Roman Brandstaetter, „Dzień gniewu. Misterium dramatyczne w trzech aktach”

AKT III

 

Kilka chwil później. Ten sam refektarz. Muzyka organowa.

 

CHÓR

O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary!

OJCIEC PIERWSZY

Albowiem wiara jest trudną twórczością,

Która wymaga czujności sumienia,

Ognia, pokory i woli, bez której

Nie ma modlitwy ani nie ma skruchy

I świadomości popełnionych grzechów.

OJCIEC DRUGI

Bo wiara w Boga winna być tworzywem,

W którym się człowiek cały wypowiada

Jak malarz w barwie, jak poeta w słowie,

Jak kompozytor w układaniu dźwięków.

OJCIEC TRZECI

Każdy z nas musi tę wiarę kształtować

Według wymogów swojej twórczej woli,

Według potrzeby swej osobowości.

OJCIEC CZWARTY

I ten wysiłek nawet nie wystarczy,

Bo chcąc naprawdę w pełni wierzyć w Boga,

Musimy stać się artystami wiary

I nieustannie tę wiarę zdobywać,

I wciąż od nowa zdobywać jej głębię,

Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu,

Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyce

I nowe barwy na płótnie obrazu.

Każda rutyna i każda maniera

Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.

CHÓR

O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary!

PRZEOR

Już minął czas naznaczony.

OJCIEC PIĄTY

Mijają minuty.

OJCIEC SZÓSTY

Czekamy.

OJCIEC SIÓDMY

Za chwilę usłyszymy kroki na schodach.

OJCIEC ÓSMY

Za chwilę otworzą się drzwi.

PRZEOR

Już minął czas naznaczony.

OJCIEC DZIEWIĄTY

Jeszcze chwila.

OJCIEC DZIESIĄTY

Jeszcze drobna chwila.

OJCIEC JEDENASTY

I usłyszymy kroki na schodach.

OJCIEC DWUNASTY

I otworzą się drzwi.

PRZEOR

Już minął czas naznaczony.

OJCIEC PIERWSZY

Czekamy.

OJCIEC DRUGI

Kto powiedział, że czekanie jest piekłem?

OJCIEC TRZECI

Kto powiedział, że czekanie jest cierpieniem?

OJCIEC CZWARTY

Czekanie jest aniołem.

OJCIEC PIĄTY

Czekanie jest radością.

OJCIEC SZÓSTY

Czekanie jest gołębią przypowieścią.

PRZEOR

Już minął czas naznaczony.

CHÓR

(jak echo)

Już minął…

 

Otwierają się drzwi.

 

BORN

(wszedł, postąpił kilka kroków i zatrzymał się na środku refektarza)

Czekam.

 

PRZEOR I CHÓR

(milczą)

BORN

(do Przeora)

Czy nic mi nie masz do powiedzenia?

PRZEOR

Minęła granica czasu,

Którą nam wyznaczyłeś.

Należymy do ciebie.

Możesz z nami uczynić,

Cokolwiek zechcesz.

BORN

Marzysz o męczeństwie?

PRZEOR

Nie jestem godzien łaski męczeństwa. Gdybym

O nim marzył, dopuściłbym się grzechu pychy.

Bronię się przed pokusą cierpienia,

Która jest równie silna jak pokusa grzechu.

Ale jeżeli ktokolwiek zażąda ode mnie,

Abym się zaparł ksiąg ewangelicznych,

Wyjdę naprzeciw każdemu męczeństwu

I nałożę na siebie płaszcz krwi.

Ale kim jestem,

Abym miał odwagę z własnej woli

Wspinać się na wzgórze Trupiej Czaszki?

Kim jestem,

Abym marzył o psalmicznych schodach,

Które prowadzą na szczyty wieczności?

Błagam Boga, aby oddalił ode mnie

Kielich krwi, gdyż jestem człowiekiem,

Który w swej słabości może zbłądzić i upaść.

Kto zna swoje siły? Kto zna wytrzymałość

Swojego ciała i swojej woli?

Kto z nas wie, czy nie stchórzy

W ostatniej godzinie,

I nie cofnie się spod podnóża Golgoty,

I nie będzie błagał sądu o litość,

I nie odwoła u progu świątyni

Swoich słów, które głosił

Przeciw ludzkiej zatwardziałości.

Więc jakże mogę marzyć o męczeństwie?

