaść jak on [Koźmian] monopolium na literaturę i sztuki, przyrzekłem należeć w części do przekładu wiersza De arte poetica; tym chętniej to nawet czynię, że sam Horacjusz tym wierszem na wiele przesądów klasyków nowoczesnych pomocne niesie lekarstwo. Jest to Biblia druga, z której klasycy Talmud robią, chociaż prawdy jej są tak święte, czyste, jasne i proste” (List do W. Krasińskiego b.n.d. z 1827 r., rkps PAU 2033). Dzięki odczytaniu O sztuce poetyckiej, pozbawionemu naleciałości deformujących sens twierdzeń rzymskiego klasyka, wytłumaczony, można rzec, klasycznie Mickiewicz mimo popełnionych wcale licznych „niedorzeczności” (tak jak popełniający przecież „błędy” geniusz Shakespeare’a przywołany w recenzji z 1816 r.) ma swoje miejsce w rzędzie poetów.
Jednak już w 1829 r., po publikacji Konrada Wallenroda (1829), Morawski zmienia swoje nastawienie do rzymskiego prawodawcy klasycyzmu. Pod wpływem wielokrotnej lektury Powieści z dziejów litewskich i pruskich, w klimacie gorących dyskusji o powinnościach literatury w życiu narodu i w aurze coraz wyraźniej radykalizującego się napięcia między młodzieżą prącą do zbrojnej insurekcji a starszym pokoleniem szukającym rozsądnych kompromisów z zaborcą Morawski zaczyna postrzegać Horacego nie jako twórcę i mistrza prawideł poezji, ale jako poetę – wyraziciela prawdy życia. W podjętej w 1830 r. i kontynuowanej – po powrocie z zesłania w 1833 r. – krytyce autora Konrada Wallenroda Horacy traktowany jest – podobnie jak wcześniej Shakespeare, a w dobie przedpowstaniowej Byron i właśnie Mickiewicz – jako „filozof ”, znawca natury człowieka. Nie jest to zatem Horacy pomnikowy, lecz poeta-człowiek, który w konfrontacji z Mickiewiczem przegrywa jednak jako „filozof ”: „Teraz go [Mickiewicza] dopiero oceniłem. Tak wdzięcznego, czułego, wzniosłego i głębokiego poety nie tak prędko świat się doczeka. Jest to bezzawodnie największy poeta-filozof z wszystkich wieków. Czytałem go zaraz po filozoficznym także Horacjuszu i to immediate zaraz po nim. Uwielbiam i tego, lecz przez przyjaźń dla ciebie nie będę czynił ich porównania. Obaj poeci, obaj filozofowie, lecz jaka różnica jednego od drugiego!” (List do K. Koźmiana b.n.d. z 1829 r., rkps PAU 2034/1), gdyż Horacy nie dociera tak głęboko do prawdy życia, jak czyni to twórca poematu o Wallenrodzie: „Niechże mi teraz Flaccus przychodzi z swoim aequam mentem. Łatwo się tak prawi przy massyku, wpośród róż Tyburu, ale zajrzawszy w rzeczywistość życia, w głębię serc, w źrzódła tylu boleści, nie tak się do człowieka przemawia. Nie mówi mu się zapewne – becz! Ale też nie rzuca się tak srogiego lodu w sam ogień uczucia. Ten człowiek nigdy nie musiał łzy widzieć. Kiedy dernął z placu bitwy, gdzież było owe aequam mentem?” (List do A.E. Koźmiana z marca/ kwietnia 1834 r., rkps PAU 2034/1). Ta śmiała, budząca zrozumiały sprzeciw Koźmiana pochwala Mickiewicza, która szybko przeobraziła się w krytykę Horacego, zamyka pierwszą, najpłodniejszą fazę wypowiedzi krytycznoliterackich Morawskiego.
