Roman Brandstaetter, „Dzień gniewu. Misterium dramatyczne w trzech aktach”

AKT II

 

Ten sam refektarz kilka godzin później. Muzyka organowa.

 

CHÓR

Chwała Chrystusowym ranom,

Źródłom objawionym,

Z których płynie krew Boga.

OJCIEC PIERWSZY

Ta krew jest strumieniem róż i balsamu,

Rzeką słodkiego miodu,

A bezcenna jest jak indyjski kamień.

CHÓR

Chwała Chrystusowym ranom,

Które są kluczem życia.

OJCIEC DRUGI

I kluczem śmierci.

OJCIEC TRZECI

I kluczem naszej wiedzy.

OJCIEC CZWARTY

I kluczem naszej nadziei.

OJCIEC PIĄTY

I kluczem przepaści.

OJCIEC SZÓSTY

I kluczem Dawidów.

CHÓR

Chwała Chrystusowym ranom,

Które są gniazdem aniołów.

OJCIEC DZIEWIĄTY

I ulem serafinów.

OJCIEC DZIESIĄTY

I gołębnikiem cherubinów.

OJCIEC JEDENASTY

I aleją w rajskich ogrodach.

OJCIEC DWUNASTY

I ścieżką owiec.

OJCIEC PIERWSZY

Pan uczyni swoje otwarte rany korytarzem,

Przez który wyjdziemy z labiryntu

Krzywych, splątanych i głuchych ulic

Na pola skrzypcowe,

Na wyżyny harfiane,

Na góry muzyczne,

Gdzie odziani w Jego krew

Jak w godową szatę,

Śpiewać będziemy w chórze

Złotostrunych ksiąg.

OJCIEC DRUGI

Wracajmy do ran Chrystusowych

Jak jelenie do wiecznych źródeł.

OJCIEC TRZECI

Klęknijmy nad ich brzegiem

I pochylmy nisko nasze głowy

Nad ciernistą głębokością krwi.

CHÓR

Chwała Chrystusowi,

Cierpiącej kiści winogron,

Ściśniętej w tłoczni wina,

Z której spłynęła

Do naszych ubogich ust

Niepokalana krew.

 

Organy milkną.

 

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(wchodzi)

Zaczekam tutaj na ojca przeora.

CHÓR

Czy przeor wie, że pan przyszedł?

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Tak, wie.

CHÓR

(wyszedł)

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(usiadł)

PRZEOR

(wchodzi)

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(wstaje)

PRZEOR

Już bardzo długo pan mnie nie odwiedzał.

A szkoda… szkoda… Chciałem z panem mówić…

Chciałem zasięgnąć porady… niestety…

Lecz nie wiedziałem, gdzie mam pana szukać.

Dlaczego nagle przestał pan przychodzić?

Pan także stracił do mnie zaufanie?

Pan także o mnie zwątpił?

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Na temat przeora były długie dyskusje

W podziemiu. Nie mogliśmy zrozumieć,

Co łączy przeora z niemieckim oprawcą.

Moi towarzysze twierdzili, że częste

Odwiedziny Borna rzucają cień na klasztor

I dlatego należy zachować ostrożność

W stosunkach z ojcem. Musiałem przyznać im słuszność.

Chyba ojca nie zdziwi nasza podejrzliwość?

Zaczęliśmy wówczas śledzić…

PRZEOR

(przerywając)

Jaki był wynik waszych dochodzeń?

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Ten, że dzisiaj przyszedłem do ojca przeora.

PRZEOR

Pragnąłbym wiedzieć, komu zawdzięczam…

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Żydowi.

PRZEOR

(milczy)

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Gdyby nie ów zbieg żydowski, któremu

Przeor udzielił w klasztorze schronienia,

Nie przyszedłbym dzisiaj na rozmowę…

(zapalił papierosa)

Czy mogę spytać, co łączy ojca z Bornem?

PRZEOR

(szeptem)

Tak, pan ma prawo żądać wyjaśnienia…

(westchnął)

Nie mam zamiaru niczego ukrywać.

To dawne dzieje. Poznałem go w Rzymie

Byłem klerykiem. I on był… klerykiem…

Mieliśmy wiele wspólnych zamiłowań,

Więc zwiedzaliśmy kościoły, muzea,

Stare cmentarze, pałace, ruiny…

(po chwili)

Nie wiem, czy mogę tę naszą znajomość

Nazwać przyjaźnią, chociaż w owym czasie

Born często serce otwierał przede mną,

Zwierzając swoje różne wątpliwości,

Które świadczyły o jakimś fermencie

I niepokoju, żrącym jego wnętrze.