BORN

Słusznie mówisz. Nie bój się. Nie doznasz męczeństwa,

Pamiętaj, że masz we mnie zawsze przyjaciela,

Który chętnie ci służy pomocą i radą.

O, nie pozwolę, abyś miał się ugiąć

Pod ciężarem próby! Dam ci Szymona z Cyreny,

Który nie tylko za ciebie dźwigać będzie krzyż,

Ale również za ciebie na tym krzyżu zginie.

Za chwilę zrobimy rewizję w klasztorze,

Otworzymy podziemia, piwnice i lochy,

Kufry, szafy, skarbiec i stare grobowce,

A gdy znajdziemy Żyda, ów skarb bezcenny,

Z twojej głowy nawet włos nie spadnie.

Będziesz dalej wiódł życie spokojne w klasztorze,

Rano wstaniesz, odmówisz modlitwy,

Zjesz śniadanie, potem obiad, a potem wieczerzę,

A potem położysz się do łóżka

I będziesz medytował nad dobrocią Boga,

Który cię wyzwolił od pokusy męczeństwa

Dzięki mądrości twego przyjaciela, Borna.

Nie ty poniesiesz karę za ukrywanie Żyda!

Wiesz, kto ją poniesie!?

PRZEOR

(milczy)

BORN

Ojcowie!

Ten milczący chór głupich Szymonów z Cyreny!

Na twoich oczach każę ich rozstrzelać!

Tam na dziedzińcu! Pod klasztornym murem!

I cóż, mój drogi? Łatwo jest być świętym

Za cenę życia tych ojców i braci,

Za cenę cudzej ofiary i cudzego grobu!?

Słodki jest chleb męczeńskiej śmierci,

Ale słodszy jest spokojny żywot

W klasztornej celi! Co!?

A gdy pewnego dnia wstąpisz w swoje niebiosa,

One będą dla ciebie wytwornym salonem,

Gdzie wśród palm, fikusów i parawanów

Zdrzemniesz się na pluszowej kanapie

Po życiu, jak po sutym obiedzie!

Więc teraz wyjaw, gdzie ukryłeś Żyda,

Aby zakonników ocalić od śmierci!

PRZEOR

Zapewne nie ma we nieprawdziwej pokory

Ani prawdziwej miłości,

Ani prawdziwej dobroci.

Zapewne nie jestem źródłem

Niebieskich ptaków

Ani białą laską ślepców,

Przechodzących przez ulicę,

Chociaż zawsze chciałem być

Dobrocią i źródłem, i laską.

BORN

(uważnie słucha)

PRZEOR

Zapewne czynię dobro

Dla pożądliwości ciała,

Zapewne chcę pomnożyć

Moją majętność przed obliczem ludzi

I przed obliczem materii.

Dlatego Bóg nie umocnił nade mną

Spojrzenia swoich oczu

I unosi się nade mną

Jak nad zatrutą wodą.

Cóż może rzec woda zatruta?

BLATT

(stanął, niewidoczny w drzwiach refektarza)

BORN

Czy mam zatem spytać ojców?

PRZEOR

Spytaj. Niech ci odpowiedzą.

BORN

(do Chóru)

Gdzie jest Żyd?

CHÓR

Żyda nie ma w klasztorze.

BLATT

(wyszedł na środek refektarza)

Tutaj jestem.

Nazywam się Emanuel Blatt.

Ojcowie nie są winni.

Cóż winne może być otwarte okno

Albo cóż winne mogą być otwarte drzwi,

Jeżeli przez nie wpada do pokoju

Jesienny liść.

Okno nie jest winne.

Drzwi nie są winne.

Wiatr jest winien.

Wielki wiatr zerwał się na dworze,

Wielki wiatr.

Niech pan oficer każe mnie zastrzelić.

BORN

(podszedł do Blatta, przygląda mu się i wybucha śmiechem)

W habit go odziali, kłamliwe klechy!

W biały habit! Cóż za maskarada!

 

Przestaje się śmiać. Pejczem uderzył Blatta przez głowę.

 

BLATT

(bez słowa zatoczył się pod ścianę. Oparł się ręką o krucyfiks wiszący na ścianie)

CHÓR

Jezus Maryja!

(chce podbiec do Blatta)

PRZEOR

(chce podbiec do Blatta)

BORN

Stać, klechy! Stać, klechy, w miejscu!

