
13. Paradoksy ironii
Norwid jest zawsze bardzo obecny w swoich wierszach, ale jego liryczna autobiografia podporządkowuje się warstwie ideowej i to właśnie idee rozwijają się i określają w coraz to nowych konfiguracjach, przy czym to naoczność – konkret – daje początek tym aktom (re)kontekstualizacji. Autor jako obserwator i poetycki malarz idei uwydatnia ów konkret wobec całości zmysłowo zróżnicowanego krajobrazu. Uderzające plastycznością szczegóły przekładają się niemal samorzutnie na idee, które z kolei wcielają się w nowe obrazy, często jeszcze bogatsze, stanowiące splot nasyconych treścią intelektualną bytów (w przyrodzie i w kulturze) i uzmysłowionych idei. Całość takiego szeregu zmysłowo-ideowych przeobrażeń podsumowuje uogólniająca puenta. Zamyka się fragment, ale okazuje się, że tematyka nie została jeszcze wyczerpana. Zazwyczaj jeden element – może to być obraz, idea albo też jakiś nastrój – wymyka się spuentowanej całości i daje początek kolejnemu szeregowi przeobrażeń. Michał Głowiński trafnie kiedyś pisał o „ciemnych alegoriach” Norwida. Analizowany tu fragment jest dobrym przykładem tej metody twórczej. Warstwa obrazowa nie ilustruje ani nie wyjaśnia jakichś uprzednio istniejących idei, lecz ma charakter odrębnej, do pewnego stopnia samodzielnej rzeczywistości poetyckiej, która pomaga poecie „skomplikować” na pierwszy rzut oka „proste” koncepcje, przy czym owa prostota okazuje się w istocie tworem redukującej mocy martwych lub obumierających konwencji. Norwidowskie poddawanie się „logice” obrazów jest skutecznym sposobem zakwestionowania upraszczających mechanizmów interpretacyjnych. Z drugiej jednak strony sfera „ideowa” jakby „materializuje się”, uzyskuje właściwości świata zmysłowego. Po konfrontacji ze sferą obrazowania idea nie może już wrócić do stanu „czystości”.