Mówił niejasno, mgliście i zawile…

Lecz ni wnikajmy w zbyteczne szczegóły.

Born dnia pewnego, tuż przed otrzymaniem

Ostatnich święceń, wystąpił z Collegium,

Zrzucił sutannę i wrócił do Niemiec,

Gdzie właśnie wtedy wśród werbli i wrzasków

Ruch hitlerowski przybierał na sile.

(po chwili)

Czas płynął…

(po chwili)

Nagle przed rokiem dostałem wezwanie,

Abym się zjawił w dowództwie gestapo.

Przyszedłem. Czekam. Drzwi się otwierają.

Wchodzę i widzę za biurkiem… Zdębiałem…

Podniósł się z krzesła ociężałym ruchem….

I takie było po dziesięciu latach

Nasze spotkanie. Dwaj dawni znajomi

Stali naprzeciw siebie mierząc się oczami:

Ja – polski przeor, on – major gestapo.

(po chwili)

Born od tej pory często mnie odwiedzał,

Przychodził nagle, wielokrotnie nawet

Bez zapowiedzi, siadał w tym fotelu

I opowiadał o swoich przeżyciach,

W Niemczech, na wojnie, na zachodnim froncie.

– Rok był w Paryżu – potem niespodzianie

Zaczynał mówić o Bogu, religii,

Cytował zdania z książek Chamberlaina

O pochodzeniu aryjskim Chrystusa,

Innym zaś razem w zapale dyskusji

Twierdził, że Chrystus jest mitem, stworzonym…

(urwał)

Tak… Zrozumiałem… To był ów problemat,

Który go drążył, gnębił, męczył, toczył go i trawił,

I był obsesją, zmorą, spalającą

Jego jestestwo. Przyznam się panu, że niekiedy nawet

Zdawało mi się, że cierpi z powodu

Utraty wiary, ale szybko rozwiał

Moje złudzenia.

(po chwili)

Born chciał zabić w sobie resztki sumienia.

(po chwili)

Sumienia? Nie wiem, czy on ma sumienie.

(po chwili)

Było to… było… było przed tygodniem….

Późnym wieczorem przyjechał pijany.

Krzyczał, że spali klasztor, że rozstrzela

Mnie, zakonników, że tego Chrystusa…

(wskazał palcem na krucyfiks)

Rozkaże wywieźć na żydowski kirkut

I tam pochować w zbiorowej mogile.

A potem usiadł na ławie i milczał,

Patrząc z uporem na krzyż na ścianie…

(po chwili)

Dnia następnego rozpoczął rzeź Żydów.

 

Milczenie.

 

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Tu była Julia Chomin.

PRZEOR

Śledziła Żyda…

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(przerywając)

Czego żądała?

PRZEOR

Pereł z ołtarza Matki Boskiej.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Co jej przeor powiedział?

PRZEOR

Wyrzuciłem ją.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(wstał, przeszedł się po refektarzu. Znów zapalił papierosa. Przystanął)

Ona jest kochanką Borna.

PRZEOR

(milczy)

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Jeżeli ta dziewka doniesie Bornowi,

Przeor i ojcowie będą rozstrzelani.

PRZEOR

(rozłożył ręce)

 

Milczenie

 

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Born, wracając z obławy, wstąpi do klasztoru.

PRZEOR

Skąd pan o tym wie?

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(utkwił wzrok w Przeorze)

PRZEOR

Tak, będzie tutaj.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Nam potrzebna jest pomoc…

PRZEOR

Czyja?

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Ojca przeora.

PRZEOR

Niech pan mówi.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(ściszonym głosem)

Born musi zginąć. Sąd podziemny wydał

Na niego wyrok śmierci, który dzisiaj

Wieczorem będzie wykonany. Ojcze…

Niemiec, wracając z obławy do miasta,

Po drodze wstąpi do klasztoru. Ojcze…

Niech ojciec słucha…

(chwycił Przeora za dłoń i pociągnął ku oknu)

Na kolejowym przejeździe, tam w lesie

Zajmiemy nasze stanowisko…

(odwrócił się od okna)

Chcąc jednak działać pewnie i dokładnie,

Musimy wiedzieć, że Born wyjedzie

Z klasztoru w stronę miasta, byśmy mogli

Opuścić w porę szlaban na przejeździe

I tym sposobem odciąć mu możliwość

Ucieczki. Niemiec znajdzie się w potrzasku.

Prosimy zatem, aby ojciec przeor

Zechciał odsłonić okno w refektarzu.

To będzie dla nas sygnał, że Born właśnie

Żegna się z ojcem i opuszcza klasztor.

 

Milczenie.

 

PRZEOR

Nie mogę spełnić pańskiego żądania.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Dlaczego?