(wyciągnął z kabury browning)

Stać, bo będę strzelał!

PRZEOR I CHÓR

(zastygli w bezruchu)

BORN

(do Chóru)

Niechaj jeden z was pójdzie na dziedziniec

I przyniesie mi stamtąd kłębek

Kolczastego drutu. Żołnierze mu dadzą.

(wskazuje na jednego z Chóru)

Ty idź.

JEDEN Z CHÓRU

(spojrzał na Przeora)

BORN

Czy słyszałeś!? Ruszaj!

JEDEN Z CHÓRU

(wyszedł)

PRZEOR

Co chcesz uczynić?

BORN

(chowając browning do kabury)

Zobaczysz.

PRZEOR

Błagam cię, zostaw w spokoju tego człowieka.

BORN

Jesteś nudny. Raczej pomyśl o twoich ojcach,

Których każę rozstrzelać. Mieszkańców miasteczka

Spędzę na klasztorny dziedziniec,

Aby zobaczyli,

jak umierają kłamcy i buntownicy.

Ciebie też będą oglądać,

Jak asystujesz przy egzekucji.

I znów pomyślą,

że Łaska Pańska w postaci Borna czuwa

Nad świątobliwym przeorem

I roztacza nad nim opiekuńcze skrzydła.

Wszyscy będą cię chwalić i błogosławić

Za hart ducha i nieskazitelny charakter,

I tak się zacznie proces twej beatyfikacji!

JEDEN Z CHÓRU

(wszedł, nieśmiało zbliżył się do Borna i wręcza mu kłębek kolczastego drutu)

BORN

(wziął kłębek drutu z jego ręki)

Zbliż się tutaj, Żydzie.

BLATT

(powoli zbliża się do Borna)

BORN

Tu masz pejcz! Trzymaj! To będzie twe berło!

(wetknął mu do ręki pejcz. Zerwał ze stołu szkarłatne płótno i narzucił je na Blatta. Uplótł z kolczastego drutu koronę i gwałtownym ruchem włożył mu ją na głowę. Zaniósł się spazmatycznym śmiechem. Krzyczy)

Witaj, królu żydowski!

Witaj, królu żydowski!

BLATT

(stoi milczący i bezradny, z opuszczoną głową. Krew sączy się z jego czoła, spod kolczastej korony)

BORN

(krzyczy)

To wasz Bóg!

To wasz Bóg!

Wasz żydowski Bóg!

Módlcie się do niego!

No, módlcie się!

Na kolana! Na kolana!

PRZEOR I CHÓR

(stoją bez ruchu)

BORN

Patrzcie!

Ubiczowany!

W szkarłatnym płaszczu!

W ciernistej koronie!

W królewskiej koronie!

Na co czekacie!

Piejcie psalmy!

Na kolana!

PRZEOR I CHÓR

(milczą)

BORN

(wyciągnął browninga)

Klękajcie, klechy!

(kieruje browning w stronę Chóru)

Klękajcie, klechy!

PRZEOR

Uklęknijmy.

CHÓR

(powoli klęka, pod lufą skierowanego na niego browninga)

PRZEOR

(ukląkł)

BORN

Śpiewajcie!

PRZEOR

Jesteś, o Panie, moim światłem i zbawieniem…

CHÓR

(śpiewa)

Jesteś, o Panie, moim światłem i zbawieniem,

Więc kogo mam się lękać?

Jesteś moją obroną,

Pasterska wieczności,

Więc przed kim mam się trwożyć?

Choćby nawet stanęły przeciw mnie

Wszystkie wojska Baalfagora,

Nie zadrży moje serce,

Bo umocniłeś swój wzrok nade mną,

Święty rozdawco miłości.

BORN

(schował do kabury browning)

(słucha)

PRZEOR

Słuchaj, o Panie, głosu mojego, gdy wołam…

CHÓR

(śpiewa)

Słuchaj, o Panie, głosu mojego, gdy wołam.

Zmiłuj się nade mną i racz mnie wysłuchać,

Powstali bowiem przeciw mnie kłamliwi świadkowie

I napinają cięciwę przeciw moim modlitwom.

Ale Ty, Panie, przeprowadzisz mnie

Przez płonące wiatry

I chwiejne góry,

I legowiska lampartów

Ku Twoim wiecznie kwitnącym księgom.