Krytyka literacka w późnej epistolografii. Od 1833 r. refleksja krytyczna Morawskiego staje się wyłącznie domeną prywatnej wymiany myśli, głównie z Koźmianami – Kajetanem, Andrzejem Edwardem, Stanisławem Egbertem. W lubońskim zaciszu śledzi i komentuje w listach do przyjaciół bieżące życie literackie: obserwuje postępy romantyzmu osiągającego w poezji Cypriana Norwida swój „ostatni szczyt” myślowo-językowej aberracji, odnotowuje fakty związane z życiem i twórczością znanych literatów – uwikłanie Mickiewicza w działalność Koła Sprawy Bożej Andrzeja Towiańskiego, śmierć Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, ukończenie przez Romana Zmorskiego prac nad przekładem Sagi Frithjofa szwedzkiego biskupa i poety, Esaiasa Tegnéra, którego postać i dzieło przykują jego uwagę na dłużej (sam podejmie się częściowego tłumaczenia „sławnego poematu szwedzkiego”). Czyta najnowsze i wzbudzające kontrowersje publikacje: Mickiewicza odsłonionego i towiańszczyznę Władysława Gołembiowskiego, Literaturę słowiańską Mickiewicza, „dwa poemata” Norwida – List i Vendôme, potem Promethidiona, zastanawia się nad artystycznym i ideowym fenomenem 19-letniej improwizatorki Deotymy. W powstałych w tym czasie wypowiedziach istotny walor krytyczny mają celne diagnozy interesujących Morawskiego zjawisk: rosnącego znaczenia literackiej „narodowości” i „czasowości” poezji (list do K. Koźmiana z 5 II 1847) oraz fenomenu polskiej Korynny – Jadwigi Łuszczewskiej – i improwizacji jako formy wypowiedzi genialnego poety (list do S.E. Koźmiana z 23 II 1853). Pierwsza z przywołanych wypowiedzi jest polemiką z romantycznym dążeniem do postrzegania poezji jako przejawu historycznie rozumianej teraźniejszości („czasowość” to dla Morawskiego synonim teraźniejszości), będącej jednocześnie wyrazem aktualnego stanu „ducha narodu”, czyli obyczajowości, mentalności, tendencji ideowych, politycznych i społecznych, cechujących w „teraźniejszej chwili” ogół Polaków. Morawski kategorycznie odrzuca takie pojmowanie obu kategorii i akcentuje, podobnie jak przed laty w liście poetyckim do romantyków, konieczność ścisłej relacji poezji z aktualnie toczącym się życiem, polegającej jednak na selektywnym, nie zaś całościowym wyrażaniu jego przejawów. Selekcja ta winna przebiegać wedle intuicyjnie stosowanego przez poetę kryterium „narodowości”, tj. wedle uznania, że tylko konstytutywne, ponadczasowe składniki duchowej tożsamości narodu winny być podstawą wyrażanej przez poetę „czasowości”. To sięgające myśli Herdera, a zaadaptowane do warunków i stanu kultury polskiej początków XIX w. przez Brodzińskiego definiowanie wyróżnika tożsamości kulturowej ludów słowiańskich, nieco już anachroniczne w końcu lat 40. XIX w., potwierdza wierność Morawskiego przyjętym przed z górą trzema dekadami pryncypiom.
W adresowanym do Stanisława Egberta Koźmiana wywodzie, wysoko oceniając talent improwizatorski młodej Łuszczewskiej, Morawski zwraca z kolei uwagę przede wszystkim na „myśl”, „jasność” i „poprawność” języka – prymarne wyznaczniki artystycznej wartości wypowiedzi poetyckiej, którymi posługiwał się od początków swojej recenzenckiej działalności; klasycznie i zarazem Herderowsko pojęta spójnia języka i myśli stanowi dla Morawskiego jedyną podstawę sądów wartościujących o wypowiedzi poetyckiej.
