Orfeusz. Sztuka w trzech aktach
Anna Świrszczyńska

Orfeusz. Sztuka w trzech aktach
Anna Świrszczyńska

AKT III

SCENA 1

Ziemia, łąka podgórska, zagroda pastusza. Słoneczny dzień. Starzec krząta się przy chacie i śpiewa.

 

STARZEC
Chwalcie boga o świcie i o rannej zorzy,
że dobre są i piękne dzieła, które stworzył.
Nieśmy modły Zeusowi, bo od wieków wieka
chroni świat jego łaska i jego opieka.

ORFEUSZ (wchodzi)
Więc znowu słońce i ziemia. Życie i jego prawa.
Jakie potężne. Może ten tylko zdoła ocenić ich siłę, kto pojął siłę śmierci. A tego człowieka chyba znałem. Tak, to stary marynarz. Panie, czy jest tu gdzie woda? Dawno nie piłem.

STARZEC
Woda jest nie tylko tu.

ORFEUSZ
Nie jesteście gościnni.

STARZEC
Może i nie.

ORFEUSZ
Ale odpocząć chyba wolno. Góry są niczyje.

STARZEC
Góry są Pana Boga, cudzoziemcze.

ORFEUSZ
Tak, jestem cudzoziemiec. Mimo to, czy nie wydaje ci się, żeśmy się gdzieś widzieli?

STARZEC
Mam słabe oczy i pamięć mi się już psuje.

ORFEUSZ
Może w mieście?

STARZEC
Do miasta dawno nie chodzę. Słyszałem, że tam teraz ruch. Postawili trzy nowe świątynie, podobno pielgrzymki idą z całego świata. Był taki jeden, chciał zbawić ludzi. Cuda robił. Nawet do piekła poszedł.

ORFEUSZ
I co z nim teraz?

STARZEC
Mnie to nie ciekawi. Był, nie ma go. A świat taki sam. Świata nie odmienił.

ORFEUSZ
Po staremu kot zjada jaskółkę, a jaskółka muchę.

STARZEC
A wy z daleka idziecie?

ORFEUSZ
Stąd nie dalej niż z życia do śmierci.

STARZEC
Mówicie jak dziecko. Nic nie może być równie dalekie, jak życie i śmierć. Bogowie tak uczynili.

ORFEUSZ
Znacie się na boskich sprawach?

STARZEC
Tyle, ile przystoi człowiekowi. Za młodu jeździłem po morzu i trapiły mnie wielkie troski. Ale odkąd tu siedzę z dala od ludzi…

ORFEUSZ
Sami mieszkacie?

STARZEC
Sam.

ORFEUSZ
Nie macie dzieci?

STARZEC
Cóż wy tak. Miałem synów.

ORFEUSZ
Umarli. Niedobra taka starość.

STARZEC
Umarli, i mnie niedługo. Śmierć zwykła rzecz. A co jest zwykłe, jest dobre. Muszę iść do szopy po mleko. Dziś dzień składania ofiary Zeusowi. (wychodzi)

ORFEUSZ
Kto wie, czy nie byłem niesprawiedliwy względem bogów. Dali żyjącym wielką łaskę – zapomnienie. Przedsmak letejskiej wody. Ten starzec zapomniał i składa ofiary Zeusowi, zabójcy swych synów. Czy to wzniosłość, czy nędza? I nie boi się. Istota wyzwolona z lęku. Oto ideał, do którego dążył Orfeusz.

STARZEC (wraca z dzbanem)
Dwa dni temu owca mi się okociła. Baranek jak mleko. Pociecha patrzeć, kiedy podskakuje. Cóż tak myślicie?

ORFEUSZ
Myślę, że wiele jest prawd. Prawda żywych i umarłych, buntowników i pokornych. Trudno się rozeznać.

STARZEC
Bogowie wszystko ułożyli. Każdy ma swoje zajęcie i jest pożyteczny. Ja pasę owce. Drugi toczy garnki. Trzeci stawia domy. A ci, co chcą więcej zrobić, to pyszałki.