PRZEOR

Jestem kapłanem.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Czy to jest przeszkodą…

PRZEOR

(przerywając)

Wciąż czyha na nas, zawsze w równej mierze,

Możność dobrego i złego działania.

Stara to prawda. Ale niezbadana

Jest każda chwila człowieczego życia.

Jeśli przyłożę mą rękę do śmierci

Zbrodniarza, wówczas odbieram mu możność

Żalu, pokuty, powrotu do światła

I pojednania się z Bogiem…

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Czy przeor sądzi, że do takiej skruchy

Zdolny jest zbrodniarz, który własną ręką

Setki niewinnych ludzi zamordował?

PRZEOR

Jestem kapłanem i pragnę odnaleźć

Nawet w najgorszym zbrodniarzu, na przekór

Jego przestępstwom i okrutnym zbrodniom,

Choć najwątlejszy… nikły cień sumienia…

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Śmierć tego zbira z wyroku narodu

Jest słuszną karą za potworne zbrodnie,

A dla przeora może nawet będzie

Ostatnią szansą ratunku. Niech przeor

Nie zapomina, że Born już na pewno

Ma wiadomości od swojej kochanki

O Żydzie, który przebywa w klasztorze.

Tę jego dziewkę też zlikwidujemy.

Śmierć owej pary uratuje ojców…

PRZEOR

(przerywając)

Siebie i ojców nie będę ratował

Krwią moich wrogów.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Ojcze, szaleńcy w krainie Gerazy

Wyszli z grobowców, palą i mordują

Niewinnych ludzi. Demon ich opętał!

Trwa nieustanna wędrówka demonów.

Wygnane z ludzi i wcielone w wieprze,

Znów powracają do człowieczych dusz,

Lecz pomnożone o szaleństwo wieprzów!

Przeor chce w Bornie odnaleźć człowieka?

PRZEOR

Mym obowiązkiem jest szukać człowieka

Nawet w demonach. Kapłan Chrystusowy

Nigdy człowieka nie zabija, ale

Zawsze ratuje… Tak… zawsze ratuje

Nawet takiego, który zło popełnił

Przed Bogiem, ludźmi, niebiosami i ziemią,

Bo zawsze wierzy, że największy zbrodniarz

O niewiadomej nikomu godzinie

Może dostąpić łaski nawrócenia.

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Jeśli podziemie tę odmowę ojca

Uzna za wykręt i zdradę… co wówczas…

PRZEOR

(przerywając)

Trudno…

 

Milczenie

 

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

(wstał)

Muszę już odejść.

PRZEOR

Niech Bóg prowadzi pana i ma w swej opiece.

 

Robi nad nim znak krzyża.

 

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Przeorze! Czekam…

PRZEOR

Nie, mój synu…

CZŁOWIEK Z PODZIEMIA

Niech przeor wszystko jeszcze raz rozważy,

A może wówczas zmieni swoje zdanie.

 

Idzie do drzwi. Zatrzymał się i odwrócił.

 

Są chwile w dziejach, że polski ksiądz musi

Być przede wszystkim Polakiem, a potem

Dopiero księdzem. Niech ojciec przeor

O tym pamięta.

(wyszedł)

 

PRZEOR

(usiadł i zamyślił się)

BLATT

(wszedł, idzie do Przeora)

Przyszedłem, żeby podziękować ojcu przeorowi.

To jest dobry klasztor. I ludzie są dobrzy.

Ja takich dobrych ludzi długo nie widziałem.

Moja twarz już nie jest żydowska.

W tym białym habicie czuję się tak,

Jakbym był w wiosennym ogrodzie,

Z dala od ludzi. Nikogo nie ma dokoła.

Jestem sam. Zupełnie sam.

Jak strasznie byłoby stąd wyjść. Któż uwierzyłby,

Że w tym nędznym świecie może być miejsce

Tak ciche i tak spokojne jak ten klasztor.

Nikt tutaj nie krzyczy. Wszyscy mówią łagodnie

I mają w oczach zamyślenie.

Wydaje mi się, że ten klasztor

Jest arką pływającą na falach potopu.

PRZEOR

Tonącą arką, którą burza pędzi.

BLATT

Czy to nie jest obojętne,

Dokąd burza zapędzi wierzących ludzi?

Wiara to jest mądra rzecz.

Zawsze wyrzuca rozbitka

Na szczęśliwą ziemię.

PRZEOR

A pan nie wierzy?

BLATT

W cóż ja mogę wierzyć? W żydowski los?

