
23. To jedno
Budzi się w tym momencie pokusa odniesienia tej wierszowej sytuacji do Mickiewiczowskich liryków lozańskich. Dostrzegamy uderzające zbieżności (np. wyzwolenie z wszelkich ograniczeń – poza jednym, wyjściowym odniesieniem do przeszłości, na której sporo w wierszu zostało zbudowane – charakterystyczny spokój i „wgląd pod podszewkę świata”, funkcja bezokolicznika). Jest jednak przynajmniej jedna, ale zasadnicza różnica: Miłosz, bohater jego wiersza, patrzy na świat, w którym żyjemy, Mickiewicz „zagląda” gdzie indziej, patrzy z „drugiego brzegu”. Wprowadzenie Mickiewicza na zasadzie dygresji uzasadnia wiele innych podobieństw w twórczości obu poetów, wskazuje również na zdecydowane odwoływanie się Miłosza do patronatu romantyka. Decyzję o odniesieniu Miłosza do Mickiewicza uzasadnia również fakt, że dzięki takiemu zestawieniu można wyraźniej zobaczyć, jak bardzo Miłosz zanurzony jest w ziemskiej rzeczywistości, mimo że się z niej wyzwala (zarówno wiersz Dar, jak i To jedno). To ona jest dla niego drogą do „znalezienia się” „na granicy gdzie kończy się ja i nie-ja”. Poeta dwudziestowieczny ciągle pozostaje na „jednym brzegu”. Stąd widzi urodę świata i poprzez jego impulsy odnajduje coś, co ten świat przerasta.
Co do próby zrozumienia całości wiersza To jedno wnosi przywołany powyżej fragment: „Na granicy gdzie kończy się ja i nie-ja”? W jaki sposób pozostaje w związku z „patrzeniem”? Jak odnaleźć granicę „ja” i tego, co bez „ja” – i wyłącznie – należy do świata zewnętrznego? Ostatnie wersy wiersza pozwalają odnaleźć znak równości między „tym jednym” i „rzeczą drogocenną”. Jest nim „patrzenie”. Ono podsuwa myśl, że właśnie dzięki niemu, przez nie, wędrowiec odnajduje siebie na przecięciu „ja” i „nie ja”. Patrzenie wyprowadza człowieka z jego wnętrza, ale jednocześnie nie pozwala mu tego wnętrza opuścić. Idąc dalej (jak mówi ktoś inny, chociaż w odmiennych kontekstach): „Istnieć i patrzeć to akty wzajemnie od siebie zależne”[1].
Podmiot wiersza pragnie zamienić się w samo patrzenie, to pragnienie jakby eliminuje go z codzienności świata, już stawia na granicy, o której poeta mówi w ostatnim wersie. Ów wers zatem potwierdza, akcentuje, wzmacnia coś, co w wierszu zostało już wcześniej, inaczej powiedziane. Łącząc przywołane wyżej zdanie (o istnieniu i patrzeniu) z wcześniejszymi obserwacjami, postrzegamy sens końcówki wiersza tak, jakby patrzenie przechodziło w istnienie. Może – jakiś (wyższy?) rodzaj istnienia. Jakby patrzenie stwarzało sugestię jego (istnienia) lirycznej esencjalizacji – co jest „głębokim” oksymoronem, paradoksem. Ale też Miłosz nie mówi o patrzeniu na cokolwiek. Mówi o patrzeniu, którego konsekwencją jest zachwyt, ekstatyczne zatrzymanie wobec „wydarzającego się Rytmu”, głębi istnienia. Czy paradoks w historii poezji nie był rezultatem postawy wobec niepojętego? „To jedno” wychwytuje jakiś krańcowy, graniczny model istnienia i jednocześnie model „wglądu w istnienie”. Jest to wiersz, który, jak każdy wiersz liryczny, rządzi się swoimi prawami; nawet wówczas, kiedy interpretator odruchowo chciałby sięgać po słowniki i kompendia filozoficzne. Każdy prawdziwy wiersz liryczny ma swój własny słownik, trudny do zrekonstruowania. I nie powinno się dopełniać tego słownika na siłę, pozostawiając milczeniu niektóre hasła.