Orfeusz. Sztuka w trzech aktach
AKT II
SCENA 1
Eurydyka przed bramą Hadesu.
EURYDYKA
Och, jak tu pusto. Czy nikt się nie zjawi? Naprawdę chce mi się płakać. Hop, hop!
CERBER (wchodzi)
Kto się ośmiela naruszać spokój?…
EURYDYKA
Znalazł się nareszcie. Jaki grubasek.
CERBER
Tylko bez poufałości. Jestem pies, mam trzy głowy.
EURYDYKA
Co ty mówisz?
CERBER
Jestem pies, mam trzy głowy. Nazywam się Cerber.
EURYDYKA
Słyszałam o takim. Ale ty nie masz wcale trzech głów, nie jesteś pies.
CERBER
Milcz, bezbożna. Coś za jedna?
EURYDYKA
Nazywam się Eurydyka. A ty wyglądasz jak pękata skarbonka. Jaki on poczciwy.
CERBER
Nie jestem poczciwy, jestem pies.
EURYDYKA
Niech i tak będzie. To wszystko jest bardzo dziwne. Zaczynam rozumieć, że znajduję się na tamtym świecie. Ach, tak długo szłam. Jestem bardzo zmęczona. (siada)
CERBER (zgorszony)
Nie mogę patrzeć na to. (chce odejść)
EURYDYKA
Czemu się gniewasz?
CERBER
Jesteś bezbożna.
EURYDYKA
Proszę cię, nie zostawiaj mnie tu samej, miły potworku. Powiedz, co powinnam teraz zrobić?
CERBER
Nie powinnaś do Cerbera mówić „miły”. Powinnaś podejść i uderzyć raz w blachę.
EURYDYKA
Uderzyć? Trochę się jednak boję. I co się mówi?
CERBER
Blacho, zawieszona między dwoma światami, blacho cicha jak błyskawica, porusz się i niechaj brama piekieł otworzy się przede mną.
EURYDYKA (uderza)
I co teraz?
CERBER
Trzeba czekać.
EURYDYKA
Słychać muzykę.
CERBER
To muzyka podziemi.
EURYDYKA
Jaka piękna.
CERBER
Wydaje ci się piękna? To muzyka grozy śmiertelnej, hymn oficjalny Plutona. Zaraz przybędzie…
EURYDYKA
Kto? (siada w niedbałej pozie)
CERBER
Eurydyko, nie lękasz się? Czemu się nie lękasz, Eurydyko?
EURYDYKA
Proszę cię, nie krzycz tak głośno, bo ucieknę. To wszystko jest niezwykłe. Ta długa podróż… Najpierw ktoś mnie prowadził, a potem musiałam iść sama, zupełnie sama. Bałam się, ale teraz już dobrze. Ta blacha ma łagodny blask, jak oczy męża, jak oczy kochanka… (zasypia)
CERBER
Śpi. Eurydyko, będzie skandal. To nie zgadza się z ceremoniałem.
Brama piekielna uchyla się, wchodzi Hermes i Chłopcy z opuszczonymi ku ziemi pochodniami.
HERMES (uroczyście)
Kto narusza spokój w krainie umarłych? (milczenie, Cerber chrząka) Czego żądasz, duszo? (milczenie, Cerber chrząka) Ukój swą trwogę i wejdź w pokoju.
CERBER (zakłopotany)
Ona… ona śpi.
HERMES
Kto?
CERBER
No – ta, co tu przyszła.
Cerber usuwa się.
HERMES (gestem nakazuje odejść orszakowi, porzuca hieratyczną postawę, podchodzi, pochyla się)
To Eurydyka. Śpi jak dziecko.
EURYDYKA (budzi się)
Jaki blask. Ty jesteś diabeł?
HERMES
Jestem bóg. Już raz mnie widziałaś.
EURYDYKA
Świecisz jak lampa.
HERMES
Przychodzę z ciemności, jestem bóg śmierci.
EURYDYKA
Mówią, że palce boga parzą…
HERMES
Zobacz.
EURYDYKA
Nie, tylko drżą.
HERMES (zmieszany)
Chyba kłamiesz.