Rozbiór jako forma wypowiedzi krytycznej. Przyjętej w pierwszych wypowiedziach recenzenckich metodzie krytycznego oglądu dzieła Morawski pozostał wierny do końca życia. Wyniesiona ze „szkół i akademii niemieckich”, z uniwersyteckich prelekcji Kruga i z lektury wykładów Schlegla, ale też równolegle mająca proweniencję „klasyczną” – tj. wynikająca z oświeceniowego paradygmatu poznania analitycznego – polegała na „rozbiorze” dzieła, na oglądzie tworzących je elementów językowo-stylistycznych i wyobraźniowo-pojęciowych, przy czym punktem dojścia była „klasycznie” wybrzmiewająca sfera znaczeń. „Klasycznie” stanowiło tu synonim przysłówka „jednoznacznie”; wieloznaczność czy raczej nawet nieostrość semantyczną w zakresie komunikowanych przez dzieło sensów Morawski traktował zawsze jako przejaw „ciemnego” pisania – począwszy od zarzutów adresowanych do Skomorowskiego i autora Dziadów kowieńsko-wileńskich, a skończywszy na odrzuceniu Promethidiona: „Ciemnych pism jak zmąconej wody nienawidzę, / Co stąd zda się głęboką, że jej dna nie widzę” (Ciemny styl, rkps BJ 9302 II, Franciszka Morawskiego bajki i wiersze. Autograf). Metoda „rozbioru” u Morawskiego daleka jest od Herderowskiej metody historycznej; skupienie uwagi na elementach budowy formalnej dzieła, określanie ich wzajemnych relacji i związania w jedną całość, a w konsekwencji wskazanie celu tak związanego układu, czyli idei, którą ma wyrażać, przypomina najbardziej ujawnioną w Dramaturgii hamburskiej metodę Lessinga (przedmiotem pierwszych krytyk Morawskiego było wszak dzieło dramatyczne). „Rozbioru” jako metody postępowania krytycznego ukierunkowanej na wykład sensów dzieła Morawski oczekiwał nie tylko ze strony bliskich mu pokoleniowo i formacyjnie opiniodawców; domagał się jej stosowania – jako jedynie zasadnej w formułowaniu sądów wartościujących o dziele – przez reprezentantów romantyzmu: „Jeden Mo[chna]cki i drugi Mic[kiewicz] umieją rozbierać jak należy. Tamten Wallenroda, a ten Nie-Boską komedię rozebrał i ocenił dokładnie” (List do A.E. Koźmiana z 30 I 1848, rkps PAU 2034/2), a nieumiejętność posługiwania się nią uznawał za istotny mankament krytyki romantycznej: „Czytałem dziś rozbiór nowego poematu Słowackiego, wymierzonego przeciw Mic[kiewiczowi]. Lecz jeżeli tyle się dowiem z poematu, co z jego rozbioru, to muszę się zrezygnować na zupełną ignorancją rzeczy. Mają słuszność, że rozbiory dawnej klasyczności nadto i wyłącznie prawie drobiazgami się zajmowały, ale podług mnie przynajmniej treść była rozłożoną, wyjaśnioną dobrze. Teraz sam diabeł nie zrozumie, o czym mówią” (tamże).
Podsumowanie. Krytyka literacka, mimo że uprawiana na obrzeżu własnej twórczości poetyckiej i prozatorskiej, stanowiła trwały element działalności Morawskiego. Prowadzona półoficjalnie, bez deklaratywnego – w odniesieniu do uznanych autorytetów w dziedzinie wyrokowania o literaturze – manifestowania swojego stanowiska i bez przywiązywania wagi do upublicznienia formułowanych ocen w druku, obejmowała szeroki i czasowo rozciągający się na ponad 40 lat obszar zjawisk polskiego życia literackiego. Częste i literacko owocne kontakty ze środowiskiem księżnej Izabeli Czartoryskiej i Marii Wirtemberskiej, przynależność do Towarzystwa Iksów i udział w aranżowanych przez Wincentego Krasińskiego salonowych spotkaniach zwolenników klasycznej szkoły poezji z wielbicielami Byrona łączyły się w przypadku Morawskiego z wyraźnym preferowaniem dyskusyjnych form wyrażania własnych opinii – form zapewniających z jednej strony ujawnienie natychmiastowej reakcji na przedmiot dyskusji (wypowiedź krytyka jest głosem w dyskusji, z założenia równorzędnym z innymi głosami), z drugiej natomiast pozwalających na uniknięcie bądź przytłumienie imperatywnego tonu wypełniającej je refleksji. Stąd bierze się skłonność do wyrażania sądów w prywatnych listach do przyjaciół, w niepublikowanych, satyrycznie nacechowanych wierszach – czasem tylko odręcznie kopiowanych, czytanych i kolportowanych w niewielkim gronie znawców poezji – w rozprawkach pisanych do szuflady i poddawanych pod rozwagę tylko wybranemu partnerowi literackiej dyskusji, najczęściej Andrzejowi Edwardowi Koźmianowi (takich jak ogłoszona drukiem w 1938 r. przez J. Birkenmajera odpowiedź Morawskiego na krytykę jego poematu Dworzec mojego dziadka, wyd. 1851, zamieszczoną w „Przeglądzie Poznańskim” przez S.E. Koźmiana), będących zazwyczaj utrwaleniem na piśmie spostrzeżeń i uwag rodzących się w trakcie lektury danego utworu. Decyzję o publikacji drukiem swoich krytyk Morawski podejmował tylko w początkowym okresie (1816–1829), i to jest, wolno domniemywać, główna przyczyna tego, że w pamięci potomnych Morawski-krytyk zapisał się jako twórca znaczących wprawdzie, ale tylko pojedynczych epizodów w rozwoju krytyki literackiej XIX w.