Jeżeli Żyd ma umrzeć z zimna,

To go nawet na pustyni dopędzi mróz,

A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału,

To go nawet na biegunie dopędzi

Pustynne słońce. W rękach Żyda każda deska,

Której się chwyta na burzliwej wodzie,

Zamienia się w kamień, który go ciągnie na dno.

Żyd zawsze przewiduje nieszczęście

I zawsze wychodzi mu naprzeciw.

Ten naród ma pecha. I ten pech

Nasi mędrcy nazwali wybraństwem.

(po chwili)

Nie wiem, po co chcę uratować moje życie

I po co korzystam z waszej dobroci.

I po co narażam na niebezpieczeństwo ten klasztor.

Uciekam. Czy można uciekać bez celu

W świat, który jest zasadzką i siecią?

Czy można uciekać w dnie i noce,

Które jak płonące usta Jeremiasza

Wyrzucają z siebie lament i kamienie?

PRZEOR

Jest tylko jedna ucieczka.

BLATT

Dokąd?

PRZEOR

Do Chrystusa.

BLATT

On nie jest mym Bogiem. On jest waszym Bogiem.

Mój Bóg o mnie zapomniał lub Go w ogóle nie ma.

Mój Bóg?

Jest takie żydowskie przysłowie,

Które mówi, że ślepiec, im dłużej żyje,

Tym więcej widzi. To jest mądre przysłowie.

Ja jego mądrość odczułem na własnej skórze.

Ach, co ja widziałem! Co ja już widziałem!

Ja widziałem Żydów, którzy wydawali swych braci

W ręce siepaczy, i żydowskiego mędrca,

Który pisał donosy na własnych rodaków,

I żydowskich młodzieńców, którzy za życie,

Przedłużone o trzy jałowe dni,

Jak psy służyli swym przyszłym mordercom.

I widziałem także żydowską matkę,

Która własne niemowlę zadusiła w bunkrze,

Aby kwileniem nie zwabiło Niemców,

Czyhających za ścianą. Wszystko to widziałem.

A wasz Bóg?

 

Po chwili

 

Ja chcę powiedzieć teraz całą prawdę.

Ja będę teraz mówił do przeora, jakby mówił

Do mojego ojca – żeby mu ziemia lekką była,

On zawsze powtarzał, że porządny katolik

Znaczy u Boga tyle, co porządny Żyd,

Ani mniej, ani więcej…

 

Po chwili

 

Proszę przeora… Niech mi przeor powie…

Kto stworzył nienawiść przeciw Żydom,

Jeżeli nie wyznawcy Tego, który umarł

Na krzyżu, bo Mu się zdawało,

Że swoją śmiercią okupi wszystkie ludzkie grzechy?

A kto stworzył obozy, getta, krematoria,

Jeżeli nie ci, których w szkole uczono

Pięknych słów katechizmu o miłości bliźniego?

A kto żywcem zakopywał Żydów w ziemi,

A kto palił bożnice i mordował dzieci,

Jeśli nie ci, którzy za swymi matkami

Powtarzali w dzieciństwie pobożne słowa pacierza?

Nie mówmy więc o moim i o waszym Bogu.

PRZEOR

To jest jeden i ten sam Bóg, mój synu.

BLATT

Nie ma o co się sprzeczać.

Jest źle, gdy Boga nie ma,

Ale jest jeszcze gorzej, gdy jest,

Bo wtedy już nic nie rozumiemy.

I wszystko jest bez sensu.

I świat, i człowiek, i życie.

Jest tylko przypadek. Jak ten klasztor,

Który dał mi schronienie. To jest dobry klasztor.

(po chwili)

Już nie mam sił wciąż rozmawiać z umarłymi.

Moja pamięć jest za słaba,

By mogła wszystkich w sobie pomieścić.

Gdy przed snem zmawiam modlitwę za umarłych,

Ich cienie tłoczą się

Do mojego niezdarnego bełkotu

Jak owce Jakuba do studni.

Ojciec się spyta, do kogo się modlę,

Skoro przestałem wierzyć w dobroć mego Boga?

Słuszne pytanie. Ale czy nie można

Modlić się do własnej, kalekiej myśli,

Która niezdarnie udaje Boga,

Dobrego Boga?

(z rezygnacją)

Ot, cała filozofia. Tylko to jest najgorsze,

Że na przekór temu brzydkiemu życiu,

Nikt nie chce dobrowolnie umrzeć.

(drwiąco)

Wolimy bezsensowne życie

Od sensownego nieba.

PRZEOR

Tak nie jest, synu. Rozpacz ci dyktuje

Te gorzkie słowa o życiu i Bogu.

Ty bardzo cierpisz, lecz cierpieć nie umiesz.