EURYDYKA
Ja lubię kłamać. To ty prowadziłeś mnie tak długo?
HERMES
Tak.
EURYDYKA
A to jest tamten świat?
HERMES
To jest tamten świat, państwo umarłych. Włada tu Pluton i Persefona.
EURYDYKA
Persefona… Czy to jest kobieta jak ja?
HERMES
To jest bogini. Mówią, że co dzień myje się dziegciem. To wzmacnia podobno okrucieństwo. Mówią także, że ma w piersiach serce z żelaza, i to żelazo od wielu lat rdzewieje w ciele. Ale tego nie powtarza się głośno. W ogóle nikt jej dokładnie nie widział.
EURYDYKA
A ty kto jesteś?
HERMES
Hermes.
EURYDYKA
Jakiś ty smutny. Czy jesteś świętym piekieł?
HERMES
Jestem piekielnym wilkiem. Wyjmuję serca umarłym.
EURYDYKA
To ich boli? Masz taki nieśmiały uśmiech.
HERMES
To bardzo boli.
EURYDYKA
Więc dlaczego to robisz? Czy jesteś zły?
HERMES
Nie jestem zły. Nie tylko źli robią złe rzeczy.
EURYDYKA
Wszystko jest bardzo smutne. Nigdy nie myślałam o tych sprawach. (słychać pianie koguta) Co to?
HERMES
Pieje kogut Persefony. Już późno. Musimy iść.
EURYDYKA
Jeszcze nie. Jestem taka znużona.
HERMES
Widzisz, chwila jest osobliwa. Potem, kiedy wejdziesz… Ale ty nie słuchasz. To jest jak w miłości. Potem wszystko wyda ci się inaczej, lecz teraz… Raz tylko staje żywa istota przed wrotami piekieł. Możesz popatrzeć na swe życie.
EURYDYKA
Czemu mnie straszysz?
HERMES
Nie prześlesz komu słowa pożegnania? Orfeusz tak cię kochał…
EURYDYKA
Orfeusz to był mój mąż. A tamten drugi…
HERMES
Tamten drugi?
EURYDYKA
Nie pamiętam. Ale proszę cię, nie mów tak smutno. Przecież ty też będziesz dobry dla mnie.
HERMES
Oto jest brama, na której napisano: Porzućcie nadzieję. Brama, która otwiera się tylko w jedną stronę. Która nie wypuszcza ludzi ni bogów. Patrzysz na mnie jak dziecko, kiedy nie wie, za co je karzą. To może lepiej, że nie rozumiesz.
EURYDYKA
Będziesz dobry, prawda? Ja wiem. (zasypia)
HERMES
Zasnęła. Cerberze, Cerberze.
CERBER
Co tam znów? – po nocy…
HERMES
Nie gderaj. Weź ją na ramiona. Zasnęła.
CERBER
Jeszcze czego. Odkąd to śmiertelników wnosi się do Hadesu? Bezbożna. Znowu śpi.
HERMES
Cicho, staruszku. To istota miła bogom. Jest niby źrenica, w której odbija się boskie i diabelskie, a ona pozostaje nieskończenie czysta i odrębna, chociaż nie wie nic o swojej odrębności.
CERBER
Osobliwość jaka?
HERMES
Nie. Mulier.
CERBER
Jak?
HERMES
Mulier – mówię. Znaczy: kobieta – po łacinie.
CERBER
Także. Po co gadasz po łacinie?
HERMES
To język sakralny. Widzisz, w pewnym momencie nam, bogom, potrzeba czegoś takiego do życia. Słowo, którego profan nie rozumie, gest jasny tylko dla wtajemniczonych, którzy ukończyli fakultet teologiczny… O liturgio, napoju niepewnych…
CERBER
Zakochał się. Czysty wariat.
SCENA 2
Hades. Tronowa sala Persefony, Persefona, Orfeusz, Pluton.
PERSEFONA
Wiesz, mam żal do mojej matki. Nie powinna się wydawać za mąż córek, które nie umieją rozpaczać.
ORFEUSZ
Przecież ta było wbrew jej woli.