ORFEUSZ
Jak ja.

STARZEC
Jak wy?

ORFEUSZ
Po takich pozostaje coś o wiele bardziej wątpliwego niż dom lub garnek. Pozostaje czasem bajka.

STARZEC
Dla dzieci?

ORFEUSZ
Ma smutny koniec, może jednak pocieszyć.

STARZEC
Nie jest to wiele, nie jest przecie zupełnie mało. Dzieciom potrzeba bajek.

ORFEUSZ
Idziecie do ołtarza. I na mnie już czas.

STARZEC
Chcecie wody?

ORFEUSZ
Chciałem.

STARZEC (przynosi)
A nie idźcie w góry. Teraz menady odprawiają nabożeństwa. Niebezpiecznie.

ORFEUSZ
Tutaj nie przychodzą?

STARZEC
W zimie to nawet często. Nocą słyszę – owce beczą. Budzę się, zasuwam skobel. A te pokładą się nieraz pod samym progiem i płaczą. Podobno za tym, co je miał wyleczyć.

ORFEUSZ
A dlaczego nie wyleczył?

STARZEC
One myślą, że jak zabiją świętego, to im pomoże. Ale im nic nie pomoże. Pan Bóg tak dał, że jedni są dobrzy, drudzy źli. Jedni się śmieją, drudzy płaczą. Pan Bóg wkłada to człowiekowi w serce. A ich nie trzeba żałować. Nie chcecie już wody?

ORFEUSZ
Odzwyczaiłem się w owych dalekich krajach i teraz wydaje mi się nieco gorzka.

STARZEC
A cóżeście tam pijali, cudzoziemcze? Woda – zwyczajna rzecz.

ORFEUSZ
Tak. Zwyczajna, jak na przykład śmierć. Ale mnie, widzicie, zawsze było najbardziej trudno przekonać się do rzeczy zwyczajnych.

 

SCENA 2

Góry. Noc. Orfeusz sam.

 

ORFEUSZ
To wzgórze ma coś szczególnego. Czy nie jest to właśnie miejsce, którego szukam – miejsce gorejące i płoche, jak gorejące i płoche było życie Orfeusza i będzie śmierć. Tak, to powietrze śmierci. Ma dziwny czar. Jego milczenie podnieca jak zbyt długa pauza między dwoma słowami. Cudzoziemcze – powiedział ten stary. Tak… Nie składa się bezkarnie wizyt w piekle. Ludzie mówią o mnie przerażające historie. Matki pokazują dzieciom: patrz, on widział Persefonę. I boją się. A menady – z dala śledzą mój każdy krok i czekają chwili…
Oto nadeszła. Już czas. Chcę umrzeć lekko i pogodnie. Czyż nie byłem człowiekiem, który umiał się śmiać jak nikt w Grecji? Ktoś śpiewa – nie, to złudzenie. To jeszcze nie one. Nim nadejdą, jest nieco czasu. Właściwie trzeba by zrobić rachunek sumienia, a może coś w rodzaju testamentu.
O czym to się mówi w obliczu śmierci, kiedy dusza więziona w ciele, jak powiada Plato, wraca do swej niebieskiej ojczyzny, do świata idei. A ciało pozostaje. Żałosna okoliczność. Przyzwoitość nakazywałaby je pożegnać. Powłoka cielesna… Muszę wam wyznać wstydliwą tajemnicę. Diablom się przyzwyczaił do tego, że ją posiadam. Łączy nas sentyment, mnie i moje ciało. Noga, brzuch, język – chwyta mnie rozrzewnienie. Czymże byłbym bez tego bogactwa? Nie lubimy myśleć o tym. Czujemy się wtedy trochę niepewnie. Człowiek czasami staje się zuchwały i mówi: To moje. Albo zgoła nieostrożnie: To ja. Niebezpieczne słowa, najmilsi. Bo wreszcie nadchodzi chwila, gdy rozstaniemy się z tym wszystkim. Dokąd pójdzie po śmierci Orfeusz? W Hadesie jest Eurydyka, już na wieczność nie moja. Nie zobaczę jej. W Hadesie jest oddział kar dla grzeszników i zbuntowanych. Bogowie potrafią karać. Po raz drugi idę w tę podróż i po raz drugi się lękam.