Chcąc umieć cierpieć, trzeba poznać dzieje

Bożego krzyża i uwierzyć w krzyż,

Który owoce boleści przemienia

W owoc miłości.

BLAT

Przeor wybaczy, ale ja już dość

Zaznałem cierpień od waszego krzyża.

PRZEOR

Od swego  Boga. W księgach twych praojców

Bóg przepowiedział swe przyjście na świat.

Codziennie rano modlę się żarliwie

O spokój duszy mordowanych Żydów.

Codziennie rano modlę się żarliwie

O świętą zgodę między Izraelem

A jego Bogiem, zmarłym na Golgocie.

Codziennie rano modlę się żarliwie

O spokój wszystkich popalonych bóżnic,

I wszystkich domów Starego Zakonu,

Zwęglonych zwojów Bożych Pięcioksięgów,

Zmienionych w popiół liturgicznych chust,

Stopionych w ogniu bożniczych świeczników,

Srebrnych kielichów i koron, zdobiących

Czoła rodałów. Albowiem w tych zwojach,

Chustach, koronach, świecznikach, kielichach,

We wszystkich przedmiotach liturgicznej służby

Są zapowiedzi i święte proroctwo

O Chrystusowym przyjściu na ten świat.

BLATT

(z smutnym uśmiechem)

O Chrystusowym przyjściu na ten świat?

Raczej o przyjściu mojego nieszczęścia…

PRZEOR

Tragedia Boga jest tragedią Żydów,

Cierpienie Żydów jest cierpieniem Boga.

Gdy Bóg zapragnął wyjść z Jerozolimy,

Aby objawić wszystkim ludom ziemi

Swoje istnienie, miał On tylko jedną

Bramę, przez którą prowadziła droga

W kraje pogańskie. Krzyż był ową bramą.

Naród wybrany, zazdrosny o Boga,

Podniósł swe pięści przeciw swemu Bogu,

Krzycząc, że raczej na krzyż Go przybije,

A nie zezwoli, aby On miał zrównać

Czas Izraela z czasem innych ludów.

Bóg nie chcąc dłużej być więźniem narodu,

Który Go pragnął zachować na własność,

Wybrał ciernistą, trudną drogę krzyża.

Tam, na Golgocie dokonał się dramat,

Podwójny dramat Boga i narodu.

Izrael swego ukrzyżował Boga,

Nie wiedząc o tym, że z tą samą chwilą

Pan Bóg na długie wieki ukrzyżował

Swój lud wybrany.

BLATT

Nie umiem tego zrozumieć, przeorze.

PRZEOR

Wiem, że to trudno zrozumieć, mój synu,

Bo w tym jest wielka tajemnica Boga.

BLATT

Wasz Bóg jest dla mnie obcy i daleki.

We mnie jest pustka, którą świat wydrążył,

Świat chrześcijański.

PRZEOR

Małe judejskie miasteczko Bethlehem

Jest dziwnym miastem. Jest w każdym człowieku,

Chociaż go wielu w sobie nie dostrzega

I nawet nie wie, że słyszy w swym sercu

Głos Ewangelii.

BLATT

Zatem dlaczego wielu spośród was

Zamiast Bethlehem dźwiga w sobie piekło,

A ci, co nawet są chrześcijanami

I prawdę w sobie noszą, nie umieją

Zabić w swym sercu zła i nienawiści?

PRZEOR

Posłuchaj, synu! Ci, o których mówisz,

Są poganami. Ich bóg jest upiorem,

Który truciznę dźwiga w swym odwłoku

Jak żółty skorpion. Bóg dla nich jest mitem,

Zimnym posągiem lub sługą ich pragnień,

A jeśli nawet do niego się modlą,

Swoją modlitwą, gdyby nawet ona

Była płomienną, żarliwą modlitwą –

Przeczą istnieniu Jezusa Chrystusa,

Bo wszyscy przeczą istnieniu Chrystusa,

Którzy źle wierzą. Trzeba umieć wierzyć.

BLATT

A czy to wszystko, co teraz się dzieje,

Nie jest dowodem, że ludzie przestali

Prawdziwie wierzyć? Zatem, gdzie jest Chrystus?

PRZEOR

W tobie, mój synu, i w wszystkich cierpiących,

Jeśli potrafią w swej wielkiej boleści

Wybaczyć zbrodnię swym nieprzyjaciołom.

BLATT

Ja mam wybaczyć? Co? Ja mam wybaczyć?

Śmierć moich braci? Rodziców i żony?

Przeor chce, żeby ofiara wybaczyła

Swoim prześladowcom? Żeby całowała rękę,

Która jej zadała cios w samo serce?

Żeby krew przebaczyła mordercom?