PERSEFONA
Tak mówią bogowie i ludzie. Ale nie trzeba zbyt dowierzać ani bogom, ani ludziom. Któż by chciał wziąć odpowiedzialność za ta, co się stało? Za to, że przyzwyczaiłam się do piekła. Zaczynam tyć, ciało moje świeci jak czarna emalia. Pluton mówi, że jestem coraz piękniejsza.
PLUTON
Rozkwitasz, moja żono. Te bransolety – jak one błyszczą na twych pochmurnych rękach. Piekielnicy wodzą za tobą ślepiami.
PERSEFONA
Bransolety topione w ogniu, co pali grzeszników.
ORFEUSZ
Czemu wzdychasz?
PERSEFONA
Czasami myślę, jaki jest smak płomienia, w którym oni się męczą, płomienia, który oczyszcza. Bogowie nie mogą doznawać łaski oczyszczenia. Są bezgrzeszni jak zwierzęta.
ORFEUSZ
Ha, ha! Pani piekieł przesyciła się ambrozją i marzy o pokarmie niewolnic – o surowej rzepie.
PERSEFONA
Nie jesteś zbyt uprzejmy.
ORFEUSZ
Uprzejmi ludzie nie składają za życia wizyt w Hadesie.
PERSEFONA
Zresztą może masz rację. Nuda w piekle – czy może być coś bardziej smutnego? Tutaj mamy ograniczony repertuar wrażeń. Brak religii, śmierci, nadziei, a jeśli być szczęśliwym znaczy nie pragnąć zmiany, właściwie wszyscy są tu szczęśliwi. Nie darmo woda letejska jest codziennym napojem. I tylko jeden Charon może być pod tym względem podejrzany.
ORFEUSZ
Ten, co przewozi łódką dusze?
PERSEFONA
Ten sam. Biedny brzydal. Pluton kazał go przykuć do łodzi. Tygodniami nie dają mu jeść, żeby wyciem straszył dusze. Więc wyje. Nie umrze, bo tutaj się nie umiera. Widzisz, wypolerował dla mnie lusterko z miedzi. Na rękojeści symbol wieczności, ulubiony motyw elegantek piekielnych – dwa węże, splecione ogonami. Gryzą się łagodnie, jakby igrały. Zawsze się dziwię, jak on mógł zrobić rzecz pełną takiego wdzięku, ten potwór. To osobliwe. Nigdy nie rzuciłam mu kawałka chleba, a przecież, kiedy przechodzę koło jego legowiska, liże ziemię, na której stanie moja noga.
PLUTON
Liże ziemię, na której stanie twoja noga – nie z głodu. Ty masz irytujący sposób stąpania, królowo piekieł. Jaszczureczko…
PERSEFONA
Znowu piłeś.
PLUTON
Ogień mnie upija. Ogień, w którym grzesznicy się palą. Duszę się. Och, gołąbko, to są sprawy zawiłe. Klimat, widzisz, nie służy mi. Parno jak w łaźni i ciasno. Gdyby mieć dziesięć takich piekieł, dziesięć takich kotłów, dziesięć takich żon…
PERSEFONA
On jest odrażający, a przecież nie można go potępiać. Pamiętam, kiedy mnie porwał na swój wóz, pamiętam te rozhukane czarne konie i kłęby siarki. Nie patrzał na mnie. Z zaciśniętymi ustami, z nawisłą brwią szarpał cugle. Dopiero potem, gdyśmy już byli na dole, gdy w ciemnościach syczały olbrzymie jaszczury, z pułapu promieniowały blade żółwie jak klejnoty piekielnego jubilera – wtedy płakałam ze strachu, a on zaśmiał się i mruknął…
PLUTON
Przywykniesz, przywykniesz, dziecino…
PERSEFONA
Z początku litowałam się nad każdą duszą. Jakże przerażały mnie plugawe nieszczęścia, wyszukane grzechy. I kary jeszcze bardziej plugawe, które trzeba było wymierzać. Ale to minęło. Piekło nauczyło mnie najbardziej posępnej rozkoszy – rozkoszy okrucieństwa. Dusze drżą przede mną. I ty zapewne słyszałeś o gniewie Persefony, co nie zaznała miłości. O gniewie, który powstaje sam z siebie, jak powstają słońca. Nie ma przed nim ucieczki.