BORN

(usiadł i ukrył twarz w dłoniach)

PRZEOR

Cokolwiek uczynisz ze mną, o Panie…

CHÓR

(śpiewa)

Cokolwiek uczynisz ze mną, o Panie,

Uczyń mnie dnem słowa, gdy przemówisz,

Uczyń mnie dnem łaski,

Gdy mnie zbawisz,

Uczyń mnie dnem hańby,

Gdy mnie potępisz,

Uczyń mnie dnem harfy,

Gdy na niej zagrasz,

Uczyń mnie dnem klęski,

Gdy mnie dotkniesz,

Uczyń mnie dnem nędzy,

Gdy mnie doświadczysz,

Uczyń mnie dnem morza,

Gdy zarzucisz kotwicę,

Uczyń mnie dnem głębokości,

Gdy będę wołał,

Uczyń mnie dnem życia,

Gdy mnie zachowasz,

Uczyń mnie dnem śmierci,

Gdy umrę.

BORN

(szeptem, patrząc w bok)

Wstańcie.

CHÓR

(podniósł się z kolan)

BORN

Odejdźcie.

CHÓR

(powoli wychodzi)

BORN

(do Blatta, nie patrząc na niego)

I ty też odejdź. Niech tylko przeor zostanie.

BLATT

(stoi nieporuszony)

BORN

(gest ręką)

Odejdź.

BLATT

(podniósł powoli głowę i utkwił wzrok w Bornie)

BORN

(spojrzenie jego spotkało się ze spojrzeniem Blatta)

Odejdź…

BLATT

(milczy)

BORN

Odejdź.

BLATT

(stoi nieporuszony)

BORN

(krzyczy rozpaczliwie)

Odejdź! Odejdź! Odejdź!

BLATT

(opuścił wzrok, idzie do drzwi. Z jego ręki wypadł pejcz. Wyszedł)

PRZEOR

Po co to uczyniłeś?

BORN

Z nienawiści.

PRZEOR

Do kogo?

BORN

Do ciebie.

PRZEOR

Dlaczego mnie nienawidzisz?

BORN

Nienawidzę twojego Boga,

Którego nie mogłem ci wyrwać

Nawet za cenę życia,

Za marny ochłap życia.

PRZEOR

Jesteś nędznikiem!

BORN

(jakby nie słyszał)

Czy tak wyglądał Bóg?

PRZEOR

Na pewno tak wyglądał!

Był przecież człowiekiem!

BORN

I tak samo stał na lithostrotos

Ubiczowany i oplwany, i milczał?

PRZEOR

Na pewno tak samo!

BORN

To dziwne…

PRZEOR

(wskazał na krucyfiks, wiszący na ścianie)

Bóg zstąpił z krzyża i wszedł w ciało

Umęczonego człowieka!

BORN

Czułem to…

PRZEOR

Ubiczowałeś Boga, zbrodniarzu!

Ukoronowałeś Boga cierniową koroną!

BORN

Wiem o tym…

PRZEOR

Biada ci! Biada ci! Biada, bogobójco!

(idzie ku drzwiom)

BORN

Zostań!

PRZEOR

Rób z nami, co zechcesz!

Każ nas rozstrzelać!

Ale teraz chcę być sam!

(krzyczy)

Chcę być sam!

BORN

(chwycił go za rękaw)

PRZEOR

(przystanął)

BORN

Byłem szczęśliwy. O, jakże byłem szczęśliwy,

Zdawało mi się, że pogrzebałem na zawsze

Moją dawną przeszłość. Jesteś jednak w błędzie,

Jeżeli sądzisz, że żałuję mojej rzymskiej decyzji.

O, nie! Wierz mi, że gdybym miał znowu powtórzyć

Minione życie, obrałbym tę samą drogę,

Która mnie tutaj zawiodła. Nawet gdybym wówczas

Miał po raz drugi przeżyć to spotkanie z tobą,

Które jest dla mnie bolesna przygodą.

Przyszedłem do ciebie jako zwycięzca.

Podbiłem twój naród, a ciebie uczyniłem

Moim niewolnikiem, którego mogę,

Jeśli tylko zechcę, zamknąć w więzieniu,

Posłać do obozu albo rozstrzelać.

Jestem twoim prawem. Taka jest moja władza

Nad podbitym narodem i podbitą ziemią,

I nad wszystkim, co ta ziemia rodzi

I na sobie dźwiga. Nad każdym owocem.

