„Spowiedź w drewnie”
Prosty, sosnowy stół. Na stole kloc drzewa z grubsza obrobiony, z ledwie zarysowana Figurą
Frasobliwego. Rzeźbiarz zdążył wydobyć z kloca jedynie głowę, reszta jest jeszcze tylko
drewnem. Za stołem stoją półki, a na nich gliniane naczynia, bochen chleba zawinięty w lnianą
szmatę i zgliwiały kawał sera. W rogu izby, na skrzyni siedzi chłop prymitywny i niedokończony
jak jego dzieło. Ostrzy na brusie nóż; robi to sumiennie i cierpliwie, choć z widocznym
wysiłkiem. Wreszcie przerwał robotę. Westchnął.
ŚWIĄTKARZ
Boze, Boze…
Niedokończony Bóg obrócił ku niemu drewnianą twarz i przemówił.
FRASOBLIWY
A co? A co, Jasiu? Dyć to jo, Ponbóg! No co, mów!
ŚWIĄTKARZ (ocknął się z zadumy)
E, nic…
FRASOBLIWY
Jak nic, to lo cego nie strugos?… Stoje tu i stoje jak przygłupi, niedostrugany taki… Ksiądz
prebosc juz sie ze trzy razy o mnie pytali, a ty nic i nic…
ŚWIĄTKARZ
Tej tys to…
FRASOBLIWY
Nie ośmiejes sie, nie zagados… Tylko coś tak śpekulujes, śpekulujes, ocka zamykos… Jak
odmieniony…
ŚWIĄTKARZ
Łaski boski w sobie ni mom… Ani zachwytu…
FRASOBLIWY
Pomódl sie!
ŚWIĄTKARZ
Baj to…
FRASOBLIWY
Pomódl sie, pomódl. Moze ci zelzy.
Chłop westchnął i ciężko dźwignął się ze skrzyni.
FRASOBLIWY
Pomódl…
ŚWIĄTKARZ (klęknął na środku izby i zdjął kapelusz)
Boże, dopomóż, żeby mi się darzyło, bo dzisia z nikimi ni mom interesu, ino na Twojom kwałe
robie i na zmówienie księdza prebosca… A kto ta wi, cy to nie ostatnio moja robota… amen.
(skończył modlitwę i z trudem, niezdarnie podniósł się z klęczek)
FRASOBLIWY
No i dobrze, Jasiu! I dobrze! Widzisz?… A tero strugoj! Strugoj, Jasiu, strugoj! Na mojom
kwałe!
Chłop siadł na zydlu przy stole i trzymanym w ręku gnypem przeżegnał drewno.
FRASOBLIWY
…Strugos?
ŚWIĄTKARZ
Strugom…
FRASOBLIWY
…A co tero?
ŚWIĄTKARZ
…Noge…
FRASOBLIWY
…Noge?
ŚWIĄTKARZ
…Noge…
Chrystus przyjrzał się podstawie drewnianego bloku.
FRASOBLIWY
…Patrzaj sie! Noga! A jako ci tam?
ŚWIĄTKARZ
Pomalućku…
FRASOBLIWY
Rychło bede?
ŚWIĄTKARZ
Jak cie zrobie, to bees… Co ci tak wartko?
FRASOBLIWY
Świat kce odkupić! W grzychu je!
ŚWIĄTKARZ
O, je…
FRASOBLIWY
A jako mnie zrobis?
ŚWIĄTKARZ
A jako byś kcioł?
FRASOBLIWY
Na krzyzu!
ŚWIĄTKARZ
E!…
FRASOBLIWY
Ubicowany!
ŚWIĄTKARZ
E!…
FRASOBLIWY
Na stojącke z podniesionom rąckom, jak ksiądz prebosc przy ołtazu!
SWIĄTKARZ
Na stojącke nie wloz byś w kawołek… Drewno je przykrótkie, a jesce tu sęk, tam sęk… Na
Figure musi być drewno suche, cyste, a tu ci ksiądz przyniós sękulca, co to zdatny jak staro
babka na babe!… Frasobliwy bees, wiys?