ORFEUSZ
Chcesz mnie przerazić?
PERSEFONA
Być może pragnę cię przerazić. Być może pragnę, abyś się nie dał przerazić. Jestem podstępna i musisz się strzec.
ORFEUSZ
Jesteś podstępna, ale ja nie będę się strzegł. Czy nie widzisz, żem ślepiec? Upiłem się nieszczęściem, i to teraz jedyna moja potęga.
PERSEFONA
Ujarzmiłeś ocean, a teraz próbujesz ujarzmić Persefonę?
ORFEUSZ
Tak.
PERSEFONA
Czego żądasz?
ORFEUSZ
Oddaj mi moją żonę, Eurydykę.
PERSEFONA
Zbyt wiele jak na rzeczywistość, a zbyt mało jak na hasło.
ORFEUSZ
Nie rozumiem.
PERSEFONA (wstaje z tronu)
Czy wiesz, gdzie jesteś? To jest ostateczne dno. Korzeń świata. Stąd wyrasta drzewo trzech potęg: piekielnej, ziemskiej i niebieskiej. Tu postawili mnie, abym strzegła ich praw, wpierw uczyniwszy głuchą, ślepą i pełną wściekłości, jak psa, co pilnuje skarbu pana. Czy widzisz tę czarną skałę? Oto jest księga w kamieniu. Na niej potężni wypisali wyrok. Posłuchaj:
Jak cień sprawia, że światło błyszczy,
tak śmierć sprawia, że istnieje życie.
Jak cień sprawia, że światło błyszczy,
tak trwoga sprawia, że istnieje śmiech.
I póki będzie życie, będzie lęk.
I póki będzie życie, będzie męka.
…I cóż… – nie mówisz nic, Orfeuszu?
ORFEUSZ
Czemuś mi to pokazała? Walczyłem całe życie, by wymazać te słowa ze słów świata. Walczyłem, a teraz stoję tutaj bezsilny i zawstydzony. Bo nie dlatego wdarłem się przez bramę piekieł, aby rozsadzić tę skałę. Bo przyszedłem tu nie po zbawienie wszystkich, ale po jedną kobietę, po jedną duszę, po jeden cień…
PERSEFONA
Buntowniku, słyszałam twój śmiech przed bramą. Śmiech, który sprawił, że po raz pierwszy brama ta otwarła się przed istotą żywą. I powiedziałam sama do siebie: Oto idzie człowiek zuchwały. Oto idzie bluźnierca.
ORFEUSZ
Cóż ci do śmiechu człowieka. Cóż ci do mego buntu. Ty jesteś z rodu bogów.
PERSEFONA
Potępiona wśród bogów, jak ludzie są potępieni wśród stworzeń. Kto wie, może nieraz siedząc tu na tym tronie, czując na piersiach ciężar tego sklepienia, na którym spoczywa piekło i wyżej ziemia i Olimp – marzyłam o chwili, kiedy usłyszę taki śmiech. Jak wygnaniec marzy na obczyźnie o spotkaniu drugiego wygnańca.
ORFEUSZ
Osobliwe słowa, ale ja muszę pamiętać, że jesteś podstępna.
PERSEFONA
Zły masz słuch, Orfeuszu, jeśli słyszysz w tym podstęp. Być może nieprędko zdarzy się chwila, gdy będę tak szczera jak teraz. Zresztą wyznania królowej piekieł mogą być ciekawe.
(zamyśla się) Zabawna rzecz, jak roztargnieni są niebianie. Kiedy po raz pierwszy sprowadzono mnie tutaj, do tej czarnej sali, na ten tron – zapomniano podać mi w kubku wody letejskiej. I nikt nie wie, że ja wszystko pamiętam. Każdą zbrodnię, którą Ananke kazała spełnić, każdą karę, którą kazała zesłać. Kiedy u brzegów wody zapomnienia dusze zrzucają brzemiona win i cierpień, ja podejmuję je i chowam, jak skąpiec chowa skarby w skrzyni. I czekam.