Lecz nagle zrozumiałem, że dzięki twej wierze

W Boga, któremu cały się oddałeś,

Potrafisz nawet w klęsce zachować swą godność

Człowieczą. Zamknąłem oczy

I ujrzałem siebie w środku zagłady i upokorzenia,

W strzępach munduru wśród śnieżnej pustyni,

Na dnie klęski, zgiętego pod ciężarem trupa,

Którego z trudem dźwigałem na plecach.

Dźwigałem zwęglonego boga, który zginął

W płonącym bunkrze! Pozostałem sam,

Odarty z wszelkich wartości. Znak nieokreślony.

O, jak straszny jest los, który, zmuszając człowieka

Do święcenia nieustannych tryumfów,

Daje mu poczucie mocy

Tylko w godzinę zwycięstwa,

Obalanych słupów granicznych,

Kapitulacji wroga i dyktowanych warunków,

Ale nie zostawia mu żadnych wartości

Na godzinę smutku, żałoby i klęski.

Czy człowiek może budować swe życie

Z samych zwycięstw, defilad i oklasków?

Z radosnych marszów i samochwalczych przemówień?

Z koszarowych pieśni o pięknej przyszłości?

Z władzy, która upaja jak dym kadzidlany?

Wiem, kim jestem w godzinę zwycięstwa,

Ale nie wiem, kim jestem w godzinę klęski.

A tymczasem twój Bóg rozdaje łaskę, która

W porę twojego tryumfu i w porę twojej zagłady

Pozwala ci zachować z równym spokojem

To samo oblicze i tę samą godność,

I ten sam sens istnienia…

Jak beznadziejne jest życie człowieka,

Któremu nigdy nie wolno ponieść żadnej klęski…

 

Milczenie.

 

PRZEOR

Czy nie ma w tobie ani cienia tęsknoty

Za minioną przeszłością? Czy nie ma w tobie

Ani jednego śladu po dawnych modlitwach?

Przebywałeś kiedyś na wysokich górach.

Po co zeszedłeś z tych gór? Po co?

Czy po to, aby ludziom zadawać cierpienie?

BORN

Nie porównuj mnie z tym, kim ongi byłem.

Ten człowiek minął. Nie ma go… nie ma…

On jest mi tak samo obcy jak przechodzień,

Którego obojętnie mijam na ulicy,

Lub jak postać ze snu, która podszywa się

Pod moje pragnienia i niepokoje.

Nie znam tamtego. Nie wiem, kim on jest.

Nie mów więc do mnie w imię owych cieni,

Które nie mają imion.

PRZEOR

Więc może jest w tobie choć jedno westchnienie,

Które mógłbym przywołać z twej dawnej pamięci

I odnaleźć w nim bicie serca, wzruszenie lub łzę.

Przecież płacz i modlitwa nie mogły tak wyschnąć,

By nie został po nich choć znikomy ślad.

Czy nie ma w tobie ani ziarnka wiary?

BORN

W Boga?

PRZEOR

Tak.

BORN

Nie. Ani ziarnka.

PRZEOR

A może jest w tobie choć echo sumienia?

BORN

Echo sumienia? Dlaczego? Czy to, co czynię,

Jest przeciw mojemu sumieniu?

Ach, mój drogi, Erynie,

Które gnieżdżą się we mnie,

Jak w ruinach starej, pogańskiej świątyni,

Już nie są drapieżnymi ptakami,

Pijącymi krew z otwartych żył.

To są kolorowe papugi, które wrzaskiem

Przytakują wszystkim moim uczynkom i myślom.

Czy tobie się zdaje, że sumienia

Nie można oswoić i nauczyć go tych słów,

Które są nam potrzebne do życia?

PRZEOR

Oswojone Erynie są tylko złudzeniem

Twych pragnień. Tych ptaków nie można oswoić.

Można je tylko uśpić. Ale kto je uśpił,

każdym swym czynem sam siebie zabija.

Taka jest zemsta śpiących ptaków.

Biada tym, którzy nie słyszą w sobie

Krzyku uskrzydlonej krwi.

 

Za drzwiami rozbrzmiewają niespokojne głosy.

 

CHÓR

(wchodzi)

JEDEN Z CHÓRU

Ojcze przeorze!

JULIA

(wchodzi. Do Borna)

Jacy śmieszni są ci zakonnicy!