Żeby spalone włosy przebaczyły krematorium?

Żeby zatrute płuca przebaczyły komorom gazowym?

Żeby ciało przebaczyło grobom?

To przeor chce!?

Ja mam wybaczyć? Ja nie chcę wybaczyć!

Ani Niemcom, ani Żydom, ani sobie!

Ojcze, ja przecież siebie nienawidzę!

Jak nienawidzę! Proszę na mnie spojrzeć!

Ja nienawidzę siebie za ten nos,

I za te wargi, nawet za te oczy,

Które są może naprawdę niebieskie,

Lecz jest w nich taka jakaś ciemna chmura,

A po tej chmurze każdy Niemiec pozna,

Że jestem Żydem. Przecież przeor wie,

Żem was oszukał. Przecież przeor widzi,

Jak bardzo jestem podobny do Żyda!

Ja nienawidzę i siebie, i Boga

Za to przymierze, które On uczynił

Z żydowskim ludem! Kto to widział, żeby

Normalny człowiek nosił w spodniach śmierć,

Żeby w swych spodniach nosił przeznaczenie

Gorsze od śmierci, po którym go pozna

Każdy bandyta! Ja już nie chcę cierpieć!

Ja nie chcę cierpieć! Ja już chcę wypocząć

I żyć jak dawniej. Ja chcę, żeby znowu

W piątkowy wieczór moja biedna żona

Paliła świece w srebrnych szabasznikach

I, zasłaniając dłońmi swoje czarne oczy,

Chwaliła szabas. Gdzie są oczy mojej

Żałobnej żony? Zawlekli anioła

Na siny kirkut, gdzie ludzie konając

W strachu przedśmiertnym oddawali kał,

Ostatni dowód swego człowieczeństwa

Na Bożej ziemi! Adonaj! Adonaj!

Coś Ty uczynił!? Czemuś nas opuścił!?

Ja nienawidzę mój żydowski los,

Lecz chcę być Żydem! Żydem! Żydem! Żydem!

(po chwili)

Przeor pomyśli, że jestem wariatem…

A może jestem naprawdę wariatem?

Jak można pragnąć być sobą, jeżeli

Samego siebie tak się nienawidzi?

Przeor na pewno tego nie zrozumie.

PRZEOR

Wszystko rozumiem. Ale się zastanów,

Czy rzeczywiście jesteś pełnym Żydem,

A może tylko marnotrawnym synem,

Który porzucił dom swojego Ojca,

I poszedł w obcą, daleką krainę,

Aby roztrwonić całą swą majętność?

Żydem dopiero wówczas będziesz w pełni,

Gdy uznasz Boga w cierpiącym Chrystusie.

Ale to nie jest odejście od siebie,

To tylko powrót do swojego domu,

Do domu Ojca, który jest w niebiosach.

To tylko powrót do prawdziwych dziejów,

Nad święte brzegi Nowego Przymierza,

Które wypływa z świętych ksiąg żydowskich,

Jak rzeka z źródła. Wśród cyprysów bije

Źródło aniołów i wartkim strumieniem

Płynie przez ziemię Ur i przez wersety

Modlitw Mojżesza, przez krainę psalmów

I ksiąg proroków, które stromą ścianą

Nagle urwane jak wzniesione czoło –

Spiętrzają wodę. Płynie rzeka życia

Błękitnym nurtem. Ten, kto nienawidzi

Rzeki, ten także nienawidzi źródła.

Kto pluje w źródło, zanieczyszcza rzekę.

Z Bożego źródła Boża płynie rzeka.

Ludzie Hitlera? Gazowe komory?

I ty w nich widzisz odprysk owej chwili,

Gdy Bóg wygłaszał Kazanie na Górze?

I ty w nich widzisz ślady świętych stóp,

Kroczących ufnie po falach jeziora?

Posłuchaj synu, gdy człowiek upada,

Samego siebie nienawidzi w ludziach.

W piecach Daniela, na płonących rusztach,

Ludzie Hitlera na popiół spalają

Własne jestestwo. To, że dalej żyją,

To tylko pozór. Żyją tylko bestie

Apokalipsy, udające ludzi.

Do owej bestii nie przykładaj miary

Boskiej i ludzkiej. Są tylko śmietnikiem.

BLATT

Ale gdy śmietnik przyjdzie do spowiedzi

I żal wyjawi, ojciec mu wybaczy?

PRZEOR

U progu skruchy zaczyna się Chrystus.

Wszystko wybaczę. Ale nie zapomnę,

Gdyż moja pamięć jest ścianą, pod którą

Umierał człowiek.

BLATT

Ja w nic nie wierzę, ojcze.