AGLAE (wchodzi)
Lękasz się? To ciekawe.

ORFEUSZ
Mes saluts, mademoiselle. Kto jesteś?

AGLAE
Zwierzę.

ORFEUSZ
Jakie?

AGLAE
Święte, święte zwierzę. Dzika maciora.

ORFEUSZ
Zwierzątko. Czy można je obłaskawić?

AGLAE
To twój zawód.

ORFEUSZ
Rozkoszna mała. Tylko ślepia ma paskudne.

AGLAE
Darujcie, panie. Oprawca mi je wyłupił, a oprawcy pachołek znów je wstawił przez swawolę, ale źrenicami do środka.

ORFEUSZ
Jesteś ślepa?

AGLAE
To nieważne. Samicom oczy nie są potrzebne do patrzenia.

ORFEUSZ
A do czego?

AGLAE
Żeby wabić, panie.

ORFEUSZ
Osobliwa kokieteria, ale nie podchodź za blisko. Mogę zobaczyć, że drżysz.

AGLAE
Ja zawsze drżę.

ORFEUSZ
Ty jesteś menada?

AGLAE
Znasz mnie.

ORFEUSZ
Zapomniałem imienia.

AGLAE
Aglae dzieciobójczyni.

ORFEUSZ
Aglae, najmłodsza ze stada. Pamiętam ten miękki głos młodego zwierzęcia.

AGLAE
Czemu się śmiejesz?

ORFEUSZ
Ty mnie najbardziej nienawidzisz, najdziksza z dzikich. Ty pierwsza mnie znalazłaś. Inne pewnie krążą, tropią…

AGLAE (z pogardą)
Jak suki bez węchu.

ORFEUSZ
Ach, widzę w twych oczach coś zachwycającego. Rodzi się coś zachwycającego w odległości między piersią Orfeusza i ramieniem dzikiej niewiasty, cuchnącej kozim tłuszczem i ludzką krwią.

AGLAE
Co?

ORFEUSZ
Ależ śmierć, moja śmierć.

AGLAE
Czemuś tu przyszedł, Orfeuszu? Dziś dzień wielkich Dionizji. A tu jest święte miejsce, gdzie nikt z ludzi nie odważa się zachodzić.

ORFEUSZ
Może przyprowadziło mnie tu cierpienie, a może przychodzę jak winowajca.

AGLAE
Jak winowajca?

ORFEUSZ
Pamiętasz, gdym tu szedł – wtedy to ty zawołałaś w krzakach…

AGLAE
Orfeuszu, Eurydyka jest śmiertelna.

ORFEUSZ
Wtedy niosłem wam moc i ocalenie. Byłem bogacz, ale wystarczyły cztery słowa. Bo moje miłosierdzie nie było doskonałe. Był skarb, który jak skąpiec zachowałem dla siebie.

AGLAE
Kto cię nauczył kochać menady?

ORFEUSZ
Chciałbym pogładzić twą głowę nieszczęsną i odrażającą. Kudły na niej dawno nieczesane wiją się jak osobliwa roślinność. I ten ruch głowy spłoszonego ptaka, jaki miała Eurydyka…

AGLAE
Kto cię nauczył kochać menady? Trudno je pokochać.

ORFEUSZ
Trudniej poskromić.

AGLAE
Czyż nie wiesz, cudotwórco, że do tego wystarczy czasem jeden gest, jedno słowo… W taką noc, jak ta, po raz pierwszy objęły mnie ramiona mężczyzny. Nie widziałam jego twarzy, gdy śmiejąc się, porzucił mnie przed świtem, skuloną jak pies z przetrąconym grzbietem. Potem byli inni, ale nikt nie pogładził mych włosów. Potem nauczyłam się zabijać. (słychać dalekie krzyki) Czy słyszysz?