Boją się wpuścić kobietę do refektarza,

Jakby to była sypialnia

wyściełana miękkimi poduszkami…

BORN

(przerywając)

Po co tu przyszłaś?

JULIA

Jak to, po co? Od pół godziny siedzę

W twoim samochodzie i nudzę się jak mops.

Miałeś mnie zawołać. Czekam i czekam.

Więc przyszłam…

BORN

Nie jesteś teraz potrzebna.

Wróć do samochodu.

JULIA

Daj mi perły.

BORN

Wyjdź!

JULIA

Perły mi daj!

BORN

Wyjdź!

JULIA

Perły od nich dostałeś!

BORN

Nie dostałem żadnych pereł!

JULIA

Nie dostałeś? Więc kto je dostał?

Przecież nie ma ich na ołtarzu!

BORN

Skąd mogę wiedzieć, co się z perłami stało!?

Spytaj o to przeora! Spytaj o to ojców!

JULIA

A kto ma wiedzieć, jeżeli nie ty!?

Jeśli pereł nie wziąłeś, to mi pokaż Żyda!

Gdzie jest Żyd?

BORN

Nie twoja sprawa.

JULIA

Gdzie jest Żyd?

BORN

Milcz!

JULIA

Ja chcę wiedzieć, co się stało z Żydem?

BORN

(milczy)

JULIA

Oszukałeś mnie! Chcesz przede mną zataić!…

Zostawiłeś im Żyda… W zamian dostałeś

Sznur pereł, który do mnie powinien należeć.

BORN

Precz stąd!

JULIA

(gwałtownie)

Namówiłeś mnie, abym wytropiła

Żydowskiego pudla i pod pozorem miłosierdzia

Wskazała mu drogę do tego klasztoru,

Gdyż chciałeś dla jakichś swych wariackich celów

Bawić się z przeorem jak kot ze zdechłą myszą!

A potem mi kazałeś szantażować klechę!

Czy po to wszystkie twe prośby posłusznie spełniłam,

Byś mnie teraz wyrzucał bez żadnej nagrody?

Ukradłeś perły! Zapłacisz mi za to!

(wybiega)

BORN

(wyciągnął z kabury browning, biegnie do drzwi i strzela kilkakrotnie w głąb korytarza)

 

Przeraźliwy krzyk Julii. Łoskot upadającego ciała.

 

PÓŁCHÓR PRAWY

Jezusie Nazaretański!

PÓŁCHÓR LEWY

O Matko Przenajświętsza!

BORN

(stoi nieporuszony. Schował browning do kabury)

PRZEOR

(wybiega do korytarza)

 

Milczenie.

 

PRZEOR

(wrócił, spojrzał na Borna i na ojców)

BORN

(stoi przez chwilę niezdecydowany. Podszedł do okna i gwałtownym ruchem dłoni odsłonił zasłonę)

PRZEOR

(szeptem)

Chryste…

BORN

(otworzył okno i krzyknął na dziedziniec)

Niech dwóch żołnierzy zaraz na górę przybiegnie!

 

Zamknął okno i zapuścił zasłonę. Usiadł, tyłem odwrócony do Przeora.

 

PRZEOR

(utkwił wzrok w ziemi)

 

Milczenie

 

DWÓCH ŻOŁNIERZY SS

(wchodzi)

PIERWSZY ŻOŁNIERZ SS

Rozkaz!

DRUGI ŻOŁNIERZ SS

Rozkaz!

BORN

(nie odwracając się)

W klasztorze nie ma Żyda. Oni są niewinni,

To był fałszywy donos tej szantażystki,

Której zwłoki tam leżą. Złóżcie je na furze

I odwieźcie na cmentarz, najlepiej na kirkut.

Wszystko jedno, gdzie będzie leżeć takie ścierwo.

Ściągnijcie posterunki. Wracamy do miasta.

PIERWSZY ŻOŁNIERZ SS

Rozkaz!

DRUGI ŻOŁNIERZ SS

Rozkaz!

 

Wychodzą.

 

BORN

(podniósł się z ławy)

Pójdę.

(idzie ku drzwiom. Zatrzymał się i odwrócił)

Posłuchaj. Miałem wczoraj taki sen.

Jest noc. Jest noc jesienna.