FRASOBLIWY
Frasobliwy? A bez co?
ŚWIĄTKARZ
A bez syćko… Bez ludzi… Bez świat… Bez to, ze nie jes tak, jakoby mogło być… (i zafrasował
się, posmutniał, zapatrzył nie wiadomo gdzie…)
FRASOBLIWY
No, i cos bees robił! Sękatyk, to sękaty! Tnij, Jasiu… (i nadrabiając miną, zaśpiewał sobie na
góralską nutę) Jo jes Ponbóg Frasobliwy, tu przykrótki, a tom krzywy! Hej – nie bede bez to
stękać, ze mnie Jasio wycion z sęka! Hej!…
Chłop uśmiechnął się smutnie.
ŚWIĄTKARZ
Postękos ty jesce, postękos… Ino ze tero jesce w tobie drewno zywicne, wesołe, nieobeschłe…
FRASOBLIWY
Toś Jasiu dobrze pedzioł! Jo je z wesołego drewna! (i wywijając niezgrabnymi kulasami,
zaśpiewał) Pokiel we mnie sumi wiater, to mi syćko nasermater. Pokiel nieukrzyzowany, to mi
nózki rwom się w tany! Heej!…
Świątkarz nie słucha śpiewu wesołego drewna. Już dawno odłożył gnyp, zamknął oczy i z twarzą
ściągniętą bólem ciężko dyszy. Chrystus z niepokojem spojrzał na swego stwórcę.
FRASOBLIWY
Hej!… Jasiu!… Cos ci to? Gozy ci, co?
ŚWIĄTKARZ
Gozy…
FRASOBLIWY
Medycyne weź, co ci jom pon dochtór doł… Na półce stoi…
ŚWIĄTKARZ
E!… Zwycajne choroby same z cłowieka wyłazom, wiys? Ale ta ostatnio, óna jes najgorso…
óna samo nie wyjdzie… (zmógł się w sobie; otworzył oczy, sięgnął ręką po gnyp) No dobre.
Dłuzy stękoca jak skokoca. Podsuń się ku mnie, to cię ostrugom…
Frasobliwy żwawo przesunął się w kierunku Jasia, nogę pod gnyp podstawił.
FRASOBLIWY
Dos rade? Bo takiś na gembusi zielony… Bees umiyroć?
ŚWIĄTKARZ
Hej, zyło sie juz cheba doś…
FRASOBLIWY
O, doś!… Trza ci sie wybiroć, trza!… Ale mnie jesce przed śmiercią dostrugos, co?
ŚWIĄTKARZ (pokiwał tylko głową)
…
FRASOBLIWY
Bo to by było nijako, co byk taki niedostrugany ostoł, ni? Panu Bogu na despekt, ludziom na
pośniewisko…
ŚWIĄTKARZ
…
FRASOBLIWY
Nie trza, coby mówili: „is, is – Jasiowa roboto zafajdano”…
ŚWIĄTKARZ
…Tej tys to… Ino ci juz cheba nic naprzycynić nie zdole… Ani kwiotków… Ani tompólek…
Ani daska nad głowom…
FRASOBLIWY
Daska?
ŚWIĄTKARZ
Daska… (powlókł się do skrzyni, otworzył ją i jął przepatrywać jej zawartość) Łotania jo nie
lubie, ale się musi, jak som skrzydła u aniołów, abo jakie piki, abo co… (wyjął ze skrzyni gotową
już i pomalowaną figurkę ustawioną w drewnianej kapliczce i poniósł ją do stołu)
FRASOBLIWY
Dasek!…
Chłop postawił rzeźbę obok Chrystusa i osunął się na zydel.