ORFEUSZ
Czekasz?
PERSEFONA
To największa tajemnica piekła. Raz Zeusowi przyśniło się coś złego. Nocą opuścił swój błyszczący pałac i zstąpił do moich bram. Nachylony nad ciemnością słuchał, jak oddycha piekło. Ale nie usłyszał nic. Nie usłyszał mojego czekania.
ORFEUSZ
Na co czekasz?
PERSEFONA
Jeśli jest istota pod gwiazdami, która się tego domyśla, tą istotą jest bluźnierca Orfeusz.
ORFEUSZ
Znam ten głos… Ktoś bardzo znajomy mówił takim głosem, a może mówił takie słowa.
PERSEFONA
Może ty sam mówiłeś je.
ORFEUSZ
Może ja sam. Ale teraz –
PERSEFONA
Teraz?
ORFEUSZ
Teraz niewiele jest słów, które potrafię mówić. Oddaj mi żonę moją, Eurydykę.
PERSEFONA
Biada mnie i tobie.
ORFEUSZ
Co to znaczy?
PERSEFONA (po chwili milczenia)
Eurydyka… Powiedz mi o niej. Musi być bardzo piękna, piękniejsza niż bogini, skoro umiłowano ją bardziej, niż miłuje się boginie.
ORFEUSZ
Bardziej?
PERSEFONA
Bo ponad śmierć. I skoro dla niej mąż ziemski przeszedł wrota piekieł.
ORFEUSZ
Cóż ci powiem – była jak dziecko. Codziennie usypiałem ją piosenką, którą się śpiewa dzieciom. Nie dosłuchiwała jej nigdy do końca. Zasypiała.
PERSEFONA
Głos ci się zmienił. Czemu mówisz tak cicho?
ORFEUSZ
Mylisz się, nie była piękna. Była tylko słaba. Miała skronie jak żółtawy motyl i malutkie, jasne piegi koło brwi. Zawsze bałem się, że umrze. To był jej czar – ta bezradność.
PERSEFONA
Głos twój stał się jak muzyka.
ORFEUSZ
Zabiłaś ją.
PERSEFONA
Tam na ziemi mówią, że w sercu pani piekieł mieszka wściekłość bardziej śmiertelna niż wściekłość rozjuszonego słonia. Mimo to przyszedłeś.
ORFEUSZ
Tak.
PERSEFONA
Przyszedłeś bez trwogi.
ORFEUSZ
Kto ci rzekł, że przyszedłem bez trwogi? Kto nie ma w piersiach trwogi, nie może jej ujarzmić. I nie może się śmiać przed bramą Hadesu.
PERSEFONA
Ujarzmiłeś własną trwogę. I Cerbera, stróża piekieł. I przyszedłeś tu, by ujarzmić Persefonę. Bo myślałeś, że ona jest jak zwierzę. Że oczy jej goreją przez wieki nieugaszonym pożarem gniewu. Że podejdziesz i spojrzysz w te oczy, i sprawisz, że staną się wzruszone i miłosierne.
ORFEUSZ
Tak.
PERSEFONA
Zbliż się i popatrz, człowiecze. Oto moje oczy – są wzruszone i miłosierne. I oto powiem ci słowa, które chciałabym powiedzieć. Królowa piekieł, zwyciężona twą wielką miłością, oddaje ci małżonkę Eurydykę…
SCENA 3
Piekło. Orfeusz prowadzony przez Hermesa.
ORFEUSZ
Co tam szumi w dole?
HERMES
Trzy rzeki podziemne: gniewu, płomienia i płaczu.
ORFEUSZ
A ta u naszych stóp?
HERMES
To jest Lete, rzeka niepamięci.
ORFEUSZ
Ociężała jest. Czy ona śpi?
HERMES
Ociężała jest nie z nadmiaru snu ani z nadmiaru znużenia, ale jak każda rzecz duża, jak duże zwierzę.
ORFEUSZ
Gwałtowna jest.
HERMES
Jedynie jej ociężałość może ujarzmić jej gwałtowność. To jest rzeka chora śmiertelnie.