Mały pokorny kleryk w czerwonej sutannie

Fruwam nad miastem, pod niebem zmurszałym

Od modlitw i płaczu, i widzę siebie w dole,

Idącego środkiem ulicy. Wzrokiem sieję śmierć.

Przechodnie pod moim spojrzeniem

Zamieniają się w białe kościotrupy

I ciągną za mną powoli długim kluczem

Ku czarnym wrotom, gdzie urzędnik,

Wyciągając przed siebie dłonie

O palcach z płonących liczb,

Wręcza im zwolnienie od życia.

Wrzask się podnosi.

Krzyczą, że chcą żyć,

Że nie spełnili do końca swych ziemskich przeznaczeń,

Że chcą wracać do swoich rozkładających się ciał,

Do gnijących pokrowców! Spojrzałem w niebo.

Znowu ujrzałem siebie, pokornego kleryka

W czerwonej sutannie, fruwającego nad miastem

I wołającego do mnie donośnym głosem:

Niech będą przeklęte upiory, studnie zagłady!

Niech będą przeklęte demony, jadowite węże!

Niech będą przeklęte skorpiony, uszykowane do boju!

Morderco! Morderco! Morderco!

Tak wołał mały, pokorny kleryk w czerwonej sutannie

Do człowieka w czarnym mundurze,

Który podniósłszy pięści ku niebu

Milczał, bo nie wiedział, jak dosięgnąć

Swojego sobowtóra,

Płynącego nad miastem kości.

PRZEOR

Już go dosięgnąłeś.

BORN

Jesteś tego pewien?

PRZEOR

(milczy)

BORN

Żegnaj.

(wyszedł)

PÓŁCHÓR PRAWY

Krew na posadzce.

PÓŁCHÓR LEWY

Krew na ścianach.

CHÓR

Krew.

PÓŁCHÓR PRAWY

Krew u stóp krzyża.

PÓŁCHÓR LEWY

Wszędzie krew.

CHÓR

Krew.

OJCIEC PIERWSZY

Słyszę rżenie upadłych aniołów

Na pustych polach. Popioły szumią

Głośniej od dziejów.

OJCIEC DRUGI

Słyszę monolog krwi.

OJCIEC TRZECI

Słyszę pomruk rozsypanych kości.

OJCIEC CZWARTY

Słyszę czołganie się zbiorowych mogił.

OJCIEC PIĄTY

Gdzie są usta popiołów?

OJCIEC SZÓSTY

Gdzie są oczy popiołów?

OJCIEC SIÓDMY

Gdzie są bramy popiołów?

OJCIEC ÓSMY

Niech będą otwarte!

OJCIEC DZIEWIĄTY

Niech będą otwarte!

OJCIEC DZIESIĄTY

Niech będą otwarte!

OJCIEC JEDENASTY

Wołajcie, synowie ziemi!

OJCIEC DWUNASTY

Wołajcie, pobojowiska!

OJCIEC PIERWSZY

Wołajcie, ogrody krwi

I ślepe katakumby!

OJCIEC DRUGI

Wołajcie, ruiny i szubienice!

OJCIEC TRZECI

Wołajcie, dymiące krematoria

I kości!

PÓŁCHUR PRAWY

Wołajcie Pana!

PÓŁCHUR LEWY

Wołajcie Pana!

CHÓR

Przyzywajcie Pana!

Błagajcie Pana,

Harfę siedmiostruną,

Kroczącą po liściach palmowych,

Króla sprawiedliwego

I Syna Dawidowego,

Aby zeszedł ze stoków Góry Oliwnej,

Spośród gajów Bethfage,

I wstąpił w bramę płaczących popiołów

Jak do wnętrza wieczornej godziny,

I wyprowadził człowieka

Z labiryntu dziejów

Ku dalekim rzekom oczyszczenia,

Ku sakralnym wodom.

BLATT

(wszedł. Rozejrzał się trwożliwie dokoła. Do Przeora)

Gdzie on jest?

PRZEOR

Poszedł.

BLATT

Kiedy znowu wróci?

PRZEOR

Born już nigdy ciebie nie skrzywdzi,

Bracie Emanuelu. Jesteś bezpieczny.

BLATT

Gdy włożył mi na głowę ten kolczasty drut,

Boleść poczułem w sobie. Ale to nie była boleść,

Która każe krzyczeć zmęczonym ustom.