CHÓR

(wchodzi)

OJCIEC PIERWSZY

Ojcze przeorze, esesmani otoczyli klasztor.

OJCIEC DRUGI

Born dowodzi oddziałem.

OJCIEC TRZECI

Born wysiadł z samochodu.

OJCIEC CZWARTY

Wydał jakieś rozkazy…

OJCIEC PIĄTY

Widzieliśmy go przez okno…

OJCIEC SZÓSTY

Ukryjmy brata Emanuela.

CHÓR

(szeptem)

Ukryjmy brata Emanuela.

(biorą między siebie Blatta i cofają się ku ścianie)

BORN

(wszedł. Rozejrzał się dookoła. Do Przeora)

Dotrzymałem obietnicy. Wracając z obławy,

Zatrzymałem się w klasztorze,

By dokończyć rozmowę. Przywiozłem ci podarek.

PRZEOR

(milczy)

BORN

Nie jesteś ciekaw, jaki to jest podarek?

PRZEOR

(milczy)

BORN

Przepiękny prezent.

PRZEOR

(milczy)

BORN

Zwoje kolczastego drutu.

PRZEOR

Po co jest mi potrzebny kolczasty drut?

BORN

Na pewno ci się przyda. Zamówisz robotnika,

Który umocuje drut na murze,

Aby nieproszeni goście nie mącili

Klasztornego spokoju, tak potrzebnego

Tobie i ojcom do kontemplacji

I skupionych modłów. Tym sposobem na pewno

Zaoszczędzę ci wiele zmartwień i kłopotów,

A przede wszystkim zapewnię bezpieczeństwo

Twemu domowi. Nieprawdaż, przyjacielu?

(do ojców)

Może ojcowie nie wiedzą,

Że z przeorem znamy się od wielu lat,

Stąd nasza komitywa i serdeczna przyjaźń,

Która wprawdzie dzisiaj jest wystawiona

Na ciężką próbę, ale miejmy nadzieję,

Że ją uratuje jego rozwaga.

A teraz, moi przewielebni ojcowie,

Przystąpmy do dzieła.

Zaraza wtargnęła do klasztoru.

Znamy przecież z historii takie okresy,

W których czarna śmierć wędrowała

Przez lądy i morza, siejąc trwogę i grozę.

(krzyczy)

Czarna śmierć wtargnęła do murów klasztoru!

Wyście ją przygarnęli z litości! Wy, klechy!

Ale czy współczucie dla odpadków świata,

W których się lęgną zabójcze bakterie,

Nie jest zbrodnią!? Czy dobrze się dzieje,

Jeśli człowiek czuje litość dla wściekłego psa,

Dla szarańczy, która ogryza drzewa?

Dla śnieci, która zżera kłos pszenicy?

Ja was oduczę miłosierdzia dla gówna!

Mówcie, gdzie jest Żyd!?

PRZEOR

Tu nie ma żadnego Żyda.

BORN

Pytam, gdzie jest Żyd,

Którego ukryliście w klasztorze!

PRZEOR

Nie ukryliśmy!

BORN

On tu jest!

PRZEOR

Kłamiesz!

BORN

Przekradł się przez mur! Znalazł u was przytułek!

Wbrew rozkazom, że Żydów nie wolno ukrywać!

Czy mam znowu powtórzyć, co wam za to grozi!?

Czy mam was wszystkich pod ścianą postawić

I rozstrzelać jak psy!? Czy mam klasztor obrócić

W ruiny i gruzy, i zgasić na ołtarzach

Kaganki, które wprawdzie jeszcze dzisiaj płoną,

Lecz jutro będą martwym odłamkiem szkła!

Mówcie, gdzie jest Żyd?!

Gdzie jest Żyd, klechy piekielne!?

PRZEOR I CHÓR

(milczą)

BORN

Czy mam wezwać świadka,

Aby powtórzył w waszej obecności,

Co widział w południe pod klasztornym murem?

(do Przeora)

A może mam rozkazać twoim zakonnikom,

By stanęli szeregiem jak na apelu,

A ów świadek, patrząc uważnie w ich twarze,

Odnajdzie wśród nich zbiega?

A może mam wydać rozkaz moim żołnierzom,

By przeszukali cele, strych i piwnice,

Schowki i skrytki, których nigdy nie brak

W klasztornej ruderze!?

PRZEOR

Tutaj nie ma Żyda.

BORN

To źle, że jesteś uparty, przeorze,

Sobie i ojcom kopiesz grób, przeorze,

Posłuchaj, jeśli do dziesięciu minut

Wydasz w me ręce dobrowolnie Żyda,

Tobie i ojcom wybaczę przestępstwo.