ORFEUSZ
Rzeki chorują jak ludzie. Własną gwałtowność ujarzmić – to się nazywa dwojako: potęga lub cierpienie.
HERMES
Cóż wiesz o tym, śmiertelniku?
ORFEUSZ
Zapomniałem się pochwalić, że poskromiłem czterdzieści lwów, a także ocean.
HERMES
I przyszedłeś tu, by poskromić piekło?
ORFEUSZ
Tak.
HERMES
By poskromić zmienność świata?
ORFEUSZ
Tak.
HERMES
By poskromić czas?
ORFEUSZ
Słowa w twych ustach olbrzymieją i odbijają się podstępnym echem od skał. Odpowiadam „tak” i brzmi to w ustach człowieka zuchwale i nikle. Ale powiem ci co innego, dystyngowany boże w nienagannie ułożonej chlamidzie. Wśród żyjących pod słońcem krąży stara pieśń – legenda o woli, która zwycięża śmierć. Nieszczęśliwi próbują niekiedy realizować pieśń…
HERMES
To jest piękne, i owszem.
ORFEUSZ
Patrzysz na mnie osobliwie.
HERMES
Nadchodzi chwila, gdy dusze pokrzepiają się u wodopoju. Widzisz posuwający się kocioł płomieni? Posłuchaj pieśni.
CHÓR DUSZ
O ogniu bardzo wielki,
tyś duszne pocieszenie,
grzeszników ucieszenie,
od piekła zachowanie.
Dla brzydkiej chutliwości
robak rozryje kości,
krew kurzy z sprośnej gęby,
mdleją struchlałe zęby.
Niechaj się pada ciało,
że grzechu pożądało.
O wyborne płomienie,
nasza radość to ninie.
Alleluja grzesznicy
zawołajmy dziś wszyscy.
Amen, po trzykroć amen,
święć się czyśćcowy płomień.
ORFEUSZ
A tamci z boku? Idą zamyśleni. Nie dolega im żadna tortura.
HERMES
Ci są najbardziej godni współczucia. Posłuchaj, co mówią.
CHÓR DUSZ
Dwie są prawdy, a nie ma trzeciej. Jedna głosi, że człowiek ma wartość jedynie jako pożywka dla hodowli bakterii zła i dobra, jako mysz doświadczalna, której szczepią chorobę moralności. Druga prawda głosi, że ludzkie grzechy i cnoty są błahe i nieważne, jak bakterie w probówce, co milionami rodzą się i giną. Te są dwie prawdy, a nie ma trzeciej…
HERMES
Przechodzą. Za nimi nadejdą nowi. Tam… czy poznajesz?
ORFEUSZ
Eurydyka.
HERMES
Słodka, senna Eurydyka. Jakże umiłowana, jak bardzo umarła. Ale w jej czułym ciele zaczynają się budzić pierwsze drgnienia życia. To rozkaz pani piekieł wraca ją żywym. Za chwilę przybliży się. Ujrzysz, że już lekko biją błękitne żyłki na przegubie jej rąk.
ORFEUSZ
Eurydyko!
HERMES
Cicho. Jest jak jutrzenka, gdy wschodzi.
SCENA 4
Eurydyka prowadzona przez Hermesa. Orfeusz.
ORFEUSZ
Eurydyko!
Eurydyka odwraca się.
Czy mnie poznajesz?
EURYDYKA
Nie.
ORFEUSZ
Boisz się mnie?
EURYDYKA
Nie.
ORFEUSZ
Czy zechcesz podać mi paluszki?
EURYDYKA
Nie.
ORFEUSZ
Odpowiada jak ptaszek, co umie śpiewać tylko jedną piosenkę. Czy ona zawsze jest taka senna? Jakże się odmieniła. Oczy ma nieopisane, ruchy podobne do łez płynących.
HERMES
Mów do niej cicho, bo się spłoszy. (odchodzi)
ORFEUSZ
Eurydyko, czy wiesz, kto jestem?
EURYDYKA
Czemu mnie budzisz? Ty nie jesteś Hermes. Hermes poszedł.
ORFEUSZ
On jest dobry dla ciebie?