To była dobra boleść, która weszła we mnie

Jak trzej aniołowie

Pod namiot Abrahama, ocieniony

Dębami w Mamre.

(nagle)

Dlaczego mnie Born nie zastrzelił?

Dlaczego jeszcze żyję?

(do Chóru)

Dlaczego nas wszystkich nie zastrzelił?

Dlaczego my wszyscy jeszcze żyjemy?

PRZEOR I CHÓR

(milczą)

BLATT

(niespokojnie patrząc na Przeora, to znów na Chór)

Co się tutaj stało!?

(głośniej)

Co się tutaj stało!?

(krzyczy)

Co się tutaj stało!?

PRZEOR

Ty lepiej wiesz niż my, bracie Emanuelu,

Albowiem nie w nas, lecz w tobie

Bóg powtórzył misterium swoich cierni.

 

Nagle dobiega z dala gwałtowna detonacja. Słychać serie wystrzałów i wybuchy ręcznych granatów.

 

PRZEOR I CHÓR

(słuchają)

BLATT

(stoi zapatrzony przed siebie, jakby nie słyszał tego, co się dzieje za murami klasztoru)

 

Muzyka organowa

 

PRZEOR

(klęka, zwrócony twarzą w stronę krzyża)

Boże, ten, który teraz umiera,

Jest zbrodniarzem.

Za chwilę zaczniesz sprawować sąd

Nad spróchniałym człowiekiem.

Krew jego ofiar

Woła do Ciebie

Z otchłani.

Panie, wyznaczysz cenę krwi

I wyznaczysz cenę otchłani,

I zliczysz ludy siedzące

Nad brzegami Babilonu,

I dzieci, konające w komorach gazowych,

I lutnie zawieszone na szubienicznych drzewach.

Ale zechciej, o Panie,

Z rachunku jego grzechów

Wymazać zło,

Którym mnie doświadczał.

Ja mu je przebaczam.

 

Podczas modlitwy Przeora poprzez muzykę organową dobiega odgłos strzelaniny i wybuchów ręcznych granatów.

 

CHÓR

(klęka, zwrócony twarzą w stronę krzyża)

Odpłata Twoja jest z Tobą,

Odpłacasz każdemu

Według jego cierpień i radości,

Dobrych i złych uczynków,

Jego dzieł sprawiedliwych

I dzieł zbrodniczych.

Jesteś Alfa i Omega,

Pierwszy i Ostatni,

Początek i Koniec.

Twoja jest władza nad drzewem życia

I nad drzewem śmierci.

BLATT

(podczas ostatnich słów Chóru zatrzymał wzrok na krucyfiksie. Patrzy na rozpiętego na krzyżu Chrystusa, jakby Go po raz pierwszy zobaczył. Jak pod działaniem przemożnej siły, której nie może się oprzeć, idzie do krucyfiksu)

Dlaczego On tak bardzo podobny jest

Do człowieka?

Dlaczego On tak bardzo podobny jest

Do człowieka?

(opuszcza głowę i zasłania twarz dłonią)

PRZEOR

Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba,

Boże Izraela,

Chrystusie,

Jesteś, który jesteś.

Jesteś, który jesteś

Na drogach karawanowych,

Prowadzących z miasta

Ur Chaldejczyków.

Jesteś, który jesteś

W namiotach Abrahama,

W niewidzących oczach Izaaka,

Na szczeblach Jakubowej drabiny,

I na szczycie Synaju,

I na szczycie Morii,

I na szczycie Góry Błogosławieństw,

I na szczycie Góry Przemienienia,

I na szczycie Golgoty.

Jesteś, który jesteś

W jaskini Dawida,

W jaskini Daniela

I w jaskini Bethlehem,

I w jaskini Zmartwychwstania.

Przyszedłeś i przychodzisz co chwila

W kole służebnych aniołów,

Albowiem każda chwila

Jest ostatecznością

I jest czasem Twojego gniewu,

I jest czasem Twojego miłosierdzia,

Chrystusie.

 

BLATT

(podniósł głowę i, patrząc w twarz Chrystusa, ręce wzniósł w górę, rozkrzyżował je, jakby chciał w swoich ramionach zamknąć postać umęczonego Boga. Woła)

O Adonaj! Adonaj!

PRZEOR I CHÓR

Amen.

 

Muzyka organowa wciąż trwa.

 

Kurtyna powoli opada.

 

 

Strona: 123456