ORFEUSZ
To menady. Krążą tu, nie mogą znaleźć. Krzyknij, niech przyjdą. Niebo zacznie niedługo płowieć na wschodzie. Ananke – mówią ludzie – stworzyła was po to, żebyście zabijały.

AGLAE
Co to jest Ananke?

ORFEUSZ
Nie śpi nigdy.

AGLAE
Więc podobna jest do nas.

ORFEUSZ
Świat cały wierzy w nią, ale ona nie może dotąd uwierzyć w siebie. To ją chroni. Myślę, że nie ma wyobraźni, dlatego zdoła władać światem.

AGLAE
Czy ona jest potworem?

ORFEUSZ
Możliwe, że ma tylko gardło i ogromny żołądek, który może wchłonąć wszystko: zwierzęta, ludzi i konstelacje gwiazd.

AGLAE
A jeśli ma wyobraźnię?

ORFEUSZ
Pobożni nie powinni o tym myśleć.

AGLAE
Bardzo długo byłam pobożna. Wypełniałam to, do czego mnie przeznaczyła Ananke. A teraz nie chcę.

ORFEUSZ
Aglae.

AGLAE
Nie chcę zabijać. Popatrz, na ziemi i na niebie świecą drogie kamienie. Strumienie gaworzą jak senne dzieci w kolebkach. To noc pokoju. Coś osobliwie łagodnego zniża się od gwiazd. Niby ogień przeźroczysty, będący zarazem śmiechem, żywioł czuły i cenny jak serce w piersiach.

ORFEUSZ
Co robisz?

AGLAE
Oto flet, którym zwołuję menady. Oddaję ci ten flet. Wyprowadzę cię tajnymi ścieżkami. Jesteś wolny.

ORFEUSZ
Menado…

AGLAE
Uśmierzyłeś menadę. Patrz, zrzucam z ramion skórę, z głowy wieniec. Uciekniemy ku dolinom, do ludzi. Będę żyła jak zwykła kobieta. Będę uśmiechać się i prząść. Zasnę – pierwszy raz od tylu lat.

ORFEUSZ
Obmyjesz z palców krew. To będą palce prząśniczki.

AGLAE
Te palce oddały flet. Pójdź, o panie. Będę twą sługą. Będę cię wielbić. Moja słodycz przyniesie ci pociechę, moja wdzięczność – zapomnienie. Spokojne, ciche życie…

ORFEUSZ
Ciche życie…

AGLAE
Pójdź, Orfeuszu, uciekniemy stąd, póki czas. Co to?

ORFEUSZ
To ich muzyka.

AGLAE
Straszna.

ORFEUSZ
Nie słuchaj.

AGLAE
Nie będę słuchać. Nie wiem, jak mogłam to znieść. Jak mogłam tańczyć przy wtórze. Ale teraz…

ORFEUSZ
Teraz nie jesteś już menadą.

AGLAE
Nie jestem. Jaka ulga.

ORFEUSZ
Będziesz żyła wśród ludzi. Będziesz miała dom i dziecko.

AGLAE
A zimą, kiedy wiatr od gór przyleci, będziemy razem układać modlitwy, które niosą ludziom ukojenie, i gotować zioła, które leczą choroby. A kiedy dziecko w kołysce zapłacze, zaśpiewam mu kołysankę. Przypomnę sobie kołysankę, jaką już kiedyś nuciłam memu małemu syneczkowi. Temu, którego musiałam zabić.

ORFEUSZ
Nie myśl o tym.

AGLAE
Ale wiesz – nigdy nie będę się nachylać nad kołyską. Dziecko mogłoby się przestraszyć moich oczu.

ORFEUSZ
Nie myśl o tym.

AGLAE (nasłuchuje)
Czy słyszysz? Znowu.

ORFEUSZ
Odejdźmy stąd.

AGLAE
Odejdźmy. Jak ja nienawidzę tej muzyki. Wsączyła mi się w krew i nienawidzę mojej krwi.

ORFEUSZ
Nie słuchaj.