EURYDYKA
Nie wiem. Jest jak powietrze, jest ciemny.
ORFEUSZ
Smutno w ciemności. Wyprowadzę cię na światło dnia. Pani piekieł wróciła ci ziemskie życie. Jesteś znowu moja.
EURYDYKA
Myślisz, że jestem twoja…
ORFEUSZ
Lica masz nieuchwytne jak westchnienie, w ustach twych nie słowa, lecz echa słów. Ogarnia mnie strach przed dotknięciem twych paluszków. Eurydyko, Eurydyko.
EURYDYKA
Czemu tak głośno wołasz?
ORFEUSZ
Imię jest bardziej rzeczywiste niż spojrzenie, którym mnie dotykasz. Dźwięk posiada magiczną moc. Chcę cię otoczyć siecią dźwięków, jak dzikie zwierzątko, które się nie dość oswoiło.
EURYDYKA (wesoło)
O, mnie nie można oswoić. (uśmiecha się) Lubię robić na złość.
ORFEUSZ (ucieszony jej ożywieniem)
Zawsze byłaś taka.
Słychać łoskot i zgrzyt otwieranej bramy.
EURYDYKA
Co to?
ORFEUSZ
Przypomnij sobie ten głos. Już raz go słyszałaś. To zgrzyt olbrzymich zawiasów bramy piekieł, której szczęki rozwierają się zawsze, by chwycić, a nigdy, by oddać. Dziś stanie się rzecz niezwykła. Czy słyszysz? Zastygły w biegu rzeki Hadesu, zamarło szczekanie potępieńców, zagasł szelest szat cieni, poruszających się na bladych łąkach asfodelu. Bo oto przejdzie bramę istota, która była umarła. Eurydyka, żona Orfeusza. Czy się nie cieszysz?
EURYDYKA
Powinnam się cieszyć?
ORFEUSZ
Patrzy na mnie jak przez szybę. Nie pojmuje nic. Eurydyko!
EURYDYKA
Jestem senna.
ORFEUSZ
Ja cię obudzę. Poskromiłem Charona i Cerbera, przebyłem rzeki piekielne, aby popatrzyć, jakim ruchem opuszczasz głowę na ramię i jak delikatnie migocą w przymkniętych rzęsach białka twych oczu, gdy się uśmiechasz. Posłuchaj. Wrócimy tam, gdzie świeci słońce. Pamiętasz słońce?
EURYDYKA
Jest żółte jak pieniądz i gorące jak jajko w żarze. Nie można na nie spojrzeć, bo się ślepnie.
ORFEUSZ
Niedokładnie pamiętasz. Jest wspaniałe i łagodne. Rodzi życie.
EURYDYKA
Co to jest życie? Używasz niejasnych wyrazów. Nie wiem.
ORFEUSZ
To wszystko jest dla ciebie za trudne. Posłuchaj, powiem ci bajkę.
…Pamiętasz morze, dom nad morzem, gdzieśmy się poznali. Nocami woda szumiała.
EURYDYKA
Pamiętam.
ORFEUSZ
W sąsiedztwie nikt nie mieszkał, tylko ten stary diabeł z kolczykiem w uchu i z miedzianą patelnią, na której nam gotował i smażył.
EURYDYKA
Aha. Ryba była zawsze z jednej strony przypalona, a z drugiej surowa. A kłócił się ze mną…
ORFEUSZ
No, ty też byłaś ananas.
EURYDYKA
A jak mnie pierwszy raz zobaczył, to się pytał, czy to baba, czy chłopak.
Oboje zagłębiają się w przeszłość – ożywieni, prawie szczęśliwi.
ORFEUSZ
Bo byłaś zupełnie jak chłopak, z krótką czuprynką, opalona i taka zuchwała. Pływaliśmy razem, jak wariaty, daleko na morze.
EURYDYKA
Woda była zielona i ciepła.
ORFEUSZ
A wieczorem robiłaś się poważna i cichutka, jak mały kamyk. Leży, leży i myśli. I nagle – masz. Wymyśliła i mówi z powagą: Wiesz, chciałabym być syreną i uwodzić mężczyzn. To można było pęknąć. (śmieją się)
EURYDYKA
Aha. Tak mówiłam. A ty zawsze się śmiałeś: Patrzcie, jaki wamp. Szczeniak jesteś, nie wamp.