ŚWIĄTKARZ
Widzi… Widzi ci sie?…
FRASOBLIWY
O raneści święte! O raneści!…
ŚWIĄTKARZ
Widzi… ci sie? (oparł czoło o brzeg stołu, znów „pozieleniał na gembusi” – widać go ta droga
do skrzyni zmęczyła, ale Chrystus już tego nie zauważył, z zachwytem wpatruje się w daszek i w
zajmującą ten przybytek świętą)
ŚWIĘTA
Oremus!
FRASOBLIWY (zadreptał nogami i przesunął się razem z podstawą w stronę kapliczki)
Świynta Genowefo – dziewico, odsuń się na kfile, jo sie do twojego daska aby przymierze. (i na
dusia włazi do kapliczki)
ŚWIĘTA
Ka lezies, ka! Jezus Maria, dyć mi całom kaplice zapaćkos!
FRASOBLIWY
Oj, nie wrzesc! Ino spróguje, no!
ŚWIĘTA
Nie cyganis?
FRASOBLIWY
Jezusowe przenajświętse słowo! Kfile posiedze i telo! (udało mu się wypchnąć Genowefę spod
daszka)
ŚWIĘTA
No to posiedź… Ino sie o ściane nie opiroj!… Juz?
FRASOBLIWY
Jesce kfile…
ŚWIĘTA
No juz?
FRASOBLIWY
Toć-zek dopiru wloz!
ŚWIĘTA
Wyłoź! Modlić sie muse!
FRASOBLIWY
No pockoj, pockoj! Nie bądź tako w gorący wodzie kąpano…
ŚWIĘTA
Kaplica moja!
FRASOBLIWY
Toć przecie ci jej nie zeźre!
ŚWIĘTA
Wyłoź!
FRASOBLIWY
Jak ty se mnom Ponem Jezusem tak na uwziętego – to nie wyjńde i telo!
ŚWIĘTA
O, jo niescęśliwo! O, jo chudobno!
Chłop podniósł głowę i półprzytomnie spojrzał na siedzącego w kaplicy Chrystusa.
ŚWIĄTKARZ
Co sie wadzicie?…
ŚWIĘTA
To ty nie widzis, co tu sie wyprawio? To ty nie widzis? Ponjezus mnie z kaplicy wyzenił, a on
sie gapi, bo co mu tom. Oj dolo moja, dolo! O, jo bidno dziewico Genowefo!
FRASOBLIWY
Ino na przymiarke, Jasiu! Przyspatrz sie – jako mnie w tyj kaplicy, co? Dobrze, co? Dobrze?
ŚWIĄTKARZ
Ni… Frasobliwy z takom kaplickom nie idzie… (zamienił figurki w kaplicy)
ŚWIĘTA
Oremus!
FRASOBLIWY
A z jakom?
ŚWIĄTKARZ
Z inom. Ino ze ci ij juz i tak, Poniejezu, wystrugoć nie zdole…
FRASOBLIWY
Jo wim, Jasiu… Nie martw sie… Majątek mój nie jes z tego świata… i jo ta o to nie stoje…
zebyś mi tylko te noge dostrugoł, to i dobre… Dostrugos?
Świątkarz pokręcił przecząco głową.
ŚWIĄTKARZ
Nie dom rady… Abo sie ksztołt poprzecino… abo nóz mi do palca zajedzie…
FRASOBLIWY
Końcys sie?…
ŚWIĄTKARZ
Końcem…
FRASOBLIWY
Tak jo z tego widze, ze juz ni ma co… Klęknij, Jasiu, zrób zol za grzychy, ozgrzyse cie i bedzie
fertyg. Cobyś spokojnie umiyroł, wiys?
ŚWIĄTKARZ
Dobre… (wstał z zydla i powlókł się do skrzyni) Dobre…
FRASOBLIWY
Cos tam wyciągos? Co to je, Jasiu? Co to je?
Chłop wyjął ze skrzyni kilka kolorowych świątków i poniósł je na półkę.
ŚWIĄTKARZ
Moje zywobycie… Syćko… I grzychy moje… I biydy… I cała nieporeda moja…