Bibliografia
NK, t. 5; PSB, t. 21
Źródła:
Hamlet, dod. „Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego” [dalej: DGKWZ] 1816, nr 63;
Bolesław Wtóry, DGKWZ 1816, nr 102–103; Tankred, DGKWZ 1817, nr 35;
Cyd, DGKWZ 1818, nr 3;
Fiesko, DGKWZ 1818, nr 92;
Nowy Parnas, w: Niesnaski Parnasu z roku 1818 i Jaxiada. Poema bohaterskie, Warszawa 1821 [prwdr. z 1818 r. nie zachował się; cytaty za znajdującą się w zbiorach BN (II 2.078.059ACim.) zdefektowaną edycją z 1821 r.];
„Hrabia Ostroróg albo Okropna tajemnica” – Powieść, „Gazeta Codzienna Narodowa i Obca” 1819, nr 125;
Uwagi nad „Uwagami bezstronnego obrońcy Ostroroga”, „Gazeta Codzienna Narodowa i Obca” 1819, nr 177;
Klasycy i romantycy polscy. W dwóch listach wierszem, Warszawa 1829.
Opracowania:
W. Pusz, Nowy Parnas przedromantycznej Warszawy. Bruno Kiciński i grono jego współpracowników, Wrocław 1979;
P. Żbikowski, Klasycyzm postanisławowski. Doktryna estetycznoliteracka, Warszawa 1984;
Z. Libera, Morawski Franciszek, Dzierżykraj, w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, t. 1, red. J. Krzyżanowski, Warszawa 1986;
A. Timofiejew, Franciszek Morawski jako mediator w sporze klasyków z romantykami, „Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” 1995, R. 30;
W. Pusz, Franciszek Morawski (1783–1861), w: Pisarze polskiego Oświecenia, t. 3, red. T. Kostkiewiczowa, Z. Goliński, Warszawa 1996;
W. Pusz, „Zimny rzezaniec” czy „postrzegacz sztuki”. Starcie Franciszka Morawskiego z Kajetanem Koźmianem w 1826 roku, w: tegoż, Oświeceni i nie tylko, Łódź 2003;
Z. Rejman, Świadomość literacka polskiego Oświecenia. Wybrane problemy, Warszawa 2003;
A. Timofiejew, Odbrązawianie rzymskiego klasyka. Horacy i Mickiewicz w krytycznoliterackich sądach Franciszka Morawskiego, w: W cieniu Mickiewicza, red. J. Lyszczyna, M. Bąk, Katowice 2006;
P. Żbikowski, W pierwszych latach narodowej niewoli. Schyłek polskiego Oświecenia i zwiastuny Romantyzmu, Wrocław 2007;
J. Kowal, Droga na Parnas. O twórczości poetyckiej Antoniego Goreckiego, Kraków 2008;
A. Timofiejew, Sąd Franciszka Morawskiego o klasycyzmie, w: Długie trwanie. Różne oblicza klasycyzmu, red. R. Dąbrowski, B. Dopart, Kraków 2011;
B. Czwórnóg-Jadczak, Klasycy i romantycy. Spór i dialog, Lublin 2012;
A. Timofiejew, „Łączcie dwóch szkół zalety…” Eklektyzm estetycznoliteracki w ujęciu Franciszka Morawskiego, w: Eklektyzmy, synkretyzmy, uniwersa. Z estetyki dzieła epoki oświecenia i romantyzmu, red. A. Ziołowicz, R. Dąbrowski, Kraków 2014;
A. Timofiejew, Zagadnienie żywotności klasycyzmu w komentarzach Franciszka Morawskiego do „Klasyków i romantyków polskich”, „Prace Polonistyczne” 2016, seria 71;
A. Timofiejew, „Hamlet” jako seulement Franciszka Morawskiego w polemice z klasycystyczną koncepcją tragedii, w: Polska krytyka teatralna XIX wieku. Postaci i zjawiska, red. M. Gabryś-Sławińska, Lublin 2017.