Wszystko zapomnę. Nic wam się nie stanie.

Lecz jeśli nadal będziecie uparci,

Przeszukam klasztor od piwnic do strychu,

A ciebie i ojców postawię pod mur!

Więc albo – albo. Schodzę na dziedziniec.

A gdyby ktoś z was chciał uciec z klasztoru,

Niechaj pamięta, że cały budynek

Jest otoczony oddziałem żołnierzy.

Ktokolwiek będzie próbował ucieczki,

Dostanie kulą w łeb. Pamiętajcie, klechy!

Za dziesięć minut będę tu z powrotem.

Sądzę, że rozum przezwycięży upór.

(wyszedł)

 

Długa chwila milczenia.

 

PRZEOR

(podszedł do okna. Spojrzał na dziedziniec. Po czym mówi do jednego z ojców szeptem)

Wyprowadź brata Emanuela.

 

Jeden z ojców bierze za ramię Blatta i wyprowadza go. Na dworze ściemnia się. W refektarzu panuje półmrok.

 

PRZEOR

(idzie do okien. Zapuścił zasłony w jednym i drugim oknie. Przekręca kontakt elektryczny. Wrócił na środek refektarza)

Słyszeliście.

Jeżeli wydamy Żyda,

Popełnimy samobójstwo na własnej duszy,

Sprzeniewierzymy się Chrystusowi,

A życie nasze będzie miało

Taką wartość,

Jaką ma Pole Garncarzowe.

Jeżeli natomiast nie wydamy Żyda,

Bierzemy na siebie

Krzyż Męki Pańskiej

I wychodzimy Bogu naprzeciw.

Co wybieracie?

Krzyż czy Pole Garncarzowe?

CHÓR

Krzyż.

 

Rozbrzmiewa muzyka organowa.

 

PRZEOR

Wielbimy Twoje ciało, Panie…

CHÓR

Wielbimy Twoje Ciało, Panie,

Wielbimy Chleb ukrzyżowany,

Chleb przebity gwoźdźmi,

Chleb krwawiący,

Chleb psalmiczny,

Chleb umarły,

Chleb o otwartym boku,

Chleb złożony do grobu,

Chleb zmartwychwstały,

Chleb z Emaus,

Chleb apostołów,

Chleb Galilei,

Chleb wniebowzięty,

Chleb nieba i ziemi,

Chleb wieczności,

Chleb naszego zbawienia.

PRZEOR

Wielbimy Twoją Krew, Panie…

CHÓR

Wielbimy Twoją Krew, Panie,

Wielbimy Wino Ewangelii,

Wino Twoich przypowieści,

Wino Galilejskich Godów,

Wino miłości,

Wino przebaczenia,

Wino niebiańskiej mądrości,

Wino poświęcenia,

Wino pojednania,

Wino Ostatniej Wieczerzy,

Wino śmierci,

Wino naszego zbawienia.

OJCIEC PIERWSZY

Słyszę chwile

Zstępujące ze wzgórz

Jak ofiarne owce.

Idą powoli ku dolinie,

Ku moim dłoniom,

A każda z nich

Jest tak piękna,

Jak Imię Pana.

OJCIEC DRUGI

Chociaż czyha na nas anioł ciemności

Za murami klasztoru,

Chociaż czyhają na nas oczy złoczyńców

Pod witrażami,

I ręce Bestii

Pod gotyckim sklepieniem.

A w ciemnościach nocnych

Rżą konie, na których cwałują

Przepaście –

Dziękujemy Panu,

Że postawił nas

Na ziemi kości,

Na ziemi mgły i jesieni,

I otworzył, i rozgrzał

Nasze serca,

I zburzył ścianę naszej celi,

Która nas oddzielała

Od nieszczęścia bliźniego,

I dał nam uczestnictwo

W losie pohańbionych,

Tak jak się daje chleb głodnemu

A wodę spragnionemu.

OJCIEC TRZECI

Pan kazał złu działać,

Aby umocniona była w ludziach dobroć,

Kazał działać nienawiści,

Aby umocniona była w ludziach miłość,

Kazałeś działać brzydocie,

Aby umocnione było w ludziach piękno.

CHÓR

O, Panie, idący do Themanu,

Od gór Paran!

Wszystko jest Twoją koniecznością,

Której nie chcę dociekać.

Koniecznością są aniołowie ciemności

I oczy złoczyńców,

I konie o kolorze ognia,

I ja,

Nędzny kamień,

Który pragnie być

Najniższym progiem

Tego psalmu.

O, Panie,

Przejdź przez próg

Tego psalmu.

PRZEOR

Amen.

 

Koniec aktu drugiego

Strona: 123456