AGLAE
Ach, panie, proszę was, jeśli mam się wyleczyć, bądźcie pobłażliwi. Nie żądajcie od razu zbyt wiele, zacznijmy wprzód od rzeczy najprostszych. Najpierw trzeba będzie wyłupić mi oczy z głowy, oczy zbrodniarki.

ORFEUSZ
Co ty mówisz?

AGLAE
A potem, panie, wytoczymy krew z moich żył. Bo jak zostanie choć kropla, to może się zdarzyć, że zacznie się burzyć w żyłach, gdy zadudnią nasze bębny frygijskie, gdy zaskowyczą flety.

ORFEUSZ
Zamilcz.

AGLAE
A potem, panie, trzeba mi będzie połamać nogi obie, żeby nie porwały się już nigdy do tańca, żeby nie poniosły mnie nocą w góry, na polanę. Jeśli to wszystko uczynimy, dalej pójdzie już łatwo.

ORFEUSZ
Posłuchaj, Aglae. Twoje życie się odmieni. Trzeba zapomnieć o przeszłości. Jesteś teraz nowym człowiekiem. Będziesz żyła jak wszystkie kobiety. Nie będziesz więcej rozpaczać.

AGLAE
Tak. Nie zaznam rozkoszy, jaką daje rozpacz.

ORFEUSZ
Coś wyrzekła. Opamiętaj się. Nocami będziesz spała, napełni cię spokój i czystość. Nie będziesz grzeszyć ni mordować.

AGLAE
Nie zaznam rozkoszy, jaką daje grzech i mord, jaką daje zbrukanie i poniżenie.

ORFEUSZ
Zapadasz w otchłań i mówisz mową otchłani.

AGLAE
Więc mnie ocal, pogromco lwów.

ORFEUSZ
Kobieto, moja dawna moc została w Hadesie. Umiem jeszcze umrzeć jak człowiek wolny, ale nie mogę już nikomu dać wyzwolenia.

AGLAE
Biada mnie i tobie.

ORFEUSZ
To ta piekielna muzyka. Zły czar okuwa twe członki. Oczy masz znowu ślepe.

AGLAE
Samicy oczy nie są potrzebne do patrzenia.

ORFEUSZ
Obudź się.

AGLAE (nieprzytomnie, z gniewem)
Kto jesteś, co mieszasz się do rzeczy świętych?

ORFEUSZ (patrzy na nią, podaje flet)
Twój flet. Będzie ci potrzebny.

AGLAE (chwilę spogląda nieruchomo, potem gwałtownie chwyta flet i gra)
Siostry moje, menady. Siostry moje, menady. Siostry moje, menady. Wy, które nie zasypiacie nigdy, wy, które nie śmiejecie się nigdy, wy, które nie litujecie się nigdy – przybądźcie!
(wchodzą Menady)

ORFEUSZ
Witajcie, nadobne. Oto ten, którego szukacie. Ujarzmił centaury i ocean, zwiedzał piekło, flirtował z Persefoną – bardzo pracowicie sobie żył. Ale wszystko na świecie ma koniec.

MENADY
Pokłon tobie, święty mężu.

ORFEUSZ
Ile oczu. Oczy głodne, spragnione, oczy okrutne – bogowie, ani jednej pary oczu, które nie cierpią.

MENADY
Pokłon tobie, święty mężu.

ORFEUSZ
Z nieba na ziemię spływa szaleństwo Dionizosa. Powietrze płonie od jego zapachu. Jak gorąco płonie, jak czysto. Ono sprawia, że za chwilę święte się staną palce wasze rozszarpujące i ciało moje rozszarpane, i cierpienie wasze, którego nie ukoi śmierć Orfeusza. Które będzie dotąd, aż zwyciężona zostanie moc Ananke.
(patrzy w niebo)

MENADY
Pokłon tobie, święty mężu.

ORFEUSZ
Kto wy?

MENADY
Najpokorniejsze, najpobożniejsze. My pożeramy świętych, by świętość zdobyć.

Strona: 123456