ORFEUSZ
I okrywałem cię kocem. I zasypiałaś na moim ramieniu.
EURYDYKA (zastanawia się, potem mówi, jakby robiła wielkie odkrycie)
Tak, bo ty byłeś mój mąż i ja ciebie kochałam.
ORFEUSZ (uradowany)
Eurydyko. Poznałaś mnie. Wróciłaś do mnie. Co za szczęście. Podaj mi rękę. Jest jak gwiazdka o pięciu promykach. (bierze ją za rękę i mówi z przestrachem) Jaka lekka. Czemu jest taka lekka?
EURYDYKA
Nie patrz na mnie tak mocno. W twoich oczach jest trwoga i męczy mnie.
ORFEUSZ (z rozpaczą)
Nie rozłączymy się nigdy. Ja jestem twym mężem, a ty jesteś moją żoną. Pojedziemy nad morze.
EURYDYKA (znów senna i obca)
To było dawno.
ORFEUSZ
Gdy zechcesz, będzie i teraz. Dom stoi jeszcze i woda taka sama zielona. Będziesz się znowu śmiała.
EURYDYKA
Zapomniałam się śmiać. On nie śmieje się nigdy.
ORFEUSZ
Kto?
EURYDYKA
Hermes.
ORFEUSZ
Musisz go słuchać?
EURYDYKA
On jest jak powietrze. Chcę, żeby był zawsze dokoła mnie. Żeby był zamiast powietrza.
ORFEUSZ
Eurydyko.
EURYDYKA
Jest cały ciemny i wargi ma ciemne i twarde jak złoto. Czasami błyszczą w mroku.
ORFEUSZ
Eurydyko. Boję się twoich oczu.
EURYDYKA (nie słucha)
On mnie nauczył być umarłą. To bardzo trudno. Trzeba się obywać bez cienia koło nóg, bez cnót i grzechów, bez śmierci… Chodziliśmy po skałach. W przepaści huczały błyszczące rzeki wieczności, czarniawe i śniade jak ołów. Mówił mi, że śmierć jest lekkością, że śmierć jest zadziwieniem. I raz uczułam, że wargi jego dotknęły moich. Wtedy odeszło ode mnie wszystko – niebo i piekło. Objął mnie łagodny, błękitny płomień… Zaczęłam palić się cicho jak stos jasnych pereł. I potem nie czułam już dawnego ciała, tylko różaną pienistość, lekkie migotanie, ciepło, które było zarazem melodią… I zadziwiłam się głęboko, zapadłam w zadziwienie. Wtedy dopiero naprawdę umarłam.
ORFEUSZ
Mówisz rzeczy okropne. Sama nie rozumiesz, co mówisz. Pierwszy promień słońca zmyje z ciebie tę straszliwą wiedzę. Zapomnisz… Podaj mi rękę. Odźwierny niecierpliwi się pewnie przy bramie.
EURYDYKA
Dokąd mnie prowadzisz?
ORFEUSZ
Ależ na ziemię, Eurydyko. Na światło. Czemu się cofasz?
EURYDYKA
Nie chcę światła. Chcę, żeby było ciemno, bardzo ciemno.
ORFEUSZ
Tam będziesz ze mną, będziesz szczęśliwa.
EURYDYKA
Kiedy ja tutaj jestem szczęśliwa.
ORFEUSZ
Czemuś wyrzekła te słowa? To jest wyrok.
Z daleka widać idące dusze.
EURYDYKA
Dusze idą do wodopoju. I ja pójdę. Chcę pić.
ORFEUSZ
Eurydyko…
EURYDYKA
Chcę pić… letejską wodę. (odchodzi)
ORFEUSZ
Poszła.
HERMES (wchodzi, dotyka jego ramienia)
I tobie czas. Odźwierny niecierpliwi się przy bramie. Musisz iść, Orfeuszu.
ORFEUSZ
Sam…
(wychodzi, po chwili słychać łoskot bramy piekieł)